Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I to nie tylko dlatego, że w kraju o tak niskim kapitale społecznym trudno uznać za skuteczne mówienie o dobru kogoś zza płotu (już prędzej „Nie truj dzieci” mogłoby zadziałać), i nie tylko dlatego, że jako narzędzia perswazji występują w niej bejsbolowe kije, siekiera czy zaklejone usta – przemocy w życiu publicznym mamy zbyt wiele, żeby posługiwać się nią podczas walki o czyste powietrze. Nie chodzi też o to, że przed wezwaniem do nietrucia należałoby zbadać, czy kogoś, kto pali w piecu śmieciami, stać na opał lepszej jakości.
Istotniejsze wydaje się coś innego: głównym adresatem działań uświadamiających powinien być rząd. To on ma narzędzia i środki, co więcej: to on w apogeum poprzedniego sezonu smogowego przyjmował program „Czyste powietrze”. Problem w tym, że – jak ustalili eksperci z Polskiego Alarmu Smogowego – z 14 punktów tego programu zrealizowano... jeden – wprowadzono standardy jakości dla kotłów na węgiel. Nie ma wciąż norm jakościowych dla paliw stałych, nie ma zwiększenia środków na walkę ze smogiem z NFOŚiGW, nie ma programów wsparcia w wymianie kotłów czy ociepleniu domów osób najuboższych (zamożniejsi i tak instalują sobie oczyszczacze powietrza i kupują maski przeciwpyłowe).
No, chyba że w tej kampanii chodzi o innego odbiorcę: tego, który widząc dym z okolicznych kominów, faktycznie miewa ochotę otruć sąsiada. W tej sytuacji zmiana hasła na „Nie truj ministra” rzeczywiście wydaje się pozbawiona sensu. ©(P)