Kwestia zaufania

Mądry polityk po szkodzie? Bynajmniej. Obywatel głosuje w gruncie rzeczy nie na partie, ale na konkretnych ludzi, do których ma zaufanie. Mimo fatalnych doświadczeń z minionych lat, nasza klasa polityczna jest - znowu - na najlepszej drodze do tego, aby zaufanie to utracić.

16.01.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Kto kogo, kto z kim, i dlaczego - odejdźmy na chwilę od tych pytań, które zaprzątały w minionych dniach sejmowych awantur umysły polityków (i obywateli, w tym sensie, że ci chyba coraz mniej z nich rozumieli). Zatrzymajmy się na kwestiach dla polityki zasadniczych - odpowiedzialności i zaufania.

Na kogo i na co głosowaliśmy? I jakie w ogóle znaczenie mają wybory powszechne, jeśli i politycy, i partie nie tylko nie przywiązują wagi do swoich poglądów i programów, ale bez większych wahań zmieniają je w tempie niezwykle szybkim, czyniąc z nich najczęściej eklektyczny zlepek tego, co medialne i co się lepiej "sprzedaje"? To nic, że część wyborców poczuje się oszukana - przybędą nowi z konkurencyjnych partii, a i tak naprawdę liczy się tylko efekt końcowy, czyli zwycięstwo. To ono przyciąga ludzi jak magnes, daje premię w kolejnych sondażach, a nade wszystko daje to, co najbardziej upragnione: władzę.

Dawniej groźne były ideologie, urzeczywistniane siłą. Dziś nie ma ideologii, ale znikają też wartości i elementarne reguły zachowań w życiu publicznym. Poniekąd wszystko - przekonania, wiara, poglądy, programy i cele - staje się instrumentem w walce o zdobycie i utrzymanie władzy. Poglądy, opcje i hasła są jedynie elementami gry. Wszystko jest jak gdyby na sprzedaż i do kupienia, a cenę dyktuje ten, kto w danej chwili jest silniejszy.

Na kogo i na co nie głosowaliśmy? Przecież Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, walcząc bez pardonu ze złowrogim liberalizmem (opróżniającym jakoby nasze lodówki). Jak się teraz okazuje, po to, by w niecałe trzy miesiące później powierzyć funkcję głównego finansisty w rządzie komuś, kto był sztandarową postacią liberalizmu gospodarczego w Polsce i ministrem finansów in spe w niedoszłym gabinecie Jana Rokity.

Można oczywiście - i nie bez racji - dowodzić, że to dobrze dla kraju, bo prof. Zyta Gilowska jest fachowcem, a wyborcy tak naprawdę chcieli, by rządzili razem ludzie PiS i PO. Więc niby wszystko jest w porządku. Tyle tylko, że coś się nie zgadza. Można zadać proste pytanie: kiedy politycy mówili prawdę? Wtedy, czy dzisiaj? I co jest w istocie celem, a co środkiem do celu? Tymczasem zdaniem PiS, jak się wydaje, o wartościach będzie można poważnie myśleć po zdobyciu zdecydowanej przewagi, a do tego potrzebne są środki bardzo różne. Nawet takie jak wpuszczenie do rządu ludzi pokroju Andrzeja Leppera.

Widać, że w aktualne j rozgrywce Platforma Obywatelska ustępuje pola, brakuje jej własnych pomysłów, spychana jest do defensywy. Rzeczywiście, nie łatwo jest wyraźnie różnić się od innych partii opozycyjnych - tych z lewa i tych z prawa - a równocześnie skutecznie walczyć z rządzącym Prawem i Sprawiedliwością, które (trochę upraszczając) będzie mieć ekonomiczną twarz Zyty Gilowskiej. Więc Platforma stara się być trochę populistyczna (ale tak, by jej nie pomylić z Samoobroną), wciąż trochę liberalna (ale tak, by nie utożsamiać jej z ewentualnymi zdroworozsądkowymi pomysłami rządu) i trochę bardziej katolicka (vide medialnie wygrywane "Dni skupienia" w krakowskich Łagiewnikach czy wniosek o dofinansowanie z budżetu kolejnych uczelni katolickich), tak aby przekonać do siebie Kościół hierarchiczny i odebrać PiS-owi w tym względzie palmę pierwszeństwa.

Wraca więc pytanie: kto jest kim, co jest czyimś przekonaniem, a co jedynie rolą do odegrania?

Zanim Platforma pogubiła się w tym, co uważała za taktykę, a tym, co chciała uznać za swą strategię, miała przecież szansę jeśli nie na wygraną, to w każdym razie na to, by mieć realny wpływ na bieg wypadków. Ale Platforma grała o całą pulę, nie myśląc o jakimś "planie B". Walczyła z lewicą, z Cimoszewiczem, z rządem Belki, torując PiS-owi drogę do zwycięstwa. Co więcej, głosząc postulat radykalnego przełomu uznała niemal za "zdrajców" tych ludzi związanych w przeszłości z ,,Solidarnością", którzy wspomagali rząd Belki. Platforma chciała spektakularnego zwycięstwa, własnej "godziny zero". Nie wyszło. Mogła po wyborach mieć ośmiu ministrów i wicepremiera, i stanąć do rywalizacji o to, czyją twarz będzie mieć rząd. Wolała nie ryzykować. Doczekała się tego, że PiS zaczęło ,,podbierać" jej ludzi, a nawet elementy programu. I w tym momencie Platforma staje się zbyteczna, chyba że czeka na katastrofę rządu Kazimierza Marcinkiewicza, licząc po trochu, że z Zytą Gilowską nikt nie wytrzyma.

Nawet jeśli zbliżamy się w praktyce do modelu "amerykańskiego", dwupartyjnego - z jednej strony PiS, z drugiej PO - i nawet jeśli wzorem zachodnim zacierają się różnice między obiema tymi partiami, programy partyjne zaś są układane doraźnie z dowolnych klocków, to i tak wyborca winien mieć przynajmniej możliwość wyboru między dwoma możliwymi do zidentyfikowania opcjami i osobami. Bo głosuje się w gruncie rzeczy na tych konkretnych ludzi, do których ma się więcej zaufania. Ale co robić, jeśli zaufanie staje się z naszej winy towarem tak bardzo deficytowym?

Świadczy o tym dobitnie fakt, iż jedynie ok. 40 proc. uprawnionych bierze udział w wyborach (w skali zachodnioeuropejskiej, która powinna być dla nas punktem odniesienia, to naprawdę niewiele), a z tych, którzy głosują, aż 60 proc. zmienia co cztery lata wybieraną orientację polityczną (i raz głosuje na AWS, potem na SLD, a później na PiS albo PO, "od ściany do ściany"). O tym, że politycy mają świadomość tego deficytu zaufania, świadczą także, paradoksalnie, tworzone bądź projektowane przez rządzących coraz to nowe spec-instytucje, mające kontrolować kontrolujących.

A i tak za jakiś czas będziemy prawdopodobnie znów zastanawiać się, czy w ogóle głosować. A jeśli, to przeciwko komu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2006