Logika bomb, logika reżimu

W kraju, w którym bez śladu giną opozycjoniści i dziennikarze, nie każda zbrodnia jest dziełem reżimu, ale każda może być tak postrzegana - lub jako wygodny pretekst dla władz.

19.04.2011

Czyta się kilka minut

Zamachy bombowe - ale też inne, polityczne "bomby", wybuchające w Europie Wschodniej - mają to do siebie, że łatwo spekulować o ich sprawcach i snuć wizje, "kto za tym stoi". To zajęcie o tyle bezpieczne, że najczęściej żadne wiarygodne wyjaśnienia nigdy się nie pojawią, zatem każda teoria ma rację bytu. Łatwo więc wskazać rosyjskie służby, łatwo wskazać również miejscowy reżim; można mówić też o walkach frakcji w ramach jednego reżimu, a czasem obwiniać nawet Amerykanów - tak było, gdy nagrywający prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmę ochroniarz uciekł właśnie do USA. Wreszcie można spekulować na temat opozycji czy separatystów (jak w przypadku Kaukazu Północnego, choć ci akurat chętnie biorą na siebie odpowiedzialność). Gdy w 2010 r.

w Moskwie doszło do wybuchów w metrze, do których przyznał się potem przywódca "Emiratu Kaukaskiego" Doku Umarow, spekulowano najpierw, że mogły stać za nimi służby specjalne niezadowolone z planów ich reorganizacji. Pamiętamy też zamachy, których wykonawcą może był ktoś z Kaukazu, ale inspirator, jak podejrzewają niektórzy, już z Moskwy.

Podobnie jest w przypadku ostatniego zamachu w Mińsku. Prawdy zapewne nigdy nie poznamy. A jeśli nawet białoruski wymiar sprawiedliwości udzieli odpowiedzi na pytanie, kto stał za zamachem i dlaczego, to czy uwierzymy w tę odpowiedź? Przecież białoruskie sądy i prokuratura, jak wszystko w tym państwie, podlegają Aleksandrowi Łukaszence, o którym jesteśmy gotowi myśleć, że i on mógłby stać za zamachem, gdyby mu się to politycznie opłacało. I to jest paradoks, któremu winien jest sam Łukaszenka i jemu podobni. W przypadku takich wydarzeń pada nie tylko odwieczne rosyjskie pytanie: kto winowat?, ale również starsze, łacińskie: cui prodest? A władza autorytarna zawsze chce skorzystać, nawet na nieszczęściu.

Niecałe dwa dni po zamachu Łukaszenka odtrąbił sukces śledczych. Zatem stróże porządku, którzy nie potrafili zapobiec zamachowi, a poprzedni wyjaśniali trzy lata, zamachowca złapali w dwadzieścia kilka godzin - pobijając chyba rekord świata. Białoruskie KGB poinformowało, że sprawca jest chory psychicznie i działał z pubudek własnych, ale że złapano też inne osoby, które przyznały się do współudziału w akcie terroru - o ich stanie psychicznym nic nie wiemy. Czy były szalone, czy też kierowały szaleńcem? Domniemany zamachowiec wziął na siebie od razu wszystkie zamachy bombowe, jakie w ostatnich latach miały miejsce na Białorusi...

Wszystko to sprawia, że wybuch w Mińsku przejdzie do historii jako kolejna sprawa, wokół której narastać będą teorie spiskowe. Już dziś oświadczenia władz traktowane są z podejrzliwością. Tym bardziej że idzie za nimi fala oskarżeń i spekulacji pod adresem opozycji. Próbuje się łączyć w jedno zamach, polityczny sprzeciw i złą sytuację w kraju.

Jeśli za zamachami stało kilka szalonych osób, to po co nękać opozycję? Łukaszenka stracił tym samym szansę podreperowania wizerunku w świecie, bo jednak nie potrafił wyzwolić się z własnej logiki, wedle której zagrożeniem jest zawsze opozycja - nawet taka, która wzywa do reform i deklaruje chęć pomocy w ich przeprowadzeniu. Łukaszenka w swoim przekonaniu zyska, bo weźmie pod obcas opozycję, której krytyka w czasach finansowej zapaści mogłaby być dla reżimu uciążliwa. Weźmy też inny aspekt: nie mamy podstaw, by nie wierzyć, że pojmany człowiek rzeczywiście podłożył tę i wcześniejsze bomby - nawet jeśli podkładając bombę w Witebsku był tylko 19-latkiem. Wiemy jednak, że wybuch w Mińsku trzy lata temu Łukaszenka wykorzystał jako pretekst do kilku przesunięć kadrowych w resortach siłowych, co wtedy prowokowało pytanie: komu ten zamach był na rękę? Dziś odpowiedź wydaje się prosta. Przy czym pojmani w ubiegłym tygodniu ludzie, jak można sądzić z komunikatów, wciąż sprawiają wrażenie "rozwojowych": zwykli młodzi ludzie z Witebska mogą w końcu kiedyś "przyznać się", kto stał za ich działalnością.

Tak bardzo chciałoby się skupić na uczczeniu ofiar zamachu i chciałoby się cieszyć, że przestępcy zostali złapani. Jednak myśl o 13 ofiarach jest zagłuszana przez polityczny zgiełk rozpętany przez władze. Ludzie zabici w metrze padli po raz drugi ofiarą, tym razem chorej logiki - logiki reżimu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2011