Kraj twój i mój

25.01.2021

Czyta się kilka minut

Po prostu zniknęło, obudziłam się i go nie było. A przecież od 14 lat użytkuję je pod własnym nazwiskiem, nie wyzywam, nie zaczepiam, czasem poproszę kogoś, by już sobie poszedł i nie komentował. Fakt, najczęściej kolegów z Christianitas. W każdym razie moje konto zniknęło i obudziłam się poza internetową siecią społeczną, która osobom w moim wieku gwarantuje istnienie. Po wylegitymowaniu zupełnie niewirtualnym dokumentem maszyna odparła, że ma 30 dni na rozpatrzenie, czy jestem sobą i nie łamię zasad. 30 dni niebytu!

Niespodziewanie, pięć dni później, bez słowa wyjaśnień czy przeprosin, odzyskałam istnienie w wirtualu. Tylko po to, by po minucie jęknąć: czy źle mi było? Ktoś skrytykował to, co napisałam, stroskani znajomi słali pod moją nieobecność zapewnienia, że to niesprawiedliwość. Czy naprawdę źle mi było bez tych wzmożeń, dyskusji, emocji? Owszem, szympans we mnie karmi się nerwem tego systemu. Atakują, więc się bronimy. My i nasze stado. Może ta rzeczywistość istnieje tylko po to, żeby pompować emocje do wnętrza i drażnić, niczym espresso budzące nasz organizm na chwilę. Ale tu nie ma „na chwilę”. Tu jest niekończący się przemarsz spraw, nakładek, petycji. A wszystko daje uzależniające poczucie przynależności i słuszności. Rzeczywistość szybko odzyskała swój wzburzony, gniewny rytm.

Napłynęły jeden za drugim tematy gorące, ważne, słuszne, przejmujące. Królowała wśród nich tęczowa Maryjka i związany z nią proces aktywistek. W wirtualu poczytałam braci katolików i siostry katoliczki, a w realu zaplanowałam na 17 lutego wyjazd do Płocka na proces. Pytanie Elżbiety Podleśnej o to, gdzie byli katolicy przeciwni nagonce na osoby LGBT, gdy tęczowa młodzież w obronie aktywistek protestowała pod sądem, wywierciło mi dziurę w sercu. Byliśmy nie tam, gdzie trzeba. Protestowaliśmy, ale na fejsie.

Pośród generowanych przez media społecznościowe uczuć ważne miejsce zajmuje zazdrość. W moim rankingu zazdrości ostatniego miesiąca wygrywają polityczne komentarze Łukasza Pawłowskiego, izraelscy znajomi ogłaszający przyjęcie drugiej dawki szczepionki oraz podekscytowani polityczną zmianą Amerykanie. Amerykanie i Amerykanki, bo one mają szczególne powody do entuzjazmu. Chcę cieszyć się z nimi, gdy zakładają w dzień inauguracji perły i piszą, że wszędzie leży szkło z tych rozbitych wiceprezydenturą Kamali Harris szklanych sufitów. Zazdrość mi nie pozwala na radość czy mała wiara, że teraz będzie już tylko lepiej?

Cała ta inauguracja jest jak amerykański film, drażni optymizmem. Trzymając się mocno swego sceptycyzmu, daję się uwieść tylko jednemu. Piosence. Skoczna, prosta, folkowa melodia sprawiła, że dobrze się ją śpiewa w klasie, na wiecu czy maszerując za równością praw obywatelskich. Było to dobrze widać na prezydenckiej inauguracji Baracka Obamy w 2009 r., gdy Bruce Springsteen z legendą amerykańskiego folku Pete’em Seegerem (ubranym w wełnianą czapkę i kraciastą koszulę) zaintonowali piosenkę do gitary tak, by ludzie mogli się włączyć. „Ta ziemia jest twoją ziemią, ta ziemia jest moją ziemią” – powracają teraz głosem Jennifer Lopez proste, włączające do wspólnoty słowa, które w latach 40. napisał Woody Guthrie. To niby niższy patriotyzm, ten od codziennego pejzażu i wspólnoty, a nie Bożego błogosławieństwa dla kraju i doniosłych bitew. I nie Ameryka stoi tu w centrum uwagi, ale jej mieszkańcy. „Ta ziemia została stworzona dla ciebie i dla mnie” – płynie piosenka. Z nią na ustach protestowano na nowojorskim lotnisku, gdy prezydent Trump ogłosił zakaz przyjazdu z niektórych państw. „This land was made for you and me” brzmiało wtedy wyjątkowo mocno.

Obietnica tej piosenki jest pogodna, ale ostrożna. Nie obiecuje jedności, ale że wszyscy się zmieszczą między kalifornijskim Redwood Forest a wodami Golfsztromu, dla wszystkich starczy miejsca. Może czas zmienić patriotyczne piosenki na właśnie takie? Choć w czasach, gdy nie chcemy przyjmować uchodźców, może i ona obiecuje zbyt wiele.

Puszczam wersję warkliwie śpiewaną przez Guthriego: „Pod biurem pomocy zobaczyłem moich. Gdy tak stali głodni, przystanąłem pytając, czy ten kraj został stworzony dla ciebie i dla mnie?”. Tymczasem izba niższa parlamentu polskiego właśnie wybrała na Rzecznika Praw Obywatelskich – rzecznika twoich i moich praw – wiceministra i członka rządzącej partii. A my, zmieścimy się tu wszyscy? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2021