Wyspa Strapienia

W okolicach Przylądka Horn, od strony Chile, jest wyspa o nazwie »Wyspa Strapienia«. Obsesyjnie o niej myślę - zanotował Cioran w grudniu 1971. A dwa dni wcześniej zapisał: Jedyne, co kiedykolwiek pojąłem dogłębnie: dramat świadomości. Być świadomym to dramat, który kończy się wraz ze śmiercią. Miejmy przynajmniej taką nadzieję.
 /
/

Mamy już po polsku kilkanaście książek Ciorana (1911-1995), od rumuńskiego debiutu z roku 1934 (“Na szczytach rozpaczy"), poprzez tom “Święci i łzy", opublikowany w Rumunii trzy lata później, w roku wyjazdu autora do Francji, aż po szereg tytułów napisanych już po francusku, jak “Pokusa istnienia" (1956), “Historia i utopia" (1960), “Upadek w czas" (1964), “Zły demiurg" (1969), “O niedogodności narodzin" (1973), “Ćwiartowanie" (1979). I jeszcze wydane ostatnio, a pochodzące także z czasów rumuńskich “Brewiarz zwyciężonych" i “Księga złudzeń".

Niebezpiecznie jest czytać tę prozę w zbyt wielkiej ilości, nie tylko ze względu na skoncentrowaną dawkę pesymizmu. Patetyczny, namiętny ton wczesnych tekstów rumuńskich ustępuje wprawdzie stylistycznej precyzji francuszczyzny narzucającej powściągliwość, jednak doskonałość formalna, paradoksalna “elegancja rozpaczy" może znużyć. “Zeszyty" - niedomknięte, szkicowe, pisane dla siebie - pozwalają odetchnąć, spojrzeć na Ciorana od innej, bardziej osobistej strony, choć nie mają wiele wspólnego z tradycyjnym dziennikiem wydarzeń.

Owszem, znajdziemy w nich uderzające aforystyczną celnością notatki ze spotkań czy rozmów, portrety - niekiedy okrutne - ludzi anonimowych i bardzo znanych, jak Ionesco, Celan, Beckett, a także kronikę uprawianych regularnie pieszych wędrówek. Przede wszystkim jednak jest to zapis myśli i autorefleksji oraz poligon Ciorana-prozaika, swoista szkoła stylu. “Przez długi czas na stole Ciorana leżał - zawsze zamknięty - zeszyt", w ciągu 15 lat zebrało się ich 34 - pisze w słowie wstępnym Simone Boué. “Niejeden fragment odnajdziemy w postaci niezmienionej w jego książkach", czasem też “ta sama refleksja powtarza się nieraz trzy, czterokrotnie, lecz w innej formie - dopracowanej, oczyszczonej".

Szkice, bruliony, zeszyty do ćwiczeń - mimo tych deprecjonujących określeń otrzymujemy lekturę wspaniałą, wciągającą, prowokującą, budzącą na przemian zachwyt i irytację. Kronikę życia pod pustym niebem, ale w przekonaniu, że ważne są tylko pytania najpierwsze (“Autobiografia Teresy z Avili - ileż razy ją czytałem? Jeśli nie zaraziłem się wiarą po tylu lekturach, to znaczy, że pisane mi było nigdy jej nie mieć"). Akt oskarżenia przeciw Stworzeniu i Stwórcy miesza się z niechęcią wobec współczesnej kultury i rządzących nią reguł (“Nie czytać pisarzy, o których się mówi"), z kąśliwymi uwagami na temat Francji i jej języka (“francuski jest językiem haniebnie zdesakralizowanym", pisze Cioran, choć przecież sam nim się posługuje), oraz z odwołaniami do tych, którzy pozostają autorowi bliscy, od Dostojewskiego i Nietzschego po Emily Dickinson.

Pojawiają się aluzje do młodzieńczej fascynacji faszyzującą rumuńską prawicą (“Żelazna Gwardia? »Biesy« z prawicy, wyznawcy ortodoksji na ideologicznych antypodach ludzi, których piętnował Dostojewski, lecz psychologicznie bardzo do nich podobni") i krytyka nie tyle rumuńskiej rzeczywistości pod rządami komunistycznymi, ile skutków historycznej katastrofy dla narodu (“Rozpacz zbiorowa to najpotężniejszy czynnik ruiny. Naród, który w nią wpada, nigdy nie dźwiga się całkowicie"). Jest też wątek polski: ślad przyjaźni z Piotrem Rawiczem, autorem “Krwi niebios" (“Pociechę niesie myśl, że jest w Paryżu ktoś taki"), serdeczne słowa o Józefie Czapskim.

“W Pańskich ruinach czuję się bezpieczny" - napisał Beckett do Ciorana po ukazania się “Złego demiurga". To zdanie świetnie oddaje wrażenia z lektury “Zeszytów", ten rodzaj pocieszenia, jakiego doznajemy w obcowaniu z pisarzem, którego żywiołem jest permanentna katastrofa. Ale skończmy już pochwały, pamiętając o innym zdaniu, tym razem samego Ciorana: “krytycy to stręczyciele w literaturze"... (Wydawnictwo KR, Warszawa 2004, s. 938. Przełożył i opatrzył przypisami niezawodny jak zawsze Ireneusz Kania.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2004