Łowcy niezadowolonych

Program niemieckich populistów jeszcze nigdy nie był tak radykalny. W wyborach do Bundestagu mogą liczyć na ponad pięć milionów głosów.
Z Magdeburga

14.06.2021

Czyta się kilka minut

Liderzy AfD (od lewej): Alexander Gauland, Jörg Urban, Hans-Thomas Tillschneider, Björn Höcke oczekują na wyniki wyborów w Saksonii-Anhalt. Magdeburg, 6 czerwca 2021 r. / KAI PFAFFENBACH / REUTERS / FORUM
Liderzy AfD (od lewej): Alexander Gauland, Jörg Urban, Hans-Thomas Tillschneider, Björn Höcke oczekują na wyniki wyborów w Saksonii-Anhalt. Magdeburg, 6 czerwca 2021 r. / KAI PFAFFENBACH / REUTERS / FORUM

Martin Reichardt, przewodniczący Alternatywy dla Niemiec (AfD) w landzie Saksonia-Anhalt, podnosi głos, gdy woła do mikrofonu: – Dźwiękowców proszę o wzmocnienie sygnału. A od policji żądam, by zrobiła porządek z tym motłochem!

Jakieś 50 metrów od trybuny, z której przemawia Reichardt, stoją przeciwnicy AfD. Od ponad pół godziny usiłują zagłuszać przemówienia polityków występujących na wiecu Alternatywy. Początkowo prowadzący wiec z zadowoleniem konstatowali, że „AfD ma lepsze głośniki”, na co przeciwnicy wyciągnęli gwizdki. Gdy kolejni mówcy podnosili coraz bardziej głos, kontrdemonstranci skandowali jeszcze głośniej: „Faszyści won!”.

– Kochani magdeburczycy, kochani Saksończycy, kochani Niemcy! – zwraca się do zebranych 51-letni Reichardt i szybko przechodzi do ataku. „Stare partie”, jak AfD nazywa wszystkie pozostałe partie w Bundestagu, dążą do „ekodyktatury” i propagują „kulturę śmierci” – tu polityk podnosi głos. W tym momencie po stronie przeciwników ustawia się samochód z przyczepą, na której stoją wielkie kolumny. W stronę trybuny AfD płyną rytmiczne uderzenia muzyki elektronicznej.

Do tej chwili zwolennicy AfD starali się ignorować kontrdemonstrację. Dodatkowe decybele okazują się jednak skuteczną prowokacją. Rozsierdzeni ludzie ruszają w stronę źródła hałasu. Obie grupy rozdzielają barierki, a przestrzeń między nimi szybko zajmują policjanci. – Zdrajcy narodu! – krzyczy ktoś z szeregów AfD. W górę wzniesione zostają czarno-czerwono-złote flagi państwowe Niemiec, zaciśnięte pięści i środkowe palce. Do dalszej eskalacji nie dochodzi, bo policja szybko egzekwuje ściszenie muzyki, w końcu wiec AfD jest legalny. Grupa ok. 200 ludzi wraca pod trybunę słuchać kolejnych wystąpień.

Rytuał sprzeciwu

Ten wiec na placu Katedralnym w centrum Magdeburga, w piątek 4 czerwca, był ostatnim wydarzeniem w kampanii AfD przed wyborami do parlamentu landu Saksonia-Anhalt, które odbyły się dwa dni później. Ale podobny rytuał – kontrdemonstracje, próby zagłuszania, wyzwiska rzucane przez obie strony – rozgrywa się niemal za każdym razem, gdy politycy AfD pojawiają się w przestrzeni publicznej.

– Protesty odbywały się w każdym miejscu, gdzie była AfD – mówi Christiane, jedna z organizatorek kontr- demonstracji w Magdeburgu, zapytana przez „Tygodnik”. – Wolę nie podawać nazwiska – zaznacza. Strach? – Tak, boję się – przytakuje. Osoby zwalczające AfD dostają pogróżki, do sieci trafiają ich prywatne adresy.

Christiane, starsza kobieta, od 25 lat mieszka w Magdeburgu, stolicy landu. Ostatnio angażowała się w ruchy ekologiczne. – Grupy kościelne, diaspora żydowska, Fridays for Future, ludzie kultury – wymienia grupki, które jako Solidarny Magdeburg zorganizowały wspólnie ten protest. – W Saksonii-Anhalt AfD jest mocno powiązana z ruchami skrajnie prawicowymi, neonazistami i organizacją Obywatele Rzeszy – tłumaczy.

Główny postulat protestujących kierował się zresztą nie w stronę AfD. – Przestrzegamy wszystkie inne siły przed współpracą ze skrajną prawicą i AfD – tłumaczy Christiane.

Przeciwnicy AfD od zeszłego roku mają powody do obaw. Wówczas to politycy chadeckiej CDU – partii Angeli Merkel, która w landzie Saksonia-Anhalt ma premiera – zaczęli publicznie zastanawiać się nad jakąś formą współpracy z Alternatywą, np. pod postacią rządu mniejszościowego CDU tolerowanego przez AfD. Choć ta rebelia w łonie chadecji została oficjalnie szybko stłumiona, już same takie wypowiedzi budziły poczucie, że populiści są bliżej współrządzenia niż kiedykolwiek.

Tylko dla rdzennych Niemców

Aby potwierdzić swe obawy, wystarczy, że wyborca szeroko pojętego centrum zajrzy do programu AfD.

W kampanii w Saksonii-Anhalt partia przygotowała przede wszystkim dużą dawkę polityki socjalnej. Dopłaty dla rodzin do kredytów na budowę domu, darmowe przedszkola, dodatkowe środki dla rodzin wielodzietnych. AfD oferuje kilka tysięcy euro jako bonus na urodziny dziecka i dodatkowe świadczenia z funduszy landowych, które uzupełniłyby zasiłki już otrzymywane przez rodziny z puli federalnej.

Obietnice te mogłyby znaleźć się w programie innych głównych partii. Mocne socjalne wsparcie dla obywateli mają w swoich programach nie tylko Die Linke (partia najbardziej lewicowa), ale też socjaldemokraci (SPD) i chadecy. Jednak w przypadku AfD cała ta oferta skierowana jest tylko do rdzennych Niemców, jako jeden z dwóch filarów programowych. I tak jak ten pierwszy roztacza obietnicę poprawy bytu, tak w drugim chodzi o utrudnienie życia tym, których AfD nie uważa za prawdziwych Niemców.

Politycy AfD chcą bowiem odwrócić politykę migracyjną kanclerz Merkel o 180 stopni. Proponują umieszczanie osób, które wnioskują o azyl, w miejscach odludnych. Dzieci osób, które uzyskały azyl, nie powinny uczyć się w niemieckich szkołach, lecz osobno, w ich języku ojczystym, tak aby nie odniosły wrażenia, iż będą mogły zostać tu na dłużej. W ten sposób AfD podważa nieformalny konsens w Niemczech, wedle którego kraj jest otwarty na imigrantów i wywiązuje się ze zobowiązań wobec uchodźców. Po uzyskaniu azylu przybysze cieszą się wsparciem państwa i otrzymują perspektywę pozostania na stałe.

Również na wiecu w Magdeburgu tematy związane z imigracją wiodły prym. – Islam nie przynależy do Niemiec – przekonywał Oliver Kirchner, główny kandydat na landowej liście AfD. Został nagrodzony brawami.

„Niemcy. Ale normalne”

W programie AfD jest też akapit o zatrzymaniu imigracji „biedoty” z krajów Unii. Czy chodzi o Polaków, Rumunów lub Bułgarów, którzy także w Saksonii-Anhalt pracują w fabrykach i na polach? „Tygodnik” zadał to pytanie Kirchnerowi na chwilę przed rozpoczęciem wiecu. – Nie, chodzi o Romów. Oni tworzą skupiska wielodzietnych rodzin i utrzymują się tylko z naszego systemu socjalnego – odparł polityk. Ale akapit w programie jest sformułowany tak, że odbiorca może sobie sam wyobrazić, o kogo może chodzić.

Wsparcie dla „prawdziwych Niemców” i utrudnienie życia imigrantom uzupełniają postulaty z innych dziedzin. W opinii publicznej Niemiec panuje dość powszechnie zgoda, że wyzwaniem dekady są zmiany klimatu i obniżenie emisji CO2. Tymczasem AfD proponuje utrzymanie wydobycia i spalania węgla oraz dalsze wsparcie dla silników spalinowych.

AfD obiecuje też rozprawić się z „lewicową mafią”. To określenie z programu oznacza organizacje pozarządowe, które w opinii populistów mają na sumieniu długą listę przewin: seksualizację dzieci, wspieranie „antyniemieckiej” kultury, genderyzację społeczeństwa, wspieranie uchodźców. Alternatywa przekierowałaby środki, które dostaje owa „mafia”, na to, co w jej języku określa mianem „normalności”. Główne hasło AfD na poziomie federalnym brzmi: „Niemcy. Ale normalne”.

Michael Kraske, dziennikarz z Lipska, obserwuje AfD od lat. W ostatniej książce poświęconej tej partii przekonuje, że jej język to nie tylko polityczna prowokacja, lecz autentyczny program. – Oni naprawdę myślą to, co mówią. To nie retoryka, lecz program radykalnej prawicy – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Kraske zwraca uwagę, że język, który padał na wiecu w Magdeburgu czy trafił do programu dla Saksonii-Anhalt, to stały słownik partyjny. Gęsto w nim od takich pojęć jak „obcy kulturowo”, „anty- niemiecki”, „zdrajcy narodu”, „biznes azylowy”. Czasem zbija się to w jedno, jak w przypadku Alice Weidel, jednej z liderek partii, która w 2018 r. krytykowała w Bundestagu rząd Merkel za ściąganie do kraju „dziewczynek w chustach, nożowników na utrzymaniu i innych niedojd”.

Od ekonomii do migracji

Alternatywa przeszła długą drogę od roku 2013 r., gdy grupa konserwatywnych polityków i ekonomistów tworzyła tę partię. Wtedy istotą programu był sprzeciw wobec pomocy finansowej dla Grecji, która była na skraju bankructwa. Dziś założycieli AfD, którzy stawiali na sprawy ekonomiczne, albo już w partii nie ma, albo są zmarginalizowani. Szarą eminencją i strategiem jest natomiast Alexander Gauland. 80-letni dziś polityk był w gronie założycieli, ale już wtedy uważał, że AfD nie może być partią jednego tematu.

Dla Gaulanda liczy się skuteczność: to, co przybliża do przejęcia władzy. Nie ma problemu z wyzywaniem od „kłamliwej prasy” niemal wszystkich mediów tzw. głównego nurtu, choć – jak przyznaje – zaczyna dzień od lektury renomowanych dzienników „FAZ” i „Die Welt”, a w ciągu dnia najchętniej słucha publicznej rozgłośni Deutschlandfunk. Pozwala swoim harcownikom szerzyć ksenofobiczne treści wymierzone w imigrantów, a równocześnie jego córka Dorothea, z którą pozostaje w bliskiej relacji, jest ewangelicką pastorką o poglądach lewicowych.

Wiele na jego temat można dowiedzieć się z książki Olafa Sundermeyera pt. „Gauland”. Np. że nową partię założył ze złości i frustracji. Wcześniej, od lat 70. XX w., był członkiem CDU, ale nigdy nie dane mu było zbliżyć się do najważniejszych stanowisk. Po przejęciu sterów w CDU przez Merkel, wraz z grupą konserwatywnych seniorów został odsunięty na boczny tor, co miało pchnąć go do założenia własnego ugrupowania.

„Naród zaczął się bronić”

Od tego czasu Gaulandowi udało się zebrać w AfD wszystkie grupy na prawo od chadecji: od konserwatystów zawiedzionych kursem Merkel po prawicowych radykałów, którzy wcześniej głosowali na partie tyleż skrajne, co marginalne. Niestrudzenie wyszukuje on kolejne grupy niezadowolonych, aby ich rozczarowania i frustracje przekuć na procenty poparcia. Gdy po rosyjskiej inwazji na Ukrainę zauważył, że część społeczeństwa Niemiec bez względu na wszystko będzie za współpracą z Rosją, do programu dodał akcenty prorosyjskie, których trzyma się do dziś. Niedawno przekonywał z trybuny Bundestagu, że Rosja to największy sojusznik Niemiec w historii.

Swój temat numer jeden partia odkryła w 2015 r. Kryzys migracyjny i liberalna polityka migracyjna kanclerz Merkel do dziś są głównym paliwem AfD. Antyimigranckie hasła trafiają do elektoratu, a postulaty przywrócenia porządku i zatrzymania imigracji doprowadziły w 2017 r. do uzyskania w wyborach do Bundestagu 12,6 proc., tj. blisko 6 mln głosów (dziś w sondażach AfD ma nieco ponad 10 proc.). Również na tej fali AfD wprowadziła już swych polityków do parlamentów krajowych wszystkich 16 landów.

„Naród zaczął się bronić. Tak jak na Węgrzech, w Polsce czy na Słowacji” – komentował sukcesy Gauland. AfD sugeruje, że Niemcy są zależne od zewnętrznych sił, USA i Brukseli. I jakkolwiek absurdalnie by to z polskiej perspektywy brzmiało, oferuje swoim wyborcom program „wstania z kolan”. Co dobrze oddziałuje zwłaszcza w byłej NRD.

Wschodnie paralele

Na krótko przed wyborami w Saksonii-Anhalt Marco Wanderwitz – pełnomocnik rządu Merkel ds. nowych krajów związkowych (tj. byłej NRD) – stwierdził, że mieszkańcy Niemiec wschodnich zostali „wychowani w dyktaturze” i dlatego mają problem z pełnym zrozumieniem zasad demokracji. Przekonywał, że jest tam tendencja do głosowania na skrajną prawicę i że ta grupa wyborców może być już nie do odwojowania dla partii głównego nurtu.

Słowa te wywołały burzę. Jedni uznali je za taktyczne przecięcie spekulacji na temat rozmów między CDU a AfD. Z drugiej strony Wanderwitzowi zarzucono paternalizm, którego mieszkańcy wschodnich landów doświadczają od trzech dekad. – Jak można Niemców z byłej NRD tak traktować i zarzucać im brak zrozumienia demokracji? – pytał retorycznie w rozmowie z „Tygodnikiem” Oliver Kirchner. – To właśnie dlatego, że ci ludzie żyli w poprzednim systemie, są teraz bardziej wyczuleni na zapędy dyktatorskie – tłumaczył.

Kirchner i inni politycy AfD przemawiali w Magdeburgu ze sceny, na której widniał wielki napis „Widerstand” (niem. opór). Słowo to pojawiało się na demonstracjach przeciw reżimowi komunistycznemu w NRD. Snucie paralel to jedna z przyczyn sukcesów AfD na wschodzie. Przekaz brzmi: tak wtedy, jak i dziś trzeba wychodzić na ulice (teraz na wiece AfD), aby popierać tych, którzy chcą ustrzec kraj przed „dyktaturą Merkel”, bo ona interesuje się tylko uchodźcami i „dyktaturą koronawirusową”, która odbiera wolności obywatelskie, czy też ustrzec przed „zieloną dyktaturą”, która sprawi, że wszystko będzie drożeć, aż zagrozi egzystencji zwykłych ludzi.

Rozmowy na placu Katedralnym pokazują, jak to się sprawdza. – Państwo łoży na uchodźców więcej niż na nasze emerytury – mówiła mi uczestniczka wiecu AfD. – Nie chodzi o to, aby w ogóle im nie pomagać, lecz nie może być finansowania kryminalistów i dilerów narkotyków – mówiła inna. Wszyscy pytani wcześniej głosowali na CDU. Przekonywali, że teraz CDU zajmuje się tylko imigrantami, a nie własnymi wyborcami.

Badania socjologiczne wskazują, że na AfD głosuje więcej mężczyzn i że są to osoby gorzej wykształcone, które oddają głos głównie z rozczarowania, a nie z przekonania. Głosy na AfD to przede wszystkim głosy przeciw całej klasie politycznej, która zostawiła mieszkańców wschodu w konfrontacji z transformacją lat 90. – Ten cały proces przebiegał za szybko i takie tempo wyprzedawania państwowych przedsiębiorstw do dziś pozostawiło rysy na życiorysach ludzi, którzy wtedy stracili pracę – mówił mi Kirchner.

Strategiczna cierpliwość

Dwa dni po wiecu w Magdeburgu było już wiadomo, że AfD nie zrealizowała swojego planu, który zakładał, że będzie najsilniejszą partią w Saksonii-Anhalt. W wyborach landowych z 6 czerwca uzyskała wprawdzie jedną piątą głosów (20,8 proc.), ale sensacyjnie wręcz wysokie zwycięstwo przypadło CDU (37,1 proc.). Tymczasem w sondażach obie partie szły łeb w łeb. Politycy AfD mieli więc podstawy, by liczyć nawet na najlepszy wynik.

Jednak właściwa Alternatywie umiejętność szybkiego reagowania pozwala sądzić, że może ona liczyć na to, iż we wrześniowych wyborach do Bundestagu przekroczy 10-procentowy próg psychologiczny.

– Badania wskazują, że nawet jedna trzecia niemieckiego społeczeństwa jest podatna na teorie spiskowe – mówi mi Michael Kraske, który tym tłumaczy, że AfD może skutecznie powalczyć we wrześniu o głosy nie tylko przeciwników imigracji, ale też koronasceptyków i tej części społeczeństwa, która jest rozczarowana rządową reakcją na kryzys epidemiczny.

Również postulat wyjścia Niemiec z Unii Europejskiej, zapisany w programie AfD na wybory ogólnokrajowe, nie jest abstrakcyjny. Z sondażu European Council on Foreign Relations wynika, że aż 55 proc. Niemców uważa, iż Unia „nie działa”. Dodatkowym powodem do zadowolenia dla AfD może być fakt, że w Saksonii-Anhalt odniosła zdecydowane zwycięstwo w najmłodszych grupach wiekowych: otrzymała 19 proc. wśród wyborców w wieku 18-24 lata oraz aż 30 proc. wśród tych w wieku 25-34 lata.

Mając na myśli wydarzenia, które mogą wzmocnić poparcie dla AfD, partyjny strateg Alexander Gauland lubi podobno mawiać: „A zobaczycie, co dopiero nadejdzie”. Ponieważ kolejne kryzysy są nieuniknione, AfD nie zabraknie politycznego paliwa.

W swoich założeniach sprzed lat Gauland liczył się z pierwszą możliwością przejęcia władzy dopiero w 2025 r. Na długi marsz nastawieni są również wyborcy AfD w Magdeburgu.

– W czasach NRD też wszyscy mówili: po co wychodzicie na ulicę, to i tak nic nie da – mówiła mi uczestniczka wiecu. – A później nagle wszystko się rozsypało. Teraz też będę wychodziła, aż do skutku.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2021