Ludożeria

Ponieważ każda okazja, by się napić, jest dobra, znakomicie pamiętamy ogłoszenie wyników referendum w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej.

25.03.2019

Czyta się kilka minut

Braliśmy naonczas udział w naprędce i pokątnie zorganizowanym bankiecie, w gronie szalenie ścisłym ludzi gibkich, nienudzących banałem, a co najważniej­sze – dalekich od lekkomyślnych uniesień i harcerskich egzaltacji. Padły tam słowa, które uznaliśmy nie tyle za złowieszcze, ile za brzmiące niepokojąco prawdziwie i realnie. Otóż rzekł ktoś wtedy, że wpuszczenie wschodnich Europejczyków do organizacji o konstrukcji – pod każdym względem – całkowicie zachodniej oznacza tyle, że oni ją po prostu zdemontują, w ciągu dwu-trzech dekad. Nikt spośród zebranych nie miał argumentu, który mógłby owo krystaliczne spostrzeżenie podważyć. Kto był wtedy na tym padole, pamięta takoż, że wynik głosowania wynikał z wygłoszonej niemal w ostatniej chwili rekomendacji papieża. Samo to w sobie dawało asumpt do smutnych niestety mniemań, że ów bodziec to nieco maluśko, gdybyśmy zechcieli ocenić decyzje mas za dojrzałe, trzeźwe i świadome.

Słowem, owo niemalejące od lat poparcie dla naszego bycia w Unii Europejskiej traktujemy od zawsze jako coś bardzo dziwnego, bo gruntownie oderwanego od europejskich idei. Równie dobrze, tak uważamy, pod wpływem kogokolwiek i jakiejkolwiek bredni przezeń wygłoszonej, to poparcie może w każdej chwili zamienić się w brak poparcia. Gdy próbujemy wszystkie te nasze opinie wystękać, ludzie uchodzący za stąpających dziś twardo mawiają nam, że to bzdury. Że po pierwsze pieniądze, po drugie nieskrępowane podróżowanie, po trzecie awans cywilizacyjny, możliwość studiowania, że to i wiele innych „za” nie przebiją nigdy żadnego „przeciw”. Ponieważ te wspaniałe argumenty takoż uważamy za marne, pozostajemy przy opinii, że nic nie jest w stanie pohamować naszych, gdy poczują, iż moc jest z nimi, i że oto nadeszła chwila, by pokazać nasz olśniewający talent do demontażu, oczywiście pod pretekstem naprawiania.

O naprawianiu Unii Europejskiej w wydaniu tutejszych speców słyszymy od dość dawna, ale doprawdy nigdy nie usłyszeliśmy, na czym to miałoby polegać, poza wdrażaniem swoiście pojętej tradycji, pielęgnowaniu uprzedzeń rasowych i religijnych czy walce o dominację rasy białej. Oczywiście nie da się – w ramach naszych pomysłów naprawczych – pominąć opinii w rodzaju tej wygłoszonej w ostatnim tygodniu przez wysokiego funkcjonariusza Rady Polityki Pieniężnej, pana Łona, by oto złotówka była wspólną walutą wszystkich Europejczyków. Był to zdaje się żarcik, ale jest to zaiste doskonały przykład na tutejszą odmianę głęboko realistycznego podejścia do polityki, nie tylko pieniężnej.

Dość jednak marudzenia i zakompleksiałego ględzenia, nie jesteśmy bowiem sami na świecie i to mimo Kaczyńskiego u władzy i jego mniemań na temat zagranicy, który widzi ją – jak by to powiedzieć – oczyma członka odizolowanego plemienia, w środku stumilowego lasu. Nawiasem, na podstawie tego, co ostatnio mówi, można uznać, że naszedł wreszcie czas na zmianę nazwy kraju naszego na Ludożeria. Dobrze, by to zarejestrować i otoczyć prawem do marki, zanim ubiegną nas inne kraje.

Mimo to wszystko samiśmy są zdziwieni, że głupiej niż u nas jest jeszcze tylko w Wielkiej Brytanii. Okropnie nas to śmieszy, życie bowiem nam upłynęło na kulcie tamtejszego rozsądku i racjonalności. Brytyjska premier, co wydawało nam się absolutnie nierealne, jawi się dziś jako postać tragiczna. Amerykański prezydent podobnie, choć w trochę innym znaczeniu – ale i tak jest to wielka pociecha, jeśli idzie o nasze środkowoeuropejskie boleści. Oto coraz wyraźniej widać wątłość zachodniego modelu i ogromną siłę modelu wschodniego. Bez żadnej przesady można dziś powiedzieć, że prezydent Trump jest mentalnie i operacyjnie klasycznym politykiem Wschodu, a sytuacja na Wyspach bardziej pasuje do definicji niemożności niźli skuteczności bądź do tak umiłowanego na Słowiańszczyźnie kultu destrukcji. Wreszcie ktoś – za przeproszeniem – małpuje od nas. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019