Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Obok domu rosną piękne drzewa, między nimi dwa stare wiązy, w gałęziach których gnieżdżą się gołębie grzywacze i kilka innych ptaków. Dalej jest łąka, a za łąką zagajnik, do którego przychodzą sarny. Drugiego wieczoru stanąłem między wiązami, żeby popatrzeć na nocne niebo. Stałem dość długo, bo nie było wiatru i niebo zmieniało się powoli, jakby patrzył na nie stary człowiek, który nie chce już, żeby go zaskakiwano. Naraz z drugiej strony łąki rozległ się chrapliwy krzyk. Przypominał szczek psa, którego drugi pies złapał za gardło. To darł się kozioł sarny, żeby mnie wystraszyć i zniechęcić do ewentualnych podchodów. Nie miałem zamiaru brodzić w rosie i płoszyć jego stada, ale kiedy krzyknął, pomyślałem, że chętnie bym je zobaczył, zwłaszcza że tego wieczoru nie brakowało światła, bo księżyc wzeszedł śmiało i tak już pozostał.
Jak zwykle zabrałem na wakacje mnóstwo książek i, jak zwykle czytam nie to, co zabrałem, ale to, co zastałem na miejscu. Wydłubałem sobie z półki "Śmierć pięknych saren" Oty Pavla, książkę, którą czytałem przed laty jako uczeń liceum. Nie wiem, czy rozumiałem wtedy, że jest to książka poczęta z wielkiego smutku, która jednak nie robi z tego smutku demona. W każdym razie po niej rozmaite próby nostalgiczne naszej rodzimej prozy na przemian śmieszyły mnie lub nudziły. Pavel był pisarzem zasadniczym, pisarzem, który zszedł głęboko - co zresztą odpowiada częstemu w jego prozie motywowi sięgania pod wodę, w miejsca niedostępne dla światła, i wydobywania ukrytych tam złotych ryb. Nie dzieliłem z jego bohaterem pasji kłusownika, ale podobało mi się zapisane tam umiłowanie życia ponad nieszczęście. A także dochodząca czasem do głosu potrzeba samotności, która u Pavla jest rewersem współczucia i mocnych więzi z innymi.
"Najbardziej lubiłem łowić w pojedynkę. Być sam na sam z rzeką", wyznaje bohater opowiadania "Długi Honza". "Denerwował mnie wówczas ludzki chód, nieznośne stawało się czyjeś gadanie, które było jak gdyby sprzeczne z naturą. Do pasji mnie doprowadzało, kiedy ktoś trajkotał o rzeczach bzdurnych i nieważnych w otoczeniu przyrody, która mówiła jasnym i prostym językiem jedynie o pięknie, miłości, nienawiści, żywieniu się i umieraniu. Jak gdyby to, co nieistotne, ktoś z przyrody wykreślił".
Lubię przedłużające się posiady przy stole, przerzucanie się dowcipami i drobnymi złośliwościami, na które pozwala tylko wypróbowana przyjaźń. Lubię niezdrowe jedzenie do późna i nieco zdrowsze picie, jeżeli towarzyszy im pełna ciepła i pasji rozmowa. Ale lubię też samotne nurkowanie w lesie (gdy rzeki nie ma), nietrzymanie się drogi, gubienie się i zgadywanie, w którą stronę trzeba wracać. Lubię i potrzebuję niekiedy takiej samotności, którą można dzielić co najwyżej z psem, z dwoma psami... Samotności poza słowem, poza wszelkim kontekstem, kiedy wychodzę i wracam oczyszczony.
Na chwilę - niewinny.