W Yellowstone jak pod Kutnem

TOMASZ SKRZYDŁOWSKI, leśnik i edukator: Najlepszy wskaźnik tego, czy krajobraz jest naturalny, to kozy. Jak są kozy – to lipa.

26.06.2018

Czyta się kilka minut

Pogórze Przemyskie / ADAM ŁAWNIK / EAST NEWS
Pogórze Przemyskie / ADAM ŁAWNIK / EAST NEWS

ADAM ROBIŃSKI: Jak kiedyś wyglądały lasy Tatr i Podhala?

TOMASZ SKRZYDŁOWSKI: Prowadzę na ten temat wykłady dla leśników. Zanim opowiem im o lasach współczesnych, zaczynam o historii. Dokładnie – 5 mln lat temu. Z wykopalisk prowadzonych na Podhalu przez botanika prof. Władysława Szafera wiemy, że występowały tu tulipanowce, miłorzęby, magnolie. Cuda!

Potem przyszła epoka lodowcowa i wszystko zniszczyła. Jedno, drugie, trzecie zlodowacenie. W przerwach były okresy międzylodowcowe – każdy z nich cieplejszy niż czasy obecne, czyli holocen. A potem znowu przychodziło zlodowacenie, które niszczyło florę. Każde kolejne – bardziej. To, co mamy teraz, to stan mocno zubożony.

Ale holocen trwa raptem 10 tys. lat, a te interglacjały kilkadziesiąt lub nawet ponad sto tysięcy lat. Więc kto wie, co by się stało, gdyby obecne warunki utrzymywały się jeszcze długo? Może wróciłyby w nasze strony także gatunki południowe? Np. jesion mannowy. A gdyby ociepliło się jeszcze bardziej, to za dwieście lub trzysta lat w dolne partie Tatr mógłby przyjść dąb burgundzki. Nie wiem, czy do nas, na północną stronę, ale na pewno na południową. Te dęby rosną niedaleko, raptem kilkadziesiąt kilometrów od Zakopanego. Bardzo egzotyczne drzewa, nie ma ich nawet na polskim niżu.

Składowe siedliska, które decydują o gatunkach, to gleba i klimat. A jak ważny jest czynnik ludzki?

Niestety bardzo ważny. Górnictwo, hutnictwo, pasterstwo czy masowe nasadzenia świerka – tak było w przeszłości. Mnie bardzo razi schematyczna gospodarka leśna, która jest prowadzona na Słowacji, nawet w słowackim Tatrzańskim Parku Narodowym. Nie mogę się nadziwić, jak udaje im się pogodzić ochronę przyrody z wielkopowierzchniowymi zrębami zupełnymi, jak w Dolinie Raczkowej. Sprzeczność jest oczywista, ponieważ wraz z wyciętymi drzewami miejsca do życia tracą przecież gatunki roślin i zwierząt wrażliwych na gwałtowne zmiany środowiska.

Ta wędrówka drzew trwa?

To zależy od gatunku. Np. w przypadku buka, który potrzebuje sumy opadów powyżej 600 mm rocznie – raczej nie. I nie chodzi o to, że między Warszawą i Poznaniem, gdzie buk ledwo zipie, robi się cieplej. Jest po prostu za sucho. Po ustąpieniu lodowców, według wszelkiej logiki, z południa powinny ruszyć najpierw świerki, potem buki i jodły, a dopiero po nich dęby, które są bardziej ciepłolubne. Tymczasem dęby ruszyły szybciej od buków, bo im nie przeszkadzało to, że jest sucho. Dopiero w okresie poatlantyckim, gdy klimat zaczął się ochładzać, zrobiło się wilgotniej, i buki mogły przejść do ofensywy.

Wracając do wpływu człowieka: czy w ogóle możemy mówić o lasach pierwotnych?

Obiektywnie rzecz biorąc, chyba nie. Niby człowiek też jest częścią przyrody, więc na upartego można by dowodzić, że i budowa fabryki będzie elementem przyrodniczym. Ale pociągnijmy arbitralną granicę. W skali makro nie da się odciąć człowieka od wpływu na przyrodę.

Nie chodzi nawet o wpływ na klimat. Weźmy jelenie. Naruszenie struktury populacji tych zwierząt wpływa na drzewostany. Najwięcej szkód powodują łanie. Las wizytowany przez jelenie i las bez jeleni to dwa różne miejsca. Zjadają jodły, zjadają jesiony, buków unikają. Tworzy się więc lita buczyna. Czy to jest naturalne? Jeleń jest oczywiście elementem naturalnym. Ale liczba tych zwierząt i struktura płciowa z uwagi na brak wrogów naturalnych i łowiectwo już naturalne nie są. Na potrzeby naukowe nie mówi się więc o lasach pierwotnych, lecz o lasach o charakterze pierwotnym. Tak bezpieczniej.

Zdefiniujmy więc las naturalny.

Naturalny różni się od pierwotnego tym, że może istnieć duża ingerencja, drzewostan może być nawet wycięty, ale nowy wyrósł z odnowień naturalnych właściwych dla siedliska. Funkcjonuje według własnych zasad.

Z taką sytuacją mamy do czynienia w Tatrach. Tuż ponad Drogą pod Reglami rośnie piękna buczyna, w zasadzie nie do odróżnienia od znanych buczyn o charakterze pierwotnym. Brak w niej może jedynie okazałych drzew. A jeszcze w XIX w. w ogóle nie było w tym miejscu drzew. Wszystko było wycięte w pień.

Ile czasu zajmuje takie unaturalnienie?

Mówi się, że pełna odbudowa lasu trwa trzysta–czterysta lat, czyli będą w nim starzejące się i obumierające drzewa. Ale wizualnie znacznie krócej. Niedaleko miejsca, gdzie rozmawiamy w Zakopanem, rośnie niepozorny Las Chałubińskich. Mamy zdjęcie z 1903 r., kiedy odsłaniano pomnik Sabały i Chałubińskiego, na którym w tle widać monokulturę świerka. Na innym zdjęciu, wykonanym ileś lat później, z tyłu widać młode buki. A dziś ten las wygląda już na naturalny. Nikt tych buków nie sadził, ze świerków sadzonych sto lat temu nie rośnie już właściwie ani jeden. Ingerencja człowieka znikła. Wszystko się uregulowało. Runo doszło do stanu równowagi. Las naturalny jak się patrzy.

Po czym poznać rękę człowieka?

Każdy typ lasu, czy to buczyny, czy świerczyny, czy jakiekolwiek inne naturalne siedlisko, ma swój zestaw gatunków charakterystycznych. Chodzi o zakres tolerancji – jedne lubią siedliska suche, inne wilgotne. Np. lasy jodłowe mają przytulinę okrągłolistną. Mówi się, że dla żyznej buczyny karpackiej takim gatunkiem jest żywiec gruczołowaty. Oczywiście można go spotkać w różnych typach lasu, ale podstawowym miejscem występowania jest właśnie taka buczyna. Z kolei dla jaworzyn to paproć języcznik zwyczajny i miesiącznica trwała. Po tych gatunkach możemy się zorientować, co na danym siedlisku powinno rosnąć nawet wtedy, gdy w drzewostanie dominuje posadzony świerk.

Dodam, że skład gatunkowy drzewostanów różnych typów lasów – mam na myśli lasy naturalne – jest zmienny. Pewna buczyna mierzona przez nas w 2003 r. miała 70 proc. buka, a teraz ma 90 proc.

A co, gdyby z tej tatrzańskiej układanki wyjąć człowieka?

Upraszczając, w reglu dolnym mielibyśmy wtedy osiem typów lasów. Największą powierzchnię zajmowałaby właśnie żyzna buczyna karpacka, gdzie teraz dominują świerki, efekt świerkomanii z XIX w. Poza tym byłyby lasy jodłowe, jaworowe, bory świerkowe na granicie. Nad wodą olszyny, gdzieś na skałkach reliktowe laski sosnowe. Byłoby tak samo jak 500 czy 700 lat temu.

Jest takie miejsce w Dolinie Suchej Wody, przy szlaku, gdzie z jednej strony jest morena granitowa, z drugiej żyzne siedlisko na dolomitach. Po roślinach runa widać, że z prawej strony szlaku, idąc od Cyrhli, powinna rosnąć buczyna, choć w drzewostanie są wyłącznie świerki. Kiedyś to musiał być fantastyczny widok, buki zaczynające się jak od linijki!

Pana książka, napisana wspólnie z Beatą Słamą, nosi tytuł „O drzewach, które wybrały Tatry”. Trochę przewrotnie, bo zastanawiam się, kto kogo wybrał.

Nie lubię antropomorfizować drzew. Jakiś czas temu głośno było o książce „Sekretne życie drzew” Petera Wohllebena. Napisałem jej krytyczną recenzję, bo pełno w niej błędów merytorycznych. Niby pisał ją leśnik, ale bez doświadczenia naukowego. Na podstawie własnych obserwacji lub wyczytanego w literaturze pojedynczego zjawiska wysuwał zbyt daleko idące wnioski.

Przykład: żyrafa zjada w Afryce akację, więc do innych akacji idzie sygnał zapachowy, by mogły wytworzyć substancje zniechęcające tę żyrafę do dalszej konsumpcji. I dotyczy tylko tego przypadku, a nie tysięcy innych na całym świecie. Wohlleben przedstawił to tak, jakby był to dowód na to, że drzewa generalnie planują, czują. To oczywiście nie jest kwestia inteligencji, jak sugeruje autor, tylko mechanizmu utrwalonego w toku ewolucji. To, co napisał, to zwykła infantylizacja przyrody. Pisanie o przyjaźni między drzewami? To dla mnie nieporozumienie.

Antropomorfizując drzewa, czyni się je bliższym ludziom.

Jasne, gdyby jego książka była stricte naukowa, mało kto by ją kupił. Ale nie można przesadzać. Stąd moja krytyka. Chociaż potem ktoś inny postawił podobne zarzuty mnie. No, ale ja nie piszę o miłości między drzewami! Skala jest inna.

To wyjaśnijmy Pana tytuł i koniec z antropomorfizowaniem. Kto wybierał – Tatry czy drzewa?

Po hekatombie lodowcowej w Tatrach wytworzyły się takie, a nie inne warunki siedliskowe, w efekcie czego wróciły w nie takie, a nie inne gatunki drzew. A inne jeszcze nie zdążyły wrócić.

Buk w Puszczy Karpackiej / ADAM ŁAWNIK / EAST NEWS

Lasów naturalnych szuka Pan nie tylko w Tatrach. Skąd się wzięło to jeżdżenie po świecie?

Nie chodzi wyłącznie o lasy, raczej o naturalne ekosystemy. Od zawsze interesowałem się przyrodą. Najpierw były ptaki i Stawy Milickie, potem doszła botanika. Jak się w tym siedzi głęboko, to siłą rzeczy chciałoby się zobaczyć kwintesencję natury. Nie tylko monokultury czy plantacje eukaliptusów.

Jak Pan szuka takich miejsc?

Banalnie, w internecie.

Dużo ich jest?

Czym krajobraz bardziej pustynny, tym bardziej naturalny, bo tam niewiele więcej da się zniszczyć. A jeśli chodzi o lasy, to najwięcej jest ich w górach, tam zawsze było najciężej dotrzeć, więc nie dawały się tak łatwo dewastować. U nas w Tatrach jest taka powierzchnia w Suchym Żlebie. To tylko półtora hektara, ale można mówić w jej przypadku o ciągłości istnienia od czasów polodowcowych. Z kolei w reglu górnym jest lepiej. W Dolinie Pyszniańskiej są rozległe fragmenty takich świerczyn. Nawet za „Murowańcem” na Hali Gąsienicowej są świerki, które mają ponad 500 lat. Chociaż nie wiem, czy wciąż stoją, czy już ich kornik nie zjadł. Na Słowacji czy w Rumunii takich powierzchni naturalnych jest więcej, w Serbii – bardzo dużo.

A na niżu?

Fenomen Puszczy Białowieskiej, a może raczej rezerwatu ścisłego, polega na tym, że jest to jeden z ostatnich takich lasów na niżu. Mowa tu o lesie zajmującym dużą powierzchnię. Bo takich pomniejszych fragmentów lasów, chronionych w rezerwatach i parkach narodowych, jest oczywiście sporo.

A dalej na zachód?

Europy Zachodniej nie znam, ale biorąc pod uwagę stopień jej uprzemysłowienia, na dużo bym nie liczył. Za to mam spore wyobrażenie o lasach z wielu innych rejonów świata. Niedawno wróciłem z Ghany, gdzie pojechałem przede wszystkim po to, żeby zobaczyć słynny Park Narodowy Mole. Jest przedstawiany jako sawanna, ale to są ewidentnie suche lasy. Mówiłem nawet tamtejszym parkowcom, że na stronie internetowej ściemniają, i przyznali, że to chwyt marketingowy. Sawanna zaczyna się dopiero w Burkina Faso, w Mali. Gdyby mówili otwarcie, że chronią suchy las, to mało kto by przyjeżdżał do nich na oglądanie zwierząt.

Ale byłem też w innym parku, Ankasa. Kapitalne miejsce, mało o kto o nim wie, infrastruktura beznadziejna, dojazd problematyczny, płaci się nie wiadomo komu za wstęp, nikt się na niczym nie zna – ale wszystko jest pod ochroną. Wokół parku masakra, wszystko wycięte, przerobione na plantacje kakao, a wewnątrz nic nie ruszone. Ale jak długo to potrwa, to nie wiem.

Ale las ładny?

Ten akurat idealny. Chociaż nie wszystko, co naturalne, musi wyglądać spektakularnie. Lasy są bardzo różne. Opracowałem na własne potrzeby sześciostopniową „skalę Skrzydłowskiego”. Ranking jest oczywiście bardzo subiektywny. To nie jest stopniowanie naturalności, raczej ocena widowiskowości. Więc najładniejsza formacja, jaką widziałem, to lasy araukariowe w Chile. To w ogóle piękny kraj, bardzo różnorodny, z paroma strefami klimatycznymi, a ta leśna jest po prostu zachwycająca.

Szóstka w „skali Skrzydłowskiego”?

Las araukariowy Parku Narodowego Huerquehue – murowane sześć! Za to dość nisko będzie Yellowstone, bo tamtejsze lasy wizualnie są mało atrakcyjne, choć bez wątpienia naturalne.

Największe rozczarowanie?

Nowa Zelandia. To kraj potwornie zniszczony. Lasy powycinane, ponasadzane obce gatunki. Tragiczna gospodarka leśna. Drzewostany uprawiane jak zboże. Poza parkami narodowymi Nowa Zelandia to dla mnie chyba największe rozczarowanie na świecie. Chociaż mają też ładny park Abel Tasman, lasy zwrotnikowe wilgotne wiecznie zielone, z paprociami drzewiastymi jak z karbonu.

Zawsze da się poznać, że dane miejsce jest nieprzekształcone przez człowieka?

Najlepszy wskaźnik tego, czy krajobraz jest naturalny, to kozy. Choćby nie wiem jak dziewiczo wyglądała okolica, a kręcą się kozy – to lipa. Przykładem takiego miejsca jest Etiopia. Tam nawet nie wyciągam aparatu.

Jasne, w wielu przypadkach nie da się tego jednoznacznie powiedzieć. Weźmy lasy bieszczadzkie, gdzie w latach 20. XX w. przyszła ekstremalnie mroźna zima. Tamtejsze buki popękały, zaowocowały i zamarły. W ich miejscu powstało coś na kształt monokultury buka. Na pierwszy rzut oka drzewostan nienaturalny, a jednak naturalny do bólu. Albo Yellowstone – przecież to jest sośnina i świerczyna jak z Puszczy Noteckiej, sosenki jak spod Kutna! Tylko, że to są lasy ulegające pożarom, to naturalny mechanizm, i odnawiające się na pożarzysku na rozległych obszarach. W efekcie wyglądają jak monokultura. Ale nie sadzone jak nasze.

Lasy w południowej Azji kojarzą się z plantacją palmy oleistej.

W Malezji jest jej zatrzęsienie. Ale mają też fantastyczny Park Narodowy Taman Negara, którym chwalą się, że to najstarsza formacja leśna na świecie. Podobno ma 130 mln lat, bo nigdy nie podlegał żadnym drastycznym fluktuacjom, nawet naturalnym. Nigdy nie zniszczył go żaden lodowiec oraz nie został dotknięty skutkami oziębienia klimatu. Jeżdżąc po świecie nauczyłem się, że jeśli w jakimś kraju są np. dwa parki narodowe, i są chronione dobrze, to od reszty nie oczekuję za wiele.

A czy zakładanie parków narodowych nie jest jak malowanie trawy? Nie próbujemy nimi przesłonić przykrej reszty?

Staram się nie denerwować tym, na co nie mam wpływu. Nie oczekuję, że z całej Ghany zrobi się park narodowy. Nie jestem zwolennikiem tworzenia ich na siłę. Mało tego, uważam, że – przynajmniej w polskich realiach – rezerwat przyrody w obrębie Lasów Państwowych jest skuteczniejszą formą ochrony niż tworzenie kolejnego biednego parku narodowego. Tatrzański może biedny nie jest, ale wiele innych tak. Zresztą ludzie utożsamiają parki narodowe z rezerwatami, z czymś, w co się nie ingeruje, a to nie to samo. Park ma strefę ochrony ścisłej, ale także np. krajobrazową, którą się użytkuje. To jest de facto gospodarka leśna.

A jak jest z turystyką w parkach na innych kontynentach?

Poza Europą i Ameryka Północną parki na ogół mają bardzo słabą infrastrukturę turystyczną. Często ludzie mieszkający w ich okolicy nie wiedzą, że obok jest jakiś park. Tak np. jest w Brazylii. Albo wytyczona jest jedna ścieżka edukacyjna. Chodzenie na dziko w zasadzie odpada. Nawet w rezerwacie białowieskim poruszanie się wśród powalonych drzew jest utrudnione. A lasy równikowe to już w ogóle są dla przeciętnego turysty niedostępne. Drzewa mają z jednej strony piękne liście, z drugiej ciernie i kolce. Co się koło tego przejdzie, to na nogach zostaje krwawy ślad. Pełno pijawek. W porze deszczowej dramat.

Najlepsza możliwa ochrona przed człowiekiem.

Ale nie przed rabunkową gospodarką. Choć rzeczywiście, przed turystą, który często zostawia po sobie śmieci, jak u nas w Tatrach, lasy równikowe chronią się same. Jeśli ktoś sobie wyobraża, że z maczetą pójdzie na wycieczkę w taki las, to życzę powodzenia. Po 50 metrach mu się odechce. W naszej strefie klimatycznej nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić tej temperatury i wilgotności. Jak ktoś chce doświadczyć warunków panujących w lesie równikowym, niech wejdzie w lipcowy dzień do szklarni i spróbuje jakiegoś wysiłku. Dopiero wtedy zrozumie, na co się pisze.

Gdyby miał Pan napisać raport o stanie lasów na świecie, byłaby to smutna lektura?

Najgorzej byłoby w strefie tropikalnej, bo im dalej na południe, tym większy dramat. W Szwecji jak wytną sosnę, to czy posadzą nową, czy nie, i tak wyrośnie kolejna. Taki mają klimat – mało gatunków się do niego przystosowało, niewiele da się nabroić. Bliżej równika jest odwrotnie, warunki klimatyczne sprzyjają rozrabianiu. Sadzą więc to, co rośnie szybko, bez oglądania się na to, czy to gatunek rodzimy, czy dostosowany do siedliska.

Jest tak od dawna. Na wyjazd do RPA wziąłem ze sobą „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd” Kazimierza Nowaka. 110 lat po jego podróży miałem te same spostrzeżenia! Nowak nie był leśnikiem, ale zauważył, że wielkie plantacje niszczą naturalny krajobraz. Nie są rozwiązaniem. Poza tym przykre jest to, że w wielu rejonach Afryki, jak np. w koszmarnie zdewastowanym przyrodniczo Zanzibarze, w zasadzie trudno się domyślić, po co lasy są wypalane i wycinane, skoro w ich miejsce nic nie jest sadzone. Nie powstaje nawet żadna plantacja.

To dokąd Pan teraz jedzie?

Jesienią do Australii, mają tam ponad pięćset parków narodowych. Chciałbym też zobaczyć południowo-wschodnie Chiny i Japonię, bo to miejsca, z których przywędrowały do nas nasze gatunki. Wiele drzew, które rosną w Polsce, ma tamtejszy rodowód. Chętnie bym odwiedził tę kolebkę naszej roślinności. ©

TOMASZ SKRZYDŁOWSKI jest doktorem nauk leśnych, przewodnikiem tatrzańskim, od 2003 r. pracuje w Tatrzańskim Parku Narodowym. Autor „Przewodnika przyrodniczego po Tatrach Polskich”, współautor wydanej niedawno książki „O drzewach, które wybrały Tatry”.

ARCHIWUM TOMASZA SKRZYDŁOWSKIEGO

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2018