Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W związku z zamieszaniem wokół obecności ks. Wojciecha Lemańskiego na mszy pogrzebowej Władysława Bartoszewskiego, problemem jest tylko to, że umiera jeden z największych autorytetów Polski, a my skupiamy się na animozjach między duchownymi.
Skoro jednak sprawa budzi oburzenie, powinna zostać wyjaśniona w oparciu o szacunek do wszystkich stron konfliktu, zwłaszcza z uwagi na szacunek do Profesora Bartoszewskiego.
Nie ma żadnych wątpliwości, że ks. Lemański miał prawo pojawić się w zakrystii warszawskiej katedry, włożyć ornat i celebrować mszę pogrzebową.
Na początku roku złożył kolejny rekurs od decyzji abp. Hosera nakładającej na niego suspensę – więc, zgodnie z prawem kościelnym – decyzja ordynariusza warszawsko-praskiego została zawieszona do czasu rozpatrzenia odwołania.
Wszyscy, którzy krytykują dziś obecność ks. Lemańskiego na mszy i powołują się na znajomość prawa kanonicznego – jednocześnie udowadniają, że nie wiedzą na czym to prawo polega.
To nie ks. Lemański jątrzy i prowokuje. On korzysta tylko z praw, które daje mu Kościół. Jeśli ktoś widzi problem w poniedziałkowym zachowaniu ks. Lemańskiego, kieruje się raczej osobistą niechęcią do duchownego niż troską o przestrzeganie kościelnego prawa.
Mateusz Dzieduszycki napisał w najnowszym oświadczeniu kurii, której jest rzecznikiem prasowym, że m.in.: „dla uniknięcia sytuacji powodujących we wspólnocie Kościoła dezorientację, niejasność, a nawet zgorszenie, Biskup Warszawsko-Praski zaleca, aby na terenie Diecezji Warszawsko-Praskiej ks. Wojciech Lemański powstrzymał się od celebracji i koncelebr publicznych”.
Jeśli ktokolwiek wprowadza Kościół w zakłopotanie, dezorientację i zgorszenie, to raczej Mateusz Dzieduszycki swoimi chaotycznymi komunikatami. Ma się wrażenie, że wydaje je on szybciej niż pomyśli.
Jeśli rzeczywiście byłaby w tym troska o Kościół i wspólnotę, oraz zapobieganie dezorientacji i zgorszeniu, to starano by się wyjaśnić, że nie ma w zachowaniu ks. Lemańskiego niczego złego. Bo rzeczywiście nie ma. Tymczasem wydaje się kolejne zakazy i sprostowania, które niczego nie wyjaśniają.
Jako nieroztropność - by być delikatnym - należy uznać zachowanie niektórych dzienikarzy katolickich portali (również tych pism, które stanowią ścisły związek z Kościołem hierarchicznym), którzy jako pierwsi sugerowali, że obecność ks. Lemańskiego na mszy jest niezgodna z prawem.
Szkoda - głównie z dziennikarskiego punktu widzenia - że tak małoistotna kwestia, jak skład duchownych przy ołtarzu - rozdrapana została jeszcze w trakcie trwania pogrzebu.
Szkoda właśnie z uwagi na szacunek do Profesora Bartoszewskiego.
Na koniec zdanie z kazania wygłoszonego podczas pogrzebu Władysława Bartoszewskiego przez bp. Grzegorza Rysia, które brzmi wyjątkowo dobrze w związku z zamieszaniem wokół ks. Lemańskiego: „To także wiara w człowieka, który jest większy w swojej wolności od wszystkich okoliczności i uwarunkowań - zewnętrznych i wewnętrznych; który zawsze może je przerosnąć, ku dobru. Pokazywać zło, bez wskazania możliwości wyjścia, znaczy tyle samo, co zabić człowieka”.