Wiele pytań, mało odpowiedzi

Sprawa pani wicepremier z wolna staje się materiałem na thriller sensacyjno-polityczny. Obok zasadniczych zagadek, które rozwiązać musiałby zatrudniony przez autora detektyw (współpracowała czy nie, a jeżeli nie, kto całą aferę zmontował i jakie miał cele?), w sprawie występuje jednak także wątek ekonomiczny.

04.07.2006

Czyta się kilka minut

rys. A. Pieniek /
rys. A. Pieniek /

Nie od rzeczy jest bowiem zapytać: czy dokonana w tym trybie dymisja pani wicepremier i minister finansów, która miała wdrażać ważkie reformy, nie szkodzi polskiej gospodarce? Dla mnie to pytanie ma znaczenie zasadnicze. Niestety, odpowiedź na nie w dużym stopniu zależy od rozwiązania zagadek politycznych.

Lęki Marcinkiewicza

Premier Marcinkiewicz najpierw, pospiesznie, prof. Gilowską zdymisjonował, aby w trzy dni później oświadczyć, że "wniosek o lustrację Zyty Gilowskiej stanowi część gry politycznej (nie wyjaśnił jakiej - przyp. MZ), która komplikuje realizację polskich szans gospodarczych". Komplikacje te - zdaniem szefa rządu - dotyczą wprowadzenia zmian podatkowych, "uderzających w ogromne grupy interesów, i to już nie jest liczone w złotówkach ani nawet nie jest liczone w milionach złotych, ale liczone jest w miliardach", oraz przyjęcia ustawy o finansach publicznych i uchwalenia budżetu. Jednocześnie premier, strasząc wielomiliardowymi stratami, zaapelował do opozycji o poparcie rządowych projektów reform.

Jeśli się nad tą wypowiedzią zastanowić, można dojść do dość dziwnych wniosków. Pomijając już fakt, że groźba wielomiliardowych strat jest wielce przesadzona, zauważyć trzeba, że dymisja Gilowskiej ma niewielki wpływ na dalszy bieg wydarzeń. Projekty zmian podatkowych zostały przyjęte przez rząd w postaci uchwały, co zmusza go do przedłożenia ich Sejmowi. Podobnie rzecz ma się z projektem ustawy o finansach publicznych (już przygotowanym) i budżetu (wstępnie przez rząd zaaprobowanym). Wszystkie te kwestie przestają już być zależne od rządu i przechodzą w kompetencje parlamentu. A w Sejmie rządząca koalicja ma przygniatającą większość i może być pewna, że Samoobrona i LPR - co najwyżej za cenę paru stanowisk - posłusznie głosować będą "za". Obecność bądź nieobecność Zyty Gilowskiej ma na to wpływ mniej więcej taki, jak poziom wody w Wiśle na cenę kalarepy na rynku w Tulonie. Wypowiedź premiera ma sens jedynie wtedy, jeśli założymy, że projekty te - z jakichś bliżej nieznanych powodów - może oprotestować klub parlamentarny PiS. Taką, przyznaję, szokującą interpretację umacnia dość dziwaczny apel do opozycji o popieranie rządu.

Powiedzieć trzeba jasno i wyraźnie, że prof. Gilowska jest wybitną ekonomistką, osobą o sporym autorytecie naukowym i politycznym, mającą przy tym opinię - obojętne, czy jej kilkumiesięczny pobyt w rządzie to potwierdził - osoby twardej, potrafiącej bronić swoich racji. Wszystko to są cechy dla ministra finansów jak najbardziej wskazane, tyle tylko że niezbyt wyjątkowe. Legitymowała się nimi większość osób pełniących do tej pory tę funkcję. Bez większego trudu znaleźć można - także wśród zwolenników PiS - kilka podobnych kandydatur. Wybór Zyty Gilowskiej na szefa finansów państwa był zatem na pewno trafny, ale nie jest to osoba nie do zastąpienia.

Twierdzenie to znalazło swój mocny dowód na rynkach finansowych. Dymisja ministra finansów zawsze i wszędzie może być czynnikiem destabilizującym rynek walut i papierów wartościowych. Mimo że wypadła rzeczywiście w złym momencie, bo podczas tzw. kryzysu rynków wschodzących (tendencje zniżkowe na giełdzie i deprecjacja złotego trwały od półtora miesiąca), reakcja kapitału finansowego była bardzo spokojna. Po ujawnieniu "sprawy Gilowskiej" złoty osłabił się w stosunku do euro o niecałe cztery grosze, a po nominacji na ministra finansów Pawła Wojciechowskiego nastąpiła stabilizacja kursu. Giełda nie zareagowała w ogóle.

Dzieło gangsterów?

Inna hipoteza, także mająca rodowód w wypowiedziach pana premiera i pani ex-wicepremier, zakłada, że przygotowanie materiału dowodowego obciążającego Zytę Gilowską jest dziełem gangsterów lub (i) agentów tajnych służb (zwłaszcza tych byłych). Powodem, który miałby ich do tak desperackiego kroku skłonić, była chęć rozbicia przez Gilowską mafii paliwowej oraz ukrócenia możliwości oszustw podatkowych. To, że w spektaklu występowali przedstawiciele wiadomych służb, jest dość prawdopodobne. To, że byli jego autorami, prawdopodobne jest już mniej.

Ta hipoteza pasuje wprawdzie do koncepcji omnipotentnego układu rządzącego zza znajdującego się w ukryciu stolika brydżowego, ale owa koncepcja ma dość słabe umocowanie dowodowe. Nie pasuje także do obrazu PiS jako partii z poświęceniem walczącej z korupcją - wszak każdy następny minister z tej partii postępować będzie tak samo, więc z punktu widzenia gangsterów zamach na jednego z nich jest bezsensowny. Nie pasuje także do wizerunku, jaki roztaczają minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, minister-koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. Oni bowiem - jak twierdzą - złapali już tylu gangsterów, że to ich w pierwszej kolejności powinien dosięgnąć mechanizm przestępczej wendety.

Belka bis?

Niewielu komentatorów zwróciło uwagę na znaczne podobieństwo między sprawami Zyty Gilowskiej i Marka Belki. Przypomnijmy, że w końcu czerwca 2001 r. "nieznani sprawcy" rozpuścili plotkę o - rzekomej - agenturalnej przeszłości wicepremiera Belki. 2 lipca podał się on do dymisji, cztery dni później Marek Barański na łamach "Trybuny" ową pogłoskę przekazał szerokiej opinii publicznej. Można oczywiście przyjmować, że Barański jest publicystą niezależnym, "Trybuna" - pismem niezwiązanym z żadną partią, a o przygotowaniu owego artykułu nikt - a Leszek Miller w szczególności - nie wiedział. Nie zmienia to jednak faktu, że zastosowanie formuły cui prodest wskazuje na ówczesnego premiera jako osobę odnoszącą bardzo doraźne korzyści. Miller pozbył się wszak polityka wyrastającego na coraz większego rywala, na dodatek związanego z "wrogą" frakcją prezydencką, a na to miejsce mógł mianować świetnie nadającego się (w związku ze swoją ekstrawagancją) do roli zderzaka Grzegorza W. Kołodkę.

Jak było naprawdę, tego po dziś dzień się nie dowiedzieliśmy. Mam jednak poważne podejrzenia, że i tym razem będzie podobnie, a jedyną różnicą jest to, że obecnie dymisjonowana wicepremier kojarzona jest z frakcją nie prezydenta, lecz premiera.

Niecierpliwie oczekiwany ciąg dalszy

Sprawa Zyty Gilowskiej niewątpliwie mieć będzie ciąg dalszy. I nie będzie on polegać na rozprawie lustracyjnej, która być może się odbędzie, a być może nie. Po prostu: życie pokaże, czy premier Marcinkiewicz (który w kilka dni później oskarżony został o przyjęcie łapówki, a nie zdziwiłbym się, jeśli wkrótce pojawi się plotka, że uwiódł nieletnią) utrzyma swoją posadę. Okaże się także, czy ministrem finansów pozostanie - kompletnie nieznany Jarosławowi Kaczyńskiemu - Paweł Wojciechowski. Jeżeli na fotelu się nie utrzyma, ciekawe, kto go zastąpi: nieznany jeszcze X czy Zyta Gilowska (wszak Belka do rządu wrócił, i to na lepsze stanowisko)? Te wydarzenia personalne i propozycje programowe przedstawione przez ewentualną nową ekipę rządową przesądzą o tym, czy dymisja Gilowskiej będzie mieć długotrwałe negatywne konsekwencje gospodarcze.

Przyznam, że w taki - już całkiem z thrillera sensacyjno-politycznego - scenariusz nie bardzo wierzę. Gospodarka polska ma bowiem bardzo mocne fundamenty, znajduje się w korzystnej fazie cyklu koniunkturalnego i zepsuć ją trudno. Nie oznacza to jednak, że jest to niemożliwe i że w naszym bardzo dziwnym kraju taki rozwój wydarzeń można całkowicie wykluczyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2006