Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oto mamy pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. Nie jest to zagadnienie dotyczące wyłącznie tak lubianych przez nas zjawisk w sferze psychologii, zmian w kulturze, w tym w tzw. kulturze osobistej czy też kluczowej dla nas kulturze picia. Nie dotyczy ono problemu zamkniętego tylko w sferze ekonomii, choć dotyczy wymiany handlowej i obrotu pieniądza. Nie jest to również zjawisko sportowe, choć elementy tej dziedziny w naszym pytaniu znajdujemy. Nie jest to takoż czysta teologia, choć owszem, coś teologicznego w owym zagadnieniu mieszka. Oto – pytamy wprost i na serio – dlaczego w Polsce elementem dowolnej transakcji jest pytanie o drobne czy też ściślej: o tzw. końcówkę? Dlaczego w czterdziestomilionowym kraju nikt nie może wydać bezproblemowo reszty? Dziewięć na dziesięć prób kupienia tu czegokolwiek za gotówkę wymaga drobnych i niesie groźbę unieważnienia transakcji.
Zjawisko to może wynikać z kilku powodów. Zacznijmy od banalnych, a więc: z niekompetencji banku centralnego wydającego nietrafione dyspozycje, ograniczające emisję bilonu, możliwe też, że – jak to u nas – mennica zajmuje się zgoła czymś innym niż biciem pieniądza, produkuje bowiem głównie pamiątkowe medale, ale też – i ta teza wydaje się nam najbliższa – sytuacja w sklepach nie bierze się z niedoboru bądź znikania bilonu, ale raczej z rytualnych potrzeb ludu, z konieczności wzbogacenia wulgarnej z gruntu czynności, jaką jest wymienianie towaru na pieniądz. Być może tej powszechnie zbanalizowanej czynności – z powodów, dajmy na to, czysto etnograficznych bądź religijnych – musi po prostu towarzyszyć specjalny obrzęd, pieśń, recytacja, zaklęcie, być może o charakterze magicznym, bo bez magii, jak wiemy, nic tu się obejść nie może. Możliwie więc, że oczekiwanie drobnych przez dowolnego kasjera w dorzeczach Odry i Wisły jest elementem metafizycznym, a nie fizycznym. Z metafizyką oczywiście nie walczymy, łacno bowiem, to wiemy, możemy skończyć jako suchy element ozdobny w jakimś pogańskim gaju, których ten kraj jest pełen. Rzec trzeba, że domniemań na ten temat jest ocean, mający swe płycizny i niezbadane głębie.
Idźmyż dalej. Oto w polszczyźnie funkcjonuje zwrot o charakterze frazeologicznym, będący jakże blisko naszego problemu, określający pewne sytuacje bądź to czynności, mówiący o rozmienianiu ważnych rzeczy „na drobne”. „Na drobne” rozmieniamy głównie dorobek w każdym sensie. Jest to zwykle „dorobek pokoleń” bądź dowolne osiągnięcia kogokolwiek, w każdej sferze. Można też oczywiście samemu „rozmienić się na drobne”, co plus-minus oznacza to samo, czyli skupienie się na drobnostkach zamiast sprawach ważnych. Tak jak i my teraz – ktoś powie – ale to pozór. Rozmienienie na drobne oznacza więc zmarnowanie czy też pozbawienie wartości – wiadomo.
Skoro rozmiana nie przynosi chwały, skąd ta magia drobnego i jego pożądanie na granicy manii? Może prawda jest inna, może właśnie drobne są podstawowym elementem charakteryzującym tutejszość? Oto Lewica rozmieniła już dawno na drobne wszystko. Prawica jakby inaczej – w spółkach skarbu państwa rozmienia na grube dorobek Myśliciela, co de facto oznacza, że rozmienia się jednak na drobne. Sam Myśliciel, którego tu zwykle zwiemy Gospodarzem – popatrzmy – krząta się teraz wokół spraw najdrobniejszych, odchudza sprawy najgrubsze, słowem: rozmienia na drobne wszystko, co miał kiedykolwiek grube. Kościół rozmienia dorobek Wiadomo Kogo, sportowcy rozmieniają dorobek Trenera Górskiego, Czołowe Medium ma podobno się skupić na budowie etosu handlu popcornem, co jest widomym znakiem totalnego braku tzw. reszty i rozmiany totalnej, my zaś bezustannie rozmieniamy na drobne banknoty, by zrobić dowolne sprawunki. To nas zaczyna grubo drażnić.©℗