Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nihil novi sub sole - powiada Kohelet (1, 9)... Spór o krzyż przed Pałacem Prezydenckim i o pomnik ofiar katastrofy wyrasta z odwiecznych cech natury ludzkiej. Właśnie ze zdumieniem przeczytałem komentarz do obecnych wydarzeń w książce wielkiego krakowskiego kaznodziei księdza (później biskupa) Jana Pietraszki, w jego homilii wygłoszonej w kościele św. Anny, w styczniu roku 1962 r. Oto fragment tego kazania:
"Mówi Stare Objawienie, że kiedy ludzie zebrali się na określonym miejscu i postanowili wybudować znak swojej wielkości i mocy, znak swojej chwały i zbudowali wieżę Babel - jak mówi Pismo Boże - wtedy stracili możność wzajemnego porozumienia się i rozeszli się na wszystkie strony. Chyba bowiem tak zawsze bywa, kiedy człowiek decyduje się budować pomnik swojej własnej wielkości, że od razu ktoś podejrzewa: »Aha, to jest przeciwko mnie« albo przynajmniej: »to jest bardziej dla niego niż dla mnie«. I te pomniki są właśnie powodem rozdzielenia się, rozejścia się. Ta cała historia jest symbolem i synonimem wszystkich rozkładowych, odśrodkowych sił i dynamizmów, jakie tkwią w ludzkiej rodzinie. Nie trzeba szukać w bardzo dalekiej przeszłości tej rzeczywistości. Ona żyje w nas i z nami. Na polach Grunwaldu Niemcy w czasie I wojny światowej wybudowali pomnik Hindenburga. Przyszli Polacy i zburzyli - bo to było przeciwko nam. Na placu Matejki w Krakowie zbudowano pomnik grunwaldzki. Przyszli Niemcy i zburzyli - bo to było przeciwko nim. To są takie z najbliższego naszego kręgu świadectwa tych - przy nieraz szlachetnych cząstkowych tendencjach - wyzwalających się sił odśrodkowych. Każda taka rzecz jest w jakiś sposób prowokacją dla drugiego człowieka. Tych punktów, gdzie ta współczesna wieża Babel objawia się na naszych oczach, jest niestety bardzo wiele".
To prawda, i tym razem przecież problem nie tkwi w tym, gdzie pomnik stanie, kiedy, ani w tym, jaki będzie miał kształt, ale w tym, żeby przestał być traktowany jako "pomnik własnej wielkości" i by nie był "przeciwko", bo to z natury rzeczy "powoduje działanie sił odśrodkowych", czyli staje się źródłem dzielenia społeczeństwa i wzajemnej wrogości ludzi działających - jak powiedziano - nawet "przy szlachetnych cząstkowo tendencjach". Właśnie: "szlachetnych cząstkowo", bo ta cząstkowa, ale jednak szlachetność, angażuje emocje i ma w sobie moc uwodzenia.
Stopniowo przebijająca się przez opary absurdu debata o tym, gdzie i kiedy stanie pomnik ofiar katastrofy pod Smoleńskiem - o czym piszemy w tym numerze - jest krokiem ku uspokojeniu rozbujanych emocji i - normalności. Jest na innym poziomie niż ta polegająca na wzajemnych insynuacjach, że kto jest za postawieniem pomnika, jest za PiS-em i przeciw prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu (sam prezydent nigdy zresztą nie negował stosowności wzniesienia pomnika), kto przeciw - spiskowcem na służbie Platformy albo prezydenta. Powstawaniu pomników, nawet mniej kontrowersyjnych, towarzyszyły długotrwałe spory ? spory o miejsce, o kształt, napis i tak dalej. Tak było przy budowie krakowskiego pomnika Adama Mickiewicza, ks. Piotra Skargi i Jana Pawła II przed katedrą wawelską. Ale są to spory normalne i szczęśliwie dorobiliśmy się zasad ich prowadzenia oraz rozstrzygania, i chociaż nigdy nie zdoła się zadowolić wszystkich, niezadowoleni muszą i zwykle potrafią pogodzić się z przegraną.
Dlatego cieszy wprowadzenie dyskusji na ten poziom. Jest rzeczą oczywistą, że nie może każda, nawet najzacniejsza grupa ludzi decydować o stawianiu pomników w Warszawie (czy innym mieście). Wierzę, że droga lege artis - decyzja władz miasta, rozpisanie konkursu i ukonstytuowanie zespołu jurorów - pozwoli "obrońcom krzyża" z honorem przerwać tę nieznośną sytuację, w której - o ironio - znak krzyża stał się wieżą Babel.