Krzyk wojen, prąd źródeł

Jaskinia filozofów: o miłości. Rozmowę Barbary Skargi, Ernsta-Wolfganga Böckenförde, Tadeusza Gadacza, o. Wacława Hryniewicza, Krzysztofa Michalskiego i Władysława Stróżewskiego prowadzi Krzysztof Dorosz

KRZYSZTOF DOROSZ: - "Ubi amor ibi oculus" - gdzie miłość, tam również oko otwarte. To średniowieczne powiedzenie wskazuje, że miłość jest szczególną formą percepcji: dla człowieka kochającego otwiera się pewna, inaczej nie dostrzegana, rzeczywistość. Ale w świadomości potocznej człowiek zakochany jest zaślepiony...

O. WACŁAW HRYNIEWICZ: - Z tradycji wschodniej znamy określenie średniowiecznego myśliciela bizantyjskiego - ,,eros manicos" (szalona miłość). Stosuje się je także do Boga, bo nie tylko ludzie mogą być tak upojeni miłością, że zapominają o rozumie. Dla mnie to pocieszające, że Bóg potrafi być szalony w miłości.

  • Korekta Platona

- Z życia i literatury znamy zakochanych do szaleństwa w osobach ułomnych. Czy to zaślepienie, czy przeciwnie: dostrzeżenie piękna, którego nikt poza tym nie widzi?

WŁADYSŁAW STRÓŻEWSKI: - Ktoś może widzieć pod wadami cielesnymi pewne wartości duchowe, a przy tym - co najważniejsze - zwrócone tylko ku niemu. Nawiążę do tradycji niesłychanie mi bliskiej, którą chciałbym jednak trochę skorygować. Myślę o słynnej drodze poznania i miłości, zarysowanej przez Diotymę w “Uczcie" Platona. Jak Państwo pamiętają, wszystko odbywa się tam stopniowo. Zaczynając od miłości cielesnej (,,kto od kochania chłopców zaczął"), dochodzi się do innych rejonów: jest piękno dusz, piękno nauk, na końcu - piękno samo w sobie. Chyba nikt lepiej nie przedstawił drogi miłości, idącej wyłącznie ku górze i - druga cecha - idącej samotnie. Nie ma ani słowa o tym, że w ramach któregokolwiek ze szczebli jest ktoś inny. Właściwie nawet nie mówi się o człowieku: jest ciało, dusza, nauki itd., aż do najwyższej idei piękna.

Wydaje mi się, że Platon wymaga korekty w dwóch punktach: po pierwsze nie jest tak, że wejście na stopień wyższy anuluje to, co było niżej. Na każdym stopniu wchodzimy w nowy obszar wartości, ale te, które przeżyliśmy wcześniej, zabieramy ze sobą. Piękno cielesne, którym się zachwyciłem na początku, wciąż we mnie trwa. Podobnie inne piękna, z którymi dochodzę aż do tego najwyższego. Można tu nawet dokonać pewnego skoku eschatologicznego: wierzyć, że wszystko zabierze się ze sobą na wieczność jako swoje przeżycie, swój zachwyt. Dodam, że piękno cielesne to nie tylko ciała, w których mogę się zakochać, ale także np. dzieła sztuki - wszystko, co mnie zafascynowało i w czym dostrzegłem jakieś piękno nadestetyczne, do którego muszę dojrzeć.

I druga korekta: prawdziwa miłość potrzebuje partnera. Doskonale wiemy, że obok miłości ku górze i miłości, pochylającej się nad tym, co niższe (co może się przerodzić w miłosierdzie), musi być także miłość horyzontalna, miłość do człowieka, który stoi na tym samym poziomie. Tu zaczyna się coś niesłychanie pięknego, pewnego rodzaju ,,bycie dla" (o tym chciałem powiedzieć w odniesieniu do przykładu ułomnej dziewczyny, która jednak ma wielki skarb, wychodzący ku temu, kto ją kocha). To ,,bycie dla" obu stronom pozwala na lepsze i głębsze widzenie, widzenie sercem. Istnienie ,,dla" jest niczym innym jak - mówiąc znów językiem platońskim, ale także scholastycznym - partycypacją, uczestniczeniem życia duchowego jednego w życiu duchowym drugiego.

BARBARA SKARGA: - Pan Profesor uderzył w wysoki ton, ja spróbuję zejść na ziemię. Słynny dialog o erosie zatytułowany jest “Uczta". Platon złączył dwie podstawowe funkcje biologiczne: pragnienie tego drugiego, czyli po prostu kwestię zachowania naszego gatunku, i zaspokajanie głodu. Kultura nadała wyższy sens zaspokajaniu głodu. To już nie żarcie, tylko obrzęd, i to niesłychanie ważny społecznie. Miłość również podnieśliśmy na niebywałe wyżyny. Aktowi pożądania nadaliśmy wielką treść moralności i kultury. Człowiek patrzy na drugiego nie jak na przedmiot płaskiej i brudnej żądzy, a zaczyna w nim widzieć kogoś więcej. To piękne.

Ostatecznie wiemy dobrze, że miłość to jedno z najsilniejszych ludzkich uczuć, dla których można i zabić, i oddać siebie w ofierze. Profesor Elzenberg dał kiedyś piękną definicję: miłość to radość z cudzego istnienia.

WS: - W Platońskim opisie jest powiedziane także, iż człowiek cały czas tworzy. Miłość nakłania go, żeby coś robił, i to robił coś ważnego. Pani Profesor ma rację: tworzy się kultura, powstają obrzędy, nadajemy głębszy sens temu, co jest niekiedy czysto biologiczne. Jedzenie to bardzo dobry przykład, ale potrafimy także, jeżeli jesteśmy dostatecznie kulturalni, nadać głęboki sens także miłości erotycznej. To ta słynna ars amandi, której jeśli ktoś chce, może się poduczyć. Kiedyś Ingarden bardzo ładnie napisał, że żyjemy na krawędzi dwóch światów: materialno-biologicznego, który nas determinuje i z którego nie możemy się wyrwać, i świata kultury, który w dużym stopniu tworzymy sami. Ani w jednym, ani w drugim nie czujemy się całkowicie w domu - tym bardziej, że świat kultury istnieje nieco słabiej aniżeli świat materialny. Jest światem - mówiąc językiem ingardenowskim - intencjonalnym. Ale jest. Gdyby go nie było, nie bylibyśmy ludźmi.

  • Potrzeba i dar

- Powiedział Pan, że jeśli ktoś chce, może się nauczyć ars amandi. Czy samo chcenie wystarczy? Jedni mówią, że do miłości trzeba mieć talent; że nie każdy potrafi kochać wspaniale. Inni - że miłość jest jak uderzenie pioruna; że potrafi przemienić nawet człowieka mało zdolnego.

TADEUSZ GADACZ: - Kisielewski pytał, czy herbata będzie słodsza od mieszania łyżeczką: wydaje się, że nie. Nie ma właściwych miar, żeby ocenić z zewnątrz, czy ktoś ma talent do miłości. To doświadczenie absolutnie wewnętrzne i subiektywne. I w tym sensie miłość otwiera oczy, ale jest to otwarcie oczu, które prowadzi do milczenia. O miłości nic powiedzieć nie można. Mimo że wiele mówimy, to na proste pytanie, dlaczego ktoś kogoś kocha, nie mamy dobrej odpowiedzi.

Sięgnijmy do “Hymnu o miłości", w którym Paweł powiada m.in., że miłość jest łaskawa, nie zazdrości i wszystko przetrzyma. Ale możemy równie dobrze wyobrazić sobie, że ktoś jest łaskawy i pokorny bez miłości; że wszystko przetrzyma bez miłości. A zatem miłość jest czymś, czego doświadczamy w relacji między mężczyzną i kobietą; czymś, co wprowadza nas w sytuację oniemienia: brakuje nam słów, żeby powiedzieć, co czujemy. Być może mistycy podobnie doświadczają miłości Boga: oniemiali, szukają właściwego języka. Nie ulega wątpliwości, że w miłości natrafiamy na pewnego rodzaju absolut, o którym nie da się nic powiedzieć. Stąd może popularne powiedzenie, że ktoś nie widzi za kimś świata.

- We wstępie do "Czterech miłości" C.S. Lewis mówi, że najpierw chciał pisać o miłości jako darze: że miłość to przeżycie, którym obdarowujemy innych ludzi. Ale potem doszedł do przekonania, że bardzo często przeżywamy miłość jako potrzebę. Czy miłość jako dar stoi na wyższym stopniu rozwoju od miłości jako potrzeby?

TG: - Emmanuel Levinas rozróżnia potrzebę od pragnienia. Potrzebę (np. głód czy głód seksualny) możemy zaspokoić, a pragnienie wzrasta razem z próbą zaspokojenia. To rozróżnienie o tyle przydatne, że miłość - w moim przekonaniu - bardziej się sytuuje po stronie pragnienia niż potrzeby. Pragniemy dobra czy nieskończonego szczęścia kogoś, kogo kochamy tak bardzo, że mamy nadzieję, iż jest nieśmiertelny; byłoby czymś strasznym, gdyby to, czego w miłości doświadczamy, miało się skończyć. Mamy więc nadzieję, że miłość jest mocniejsza niż śmierć.

Dar natomiast jest językiem miłości. Problem w tym, czy darowując, darowujemy siebie, czy też wykłamujemy się od miłości. To ten Pawłowy paradoks miłości bez miłości: możemy komuś coś darować właśnie dlatego, że nie chcemy dać mu siebie.

WH: - Nawiążę do powiedzenia, że miłość potrzebuje partnera, i to partnera na równym poziomie. Myślę, że miłość potrafi też wynosić na wyższy poziom. Potrafi wskrzesić, obudzić w człowieku coś, czego nie było albo było uśpione: jakąś wrażliwość. Ma zdolność twórczą, kształtuje osobę. Osoba się spełnia dzięki temu, że wychodzi z siebie. Miłość jako dar wiąże się bardziej z pojęciem “agape". Miłość jako potrzeba to raczej eros.

Zastanawiam się, dlaczego w świecie, w którym tyle wartości umiera, przeżycie agape czy nawet erosu jest wciąż swoistym sacrum? Skąd to pragnienie przynależenia do kogoś? Ono jest w nas. Nikt nie spełnia się sam w sobie.

Zastanawiam się też, czy można obudzić w kimś zdolność do miłości? Miłość posiada coś, co nazwałbym siłą rezurekcyjną. Potrafi wskrzesić. Może ktoś być niewrażliwy i nieczuły, może odtrącać drugiego, długo się opierać, ale w końcu miłość go przemaga. Najbardziej chyba wymownym przykładem literackim są tu Raskolnikow i Sonia w ,,Zbrodni i karze". Gdy on idzie za swoją zbrodnię na Sybir, ona podąża za nim. Raskolnikow nie chce jej zaakceptować, odtrąca, rani, ale w końcu jej cierpliwość i dobroć zwycięża. U Dostojewskiego człowiek budzi się zwykle w czasie Paschy: Sonia jest chora, przychodzi po świętach wielkanocnych i Raskolnikow nagle dostrzega, że ona jest przy nim, że przyszła aż tu, że jest kimś jedynym. Coś w nim pęka i zaczyna się duchowe zmartwychwstanie.

  • Nóż w mięso

- Mówimy o miłości jako o dobru. Czy miłość może być złem?

KRZYSZTOF MICHALSKI: - Plotyn pyta, co to jest miłość: czy to Bóg, czy to duch jakiś niebieski, czy to stan umysłu. I odpowiada, że wszystko razem. Ja bym powiedział, że miłość to obecność wieczności w ludzkim życiu. Jak ta obecność wygląda? Mamy ją we krwi, wpisaną w naszą cielesną obecność w świecie. Z tego wynika, że miłość cielesna - to, co robią Jadzia z Pawłem pod jabłonią - jest miejscem, w którym wszystkie inne sposoby obecności tego, co wieczne w ludzkim życiu, nabierają sensu i znajdują słowa. Czyli język fizycznej miłości jest źródłem znaczeń i słów, dzięki którym pozostałe rodzaje miłości nabierają sensu i znaczenia. Można powiedzieć z pewnym ryzykiem, że to ciało jest tym, co łączy Boga z człowiekiem (Chrystus to Bóg Wcielony i tylko dzięki temu można rozumieć, co to jest Bóg). Skoro tak, to w tym, co się dzieje między kochankami, należy szukać wieczności. A jeśli tak, to cierpienia, bólu, śmierci - w tym sensie zła - również nie da się oddzielić od tego, co wieczne w człowieku. Nie jest tak, że wpierw idziemy przez tunel, a potem wychodzimy na światło. Nasza kondycja polega na jedności słodkiej miłości i goryczy bólu.

Jesteśmy w “tej sytuacji", ale piętro wyżej ktoś otwiera drzwi, telewizor gra w sąsiednim pokoju, ktoś puka (może mąż?), można zajść w ciążę itd. Krótko mówiąc: interweniuje czas, który uniemożliwia osiągnięcie absolutnej jedności, zamknięcia się w tym jednym momencie, odejścia w wieczność. To jest, naturalnie, związane z cierpieniem. Kochankowie rozłączą się, wszystko jedno: czy są szczęśliwie zakochani, czy nie - w tym sensie żadna miłość nie jest szczęśliwa, bo nawet jeśli będą ze sobą do końca życia, to pragnienie absolutnej jedności nie będzie zaspokojone.

Druga strona to wejście - Różewicz napisał, że ,,jak nóż w mięso" - wieczności w czas. Ból jest również w tym, że gdy dążymy do absolutnej jedności, nagle wszystko przestaje być ważne. A przecież jesteśmy przywiązani także do innych rzeczy: ojczyzny, rodziców, dzieci...

- Mówi Pan nie tyle o uczuciu, co o sytuacji, w której próbujemy wzbić się na jakieś wyżyny, odpowiedzieć na zew wieczności, a przestrzeń ściąga nas w dół, rozbijamy sobie głowę i czujemy ból.

KM: - Żadne wyżyny! To jedno z takich miejsc, w którym kondycja ludzka widoczna jest w pełnym świetle. Dlatego zacząłem od cytatu z Plotyna, który pyta, czy to Bóg, czy to uczucie. Owszem: jest jedno i drugie. Z jednej strony wtargnięcie wieczności w czas jak nóż, to znaczy przynoszące cierpienie: wszystko staje się obce i nieważne, inne formy życia zostają postawione pod znakiem zapytania. Z drugiej strony to stan uczuciowy, przeżywany w codziennym życiu; wieczność wchodzi w czas w codziennym życiu.

Cioran pisze, że bicie serca to coś, co wyrzuca człowieka z raju. Rytm serca to znaczy czas. W pulsowaniu krwi, w naszej cielesności, dzięki temu, że ciało się rozkłada i że umieramy, możemy rozróżnić przeszłość od przyszłości. Ale z drugiej strony ta cielesność pozwala na próby wyrwania się z rytmu czasu do wieczności; do momentu, w którym czas zamiera i różnica między przeszłością i przyszłością przestaje mieć znaczenie - jak dla kochanków.

  • Nieosiągalna, źle rozpoznana, nieszczęśliwa

ERNST WOLFGANG BöCKENFöRDE: - Skoro jestem prawnikiem, przyzwyczajonym do jasnych pojęć, muszę postawić pytanie, czy miłość oznacza zawsze to samo. Chciałbym stworzyć ogólne pojęcie miłości, miłości jako “bycia z kimś". To ma różne płaszczyzny, np. racjonalna miłość wyraża się w zdaniu “dobrze, że jesteś". Duchowa miłość równa się poznaniu: chcę coś poznać, dążę do tego. Emocjonalna miłość mówi: “jesteś piękna, kocham cię". I miłość seksualna: “pragnę cię, pragnę jedności, zgadzam się nawet na ekstazę". Istnieje też miłość religijna, miłość do Boga. Jak mówi Augustyn: ,,moje serce niespokojne aż znajdzie spokój w Tobie". Miłość jest zawsze dążeniem do - do osoby, do jakiegoś przedmiotu albo właśnie do Boga. Miłość bliźniego to miłość racjonalna. Ktoś powinien żyć i dlatego się nim opiekuję. Nie jest to ofiara, nie ma w tym zatracenia, ważna jest miara. Mam kochać innego jak siebie: mamy tu znak równości. Miłość nieprzyjaciół oznacza z kolei po prostu przekreślenie nienawiści.

WS: - Profesor Michalski roztoczył metafizyczną wizję miłości. Wejście wieczności w czas, konstytuujące miłość, to szalenie ciekawa koncepcja, choć metafora noża wchodzącego w mięso nie bardzo mi się podoba. Wiem jedno: jeżeli między ludźmi pojawia się autentyczna miłość, rodzi się właśnie pragnienie wieczności. Jeżeli gdzieś jest miejsce na cierpienie, to prawdopodobnie tu właśnie. Okazuje się, że pragnienie miłości jest pragnieniem de facto nieosiągalnym. Chcemy, żeby wieczność objęła całość naszego życia: zarówno przyszłość, jak i przeszłość. Czyhają tu rozmaite demony. W zależności od tego, kiedy miłość się zaczęła, mogą pozostawać całe rejony życia, gdy jej nie było. Rodzi się pytanie: a co było? Pojawia się zazdrość. W miłości, niestety, jest także bardzo wiele elementów irracjonalnych.

- Dlaczego "niestety"?

WS: - Prowadzą one niekiedy do straszliwego bólu. Pewien wiersz Leśmiana zaczyna się tak: ,,Zazdrość moja bezsilnie po łóżku się miota" - mogą sobie Państwo dopowiedzieć, skąd bierze się ta zazdrość. ,,Kto całował twe piersi, jak ja, po kryjomu?" - to wers drugi. Zazdrość jest uczuciem tragicznym, mogącym prowadzić do potwornych konsekwencji, ale co namęczy tego, który zazdrości, to już jego. Dochodzimy tu do drugiej, pewnie niedobrej strony miłości. Ale z nią także trzeba się liczyć.

I jeszcze słowo o kruchości tego uczucia. Z jednej strony miłość postuluje samą siebie jako coś wiecznego, absolutnego, a z drugiej strony czasem się kończy. I to kończy się nienawiścią. Moc uczucia jest tak ogromna, że kiedy wygasa, wywołuje swoje radykalne przeciwieństwo.

BS: - Dobrze, że powiedziano tu o miłości kruchej. Przypominam sobie taki wiersz Norwida ,,Czułość - bywa jak pełny wojen krzyk, i jak szemrzących źródeł prąd...". Znów mamy dwa rodzaje miłości: jedna szaleńcza, gwałtowna, zaborcza, często kończąca się zerwaniem i nienawiścią. I druga, według mnie o wiele cenniejsza, która przeradza się w przywiązanie i przyjaźń; w tę radość bycia z sobą aż do końca. Czy można w ogóle stawiać je na szali? Z jednej strony mamy ten nieprawdopodobny moment, który często daje nam niesłychaną siłę. Z drugiej - uczucie spokojniejsze, ale takie, które wiąże do końca. Nie można mówić, że istnieje tylko jedna miłość. One mają najrozmaitsze oblicza, jak różne oblicza mają ludzie.

KM: - Upieram się, że metafora “noża w mięso" jest dobra. Prof. Stróżewski powiedział, że cierpienie towarzyszy miłości, łącząc to z zazdrością i z racjonalnym łańcuchem przyczyn i skutków. Chciałbym podkreślić, że skoro jest w tym zjawisku aspekt wejścia wieczności w czas, to jest ono zjawiskiem dramatycznym, związanym z bólem, na który nie ma maści czy lekarstwa.

Być może gdy mówimy o miłości w różnych znaczeniach społecznych, to niektóre zachowania racjonalne i irracjonalne prowadzą do dodatkowych cierpień. Ale powiedzenie ,,miłość szczęśliwa" to oksymoron. Poeci i filozofowie mówią od tysięcy lat o pokrewieństwie miłości i śmierci. Wyobraźmy sobie, że ktoś patrzy na akt miłosny nie wiedząc, co robią uczestnicy. Bardzo prawdopodobne, że weźmie go za agonię. Dla osoby niezorientowanej rozróżnienie, czy to miłość, czy umieranie, nie jest łatwe do przeprowadzenia. Powtórzę: wejście tego noża w mięso sprawia, że każda forma życia, do której jesteśmy przyzwyczajeni, staje pod znakiem zapytania.

TG: - Myślę, że pewnego rodzaju zło miłości może wynikać z faktu, że czasem źle ją rozpoznaliśmy. To nie jest sytuacja, w której ludzie się rozstają z nienawiścią, tylko nagle z jakichś powodów miłość wygasa i odkrywamy nową. Czy tamta pierwsza była fałszywa i czy ta druga jest prawdziwa? Szukamy prawdziwej miłości i mówimy: nie wszystkie miłości są prawdziwe, zdając sobie jednak sprawę, że kiedy się zostawia drugą osobę, rodzi się cierpienie i jakiś rodzaj zła. Dlaczego tak się dzieje? Być może pewną wskazówkę daje Rosenzweig, powiadając, że istotą miłości jest teraźniejszość. Miłość to nie jest coś, co było, ani coś, co będzie, tylko coś, co jest. W tym sensie miłość rodzi się i w tej samej chwili umiera, by za chwilę zrodzić się na nowo. Każda chwila powinna więc być pierwszym spojrzeniem miłości. Dlatego miłość potrzebuje znaków życia. Niewielu ludziom się to udaje, więc gdy widzimy siedemdziesięciolatków trzymających się za ręce, to raczej sądzimy, że pokochali się dopiero na emeryturze, a nie że kochają się od dziesiątków lat.

WH: - “Miłość" to prasłowo. Jak je odświeżać, jak odnajdywać te różne sensy, o których mówił profesor Böckenförde? Kiedyś słuchałem debaty młodych ludzi, którzy mówili, że skoro Bóg jest miłością, można to odwrócić i rzec, że miłość jest Bogiem. Mówię o tym na tle porównania prof. Michalskiego - wejścia wieczności w czas. Niedawno sporo zajmowałem się ludźmi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Po tym przejściu wszyscy zaczęli inaczej patrzeć na życie i na międzyludzkie relacje. Jeden z nich mówił, że pierwszą rzeczą, jaką zobaczył po powrocie, był kwiatek na stoliku i że rozpłakał się na jego widok. Nagle poczuł, co to jest cud istnienia. W tym doświadczeniu brzmi niemal ewangeliczny imperatyw: jesteśmy na ziemi po to, żeby miłować, uczyć się właściwych relacji, żeby ogromnie się cenić. Oczywiście: miłość to delikatny kwiat, który bardzo łatwo zniszczyć. Jeśli małżonek zakocha się w innej kobiecie, niszczy prawowitą małżonkę. A dzieci? Tego cierpienia może być rzeczywiście dużo.

Nie umiem się jednak odnaleźć w refleksjach prof. Michalskiego. Nie pretendujmy do wieczności tak niesłychanej, żeby zapanowała nam już tutaj. Wieczność jest taka, jaka jest; trzeba się cieszyć tą chwilą czy tym krótkim życiem, w którym człowiek odnajduje piękną relację do drugiego. I nie byłbym aż tak pesymistyczny, że żadna miłość nie jest szczęśliwa. To nie jest jak u Sartre’a, że życie ludzkie spala się i nic z niego nie zostaje. Przecież miłość nas kształtuje, nawet jeśli przynosi uczestnictwo w bólu drugiego. Wyobraźmy sobie chorą przez lata żonę i uczestnictwo męża w jej doświadczeniu. To jest miłość naznaczona cierpieniem, ale miłość wytrwała i godna podziwu. Właśnie w takich postawach zagląda tu wieczność.

TG: - Trzeba by chyba rozróżnić między szczęśliwymi chwilami a szczęściem jako stanem. Nie ulega wątpliwości, że szczęśliwe chwile są pewnego rodzaju absolutem, którego się nie da bardziej zabsolutyzować. To coś, co pozostaje i co jest siłą życia ludzkiego. Ale jeśli patrzymy na miłość jako taką, miłość jako obietnicę miłości jeszcze większej albo nieskończonej, to zgadzam się z prof. Michalskim, że nie ma miłości szczęśliwej. Bo każda miłość jest tylko obietnicą czegoś, czego spełnienia tutaj być nie może.

  • Eros, agape, Bóg

- Czy eros i agape muszą być rozłączne?

TG: - Historia chrześcijaństwa zachodniego dowodzi radykalnego rozdziału na eros i agape - nie tyle zresztą wskutek Objawienia, co wskutek platonizmu i neoplatonizmu. “Miłość zmysłowa jest zła, bo jest materialna, cielesna, a ciało jest złe, bo jest różne od ducha, jest ciemną materią, czymś radykalnie przeciwnym duchowi" - to nie jest biblijna koncepcja.

Eros i agape mogą być tym samym pod warunkiem, że miłość zmysłowa nie jest traktowaniem drugiego człowieka jako przedmiotu. Coraz częściej czytamy, że ludzie wierzący, przeżywający miłość zmysłową, powinni iść do komunii dziękując za nią, a nie do spowiedzi z jej powodu.

WH: - Jeden z najbardziej twórczych teologów prawosławnych Olivier Clement powiedział, że chrześcijaństwo sprofanowało eros. W ostatnich publikacjach “TP" zwraca się uwagę na przerażający negatywizm teologii moralnej wobec sfery seksualności. Tego rodzaju edukacja doprowadziła do wyzwolenia przeciwnych tendencji - z pornografią włącznie. Chrześcijaństwo nie potrafiło uczyć nas wzajemnego uzupełniania się w małżeństwie, odpowiedzialności i troski o drugą osobę.

- A czy kiedyś nas jeszcze nauczy?

WH: - Mam nadzieję. Przecież mamy za sobą dopiero dwa tysiące lat...

Te dwa wymiary - agape i eros - przenikają się cały czas. Jeżeli mam odwagę dać drugiemu uczestnictwo w moim życiu, ponoszę za niego odpowiedzialność, ale zjawia się też cały świat pięknych odczuć i relacji. Potrzebujemy tu masę słów mniejszych, aby przywrócić blask słowu większemu, którym jest miłość. Bez mniejszych słów ona może nam tak spowszednieć, że wszystko w końcu nazywamy miłością.

Oczywiście eros to nie tylko ciało, ale także duchowe pragnienie spełnienia. A pragnienie spełnienia nie jest przecież tylko ulotną chwilą.

- W kontekście Dni Tischnerowskich musimy jeszcze poruszyć temat miłości człowieka do Boga. Czy to jest uczucie, czy zespół pewnych zachowań i myśli?

WH: - Miłość do Boga też niejedno ma imię. Jednym z tych małych słów, które pozwalają odświeżyć słowo “miłość" jest “zaufanie". Miłość do Boga wyraża się zaufaniem względem Niego. Ale może też być interesowna miłość do Boga. Ks. Tischner lubił odwoływać się do mistrza Eckharta. Przytoczę z jego “Kazań" tekst, w którym mowa właśnie o tym: ,,Niektórzy chcą patrzeć na Boga tymi samymi oczyma, którymi patrzą na krowę, i chcą kochać Boga, tak jak ją kochają. A kochają ją z powodu mleka i sera. Ze względu na swoją własną korzyść. Tak postępują wszyscy ci, którzy kochają Boga ze względu na zewnętrzne bogactwo lub wewnętrzne pociechy, nie kochają Go tak jak powinni, kochają swoją własną korzyść".

Warto zdać sobie sprawę, że za przykazaniem “będziesz miłował Pana Boga swego z całej duszy i z całego umysłu" idzie zaraz drugie: “a bliźniego jak siebie samego". Bezinteresowność musi się przejawiać także w relacji do drugiego człowieka. Kiedy nieinteresownie czynimy dobro, nieinteresownie kochamy drugiego człowieka, znajdujemy także Boga.

WS: - Mam kłopot z czymś innym: miłość do Boga to ma być coś zupełnie innego niż miłość do kobiety albo miłość do filozofii. Nie bardzo sobie z tym radzę. Jeżeli przykazanie mówi, że trzeba miłować Boga z całego serca, ze wszystkich sił, z całego umysłu, to z umysłem jeszcze sobie radzę (jest pomoc w postaci Pisma Świętego i różnych mądrych ludzi). Natomiast jeśli miałbym zrobić wyznanie osobiste (trochę krępujące, bo o tym mówi się niechętnie): o wiele mi łatwiej powiedzieć do Boga “ufam Ci", aniżeli “kocham Ciebie". To jest cała mądrość przekazu siostry Faustyny, że mogę liczyć na miłosierdzie. Mogę powiedzieć “ufam Ci", a Ty bądź dla mnie miłosierny, bo sam jestem do niczego. To wszystko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jeden z najbardziej rozpoznawanych dziennikarzy naukowych i popularyzatorów nauki w Polsce. Od wielu lat związany z Polskim Radiem, były dyrektor Programu Pierwszego i Prezes Zarządu Polskiego Radia S.A. Na antenie Jedynki prowadzi autorskie programy „Wieczór… więcej
Władysław Stróżewski - filozof, emerytowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykłada w Akademii Ignatianum w Krakowie, uczeń Romana Ingardena i Izydory Dąmbskiej, znawca fenomenologii. Od 1957 r. związany z miesięcznikiem „Znak” i „Tygodnikiem… więcej

Artykuł pochodzi z dodatku „Barbara Skarga 1919-2009