Kuchenne roboty

Tanatos objawił się szybko, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Miał kolor różowy, kremową konsystencję i pachniał truskawkami.

24.11.2014

Czyta się kilka minut

Lane kluski – stracciatella (przepis na końcu tekstu) / Fot. Ellise Pierce / GETTY IMAGES
Lane kluski – stracciatella (przepis na końcu tekstu) / Fot. Ellise Pierce / GETTY IMAGES

Mała dłoń przyciskała kurczowo pokrywkę miksera, w uszach brzmiało napomnienie: „jak puścisz, to odskoczy i cały koktajl wyląduje na suficie”. Kusiło mnie, żeby wywołać taką eksplozję, ale żądza niszczenia nie pokonała nigdy łakomstwa. To zresztą beznadziejne, że Freud w ogóle o nim nie wspomina obok erosa, jakby uważał, że nie można pragnąć po prostu torebki krówek bez mieszania do tego własnej matki.

Wolę się nie domyślać, jakimi szczelinami wciska się destrukcja i śmierć w starannie zaprojektowaną beztroskę współczesnego dzieciństwa, w każdym razie sprzęt kuchenny do tego na pewno nie posłuży. Blokady i zatrzaski uchronią przed każdym niepożądanym wyciekiem czy próbą wetknięcia paluszków między noże lub pod parę. Nie dość, że ustrojstwa coraz to nowszej generacji są już zupełnie bezpieczne, to jeszcze coraz bardziej inteligentne – myślą za człowieka, żeby ten już się nie fatygował.

„Wynaleźliśmy prostotę na nowo” – chwali się producent zaawansowanego (również cenowo) robota wykonującego ponoć 12 rozmaitych czynności, sterowanego programami wtykanymi w odpowiednie gniazdko niczym klucze z kodami do wyrzutni rakietowych. Gdzie nie spojrzeć w kuchni, czekają na naszą bezradność urządzenia, które wpuściliśmy nieopatrznie za próg, bo miały tylko wyręczyć w gestach i czynnościach tak monotonnych czy banalnych, że pozornie można je bez obaw zmechanizować i wystandaryzować. Na pierwszy ogień idą prace żmudne, brudne i wymagające pewnej siły, jak wyrabianie ciasta na chleb. A przecie maszyna nie zastąpi dłoni w wyczuciu właściwej sprężystości i lepkości ciasta – zmiennej, bo zależnej od gatunku mąki, od tego, w jakich warunkach ją trzymano, od twardości wody, rodzaju drożdży, temperatury i wilgotności powietrza kuchni. Dlatego kiedy autorka poczytnego bloga i modnych książek pod szyldem „Moje wypieki” wyznaje, że nie wyobraża sobie ręcznego wyrabiania ciasta, jest to dla mnie wystarczająca antyrekomendacja.

Kontrola nad konsystencją i fakturą – to właśnie tracimy oddając robotę robotom. Kręcenie łyżką sosu, kremu, najprostszego budyniu nie jest może czymś wartym przechwalania się w CV, ale ma swoją godność i daje poczucie panowania nad materią, a nawet wzruszenie, gdy żółtka ucierane z cukrem i winem w wodnej kąpieli zaczynają zasnuwać łyżkę bladożółtym welonem. Nikt mi nie wmówi, że ubicie sześciu białek czy szklanki śmietany normalną trzepaczką wykracza poza możliwości zdrowego człowieka; pomęczymy się kilka minut, w sam raz tyle, ile trwa aria z „Don Giovanniego” albo piosenka Kazika. Rozetrzyjcie bazylię z czosnkiem (i odrobiną grubej soli dla większego tarcia) w kamiennym moździerzu: zrozumiecie, że autorzy przepisów zalecających robienie pesto w mikserze to oszuści. Inżynieria genetyczna nie stworzyła jeszcze ziół o liściach, które by nie traciły większości smaku w kontakcie z wirującym stalowym ostrzem albo co gorsza nie wydzielały wskutek przegrzania zapachu skoszonego trawnika.

Oczywiście nie chodzi o utopijny powrót do źródeł, czyli topornych skorup wyskrobywanych zmurszałą drewnianą kopyścią. Niektóre wynalazki czynią oczywistą zmianę na lepsze w losie kucharza i w diecie coraz bardziej zasiedziałych stołowników. Np. stalowe garnki z bardzo grubym dnem i naczynia pokryte powłoką nieprzywierającą zmieniają istotnie sposób smażenia i duszenia, pozwalając robić to szybciej i z mniejszą ilością tłuszczu. Palnik gazowy, jako poręczna, bezproblemowa, dostosowana do małych mieszkań forma obecności ognia, zastępująca piec i ruszt, wydawał się przez stulecie korzystnym kompromisem. Niestety ktoś zapomniał powiedzieć „stop” i widać dziś trend odchodzenia w kuchni od żywego ognia, ba: od jakiejkolwiek formy gorąca. Spójrzcie, ile dziś można wydać na płyty już nawet nie elektryczne, a indukcyjne, których jedyną zaletą jest to, że nie sposób się od nich oparzyć. Nadaje się toto co najwyżej, żeby zagrzać gar wody do zblanszowania brukselki, nawet głupie naleśniki wyjdą jakieś takie... sklepowe. Analogicznie jak z kuchenki mikrofalowej, choć programatory nowszych modeli teoretycznie znają się na pieczeniu kurczaka i duszeniu grzybów. Wierzę im tyle, co komputerom Państwowej Komisji Wyborczej. Cokolwiek wstawimy do miski, i tak nam wyjdzie PSL.


Najbardziej „analogową”, niewymagającą narzędzia potrawą, jaką znam, są zacierki: starczy talerz, jajko, mąka, sól i sprawne palce, ugniatające ciasto. Odrobinę bardziej zaawansowane technologicznie są lane kluski – musimy mieć łyżkę. Ciekawą ich wersją jest stracciatella – znamy nazwę z lodów, ale pierwotnie odnosiła się właśnie do rosołu ze „strzępkami”, podawanego tradycyjnie w Lacjum na Boże Narodzenie. Rozcieramy widelcem jajko z ok. 20 g tartego parmezanu na głowę, dodajemy szczyptę gałki muszkatołowej. Wlewamy do wrzącego rosołu, rozrywamy powstały glut na mniejsze lub większe strzępy wedle upodobania i gotujemy parę minut. Można zamiast gałki dosypać pieprzu i skórkę z pół cytryny.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2014