Aborcja i Tolerancja

Spór o aborcję, trwający w Polsce od ponad 20 lat, nie wydaje się bliski rozwiązania. Ujawnił się jeszcze przed transformacją ustrojową w 1989 r. i coraz bardziej się nasila, polaryzacja poglądów społeczeństwa niewątpliwie postępuje, chociaż najbardziej widoczna jest w świecie polityki.

29.11.2010

Czyta się kilka minut

Debaty Tezeusza /
Debaty Tezeusza /

Zasadne wydaje się zatem pytanie o przyszłość sporu - o to, czy społeczeństwo będzie się coraz bardziej dzielić, czy - mimo fundamentalnych kontrowersji i podziałów - są szanse na debatę między głównymi stronami sporu. Czy uda się znaleźć jakąś, choćby minimalną płaszczyznę porozumienia? A jeśli nie to, czy przynajmniej uda się zaakceptować odmienność przekonań. Przed próbą odpowiedzi na te pytania warto przypomnieć, czego dotyczą główne kontrowersje, jakie padają argumenty i jakie metody są stosowane w walce.

Stosunek do przerywania ciąży stanowi istotną kategorię polityczną i nie ma polityka, który nie musiałby zabrać w tej sprawie głosu, choćby nawet bardzo nie chciał. Zarówno jedna, jak i druga strona konfliktu "wydrze mu z gardła" odpowiedź na pytanie o przekonania w sprawie usuwania ciąży.

Zdecydowana większość polityków w Polsce określa się, przynajmniej publicznie, jako przeciwnicy prawa do aborcji i marzy tylko o tym, by uznać spór o aborcję za raz na zawsze rozwiązany. Politycy ci woleliby zepchnąć aborcję całkowicie do sfery tabu, aby o tym nie trzeba w ogóle mówić. Do znudzenia powtarzają, wbrew oczywistym faktom, że zakaz aborcji został przyjęty w ramach długo wypracowywanego kompromisu społecznego, choć w rzeczywistości takiego kompromisu nikt nigdy nie zwierał, zwłaszcza z kobietami, które do dziś ponoszą skutki restrykcyjnego prawa.

Warto przypomnieć, że prawo kobiet do samostanowienia zostało złożone w ofierze Kościołowi za wspieranie opozycji w latach 80. Na początku lat 90. 70% społeczeństwa było zdecydowanie przeciwne zakazowi aborcji, zaś spontanicznie tworzące się w całym kraju komitety na rzecz referendum zebrały w tej sprawie około 1 milion 300 tysięcy podpisów. Mimo to po ponad czterech latach gorących dyskusji sejm wprowadził, wbrew woli społeczeństwa, represyjne prawo antyaborcyjne.

Blisko 20 lat obowiązywania zakazu aborcji w Polsce poza ogromnymi kosztami społecznymi, które nie są przedmiotem niniejszego tekstu, doprowadziły do ogromnego zamieszania światopoglądowego w tym zakresie. Ludzie mają często niespójne, a czasem wręcz sprzeczne wewnętrznie poglądy na temat aborcji. Obecnie w społeczeństwie zdecydowanych przeciwników lub zwolenników prawa do aborcji o bardzo określonych poglądach jest około 20 % każdej z grup. Pozostałe kilkadziesiąt procent ma stosunek do aborcji bardzo niejednoznaczny. Zdecydowana większość społeczeństwa dopuszcza usuwanie ciąży w określonych przypadkach, co nie przeszkadza wielu określać się jako przeciwnicy aborcji. Z drugiej strony, daje się zaobserwować wysoką tolerancję dla własnych wyborów życiowych, w tym dla przerwania własnej ciąży, czy ciąży osoby bliskiej w przypadkach uznanych subiektywnie za oczywiste i usprawiedliwione. Nieraz mamy do czynienia w Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny z kobietami dzwoniącymi do naszego telefonu zaufania, które mówią, że są przeciwniczkami aborcji, ale są w tak trudnej sytuacji życiowej czy zdrowotnej, że nie wyobrażają sobie kontynuacji swojej własnej ciąży.

Ten mętlik w głowie dotyczący aborcji jest bardzo powszechny. Przykład pierwszy z brzegu. Dominik Taras - antyklerykalny i anarchistyczny organizator akcji Krzyż pod Pałacem Prezydenckim - deklaruje się jako przeciwnik aborcji. Co ciekawe, Taras chciał być zawodowym wojskowym, do dziś jest zafascynowany militariami i nosi się po wojskowemu. Fakt, że osoba o antyklerykalnych poglądach, do tego niedoszły żołnierz - zatem niewątpliwie akceptuje zabijanie ludzi w uzasadnionych przypadkach - jest przeciwny aborcji, która dla milionów ludzi w świecie nie jest zabójstwem, najlepiej pokazuje, jakiej przemianie uległa świadomość społeczeństwa polskiego w sprawie aborcji w ciągu ostatnich 20 lat.

Zgodnie z szerzoną od lat przez środowiska fundamentalistyczne propagandą antyaborcyjną, zabójstwo człowieka na wojnie może być usprawiedliwione, zaś usunięcie ciąży, czyli w ich terminologii "zabójstwo życia poczętego" nie da się niczym usprawiedliwić. Zabójstwo dziecka poczętego jest dla przeciwników aborcji czymś straszniejszym, niż zabójstwo żywego człowieka, w tym śmierć kobiety w wyniku porodu, bowiem kobieta ciężarna - w hierarchii wartości głoszonych przez środowiska przykościelne - stoi niżej niż dziecko poczęte, a zatem jej życie w przypadku konfliktu można poświęcić dla ratowania płodu.

Trudno tu mówić o jakiejkolwiek logice. Co innego, gdyby Taras był aktywnym katolikiem, regularnie uczestniczącym w praktykach religijnych, takie podejście do aborcji dziwiłoby znacznie mniej. Jednak, mówiąc oględnie, nie jest on typowym wyznawcą katolicyzmu w Polsce, co więcej, jest niedoszłym żołnierzem, którym nie został nie dlatego, że miał dylematy moralne wynikające z niechęci do zabijania, ale dlatego, że go nie wzięli. Tymczasem, co do nieakceptacji aborcji nie ma żadnych wątpliwości. Jak pan Taras zachowałby się, gdyby jego siostra albo córka zostały zgwałcone, można by się tylko domyślać. Średnia statystyczna wskazuje raczej na to, że zapewne w takim przypadku uznałby przerwanie ciąży z gwałtu za coś oczywistego, akceptowalnego czy wręcz koniecznego. Mogę się oczywiście mylić, choć nie sądzę. Za dużo się napatrzyłam na podobne sytuacje w ostatnich dwudziestu latach, zbyt dużo słyszałam historii konserwatywnych polityków, którzy wysyłali swoje córki na zabieg za granicę.

Dla wielu ta pełna sprzeczności świadomość uznana jest za zwycięstwo tych, którzy uważają, że aborcja jest złem w każdej sytuacji, nawet dla ratowania życia kobiety. Dla zwolenników prawa do aborcji jest porażką, świadectwem dominacji jednego światopoglądu oraz narzucenia prawa, którego miliony Polaków nie tylko nie akceptują, ale i się do niego nie stosują. Prawa, które naraziło mnóstwo kobiet na skutki zdrowotne, czasem śmierć i wiele dramatów wynikających z zakazu aborcji.

Kiedy analizujemy poglądy osób o zdeklarowanych poglądach, to rzuca się w oczy, że w argumentach przeciwników aborcji oraz zwolenników prawa do aborcji nie ma symetrii. Ci pierwsi, uznając, że człowiek zaczyna się od poczęcia, przyznają sobie prawo dążenia do bezwzględnego wyeliminowania aborcji wszelkimi metodami - prawnymi (np. próba zmiany konstytucji), tworzeniem rozmaitych barier w realnej dostępności (np. powszechne odwoływanie się lekarzy do klauzuli sumienia w szpitalach publicznych bez jednoczesnego zapewnienia dostępności legalnych świadczeń), presją psychiczną, mową nienawiści (patrz wszystkie pomyje słowne wylewne na osoby typu Magda Środa, Kinga Dunin czy moja skromna osoba na portalach katolickich i konserwatywnych typu Fronda), przemocą fizyczną (np. agresywne ataki we Władysławowie na kobiety ze statku Langenort), manipulacją, dezinformacją, nachalną propagandą (patrz drastyczne i manipulacyjne bilbordy Fundacji Pro ustawiane w centrach miast), szczuciem (np. nagonka na Alicję Tysiąc "Gościa Niedzielnego") i innymi niecnymi sposobami. Chcą siłą zmusić kobiety do rodzenia w każdych okolicznościach. W Stanach Zjednoczonych w niektórych stanach w ogóle się nie przeprowadza aborcji. W skrajnych przypadkach przeciwnicy aborcji posuwają się do mordowania lekarzy przerywających ciążę.

Nie mogę się powstrzymać, by przy tej okazji nie zacytować in extenso fragmentu przerażającego w swojej wymowie tekstu Mirosława Salwowskiego opublikowanego na Portalu Rodzina Katolicka, w którym usprawiedliwia on mordowanie tzw. aborcjonistów. Pisze on: "Ze wszech miar słusznej i chwalebnej zasady mówiącej, iż cel nie uświęca ani nie czyni dozwolonymi złych środków, nie można zatem w prosty i bezproblematyczny sposób zastosować do zabijania aborcjonistów. Ludzie ci bowiem mają na swych rękach krew wielu niewinnych ludzi, przez co nie są oni w sposób bezwarunkowy i absolutny chronieni przez Piąte Przykazanie. Mówiąc wprost: zabicie tych złoczyńców nie jest ze swej istoty złe i w związku z tym mogą zachodzić warunki, w których ich uśmiercenie będzie moralnie dozwolone. Godziwość lub niegodziwość uśmiercania aborterów nie powinna być zatem rozpatrywana w oparciu o regułę <<Cel nie uświęca środków>>, ale winno rozpatrzyć się, czy i w jakiej mierze zachodzą tu tradycyjnie nauczane przez Kościół warunki dozwolonego i sprawiedliwego odbierania życia złoczyńcom. […) W II wojnie światowej mieliśmy, po jednej stronie - oddziały SS i Gestapo dokonujące czystek etnicznych i rasowych, z drugiej zaś ugrupowania partyzanckie próbujące za pomocą przemocy powstrzymać masowe mordy niewinnych. Dziś mamy z jednej strony tabuny aborterów i ich pomocników chronionych przez prawo, policję i sądy, z drugiej zaś przeciwników aborcji. Nie istnieje wprawdzie klasyczny i formalny stan wojny, lecz czy pokojem możemy nazwać rzeczywistość, w której pod osłoną prawa państwowego dokonuje się masowych masakr? Jeśli usprawiedliwionym jest podejmowanie działań zbrojnych w obronie pewnych już narodzonych niewinnych ludzi, to niby czemu niegodziwością miałoby być podejmowanie podobnych akcji w obronie całkowicie bezbronnych i niewinnych poczętych dzieci?"

Przy lekturze aż ciarki chodzą po plecach. Tekst ten uzasadniający zabójstwa zwolenników prawa do aborcji doktryną katolicką raczej nie stwarza atmosfery sprzyjającej do dyskusji.

O ile więc przeciwnicy prawa do aborcji, choć zapewne nie wszyscy, akceptują, a niektórzy stosują różne formy przymusu w swojej walce, o tyle zwolennicy prawnej dopuszczalności przerywania ciąży - opowiadający się za prawem do wyboru i do decydowania o własnym życiu - przemocy nie stosują. Formy działania podejmowane przez środowiska wolnościowe mieszczą się jak najbardziej w granicach prawa: głównie jest to lobbing na rzecz liberalnego prawa, monitoring skutków represyjnego prawa czy pokojowe demonstracje, nierzadko zresztą atakowane przez fundamentalistów. Nie trzeba dodawać, że zwolennicy liberalnego prawa nie chcą nikogo zmuszać do przerywania ciąży. Uważają, że każdy powinien żyć i wybierać w zgodzie z indywidualnym sumieniem. Chcą wyłącznie, by kobieta miała taką możliwość, choćby po ty, by z niej nie skorzystać.

Jak wyżej wspomniano, istotna różnica między przeciwnikami aborcji i zwolennikami prawa do niej dotyczy kwestii statusu płodu. Przeciwnicy aborcji twierdzą, że płód jest całkowicie ukształtowanym człowiekiem, tylko trochę mniejszym, któremu przysługuje pełnia praw, a nawet więcej. "Dziecko poczęte" z racji swojej bezradności ma być chronione lepiej niż człowiek urodzony. Z kolei zwolennicy praw kobiet uważają, że kwestia człowieczeństwa płodu nie jest rozstrzygnięta w sposób naukowy. Nauka nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kiedy zaczyna się człowiek. Uznając, że zarodek jest jakąś formą bytu potencjalnego, jednocześnie stoją na stanowisku, że początek człowieka jest kwestią wiary, przekonań a nie twardych danych. Zwolennicy praw kobiet są zatem kategorycznie przeciw restrykcyjnym regulacjom prawnym, które są oparte na dogmatach wiary katolickiej i które trudno uznać za prawdę obiektywną. Zarówno prawo oparte na fundamentach religijnych, jak i ingerencja Kościoła rzymsko-katolickiego w stanowienie prawa jest naruszeniem zasady rozdzielenia państwa od Kościoła oraz pluralizmu światopoglądowego, bowiem prawo musi obowiązywać wszystkich bez względu na przekonania. Zatem prawo stanowione powinno być oparte na niekwestionowanych wartościach podzielanych przez wszystkich.

Jednak chyba ważniejsza, choć może mniej dostrzegalna na pierwszy rzut oka różnica między przeciwnikami a zwolennikami prawa do aborcji, tkwi raczej nie w odmiennym podejściu do statusu płodu, czy nawet nie w stosunku do samej aborcji, tylko w stosunku do praw i wolności jednostki. Przeciwnicy aborcji, mimo iż często odwołują się do wartości religijnych, w praktyce stosują się do nich w sposób niesłychanie wybiórczy, jak widać na przykładzie tekstu Salwowskiego. Kategoria indywidualnego sumienia wydaje im się zupełnie obca. Siłą nie perswazją chcą osiągać swoje cele. Za to druga strona odwołuje się do wolności i autonomii jednostki, i właśnie sumienia, konflikt wartości jest zatem ogromny.

Na pozór mogłoby się wydawać, że jakiś poziom porozumienia między stronami sporu można by osiągnąć w sprawach dotyczących zapobiegania przerywaniu ciąży. Skoro bowiem przeciwnikom aborcji zależy na ograniczeniu zjawiska aborcji, powinni popierać wszelkie środki służące zapobieganiu ciąży. Przeciwnicy prawa do aborcji nie chcą jednak przyjąć do wiadomości faktu, że tylko zmniejszając liczbę niechcianych ciąż, można zmniejszyć liczbę aborcji. Nie zakazami, lecz właśnie poprzez edukację i nowoczesną antykoncepcję. Jednak dogmatyczny sprzeciw wobec antykoncepcji, zwłaszcza postkoitalnej, która uznana jest przez fanatyków za formę aborcji, a także wobec edukacji seksualnej, która ich zdaniem zachęca młodzież do przedwczesnego seksu, wyklucza porozumienie. Przeciwnicy aborcji nie chcą uznać, że zwalczanie antykoncepcji i edukacji seksualnej w rzeczywistości prowadzi do większej liczby aborcji z powodu zwiększenia się liczby niechcianych ciąż.

Negatywny stosunek do antykoncepcji i edukacji seksualnej mimo pozorów naukowości jest głęboko osadzony w przekonaniach religijnych i wiąże się ściśle ze stosunkiem do rodziny, czy ogólniej mówiąc stosunkiem do wyborów życiowych jednostki. Bowiem potrzeba korzystania z antykoncepcji czy edukacji seksualnej oznacza akceptację oddzielenia seksu od prokreacji, co sprzeczne jest z doktryną kościelną. Życie seksualne według Kościoła ma przede wszystkim służyć prokreacji i to koniecznie w małżeństwie. Seks pozamałżeński czy po prostu seks dla przyjemności jest nieakceptowany. Zatem antykoncepcja jest dla nich niedopuszczalna, bowiem jest sprzeczna z wartościami rodzinnymi, oczywiście pojmowanymi w sposób bardzo tradycyjny. "Chłopak i dziewczyna - normalna rodzina" jak skandują blokując parady równości, czyli rodzina rozumiana jako małżeństwo z taką liczbą dzieci, jaką Bóg da. Bowiem małżonkowie muszą zaakceptować każdą ciążę, która zostanie poczęta, nawet gdyby była nieplanowana. Stosowanie antykoncepcji oznacza właśnie akceptację seksu bez zobowiązań, po prostu dla przyjemności, co jest nie do pogodzenia z poglądem, że istotą seksu jest prokreacja. Inne argumenty stosowane przeciw antykoncepcji, a więc że jest nieskuteczna, że jest szkodliwa dla zdrowia są drugorzędne wobec podstawowego zarzutu o jej antyrodzinności. Podobnie rzecz się ma z edukacją seksualną. Wiedza na temat seksu prowadzi, zdaniem przeciwników prawa do aborcji, do potępianego przez nich seksu przedmałżeńskiego. Zachęca do stosunków z wieloma partnerami zamiast z tym jednym ślubnym. Skoro posiadanie dzieci powinno być celem każdej pary, zapobieganie ciąży nim nie jest.

Stosunek do spraw rodziny wiąże się ściśle ze pozycją kobiety w społeczeństwie. Zdaniem przeciwników aborcji płód ma więcej praw niż kobieta, bowiem jej prawa kończą się tam, gdzie zaczyna się "dziecko poczęte". Takie poglądy oznaczają akceptację całkowitego zakazu aborcji, bez względu na skutki dla zdrowia i praw kobiet. Próba zmiany konstytucji w 2007 r., polegająca na wprowadzeniu do konstytucji ochrony życia od momentu poczęcia, zmierzała w kierunku wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji. Stosunek przeciwników aborcji do kobiet jest delikatnie mówiąc ambiwalentny. Kobieta w zasadzie nie jest traktowana jak osoba w pełni autonomiczna. Jej misją i racją bytu jest macierzyństwo. Prawdziwa kobieta to matka, dlatego też, na ile to możliwe, termin kobieta często zastępowany jest terminem matka. Zamiast kobiety ciężarnej wprowadzono termin - matka dziecka poczętego, kobieta nie w ciąży to przyszła matka. Zakłada się bowiem, że każda kobieta, aby w pełni zrealizować swój potencjał, musi zajść w ciążę, oczywiście tylko w sposób naturalny, w żadnym przypadku za pomocą in vitro.

Podsumowując rozważania na temat ewentualnej możliwości znalezienia jakiejś płaszczyzny porozumienia w sprawie aborcji, muszę jeszcze raz podkreślić, że i w tej sprawie nie ma symetrii po obu stronach sporu. O ile bowiem zwolennicy prawa do aborcji są zdolni do tolerowania przekonań przeciwników aborcji, o tyle ci ostatni do tolerancji nie są zdolni. Ja osobiście jestem w stanie tolerować poglądy nawet Tomasza Terlikowskiego czy Joanny Najfeld, co więcej uznaję, że mają prawo żyć w zgodzie z nimi. Tymczasem ani Terlikowski, ani Najfeld nie są zdolni do tego samego. I Najfeld i Terlikowski -ten drugi uznaje tolerancję za "lekko zakamuflowany totalitaryzm" - nie są w stanie tolerować poglądów osób z mojej opcji światopoglądowej ani nie zgadzają się na to, byśmy żyli w zgodzie z naszymi przekonaniami. Środowiska fundamentalistyczne wszelkimi sposobami chcą narzucić wszystkim swój światopogląd. Gdybyśmy żyli 200 lat temu, to osoby o moich poglądach palone byłyby na stosie. Szczęśliwie dla nas żyjemy w XXI wieku, ale rosnący fundamentalizm na świecie niesie zagrożenie nasilaniem się wojen światopoglądowych, a co za tym idzie coraz gwałtowniejszymi metodami walki nie tylko o rząd dusz, ale i ciał.

W atmosferze narastających kontrowersji światopoglądowych nie dojdzie do minimalnego porozumienia bez woli dyskusji, bez akceptacji własnych odmienności i prawa ludzi do decydowaniu o swoim życiu i swoich światopoglądzie. Mówiąc o braku symetrii w kwestii możliwości porozumienia nie muszę dodawać, że uważam, że z istoty rzeczy strona liberalna jest bardziej otwarta na dyskusję niż strona konserwatywna. Ze środowiskami umiarkowanie konserwatywnymi debata może się odbywać i bywają takie rozmowy, ale wyłącznie na gruncie prywatnym. Osoby związane z Kościołem, które prywatnie są bardziej otwarte na podejście liberalne, nie powtórzą tego samego w sferze publicznej. Strach przed potępieniem we własnym środowisku jest zbyt silny.

Należy też pamiętać, że do dawnych sporów dochodzą nowe, jak na przykład stosunkowo świeży spór o in vitro. Wygląda więc na to, że spory będą trwały i niech trwają. Najważniejsze jednak, by polityka państwowa, a zwłaszcza ustawodawstwo, uwzględniały pluralizm światopoglądowy społeczeństwa i by nie tworzono prawa opartego na dogmatach kościelnych, co do których nie ma powszechnej zgody.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]