Ciemna strona talentu

Ta książka nie jest rozprawą sądową, w której dyskutuje się o winie i karze. Choć padają mocne wyroki. W losach jej bohaterów Szekspir mógby znaleźć wzory dla kolejnej tragedii.

01.02.2011

Czyta się kilka minut

Mircea Eliade / fot. Sophie Bassouls, Sygma, Corbis /
Mircea Eliade / fot. Sophie Bassouls, Sygma, Corbis /

Eugene Ionesco, ur. w 1909 w Slatinie (Rumunia), zm. w 1994 w Paryżu. Był jednym z najbardziej znanych dramaturgów XX wieku. Współtwórca tzw. "teatru absurdu", ukazującego tragikomiczną sytuację współczesnego człowieka, postawionego wobec krachu wartości humanistycznych, religijnego zwątpienia, poczucia irracjonalności świata i przygodności ludzkiego istnienia. Pochodził z rodziny rumuńsko-francuskiej, wychowywał się częściowo we Francji, ostatecznie osiadł w Paryżu w 1942 r. Osiem lat później zadebiutował sztuką "Łysa śpiewaczka", która - podobnie jak późniejsze dramaty, m.in. "Lekcja", "Krzesła" "Nosorożec", czy "Król umiera, czyli Ceremonie" - weszła do kanonu współczesnego teatru.

Emil Cioran, ur. 1911 w Răşinari (podówczas Austro-Węgry, obecnie Rumunia), zm. 1995 w Paryżu. Był jednym z najwybitniejszych filozofów i eseistów XX wieku. Mając 17 lat, podjął studia filozoficzne w Bukareszcie, które w decydujący sposób wpłynęły na jego ­młodzieńcze poglądy społeczno-polityczne. W 1937 r. wyjechał na stypendium do Paryża, gdzie się osiedlił. Porzucił systematyczną filozofię na rzecz pisarstwa eseistycznego, którego głównym nurtem był przepojony nihilizmem namysł nad kondycją człowieka. W 1949 r. opublikował "Zarys rozkładu" - swą pierwszą książkę w języku francuskim. Od tamtej pory pisał wyłącznie w tym języku, doprowadzając swój styl do arcydzielnej klarowności. Jego najważniejsze dzieła to "Historia i utopia", "Zły demiurg" oraz "Brewiarz zwyciężonych".

Mircea Eliade, ur. 1907 w Bukareszcie, zm. 1986 w Chicago. Był jednym z najwybitniejszych religioznawców XX wieku. W 1945 r. osiadł w Paryżu. Dołączył do międzynarodowej elity badaczy fenomenu religii, czego efektem była profesura na Uniwersytecie w Chicago. Wiele lat poświęcił porównawczym badaniom struktur pojawiających się w różnych religiach - śledząc powracające w nich symbole, archetypy czy rytuały, a jednocześnie sytuując refleksję nad ludzkim doświadczaniem sacrum w centrum współczesnej humanistyki. Jego głównymi dziełami są m.in. "Traktat o historii religii" oraz "Historia wierzeń i idei religijnych", oprócz nich w języku polskim ukazały się liczne tomy, wśród nich "Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy", "Joga. Nieśmiertelność i wolność" czy "Okultyzm, czary, mody kulturalne".

Ze strony na stronę lektura tej rozprawy staje się coraz bardziej bolesna. Nie chodzi o to, że wielcy myśliciele XX wieku nie okazują się w niej herosami. Ani o to, że wracamy do rozliczenia ubiegłowiecznych totalitaryzmów. Problem w tym, że Alexandra Laignel-Lavastine w swojej rozprawie "Cioran, Eliade, Ionesco: o zapominaniu faszyzmu" omawia zaczadzenie nie tylko życiorysów, ale i dzieł intelektualistów, którzy ukształtowali kilka powojennych pokoleń - nie tylko akademików, także zwykłych odbiorców kultury od Nowego Jorku po Europę Środkowo-Wschodnią. Czyni to w sposób rzeczowy, używając mocnego "materiału dowodowego", co chroni przed podejrzeniem o sensacyjność (istotne znaczenie ma tu także osoba Ireneusza Kani, tłumacza, który jest jednocześnie znakomitym znawcą tematu i pojawia się w książce również jako wnikliwy redaktor-komentator).

Czasem tylko zza faktów i dokumentów, których nie powstydziłby się rzetelny prokurator, przebija ton bardziej osobisty, głos złości i rozczarowania. Może nawet wściekłości, że pytanie, które autorka postawiła sobie na początku - jak trzej "najwybitniejsi z wybitnych", których losy schodziły się i rozchodziły, poradzili sobie z fenomenem faszyzmu? - doprowadziło ją do wniosków, których wolałaby uniknąć. Mają one bardzo poważne konsekwencje: pytanie o postawy bohaterów książki (przede wszystkim powojenne, bo wiedza o wcześniejszym uwikłaniu Ciorana i Eliadego w działalność Żelaznej Gwardii nie jest tajemnicą) stawia bowiem kolejne: o reinterpretację ich dzieł. A w niektórych przypadkach - także o rzeczywistą wartość tego dziedzictwa (by nie powiedzieć: o jego uczciwość).

Książka nie jest śledztwem czy rozprawą sądową, w której dyskutuje się o winie i karze. Choć padają - bardzo mocne - wyroki. To raczej rodzaj współczesnego moralitetu, w którym dobro miesza się ze złem, lęk z pędem do kariery, intelekt z ideologicznym zatruciem, autoprezentacja z weryfikacją. I kto wie, czy w bohaterach tej rozprawy Szekspir nie odnalazłby wzorów dla kolejnej tragedii.

Biografia komparatystyczna

Aby zbadać mechanizmy i powody wypierania faszyzmu z jednostkowej pamięci (w każdym z tych trzech przypadków inne), Laignel-Lavastine buduje najpierw splecioną niczym warkocz "biografię komparatystyczną", podkreślając już na wstępie, że okres rumuński działalności trzech myślicieli nie był jedynie preludium do tego, co ukształtowało ich w powojennym Paryżu. Wprost przeciwnie, doświadczenie lat trzydziestych i wojennych jest kluczowe dla całościowej analizy ich życia i działalności.

Tym bardziej że w 1945 r. byli już prawie czterdziestolatkami o sporym dorobku. I jako takich powinno się ich oceniać. Nie można więc mówić o "młodzieńczych uwiedzeniach". Tak jak - zdaniem autorki - nie da się przejść do porządku nad powojennym zapominaniem (czy raczej: zamazywaniem) tamtego czasu.

Laignel zauważa, że już na samym początku między trójką młodych, zdolnych, ważnych dla siebie ludzi pojawiła się mocna rysa. Wszak do uniwersytetu bukareszteńskiego doprowadziły ich różne drogi. Jedynie Eliade był rdzennym mieszkańcem miasta, i choć urodził się w rodzinie oficerskiej, podkreślał, że "za przodków miał wolnych chłopów z Mołdawii" i że "do podeszew przylgnęła mu ziemia praojców". Cioran, syn popa, urodził się w Transylwanii, w czasach, gdy kraina ta należała jeszcze do monarchii austro-węgierskiej i nikt nie myślał, że już za kilka lat stanie się częścią Wielkiej Rumunii. W środowisku mówiącym po niemiecku i węgiersku czuł się zapewne członkiem prawosławno-romańskiej mniejszości. Ionesco najwcześniejsze lata życia spędził w miejscowości Slatina na zachodzie Rumunii, by wyjechać do Francji, gdzie jego matka - porzucona przez męża - z trudem utrzymywała rodzinę. Ojciec (z zawodu adwokat) po bukareszteńskiej rozprawie rozwodowej otrzymał prawo opieki nad dziećmi. Musiały wrócić do Rumunii, ale kraj ten pozostawał dla Eugena wyłącznie ojczyzną znienawidzonego ojca. Coraz więcej dowodów potwierdza sefardyjskie pochodzenie matki. Nie miało to wpływu na formację intelektualną artysty - ale w pewnym momencie musiało zadecydować o jego wyborach moralnych.

Faszyzm po rumuńsku

Laignel-Lavastine charakteryzuje atmosferę międzywojennej Rumunii: po traktacie wersalskim "kraj podwoił właśnie swoje terytorium, uzyskując u wielkich mocarstw uznanie przyłączenia Transylwanii i Banatu (kosztem Austro-Węgier), Besarabii i Bukowiny (kosztem Związku Radzieckiego) i Dobrudży (kosztem Bułgarii). Rumunia jest teraz dwa i pół raza ludniejsza, ale jednocześnie dostaje w spadku pokaźne mniejszości narodowe, mniej lub bardziej niepożądane - głównie żydowską, niemiecką i węgierską, które łącznie stanowią prawie jedną trzecią całej ludności. Stąd paradoks. Wielka Rumunia, rozdzierana odtąd między niemal obsesyjnym niepokojem o zachowanie swej tożsamości, specyfiki narodowej i integralności terytorialnej, i lękiem przed zepchnięciem na anonimowy, zacofany margines kontynentu, ostatecznie przybiera kształt - właśnie w rezultacie owego wyjściowego dylematu - wręcz typowego »małego narodu«".

I dalej: "To kraj rozdwojony, podzielony na szczupłą francuskojęzyczną elitę o bardzo swobodnych obyczajach, pragnącą żyć według zegara europejskiego, i masę chłopską (20 proc. ludności), wynędzniałą, na łasce obszarników. (...) no i jest jeszcze stolica, miasto kosmopolityczne i zarazem pełne nacjonalistycznej arogancji, w którym odbijają się wszystkie wewnętrzne konflikty".

Na tym gruncie rodziła się rumuńska wersja faszyzmu, bardzo różna od niemieckiej, włoskiej, a nawet węgierskiej. W 1927 r. powstał - występujący pod sztandarem Archanioła Michała - ­Legion, w 1930 r. przekształcony przez Corneliu Zeleę Codreanu, rumuńskiego "wodza", który sam siebie ochrzcił Kapitanem, w Żelazną Gwardię.

Oczywiście - jak gdzie indziej - kumulowały się w tym ruchu ksenofobia, nacjonalizm, coraz częściej realizujący się praktycznie antysemityzm... Jednocześnie wyróżniały go nastroje antyzachodnie i, co ważne, parareligijny, ofiarniczy charakter - poszukujący inspiracji w prawosławiu. Bo przecież rumuńska "sól ziemi" to dla Żelaznej Gwardii prawosławny lud, chłopi i rzemieślnicy (legionista nosił zieloną koszulę nie dlatego, że brunatna była już "zarezerwowana", ale dlatego, by podkreślić swój związek z tym, co agrarne; wkładał też często sukmanę). Pozostali: kupcy, przemysłowcy, przede wszystkim żydowscy, to obcy - których od Rumuna odróżnia także religia.

Kraina nosorożców

"Kapitan" Codreanu pisze w 1933 r., że legionista kocha śmierć, zabijanie i umieranie, gdyż jego krew posłuży do scementowania Rumunii. Czy tu właśnie, w paradygmacie mistyki zbrodni i krwi, należy szukać źródeł fascynacji tym ruchem zarówno Ciorana, jak i Eliadego, dwójki intelektualistów zajętych religią na różne sposoby, ale aż do granic doświadczenia duchowego?

Laignel-Lavastine rozróżnia ich motywacje. Jej zdaniem, Emil Cioran uznał faszyzm za sposób na wyrwanie Wielkiej Rumunii z apatii, bo "wbrew obiegowemu a bezsensownemu stereotypowi, nie ma u pisarza ani cienia ciągot reakcyjnych. Przeciwnie, jego dyskurs cechuje credo ultramodernistyczne, zgoda na urbanizację, uprzemysłowienie i technikę. Idee te, poczynając od pojęcia »nowego nacjonalizmu«, o wiele bardziej jednoznacznie sytuują go w konstelacji rewolucyjno-konserwatywnej niż na orbicie tradycyjnej prawicy rumuńskiej". Innymi słowy: nowoczesność - tak, demokracja parlamentarna - nie. Cioran notował w tym czasie: "Rumunia z ludnością Chin i powołaniem Francji".

Inną interpretację znajdziemy w "Portrecie radykalnego sceptyka", biografii Ciorana, autorstwa Bernda Mattheusa, niemieckiego tłumacza pisarza - wyraźnie nim zafascynowanego. Twierdzi on mianowicie, że "Cioran był w równym stopniu przyciągany przez dwa bieguny, mistykę i władzę". Powołuje się przy tym na wypowiedzi pisarza - co istotne - z okresu powojennego, np. na tę z 1966 r.: "Wydawało mi się wówczas, że niewiele mi potrzeba, abym założył nową religię, i ta możliwość rozbudzała we mnie najokropniejszą trwogę".

Cioran jawi się w książce Mattheusa jako współtwórca, ale i ofiara faszyzmu, poszukujący w tym ruchu doświadczenia ekstremalnego, mistyki dostępnej radykalnemu ateiście, jakim był w owym czasie. W przypisach znajdziemy nawet informacje, które dotyczą instrumentalizacji postaci pisarza przez współczesnych rumuńskich legionistów.

Z kolei Eliade uprawia, zdaniem autorki, "mesjanizm polityczny", w którym istotnym punktem oparcia jest poczucie, że ruch legionowy - jak żadna inna rewolucja - czerpie z duchowości prawosławia. Że stanowi antidotum dla rewolucji bolszewickiej, która kilkanaście lat wcześniej zniszczyła cerkiew rosyjską. Że jest szansą powrotu do chrześcijaństwa pierwotnego, szansą na jego "odjudaizowanie".

Na to nakładał się kompleks "małego narodu". Aby z niego wyjść, europejskiej historii średniowiecza czy renesansu Eliade przeciwstawia rumuńską pre- i protohistorię, a przede wszystkim folklor.

W tym czasie Eug?ne Ionesco zaczyna czuć się coraz bardziej wyobcowany. Intelektualni przyjaciele, z którymi regularnie spotykał się nie tylko na uniwersytecie, ale i w bukareszteńskich kawiarniach literackich, Corso i Capşa, oddalają się coraz bardziej. W 1940 r., po proklamacji państwa legionowego, pisze: "Wyobraźcie sobie, że pewnego poranka spostrzegacie, iż nosorożce objęły władzę. Mają one nosorożcową moralność, nosorożcową filozofię, nosorożcowy świat". Już wkrótce powstanie dramat "Nosorożec" - jedno z najważniejszych dzieł artysty. I już wkrótce Ionesco, tak jak Cioran, znajdzie się we Francji. Zamieszkają w odległości kilku ulic, starając się nie spotkać.

Antysemityzm intelektualistów

Kto wie, czy najistotniejszą częścią pracy Alexandry Laignel-Lavastine nie jest analiza źródeł i formy antysemityzmu w wersji Ciorana i Eliadego - bądź co bądź antysemityzmu stworzonego przez niezależnych intelektualistów. Kim w gruncie rzeczy był dla legionowych intelektualistów żydowski "inny", "obcy"?

Dla Ciorana - podówczas wykładowcy filozofii i logiki - "Żyd najpierw jest Żydem, potem dopiero człowiekiem", zresztą "nie pochodzi od tej samej małpy, co my". Bezpośredni świadek konsekwencji ustaw norymberskich w Niemczech pisze o fenomenie Żyda-wiecznego tułacza, który - skazany na bezdomność - jest niejako skazany na zdradę narodów, wśród których przychodzi mu żyć. Antysemityzm Ciorana ma także wymiar "fatalistyczny", skoro twierdzi on, że doświadczenie historyczne uczy, iż "naród żydowski będzie ostatnim, który zniknie".

W przypadku Eliadego sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana (autorka przypomina, że po klęsce Niemców pod Stalingradem wybitny religioznawca gotów był iść na front wschodni). Zdaniem autorki, antyżydowskość uczonego ugruntowana jest nie tylko na micie "polityczno-ekonomicznej inwazji obcego", ale jest także funkcją jego myślenia o religii (choć sam zaprzeczał "teologizacji" antysemityzmu).

Laignel-Lavastine pisze: "Chodzi mu o ekshumowanie jakiejś dość fantazyjnej formy pierwotnego chrześcijaństwa, oczyszczonego, by tak powiedzieć, z wszelkich śladów judaizmu. W 1975 r. [co bardzo znaczące - AS] podkreśla, że w wyniku niewłaściwej ewolucji doktryna chrześcijańska rozwinęła się w kierunku judeochrześcijaństwa albo »chrześcijaństwa rzymskiego«; teza ta raz jeszcze spotyka się z zasadniczym wątkiem nurtu völkisch. Jednak, zdaniem Eliadego, ta ewolucja na szczęście nie dotknęła chłopstwa, które w swej świętej niewiedzy pozostało wierne tak mu drogiemu chrześcijaństwu kosmicznemu. Toteż arystokracja legionowa jest poniekąd spadkobierczynią owych znakomitych przodków".

I tu dochodzimy do najbardziej dramatycznej konkluzji wynikającej z lektury francuskiej uczonej. Okazuje się bowiem, że zrewidować trzeba klasyczną interpretację dzieł Ciorana i Eliadego. Ten pierwszy np. opublikował w 1956 r. esej "Naród samotników", który uznawany jest za apoteozę narodu żydowskiego, a zarazem akt skruchy pisarza. Dla Laignel-Lavastine to tylko zmiana wektorów: "podludzie" stają się "nadludźmi", co tak naprawdę niczego nie zmienia. Jak w znanym powiedzeniu, przypisywanemu Antoniemu Słonimskiemu, który na pytanie, czy Polacy są antysemitami, odpowiedzieć miał: "Cóż, nazwałbym ich raczej »allosemitami«. Skłonni są twierdzić, że Żydzi są gorsi lub lepsi, nigdy jednak nie przyznają, że są tacy sami".

Jeszcze trudniej po lekturze Laignel-Lavastine obejść się z dziełem "ojca współczesnego religioznawstwa", choćby tylko z pozycjami tak klasycznymi jak "Kosmologia i alchemia" czy "Historia wierzeń i idei religijnych". Czy interpretacja dopatrująca się w nich podtekstów antysemickich jest przesadą (jak twierdzi np. Florin Ţurcanu, autor wnikliwej biografii Eliadego o znaczącym tytule "Więzień historii")? Na to pytanie każdy czytelnik musi znaleźć własną odpowiedź.

Strategie zapominania

Na to wszystko nakładają się wojenne i powojenne biografie trójki bohaterów. Eliade rozpoczyna karierę jako dyplomata państwa, które jest największym sojusznikiem Niemiec na wschodzie. Najpierw jedzie do Londynu (gdzie obserwowany jest przez Foreign Office), potem do Lizbony, gdzie zachwyca się dyktaturą Salazara, wreszcie - opowiada się po stronie nowego rumuńskiego wodza: Iona Antonescu. W 1942 r. odwiedza Bukareszt. Nie próbuje się skontaktować ze swoim żydowskim przyjacielem z czasów studenckich Mihailem Sebastianem, o czym świadczy dziennik tego ostatniego. Po wojnie Eliade będzie to tłumaczył inwigilacją tajnych służb - na co, zdaniem Laignel-Lavastine, nie ma dowodów. Czy - jako dyplomata - mógł nie wiedzieć o deportacjach Żydów i Cyganów, o rzeziach, których dokonywali na nich Rumuni, choćby tylko w Buz?u, Aradzie, Jilavie czy Jassach? Francuska autorka dowodzi, że wiedzieć musiał.

Ionesco i Cioran, acz na różne sposoby, podążają w czasie wojny tym samym śladem: z Bukaresztu, poprzez Vichy do Paryża. Autor "Nosorożca" za wszelką cenę próbuje wydostać się z niebezpiecznej dla pół-Żyda Rumunii. Pech sprawia, że nie udaje mu się wyjechać do Szwajcarii. Wreszcie, dzięki łapówkom i koneksjom, kojarzony z lewicą intelektualista wyjeżdża - jako rumuński dyplomata - do Vichy. Swój wyjazd opisał zdaniem: "Zwiałem z obozu". Jako attaché prasowy prowadzi politykę przetrwania. Pisze urzędnicze raporty, a jednocześnie utrzymuje, jak się wydaje, kontakty z francuskim ruchem oporu i z opozycyjną emigracją rumuńską.

Cioran wytrwał na posadzie w rumuńskiej ambasadzie w Vichy jedynie trzy miesiące. Odwołany, w październiku 1941 r. postarał się o przepustkę do Paryża, gdzie początkowo utrzymywał się dzięki pomocy finansowej zaprzyjaźnionego dyrektora Instytutu Francuskiego z Bukaresztu. Tymczasem "Rumunia bezsprzecznie się oddala. (...) Potomkowie Daków jawią mu się obecnie jako pokolenie przegrane; jego współobywatele doglądają już tylko trzód, a nie ideałów". W Paryżu Cioran poznaje żydowsko-rumuńskiego filozofa Benjamina Fondane. Gdy dowiaduje się o wywiezieniu Fondane’a do obozu w Drancy, podejmuje próbę wyciągnięcia go stamtąd. Filozof nie chce jednak opuścić siostry i ostatecznie ginie w Birkenau.

Wraz z końcem wojny rozpoczyna się czas paradoksów. Ionesco, który w czasie wojny był dyplomatą rządu, którego szczerze nienawidził, w 1946 r. skazany został w Bukareszcie zaocznie na jedenaście lat więzienia - przez ludzi, którzy, jak mu się wówczas zdawało, zaprowadzą w Rumunii demokrację. Za kilka lat stanie się aktywnym krytykiem nowego - komunistycznego - totalitaryzmu.

Cioran przyjmuje strategię nierzucania się w oczy, rezygnując z wypowiadania się na tematy polityczne. Jednocześnie traktuje swoje poprzednie zaangażowanie bezrefleksyjnie: jako prehistorię, czas zamknięty, zbiorowy obłęd, epokę, którą nie może nie pogardzać, ale której nie może też żałować.

Najwięcej do ukrycia ma Eliade. Autorka wytrwale śledzi jego działania, służące kamuflażowi - począwszy od kreowania się na ofiarę nowego systemu, który zapanował w Rumunii, poprzez poszukiwanie żydowskich znajomych, aż po korespondencję prowadzoną z Gershomem Scholemem. Ten ostatni, słysząc w Izraelu plotki o przedwojennym antysemityzmie Eliadego, starał się - po przyjacielsku - dowiedzieć się, o co chodzi, i zrozumieć. Eliadego nie stać na wyznanie. Jego listy to umiejętna manipulacja. Z drugiej strony, Laignel-Lavastine sugeruje, że w gruncie rzeczy nie zmienił swoich poglądów. Niestety, z dokumentacją, którą przytacza, trudno dyskutować.

***

Szkoda tylko, że opowieść o radzeniu sobie intelektualistów rumuńskich z faszyzmem ma o jeden rozdział za dużo. Nie chodzi nawet o dydaktyzm końcowego pytania: "Dlaczego te trzy biografie intelektualne nas dotyczą?". Problemem są uproszczenia w najnowszej historii Europy Środkowo-Wschodniej. Wystarczy jeden przykład: autorka w swoich rozważaniach nie dostrzega drugiego, komunistycznego totalitaryzmu (pamiętajmy, że Jean-Paul Sartre twierdził, iż procesy stalinowskie miewały swoje dobre uzasadnienie). Twierdzi też, że długotrwałość systemu komunistycznego na wschodzie Europy brała się z przedwojennego faszyzmu tego regionu. Oczywiście, można by porównywać Ceauşescu z Codreanu - ale czy ta teza nie jest zbyt łatwa i zbyt uogólniona? W efekcie autorka, starając się, jak twierdzi, skończyć z protekcjonalnym traktowaniem krajów postkomunistycznych i włączyć je do dyskusji partnerskiej, w gruncie rzeczy występuje z pozycji paternalistycznego kolonizatora.

ALEXANDRA LAIGNEL-LAVASTINE, "CIORAN, ELIADE, IONESCO: O ZAPOMINANIU FASZYZMU", tłum. Ireneusz Kania, Universitas, Kraków 2010.

Korzystałam z: Bernd Mattheus, "Cioran. Portret radykalnego sceptyka", tłum. Robert Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 2008; Florin Ţurcanu "Mircea Eliade. Więzień historii", tłum. Robert Reszka, Wydawnictwo KR, Warszawa 2008.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2011