Umiłowanie zdrajcy

Mówi się o wielkiej zdradzie Judasza, nie zdając sobie sprawy, że to się powtarza. Chrystus znów zostaje sprzedany, już nie przełożonym Sanhedrynu za trzydzieści srebrników, ale wydawcom i księgarzom za miliardy denarów.

24.04.2006

Czyta się kilka minut

"Pocałunek Judasza", rzeźba z portalu katedry Sagrada Famiglia w Barcelonie /
"Pocałunek Judasza", rzeźba z portalu katedry Sagrada Famiglia w Barcelonie /

Ważkiej wy bądźcie, chrześćjanie, przyrody

"Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom" (2Tm 4, 3-4)

To słowo Pisma - zwłaszcza wzmianka o uszach, które aż świerzbią, by słuchać rzeczy nowych - spełnia się w nowy i zdumiewający sposób za naszych dni. Kiedy my celebrujemy wspomnienie męki i śmierci Zbawiciela, miliony osób są doprowadzane przez zręcznych przerabiaczy starych legend do wierzenia, że Jezus z Nazaretu w rzeczywistości nigdy nie był ukrzyżowany. W Stanach Zjednoczonych jest w tej chwili bestsellerem "Ewangelia Tomasza", prezentowana jako ewangelia, która "oszczędza nam ukrzyżowania, zmartwychwstanie czyni niekoniecznym i nie każe nam wierzyć w jakiegokolwiek Boga zwanego Jezusem" (za esejem H. Blooma w amerykańskim wydaniu "Ewangelii Tomasza" - Harper, San Francisco, s. 125).

Wielki uczony, badacz historii Męki Pańskiej, Raymond Brown, pisał przed laty: "Jest stwierdzeniem mało pociągającym dla natury ludzkiej, że im bardziej fantastyczny jest wyimaginowany scenariusz, tym bardziej sensacyjna jest jego propaganda i tym większe zainteresowanie nim. Osoby, które nigdy nie zadałyby sobie trudu przeczytania poważnej analizy historycznej tradycji dotyczącej męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, są zafascynowane każdą nową teorią, wedle której nie był on ukrzyżowany i nie umarł, zwłaszcza jeśli dalszy ciąg historii opowiada o jego ucieczce z Marią Magdaleną do Indii (albo do Francji, w nowszej wersji)... Teorie te dowodzą, że gdy chodzi o Mękę Pańską, to wbrew mądrości ludowej fantazja zwycięża rzeczywistość i jest, niestety (!), także bardziej dochodowa".

Mówi się o wielkiej zdradzie Judasza, nie zdając sobie sprawy, że to się powtarza. Chrystus znów zostaje sprzedany, już nie przełożonym Sanhedrynu za trzydzieści srebrników, ale wydawcom i księgarzom za miliardy denarów... Nikt nie zdoła powstrzymać tej spekulanckiej fali, która nabiera nowego impetu dzięki ukazaniu się pewnego filmu. Ja jednak, od lat zajmując się historią początków chrześcijaństwa, poczuwam się do obowiązku zwrócenia uwagi na to kolosalne nieporozumienie, którym w istocie jest cała ta pseudohistoryczna literatura.

Ewangelie apokryficzne, na których się te utwory opierają, to teksty znane - w całości lub częściowo - od zawsze. Ale nawet historykom najbardziej niechętnym chrześcijaństwu nigdy dotąd nie przyszło do głowy, że na ich podstawie można pisać historię. To tak, jakby za kilkaset lat ktoś chciał dokonać rekonstrukcji naszych czasów na podstawie dzisiejszych powieści.

Potworność nieporozumienia polega na tym, że używa się tych pism po to, by mówiły rzeczy dokładnie sprzeczne z tym, co miały powiedzieć. Należą one do literatury gnostyckiej II i III wieku. Wizja gnostycka - mieszanina platońskiego dualizmu i wschodnich doktryn przybrana w idee biblijne - utrzymywała, że świat materialny jest iluzją, dziełem Boga Starego Testamentu, który jest Bogiem złym albo co najmniej mniej ważnym; Chrystus nie umarł na krzyżu, bo nigdy nie przyjął - inaczej niż pozornie - ludzkiego ciała, które jest niegodne Boga (tak głosił doketyzm).

Jeśli Jezus, według Ewangelii Judasza, o której w ostatnich dniach wiele się mówiło, sam nakazuje apostołowi go zdradzić, to po to, by przez śmierć jego boski duch mógł wreszcie się uwolnić od powłoki cielesnej i wstąpić do nieba. Małżeństwa, jako związku, który zmierza do rodzenia dzieci, należy unikać. Kobieta zbawi się tylko wtedy, gdy "pierwiastek żeński" (thelus) w niej uosobiony zmieni się w pierwiastek męski, czyli wtedy, gdy przestanie być kobietą. Zabawne, że są dziś ludzie, którzy wierzą, iż w pismach tych znaleźli pochwałę kobiecości, seksualności, pełnego, nieograniczonego cieszenia się tym światem materialnym wbrew nauczaniu Kościoła oficjalnego, który, ze swoim manicheizmem, zawsze to wszystko traktował z pogardą. To samo nieporozumienie pojawia się, gdy chodzi o naukę o reinkarnacji. Występuje ona w religiach Wschodu jako kara wymierzona za dawne winy, jako coś, czego końca ze wszystkich sił się wyczekuje. Na Zachodzie została przyjęta jako fantastyczna możliwość powrotu do życia i nieskończonego cieszenia się tym światem.

Są to sprawy, które nie zasługiwałyby na to, by się nimi zajmować w Wielki Piątek, ale nie możemy pozwolić, by milczenie wierzących zostało odczytane jako zakłopotanie i by dobra wiara (albo przyzwoitość?) milionów ludzi była prymitywnymi metodami manipulowana przez media, bez jakiegokolwiek sprzeciwu podnoszonego nie tylko w imię wiary, ale także rozumu i zdrowego rozsądku. Myślę, że to jest dobry moment, by przypomnieć upomnienie Dantego Alighieri:

"Ważkiej wy bądźcie, chrześćjanie, przyrody,

A nie jak wiotkie na wiatr każdy pierze:

Was nie opłuczą lada jakie wody.

Toć macie Stare i Nowe Przymierze,

Wodza, który wam prawo przypomina;

To was wybawi i zguby ustrzeże.

Gdy się zła żądza w sercu waszym wszczyna,

Nie zwierzę w sobie czujcie, lecz człowieka"

(Niebo, cz. V, 73-80, tłum. Edward Porębowicz)

Pasja poprzedziła Wcielenie

Ale zostawmy te fantazje, z których wszystkie mają jedno wspólne wyjaśnienie: żyjemy w epoce mediów, a media bardziej niż p r a w d ą zainteresowane są n o w o ś c i ą. Skupmy się na tajemnicy, którą celebrujemy. Najlepszym sposobem tegorocznej refleksji nad tajemnicą Wielkiego Piątku byłaby lektura całej pierwszej części papieskiej encykliki "Deus caritas est". Nie mogąc tego tutaj uczynić, chciałbym przynajmniej skomentować te jej fragmenty, które odnoszą się wprost do tajemnicy tego dnia. Czytamy w Encyklice:

"Spojrzenie skierowane na przebity bok Chrystusa, o którym mówi św. Jan, zawiera to, co było punktem wyjścia tej Encykliki: »Bóg jest miłością«. To tu może być kontemplowana ta prawda. Wychodząc od tego, można definiować, czym jest miłość. Poczynając od tego spojrzenia, chrześcijanin znajduje drogę swego życia i swojej miłości (n.12)".

Tak, Bóg jest miłością! Ktoś powiedział, że gdyby wszystkie Biblie świata zostały zniszczone przez jakiś kataklizm albo wściekłość ikonoklastów i gdyby pozostał tylko jeden egzemplarz, i gdyby także ten jeden egzemplarz był tak uszkodzony, że zachowałaby się w nim tylko jedna stronica, i gdyby na tej jednej stronicy był czytelny tylko jeden werset, to jeśli byłby to werset z pierwszego listu św. Jana, zawierający zdanie "Bóg jest miłością!", ocalona by była cała Biblia, bo w tych słowach zawarte jest wszystko.

Miłość Boga jest światłem, szczęściem i pełnią życia. Jest strumieniem, który w widzeniu Ezechiela wypływa ze świątyni, a tam, gdzie dociera, uzdrawia i wzbudza życie; jest obiecaną Samarytance wodą, która gasi każde pragnienie. Jezus mówi do nas, tak jak mówił do niej: "gdybyś znała dar Boży!". Dzieciństwo przeżyłem w wiejskim domu położonym w odległości zaledwie kilku metrów od linii wysokiego napięcia, lecz my żyliśmy w ciemnościach albo przy blasku świeczek. Między nami a linią wysokiego napięcia przebiegała kolej, a ponieważ był to czas wojny, nikt nie myślał o pokonaniu tej małej przeszkody. Tak dzieje się czasem z miłością Boga: jest ona na wyciągnięcie ręki, jest zdolna rozświetlić i ogrzać całe nasze życie, ale my pędzimy życie w ciemnościach i w zimnie. I to jest jedyny prawdziwy powód do smutku w naszym życiu.

Bóg jest miłością i krzyż Chrystusa jest tego najwyższym dowodem, historycznym potwierdzeniem. Są dwa sposoby dowiedzenia miłości do kogoś, napisał autor bizantyńskiego Wschodu Nicolas Cabasilas. Pierwszy polega na świadczeniu dobra osobie kochanej; drugi, znacznie bardziej angażujący, polega na cierpieniu dla niej. Bóg nas ukochał w pierwszy sposób miłością hojną, w dziele stworzenia, kiedy obsypał nas darami w nas i wokół nas; ukochał nas miłością cierpienia w odkupieniu, kiedy wynalazł własne unicestwienie, cierpiąc za nas najokrutniejsze męki, by nas przekonać o swojej miłości. Dlatego właśnie na krzyżu należy odtąd kontemplować prawdę, że "Bóg jest miłością".

Słowo "pasja" ma dwa znaczenia. Może wskazywać miłość gwałtowną, pełną pasji, albo śmiertelne cierpienie. Jest jakaś ciągłość między tymi dwoma rzeczywistościami, a codzienne doświadczenie uczy nas, jak łatwo z jednej przechodzi się w drugą. Tak się stało przede wszystkim w Bogu. Pasja - pisał Orygenes - wyprzedza wcielenie. To "pasja miłości", którą Bóg od zawsze żywił wobec rodzaju ludzkiego i która, kiedy nadeszła pełnia czasów, sprawiła, że przyszedł na ziemię i cierpiał dla nas.

Trzy porządki wielkości

Encyklika "Deus caritas est" wskazuje nam nowy sposób obrony wiary chrześcijańskiej, być może jedyny dzisiaj możliwy i na pewno najbardziej skute-czny. Nie przeciwstawia wartości nadprzyrodzonych wartościom naturalnym, miłości boskiej - miłości ludzkiej, erosa - agape, ale ukazuje pierwotną harmonię, którą wciąż na nowo trzeba odkrywać

i uzdrowić, a to z powodu grzechu i słabości ludzkiej. "Owszem, eros pragnie unieść nas »w ekstazie« w kierunku Boskości, prowadząc nas poza nas samych, lecz właśnie dlatego wymaga ascezy, wyrzeczeń, oczyszczeń i uzdrowień". Ewangelia jest dla ludzkich ideałów k o n k u r e n c j ą, ale w sensie dosłownym, bo con-corre (współ-biegnie) w ich wypełnieniu: uzdrawia, podnosi, wspiera. Erosa nie eliminuje z życia, ale usuwa zeń truciznę egoizmu.

Istnieją trzy porządki wielkości, napisał Pascal w swych sławnych "Myślach". Pierwszy porządek to porządek materialny albo cielesny: góruje w nim ten, kto ma wiele dóbr, kto obdarzony jest atletyczną siłą albo fizyczną pięknością. Są to wartości nie do pogardzenia, ale najniższego porządku. Wyżej znajduje się porządek geniusza, inteligencji, którymi wyróżniają się myśliciele, wynalazcy, uczeni, artyści i poeci. Jest to porządek innej jakości. Niczego geniuszowi nie dodaje ani niczego nie ujmuje to, że jest bogaty albo biedny, piękny albo brzydki. Fizyczna deformacja przypisana ich osobom niczego nie ujmuje pięknu myśli Sokratesa czy poezji Leopardiego.

Wartość geniusza jest wartością wyższą niż poprzednia, ale jeszcze nie najwyższą. Ponad nią jest inny porządek wielkości, porządek miłości i dobroci (Pascal nazywa go porządkiem świętości i łaski). Jedna kropla świętości, mawiał Gounod, jest warta więcej niż ocean geniusza. Świętemu niczego nie dodaje ani niczego nie ujmuje to, że jest piękny lub brzydki, jest uczonym czy analfabetą. Jego wielkość jest innego porządku.

Chrześcijaństwo należy do tego trzeciego porządku. W powieści "Quo vadis" pewien poganin pyta apostoła Piotra, który właśnie przybył do Rzymu: "Ateny dały nam mądrość, Rzym potęgę; a wasza religia co nam proponuje?". I Piotr odpowiada: miłość! Miłość jest czymś najbardziej kruchym na świecie; przedstawiana bywa jako dziecko. Można je z łatwością zabić, jak - oglądaliśmy to ze zgrozą we Włoszech w ciągu ostatnich tygodni - dziecko. Ale z doświadczenia wiemy, czym stają się potęga i wiedza, siła i geniusz bez miłości i dobroci.

Miłość, która przebacza

"Eros Boga do człowieka jest zarazem - czytamy w Encyklice - w pełni agape. Nie tylko dlatego, że zostaje dana zupełnie bezinteresownie, bez żadnej uprzedniej zasługi, ale także dlatego, że jest miłością przebaczającą (n.10)".

Także ten przymiot miłości w najwyższym stopniu jaśnieje w tajemnicy krzyża. W wieczerniku Jezus powiedział: "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich" (J 15,13). Chciałoby się krzyknąć, ależ jest, o Chryste, miłość większa niż dać życie za swoich przyjaciół. Twoja! Tyś dał swoje życie nie za przyjaciół, ale za nieprzyjaciół! Paweł stwierdza, że z trudem można znaleźć kogoś, kto by się odważył oddać życie za sprawiedliwego, jednak znaleźć można. "Nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami"(Rz 5, 7-8).

Natychmiast jednak odkrywamy, że sprzeczność jest tylko pozorna. Słowo "przyjaciele" w sensie aktywnym oznacza tych, którzy cię kochają, ale w sensie biernym tych, którzy są przez ciebie kochani. Jezus nazywa Judasza "przyjacielem" (Mt 26, 50) nie dlatego, że Judasz go kochał, ale dlatego, że On go kochał! Nie ma większej miłości, jak dać własne życie za nieprzyjaciół, uważając ich za przyjaciół: oto sens zdania wypowiedzianego przez Jezusa. Ludzie mogą przyjmować postawę nieprzyjaciół Boga, Bóg nigdy nie może być nieprzyjacielem człowieka. Na tym polega ta straszliwa przewaga synów nad ojcami (i matkami).

Musimy się zastanowić, w jaki sposób, konkretnie, miłość Chrystusa na krzyżu może pomóc dzisiejszemu człowiekowi. Jest ona miłością miłosierną, która przeprasza i przebacza, która nie chce zniszczyć nieprzyjaciela, ale wrogość (por. Ef 2,16). Jeremiasz, z ludzi najbliższy Umęczonemu Chrystusowi, prosi Boga: "Chciałbym zobaczyć Twoją zemstę nad nimi" (Jr 11, 20); Jezus umiera, mówiąc: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23, 34).

I właśnie tego miłosierdzia i tej zdolności wybaczania potrzebujemy dzisiaj, aby się nie zapadać coraz bardziej w otchłań zglobalizowanej przemocy. Apostoł pisał do Kolosan: "Jako więc wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy!" (Kol 3, 12-13).

Być miłosiernym (misericordia) oznacza ulitować się (misereor) w sercu (cordis) nad własnym nieprzyjacielem, zrozumieć, z jakiej wszyscy jesteśmy urobieni gliny, i przebaczyć. Cóż mogłoby się stać, gdyby jakimś cudem historii, na Bliskim Wschodzie, dwa narody walczące ze sobą od dziesiątków lat zaczęły myśleć jeden o cierpieniu drugiego i ulitowały się nad sobą nawzajem? Nie byłby więcej potrzebny żaden mur dzielący ich od siebie. To samo trzeba powiedzieć o tylu innych istniejących w dzisiejszym świecie konfliktach, w tym także o konfliktach między różnymi wyznaniami religijnymi i chrześcijańskimi Kościołami.

Ileż prawdy jest w tym, co napisał włoski poeta Giovanni Pascoli: "Ludzie, pokój! W przytłoczonej ziemi zbyt wielka jest tajemnica". Śmierć jako wspólne przeznaczenie ciąży na wszystkich. Ludzkość jest spowita mrokiem i przytłoczona tak wielkim cierpieniem, że powinniśmy mieć odrobinę współczucia i ducha solidarności jedni wobec drugich!

Będziesz miłował - miłość jako obowiązek

Jest jeszcze inna nauka, która płynie do nas z miłości Boga ukazanej na krzyżu Chrystusa. Miłość Boga do człowieka jest wierna i wieczna: "Ukochałem cię odwieczną miłością," mówi człowiekowi przez proroków (Jr 31, 3), oraz "nie odejmę mu łaski mojej i nie zawiodę w mojej wierności" (Ps 89, 34). Bóg się zobowiązał kochać zawsze, pozbawił się wolności wycofania się z tego. I to jest głęboki sens przymierza, które w Chrystusie stało się "nowym i wiecznym".

Czytamy w papieskiej encyklice: "Należy do rozwoju miłości, do wyższych jej poziomów, jej wewnętrznych oczyszczeń fakt, że teraz poszukuje ona definitywności i to w podwójnym znaczeniu: w sensie wyłączności - tylko ta jedyna osoba - i w sensie »na zawsze«. Miłość obejmuje całość egzystencji w każdym jej wymiarze, także w wymiarze czasu. Nie mogłoby być inaczej, ponieważ jej obietnica ma na celu definitywność: miłość dąży do wieczności (n. 6)".

W naszym społeczeństwie coraz częściej stawia się pytanie, jak się mają do siebie miłość dwojga młodych ludzi i prawo małżeńskie; po co miłości, która jest porywem i samą spontanicznością, "wiązanie się" małżeństwem? I coraz więcej jest takich, którzy odrzucają instytucję małżeństwa i wybierają tzw. wolną miłość albo, po prostu, faktyczne wspólne życie. Tylko wtedy można poprawnie odpowiedzieć na te pytania, gdy się odkryje życiową relację istniejącą między prawem i miłością, między decyzją a instytucją. Tylko wtedy można młodym ukazać w sposób przekonywający argument za "wiązaniem się" miłością na zawsze i nie obawiać się uczynienia z miłości "obowiązku".

Tylko wówczas, gdy istnieje powinność kochania - napisał filozof, który, po Platonie, jest autorem najpiękniejszych tekstów o miłości:

Kierkegaard - tylko wtedy miłość ma gwarancję, że nie zostanie zniszczona; wiecznie uwolniona w błogosławionej niezależności; utwierdzona w wie-cznej szczęśliwości przeciw wszelkiej rozpaczy". Sens tych słów jest taki, że osoba, która kocha, im kocha intensywniej, tym bardziej z niepokojem wy-czuwa niebezpieczeństwa, na jakie wystawiona jest jej miłość. Na niebezpieczeństwa, które nie pochodzą od innych, ale od niej samej. Wie dobrze, że jest zmienna i że jutro, niestety, może się znużyć, przestać kochać albo zmienić przedmiot swojej miłości.

I ponieważ teraz, w świetle miłości, jasno widzi, jak niepowetowaną stratę może to przynieść, zabezpiecza się "wiążąc się" z miłością węzłem powinności i zakotwiczając w ten sposób w wieczności swoją miłość poddaną czasowi.

Ulisses pragnął wrócić do ojczyzny, zobaczyć swą małżonkę, ale musiał przebyć przestrzeń, na której syreny oczarowywały żeglarzy swoim śpiewem i doprowadzały do rozbicia statku o skały. Co zrobił? Dał się przywiązać do masztu, zatkawszy wcześniej woskiem uszy swoich towarzyszy. Kiedy przybyli na miejsce oczarowania, krzyczał, by go rozwiązano, by mógł pójść za syrenami, ale towarzysze nie mogli go usłyszeć i dzięki temu mógł zobaczyć ojczyznę, ucałować żonę i dziecko. To mit, ale pomaga zrozumieć, dlaczego to, co ludzkie i istotne w "nierozerwalnym" małżeństwie, jest obecne - na innej płaszczyźnie - także w ślubach zakonnych.

Powinność kochania wspiera miłość "zrozpaczoną", czyniąc ją "szczęśliwą i niezależną" w tym sensie, że chroni przed rozpaczą płynącą z perspektywy niemożności kochania zawsze. Dajcie mi prawdziwie zakochanego - mówił ten sam myśliciel - a on wam powie, czy w miłości jest przeciwstawienie między tym, co przyjemne, a powinnością; czy myśl, że "powinien" kochać przez całe życie, budzi w zakochanym lęk i niepokój czy raczej radość i największe szczęście.

Ukazując się podczas Wielkiego Tygodnia błogosławionej Angeli z Foligno, Chrystus powiedział słowa, które stały się sławne: "Nie pokochałem Cię dla żartów". Doprawdy, Chrystus nie pokochał nas dla żartów. Jest w miłości wymiar ludyczny, zabawowy, ale sama miłość nie jest zabawą; jest rzeczą najbardziej poważną i najbardziej nasyconą konsekwencjami, jaka istnieje na świecie; zależy od niej ludzkie życie. Ajschylos porównuje miłość do młodego lwa, który wychowuje się w domu, "początkowo uległy i łagodny bardziej niż dziecko", można z nim żartować, ale w miarę dorastania staje się zdolny do krwawego morderstwa.

Te myśli nie wystarczą do zmiany obecnej kultury, która wielbi wolność zmian i spontaniczność momentu, praktykę "użyj i wyrzuć", stosowaną także w miłości. (Tak niestety spędza się życie, a na końcu pozostaje garść popiołu i smutek, że swoją miłością nie zbudowało się niczego trwałego). Niech jednak te rozważania posłużą przynajmniej umocnieniu dobra i piękna wyboru tych, którzy zdecydowali się przeżyć miłość mężczyzny i kobiety według planu Bożego, a dla młodych niech będzie zachętą do dokonania podobnego wyboru.

Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak ze św. Pawłem zaśpiewać hymn zwycięskiej miłości Boga. Paweł zaprasza nas do podjęcia wraz z nim cudownego doświadczenia wewnętrznego uzdrowienia. Wspomina bolesne doświadczenia i krytyczne momenty swego życia: ucisk, cierpienia, niedostatek, prześladowania, niebezpieczeństwa, otrzymane ciosy. Patrzy na nie w świetle niezachwianej miłości Boga i woła: "Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował!".

Podnosi wzrok; od rozważania o własnym życiu przechodzi do rozważań o otaczającym świecie oraz o uniwersalnym przeznaczeniu i na nowo się raduje pewnością, "że ani śmierć, ani życie, (...) ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym" (Rz 8, 37-39).

Przyjmijmy jego zaproszenie i powtarzajmy w duchu jego słowa, gdy będziemy adorować krzyż Chrystusa.

Przeł. Ks. Adam Boniecki (tytuł od redakcji)

---ramka 425550|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2006