Kto przegrał?

Odrzucenie przez Sejm poprawek do Konstytucji nie zagraża tak naprawdę żadnym wartościom. Obecne zapisy wustawie zasadniczej są jednoznaczne: zapewniają igodność człowieczą od poczęcia, iod tegoż poczęcia ochronę.

16.04.2007

Czyta się kilka minut

Szkic Leonarda da Vinci /
Szkic Leonarda da Vinci /

"Jeśli polscy parlamentarzyści chcieli (a nawet chcą) rzeczywiście uczcić pamięć papieża - napisał dopiero co Tomasz P. Terlikowski w "Rzeczpospolitej" - to powinni tak zmienić polską Konstytucję, a kto wie, może także polskie prawo, by rzeczywiście odpowiadało ono nauczaniu Jana Pawła II. Najprościej (bo zmiany są już w Sejmie) zrobić to w związku z wprowadzeniem obrony życia do konstytucji". To było w czwartek ubiegłego tygodnia. Już nazajutrz okazało się, że jest to niewykonalne.

Wszystkie pięć projektów poprawek do kilku artykułów konstytucji, proponujących a to "ochronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci", a to "przyrodzoną godność osoby ludzkiej od momentu poczęcia", przepadły w kolejnych głosowaniach, nie uzyskując większości potrzebnej przy wprowadzaniu jakiejkolwiek zmiany do ustawy zasadniczej. Nawet ostatnia, najmniej rewolucyjna poprawka, opatrzona w dodatku komentarzem premiera z trybuny sejmowej tuż przed głosowaniem (że jej wprowadzenie zdaniem wszystkich ekspertów nie będzie skutkowało obostrzeniami ustawy antyaborcyjnej) - przegrała. Co właściwie się stało i jak te pięć głosowań zaowocuje teraz w życiu politycznym i społecznym? Kto przegrał?

Szukając odpowiedzi, można zająć się najpierw partiami politycznymi, inicjatorkami zmian. Przyczyna przegranej to może upór każdej z nich przy swoim projekcie bez chęci ustąpienia, to optowanie za wszystkimi pięcioma wariantami, to wreszcie zamieszanie, w którym jedne argumenty przeczyły innym, a w łonie tego samego klubu nagle pojawiały się zasadnicze podziały. Dla dalszego życia politycznego będzie się liczyć zarówno przebieg kolejnych etapów podjętej gry i użytych metod, jak przewidywane i już się rysujące konsekwencje tak dotkliwej przegranej, a także te, których teraz przewidzieć nie sposób. Od "czarnego piątku" nie minęły jeszcze nawet dwie doby, a jest już czym się martwić.

Ale trzeba również poszukać tej odpowiedzi gdzie indziej. Czy przegrała również jakaś idea, jakiś świat wartości? Czy ma rację publicysta "Rzeczpospolitej", że obowiązkiem ustawodawców deklarujących wierność nauczaniu Jana Pawła II jest odzwierciedlenie całej jego nauki w stanowionym prawie? Odzwierciedlenie, dodajmy, przede wszystkim werbalne? Marszałek Sejmu, Marek Jurek, pierwszy inicjator konstytucyjnych zmian opowiadających się "za życiem", a dziś główny przegrany i być może człowiek dający początek wielu zmianom na scenie politycznej, tak właśnie widział i widzi swoją misję ustawodawczą i religijną równocześnie. Jego wizję programową podziela w dzisiejszej Polsce (i szerzej: w dzisiejszym świecie) wielu zaprzysięgłych zwolenników. Tutaj odpowiedź, kto przegrał, jest jeszcze ważniejsza, gdyby bowiem racja moralna była po stronie przegranych, należałoby nie tylko ogłosić żałobę, ale przede wszystkim rzucić ciężkie oskarżenie na tych posłów, którzy, nie głosując "za", zdradzili dobro, wartości, własną - deklarowaną przecież - wiarę.

Rozważmy więc obie te sprawy.

Politykom - sprawcom tak długotrwałego i tak fatalnie zakończonego zamieszania, należą się słowa bardzo gorzkiej krytyki. Zabrali się do tak wzniośle nazwanej "obrony życia" nie tylko z czystymi intencjami: chęć odzyskiwania popularności, wpływów, prestiżu w różnych kręgach elektoratu była widoczna aż nadto. A równocześnie - sami skłóceni byli ponad wszelką miarę, prezentujący coraz smutniejszy poziom debat, sporów, agresji wzajemnej albo szokujący tegoż wyborcę praktykami budzącymi zwyczajne zgorszenie. Świat polityki ma coraz niższe notowania - i oto nagle staje jako wzniosły obrońca wartości najwyższych. I chce, by uznało to społeczeństwo, cały czas przez ten świat polityki dzielone, antagonizowane albo obrażane.

Paradoksalnie powiedzieć by można, że właśnie z tej racji rezultat przegranych głosowań, czyli pozostawienie w spokoju ustawy zasadniczej, będzie dla społeczeństwa ulgą i satysfakcją. Trwałość filarów życia publicznego - a Konstytucja takim filarem jest na pewno, wszak przyjęta była w referendum, nie tylko w parlamencie - w ogromnej mierze decyduje o zdrowiu tego życia. Tym bardziej, że - o czym niżej - przegrana w tych głosowaniach nie zagroziła tak naprawdę żadnym wartościom. Złe jest tylko to, że zawirowań politycznych, jakie być może niebawem nastąpią, społeczeństwo ani nie powstrzyma, ani nie skoryguje, może się co najwyżej przejmować nimi mniej albo więcej, broniąc się rosnącą obojętnością, która sama jest bolączką przecie, a nie cechą pozytywną.

Inaczej wygląda drugi problem. Społeczeństwo może nie przejmować się pytaniem, czy odchodzący z partii władzy przejdą do opozycji, czy założą nowe ugrupowanie, ale nie może pozostać obojętne wobec kwestii tak fundamentalnej jak ochrona życia ludzkiego. Politycy usiłujący uzupełnić w tej mierze zapisy konstytucyjne twierdzili, że dopiero one staną się ochroną skuteczną. Retoryka ta wymaga raz jeszcze równie dobitnej repliki. Po pierwsze, zarówno eksperci, jak praktyka potwierdziły, że obecny zapis konstytucyjny jest w tej mierze jednoznaczny i wystarczający. Zapewnia i godność człowieczą od poczęcia, i od tegoż poczęcia ochronę. Na tej podstawie w r. 1997 Trybunał Konstytucyjny odrzucił liberalizację ustawy "o ochronie płodu ludzkiego", jaką usiłowała wprowadzić lewicowa większość parlamentarna.

Należy też powiedzieć uczciwie, co właśnie przez polityków zrobione nie zostało, że nowe projekty niosły ze sobą jako jedynie logiczną konsekwencję konieczność zmiany ustawy z roku 1993 - zmiany polegającej na wykreśleniu jakichkolwiek wyjątków od zakazu aborcji.

Dopowiedzmy i to jeszcze, że głębokim nieporozumieniem w dyskusjach medialnych, jakich z tej okazji odbyły się setki, było żonglowanie terminem "kompromis". Przewodniczący Federacji Ruchów Obrony Życia miał stuprocentową rację, formułując w tytule swojej wypowiedzi w "Naszym Dzienniku" zdanie "Nie ma mowy o kompromisie". Taka jest nauka Kościoła, taką wyznajemy i mamy zrobić wszystko, by była ona praktyką życia. Naszego własnego zawsze, naszych bliźnich w tej mierze, w jakiej nasza pomoc może się do tego przyczynić. Ustawa, nie wprowadzająca karalności w trzech dramatycznych sytuacjach kobiety spodziewającej się dziecka (zgwałconej, zagrożonej w życiu albo zdrowiu, wreszcie stającej wobec faktu ciężkiego upośledzenia dziecka), miała na celu tylko jedno: nie narzucać heroizmu, jakim niewątpliwie jest przyjęcie takiego macierzyństwa, groźbą sankcji karnej. Taki heroizm powinien być owocem naprawdę dobrowolnie podjętej decyzji, a solidarność społeczna jest w takim przypadku zawsze nie do przecenienia. I jest absolutnym nakazem sumień wierzących! A już tylko kwestią elementarnego poczucia przyzwoitości jest, by moraliści pisujący z zamiłowaniem teksty "za życiem", powstrzymali się od pouczeń adresowanych, np. do kobiet zgwałconych...

Tutaj dygresja. Chciałabym na chwilę powrócić do roku 1992, kiedy w Sejmie brałam udział w przygotowywaniu ustawy do dziś obowiązującej. W trakcie prac komisji nastąpiła tam wtedy charakterystyczna zmiana w tytule ustawy. Pierwotnie brzmiał on "O ochronie macierzyństwa i życia poczętego", ale w pewnym momencie z inicjatywy "obrońców życia" pierwszy człon zniknął. "Ochrona macierzyństwa" uznana została za podejrzaną czy tylko nie mającą znaczenia. Do dziś mam przekonanie, że skutki tej redukcji sięgają bardzo daleko i że gdybyśmy wtedy "macierzyństwo" ochronili, może i opieka nad kobietą w ciąży wyglądałaby w Polsce bez porównania lepiej (dodam, że prezydencka poprawka, teraz odrzucona jako "niekonstytucyjna", o ochronie kobiety w ciąży, była dla mnie przekonująca właśnie w tej mierze, że nie pozwalała odwrócić uwagi od prawdy, że bez matki gotowej na swoje macierzyństwo nigdy nie zdołamy naprawdę skutecznie ochronić poczętego człowieka. Po prostu nie zdołamy!).

Dlatego, aby móc nie zgodzić się z tymi, którzy przegrany werbalny zapis konstytucyjny traktują - może i najszczerzej pod słońcem - jako przegraną "ochrony życia", powinniśmy wymóc na rządzących jak najszybszy i najbardziej racjonalny program polityki rodzinnej. Ten właśnie, który matkom i ojcom da jedyną przekonującą argumentację, której potrzebują.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2007