Król Lear

Bernd Mattheus: CIORAN. PORTRET RADYKALNEGO SCEPTYKA - jeszcze kilkanaście lat temu nie mieliśmy po polsku ani jednej książki Ciorana, dziś jest ich cała półka. Dobry czas, by sięgnąć po książkę o nim. Z tym że z biografią Ciorana jest kłopot: wyjąwszy pierwsze, rumuńskie ćwierćwiecze, ogranicza się ona niemal wyłącznie do życia wewnętrznego.

29.04.2008

Czyta się kilka minut

Okładka "Cioran. Portret" /
Okładka "Cioran. Portret" /

Lata spędzone na paryskim wygnaniu to przede wszystkim szlifowanie francuszczyzny ("Chcąc pisać po francusku, musiałem całkowicie usunąć język ojczysty, musiałem przestać go używać. Zapomnieć. Usunąłem język ojczysty z listów do matki czy brata, wykarczowałem go nawet ze snów" - tłumaczył, chyba z pewną przesadą) i pisanie. Lektury, czasem podróże. Niewielu przyjaciół, skrywany związek z poznaną w 1942 r. Simone Boué, żadnego uczestnictwa w życiu publicznym. Trudny przypadek dla portrecisty.

Bernd Mattheus, rocznik 1953, jest jednak portrecistą osobiście zaangażowanym. Tłumaczył Ciorana na niemiecki, korespondował z nim, odwiedzał go w latach 80. w paryskim mieszkanku na mansardzie przy Rue de l’Odéon (wcześniej pisarz mieszkał w kolejnych tanich hotelikach), we wstępie opowiada barwnie o tych spotkaniach. Spotkanie najważniejsze nastąpiło jednak wcześniej, podczas lektury, i przyniosło "sympatię, akceptację, oczarowanie".

"Dostrzegłem wówczas - tłumaczy Mattheus - paradoks polegający na tym, że ów najczarniejszy sceptycyzm wprawiał mnie w nastrój zgoła pogodny! (...) Oczyszczający efekt dialogu dwóch zrozpaczonych polegał na tym, że człowiek uzyskiwał możliwość wydawania z siebie słów czy dźwięków, miast oddać się obłędowi czy targnąć się na własne życie. Dokonane przez Ciorana utożsamienie pisania z odwleczeniem samobójstwa czy zemsty było tak bardzo rozbrajające, że - skoro już tak bezwarunkowo zaakceptowałem jego poglądy - zastanawiałem się, o czym w ogóle mógłbym z nim rozmawiać, jeśli dane nam będzie się spotkać"...

Urodzony w 1911 r. w małym miasteczku w węgierskim wtedy Siedmiogrodzie, syn proboszcza miejscowej parafii prawosławnej, przyszły mistrz kontrolowanej rozpaczy miał nadspodziewanie szczęśliwe dzieciństwo. Mattheus analizuje drogę prowadzącą od rajskich początków do udręk dojrzałego życia i przekonania o "niedogodności narodzin", poprzez doświadczenia nudy, chorobliwej bezsenności, melancholii, depresji, fascynacji śmiercią. Osobny rozdział dotyczy tematu najbardziej drażliwego, jakim jest zaangażowanie młodego Ciorana w rumuński faszyzm i jego członkostwo w Żelaznej Gwardii, do której wstąpił zaraz po opublikowaniu pierwszej książki "Na szczytach rozpaczy" (1934). Biograf nie oszczędza nam cytatów w rodzaju płomiennej pochwały Hitlera - opublikowanej, zaznaczmy to wyraźnie, latem 1934 roku. Pokazuje jednak szczegółowo polityczne i środowiskowe tło owych wyborów, od których po wojnie Cioran kilkakrotnie się odżegnywał ("Wszelkie nieszczęścia życiowe biorą się z udziału w jakichś grupach" - wyznał w 1948 r. w liście do rodziców).

Najwięcej miejsca w książce zajmują lata paryskie, opisywane najpierw w trybie raczej eseistycznym - w tle obserwujemy pracę Ciorana nad kolejnymi książkami i dopracowywaniem formuł własnej filozofii. Później relacja przybiera kształt kroniki: listów, spotkań, lektur, publikacji. W 1987 r. Cioran pisze do swej późnej sympatii, Niemki Friedgard Thomy: "I wreszcie mądrość. Nie mam już żadnych planów, nic nie piszę. Piętnaście książek, piętnaście trupów - wystarczy".

Potem przychodzi gwałtowne pogorszenie zdrowia, stopniowa utrata pamięci, od połowy 1994 r. pisarz nikogo już nie poznaje. Ostatnie miesiące spędza w paryskim szpitalu - w stanie demencji, pozbawiony własnej woli, pod koniec odżywiany sztucznie. Wedle słów Simone Boué "miota się i przeklina po rumuńsku w bezsilnej złości - niczym król Lear". Umiera 20 czerwca 1995 r. Jego towarzyszka przeżyje go tylko o dwa lata: po powrocie do rodzinnej miejscowości w Wandei utonie podczas kąpieli. (Wydawnictwo KR, Warszawa 2008, przeł. Robert Reszke. Przypisy, indeks osób. Szkoda, że trochę zbyt wiele niezręczności stylistycznych, zwłaszcza zaś literówek w nazwiskach!).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2008