Lewym halsem

PO nie osiągnęła od dawna żadnego sukcesu po prawej stronie sceny politycznej. Nie wykradła PiS żadnego istotnego polityka, nawet nie przyciągnęła renegatów. Może nie chciała? Ocieplenie między Prawem i Sprawiedliwością a uchodźcami z tej partii, którzy swych sił próbowali w Polsce XXI, a potem w Polsce Plus, i teraz chcą wrócić do PiS, wywołuje zewsząd złośliwe komentarze.

03.08.2010

Czyta się kilka minut

Rys. Mirosław Owczarek /
Rys. Mirosław Owczarek /

Ocieplenie między Prawem i Sprawiedliwością a uchodźcami z tej partii, którzy swych sił próbowali w Polsce XXI, a potem w Polsce Plus, i teraz chcą wrócić do PiS, wywołuje zewsząd złośliwe komentarze. Nic dziwnego, już kilka miesięcy temu Ludwik Dorn pytany na łamach "TP" o możliwość pogodzenia się z Jarosławem Kaczyńskim mówił, że zgłoszenie chęci powrotu byłoby postawieniem się w roli cytryny, którą można wycisnąć, a potem wyrzucić. Dorn pozostał przy swoim, zaś losy grupki polityków związanych z Polską Plus nie są już teraz bardzo istotne, ważną frakcją w PiS się nie staną. Trudno powiedzieć, czy ci politycy, którym zdaje się teraz przewodzić Jarosław Sellin, a formalnie przewodniczy Jerzy Polaczek, mają świadomość bycia - jak to określił Dorn - cytrynami. Ich decyzja wydaje się być rozpaczliwą próbą ratunku przed zupełną marginalizacją.

Okienko się zamyka

Istotniejsze jest co innego: dlaczego przez dwa lata Platforma Obywatelska nie zdołała przyciągnąć tych ludzi do siebie. To prawda, że - jak napisał niedawno w "Gazecie Wyborczej" Paweł Wroński - "ich blogowe rozważania na temat Burke’a, de Gaulle’a, Bocheńskiego, pytania, czym jest współczesny konserwatyzm, miały się tak do Realpolitik jak nos do pięści", ale to czyniło ich partnerami jeszcze mniej kłopotliwymi. Zdawałoby się, że wielka Platforma bez trudu znalazłaby poletko, na którym mogliby oni uprawiać swoje konserwatywne wartości. Przecież gdyby wybranego właśnie na prezydenta Bronisława Komorowskiego postawić obok Sellina czy Michała Ujazdowskiego, to odróżniałyby go od nich tylko słynne wąsy, bo już nie poglądy i styl. O poglądach Jarosława Gowina wspominać tu nie ma nawet sensu, bo wydają się być czasem bardziej na prawo niż średnia PiS.

Zwłaszcza Platforma będąca przy władzy, a więc dysponująca innymi niż tylko zbieżność poglądów atrakcjami i smakołykami, miała wszelkie dane ku temu, by ściągnąć konserwatystów i tym samym ograniczyć wpływy PiS po prawej części sceny politycznej.

A jednak PO nie poszerzyła swojej oferty na prawo. Dziś więc PiS bez żadnych koncesji, za darmo, odzyskuje utracone pozycje i ludzi. Poparli oni Kaczyńskiego w ostatnich wyborach, a pełna "reintegracja" ma nastąpić jeszcze przed wyborami samorządowymi. Trudno uznać za wygórowaną cenę zgłoszenie Sellina do KRRiTV. Partia Jarosława Kaczyńskiego powiększyć się więc może o grupkę polityków mało popularnych w skali kraju, choć potrafiących zdobywać po kilkadziesiąt tysięcy głosów w swoich miastach i posiadających opinię umiarkowanych w działaniu, a więc takich, którzy pomogą złagodzić w mediach wizerunek "radykałów", jeśli będzie taka potrzeba.

W sytuacji, w której dla prawicy osią polityki będzie jeszcze przez wiele miesięcy pogląd na przyczyny "tragedii smoleńskiej" - bo jak inaczej rozumieć to, że do zespołu Antoniego Macierewicza wpisało się 130 parlamentarzystów PiS? - okienko transferowe właśnie się zamyka. Trudno powiedzieć, by w dającej się przewidzieć przyszłości było możliwe przejście z PiS do PO, jeśli teraz przytakuje się słowom o "zbrodniczej polityce" tej partii. Co zresztą może być ważnym memento dla pisowskich "liberałów".

Centrolew

PO być może zresztą świadomie nie kusiła Polski Plus. Sama wypłukała się z ludzi pokroju Jana Rokity czy Pawła Śpiewaka. Głos Gowina w PO to często głos wołającego na puszczy. Polscy konserwatyści mają ten rys, że niezbyt nadają się do gry zespołowej - bywają po prostu uparci i mają wybujałe ego. W wypraszaniu z PO konserwatystów można więc widzieć zwykły pragmatyzm, powodowany czasem problemami natury osobowościowej. Ale z perspektywy widać, że raczej mamy do czynienia ze stałym zjawiskiem: PO coraz bardziej staje się partią centrową, a nie centroprawicową. Paradoksalnie w jakiś sposób po tych wyborach najbardziej przypomina Unię Wolności, z której to tożsamości chciała się wyzwolić dziesięć lat temu jak Herkules z koszuli Dejaniry. Poparcie udzielone Komorowskiemu przez dawnych liderów Unii od Tadeusza Mazowieckiego poczynając i sympatia środowisk określanych demonicznym mianem "salonu" to jedno. Ale już personalna, bo wciąż nieformalna, unia z lewicą - poprzez Belkę, Cimoszewicza, nawet Kwaśniewskiego - osadza ją w centrum mocniej niż kiedykolwiek wcześniej Unię Wolności. I czyż byłoby do wyobrażenia, by wcześniej kandydat liberalnej i centroprawicowej partii zaatakował swego konkurenta za to, że ten gdzieś postulował zniesienie dopłat do rolnictwa, będących symbolem socjalizmu UE? Komorowski w debacie uczynił z tego swój oręż i żaden z zaczytanych w przeszłości w Hayeku i Friedmanie kolegów partyjnych nawet nie chrząknął. Mało tego: dziś PO publicznie mówi o podnoszeniu podatków.

Rezygnacja z rozpychania się po prawej stronie i bliskie relacje z liderami lewicy idą w parze z ochłodzeniem relacji z Kościołem. O "kościele łagiewnickim" już dawno ucichło, Komorowski w kampanii skarżył się na ataki ze strony księży, a Sławomir Nowak wręcz ganił Kościół mówiąc o "dużym błędzie", który ta instytucja popełniła w czasie wyborów prezydenckich. Gdy Jarosław Kaczyński usadowił Komorowskiego tuż obok Napieralskiego i Zapatero - zapewne chodziło o okolice, gdzie kiedyś lokował ZOMO - PO nawet nie zareagowała. Spór o krzyż także zepchnął ją na lewo, ale liderzy PO nie wyglądają na specjalnie tym zmartwionych.

Im bardziej w las, tym bardziej w lewo: na horyzoncie majacząca sprawa in vitro i mimo wszystko zgoda na niedawną paradę równości wydana przez liderkę PO. Hanna Gronkiewicz-Waltz oczywiście mogła zasłonić się legalizmem i brakiem podstaw do zakazania parady, jednak w sytuacji, gdy w jednym punkcie miasta ludzie zbierają się pod krzyżem (który PO chce usunąć), a w innym na paradę (na którą PO przyzwala), to uproszczony, a więc niestety obowiązujący przekaz jest jasny: PO z gejami!

Kalkulacja PO może być prosta - w PiS są fanatycy, ich elektorat łączy już nie kwestia poglądów, ale wiary, więc nic tam się nie ugra. Za to lewicę łatwo podgryzać, zwłaszcza że można to robić przy pomocy jej liderów, zagospodarowując ich jak Marka Belkę. Platforma tym samym potwierdziłaby odwieczne podejrzenia prawicy, że jednak istnieje partia Kwaśniewskiego i Michnika - ale żyjemy dziś w czasach, gdy Kaczyński chwali Gierka, a oskarżenie słabsze niż "krew na rękach" wywołuje już tylko wzruszenie ramion. Tusk może więc myśleć: PiS szczeka, a Platforma jedzie dalej. Już w czasie kampanii wyborczej, po poparciu udzielonym mu przez Cimoszewicza, Komorowski mówił, że traktuje to jako zachętę do pożegnania się z dawnymi podziałami. Finałem przecież nie musi być wspólna partia w sensie ścisłym, wystarczą nawet doraźne sojusze przy głosowaniach. Już od miesięcy trwa - zresztą przy czynnym udziale PiS - spektakl oswajania SLD jako możliwego koalicjanta. I - jeszcze jedna zaleta - pozwala szachować PSL.

Gdy mamy do czynienia z silnym podziałem "kulturowym", w którym otwarci na Europę zwolennicy swobód obywatelskich ścierają się z eurosceptycznymi obrońcami wartości rozumianych w Polsce jako tradycyjne, miejsce Donalda Tuska może rzeczywiście jest bliżej Ryszarda Kalisza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2010