Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Uratują nas drzewa: to, co rok temu wydawało się naiwną tezą z nagrodzonej Pulitzerem powieści Richarda Powersa „The Overstory”, za sprawą badań opublikowanych w ubiegłym tygodniu w magazynie „Science” nabrało realnych kształtów. Naukowcy skupieni wokół politechniki zuryskiej, FAO i Międzyrządowego Centrum na rzecz Rolnictwa i Rozwoju wyliczyli, jak duży potencjał w wyłapywaniu dwutlenku węgla z atmosfery tkwi w lasach. Takich, które jeszcze nie rosną, ale mogłyby, przy obecnych uwarunkowaniach klimatycznych. Po przeanalizowaniu 80 tys. zdjęć satelitarnych ustalili, że zalesianie jest nie tyle jednym ze sposobów na walkę z katastrofą klimatyczną, co najważniejszym z nich.
Drzewa mogłyby porastać dwie trzecie powierzchni wszystkich lądów. Do obsadzenia nimi pozostaje więc jeszcze 1,7 mld hektarów, których nie zajmują miasta i tereny rolne (z punktu widzenia gospodarki to nieużytki). Największy potencjał zalesiania tkwi w Rosji, Australii, Kanadzie, Brazylii i Chinach, ale niemal każdy kraj ma tu coś do zaoferowania planecie.
POLECAMY: SPECJALNY SERWIS "TP" O KRYZYSIE KLIMATYCZNYM
Jednak wyciągając z tych badań wnioski, nie można zapominać, że las lasowi nierówny. Potencjał tkwi nie w monokulturowych uprawach (sosny, świerka czy palmy olejowej), które prędzej czy później są wycinane, lecz w tętniących życiem fauny i flory wielogatunkowych ekosystemach, które za sprawą mnogości również martwej materii organicznej skutecznie magazynują węgiel.
Więc nawet jeśli ostatecznie uratować nas mają drzewa, to i tak wszystko jest w rękach ludzi, którzy muszą pozwolić im rosnąć w spokoju.
CZYTAJ TAKŻE: „Miasto z oddechem” w dodatku o Krakowie >>>