Libijski pat

Chyba zbyt szybko odtrąbiliśmy upadek reżimu Muammara Kaddafiego. Dziś bardziej prawdopodobne wydaje się, że Libia na dłużej ugrzęźnie w wojnie domowej, podzielona na dwie części, a głównym terenem walk będą terminale naftowe pośrodku wybrzeża.

08.03.2011

Czyta się kilka minut

Kaddafi teoretycznie wciąż dysponuje silną armią, zdolną do przeprowadzenia ofensywy na zbuntowaną wschodnią Cyranejkę. Wstrzymuje go zapewne strach przed reakcją świata, a także niepewność co do morale własnego wojska. Ostatnie dni po raz kolejny udowodniły bowiem, że gorzej uzbrojeni i wyszkoleni powstańcy są jednak niesamowicie zdeterminowani. Wiedzą, że tak naprawdę walczą o życie. Cyranejczycy nie mają złudzeń, jak okrutna zemsta czekałaby ich ze strony dyktatora, gdyby przegrali tę batalię. Z sytuacji zdaje sobie sprawę również Kaddafi, który raczej się nie łudzi, że byłby w stanie zdobyć 600-tysięczne Benghazi, bastion rewolty. Atak na to miasto, jeśli by w ogóle do niego doszło, oznaczałby walkę o każdą ulicę, każdy dom, i tysiące ofiar. Na taką operację najzwyczajniej Kaddafi nie ma siły.

Społeczność międzynarodowa również jest w kropce. Dopóki reżim nie zainicjuje krwawej ofensywy przeciwko Benghazi, raczej nie ma szans na zbrojną interwencję pod skrzydłami ONZ. Mówi się co prawda o ustanowieniu zakazu lotów nad Libią, by uniemożliwić Kaddafiemu bombardowanie oddziałów powstańczych, jednak ktoś musiałby ten zakaz wyegzekwować - zapewne Amerykanie. To jednak oznaczałoby trzecią kosztowną wojnę USA w ostatnich dziesięciu latach, na dodatek po raz kolejny w islamskim kraju.

Ciekawie rozwija się sytuacja w krajach, które jako pierwsze obaliły dyktatorów. Po okresie uspokojenia Arabowie znowu naciskają tymczasowe rządy, by szybciej przeprowadzały transformację. W Tunezji premier Mohammed Ghannouchi zmuszony został do dymisji i zastąpił go Caid Essebsi, który ma doprowadzić kraj do lipcowych wyborów. Nowy szef rządu ma jednak 84 lata i jego mianowanie jest uważane przez wielu młodych i wykształconych Tunezyjczyków za kiepski żart.

W Egipcie premier Ahmed Shafiq również podał się do dymisji. Co prawda, faktyczną władzę pełnią dziś w Kairze wojskowi, jednak i oni wciąż muszą zmagać się z protestami, mimo że zapowiedzieli na 19 marca referendum konstytucyjne. W ostatnich dniach tłumy ludzi szturmowały siedziby tajnej policji w Aleksandrii i Kairze, gdzie palono kompromitujące akta. Widać wyraźnie, że Arabowie naprawdę wzięli sprawy w swoje ręce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jako reporter rozpoczynał pracę w dzienniku toruńskim „Nowości”, pracował następnie w „Czasie Krakowskim”, „Super Expressie”, czasopiśmie „Newsweek Polska”, telewizji TVN. W lutym 2012 r. został redaktorem naczelnym „Dziennika Polskiego”. Odszedł z pracy w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2011