Kościół pokrzywdzony

Coraz więcej dawnych ofiar komunizmu sięga do swoich teczek i ogłasza nazwiska tajnych współpracowników, również księży. Lawina wydaje się nie do zatrzymania, ale Kościół wcale nie musi być bezradny.

27.02.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Bo i tu, jak w przypadku chociażby skandali pedofilskich, sprawdza się kilka reguł kościelnego zarządzania kryzysowego. A zatem: co powinien zrobić ksiądz, który uważa się za niewinnego, a którego publicznie napiętnowano jako donosiciela? Przede wszystkim - choć dowodzenie własnej niewinności jest czynnością przygnębiającą - uczynić wszystko, żeby sprawę wyjaśnić do końca. Nie wystarczy stanowczo zaprzeczyć oskarżeniom. W interesie pomówionego leży całkowite i wiarygodne oczyszczenie z zarzutów. Wiarygodne, czyli dokonane przez niezależną instytucję.

Pierwsza droga postępowania prowadzi do IPN. Oskarżony kapłan może wystąpić o przyznanie statusu pokrzywdzonego. Ustawa z grudnia 1998 r. określa, że pokrzywdzony to "osoba, o której organy bezpieczeństwa państwa zbierały informacje na podstawie celowo gromadzonych danych, w tym w sposób tajny" (art. 6). Tym tropem, aby oczyścić się z zarzutów, poszedł Lech Wałęsa. Po uznaniu za pokrzywdzonego ksiądz może dodatkowo opublikować zawartość dotyczących go teczek.

---ramka 410407|lewo|1---Tu zastrzeżenie: duchowny nie może domagać się procesu przed sądem lustracyjnym, bo w rozumieniu ustawy z kwietnia 1997 r. nie jest "osobą pełniącą funkcje publiczne" (art. 3). Zresztą powtarzane w mediach stwierdzenie o lustrowaniu Kościoła stanowi nadużycie. Lustracja, w rozumieniu prawa, oznacza weryfikację oświadczeń dotyczących współpracy z bezpieką, jakie złożyć muszą kandydaci na określone przez ustawę urzędy i stanowiska. Przed sądem lustracyjnym może stanąć również osoba, która "przed dniem wejścia w życie ustawy pełniła funkcję publiczną, a która została publicznie pomówiona o fakt pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi" (art. 8). Natomiast w przypadku duchownych można mówić wyłącznie o (samo)oczyszczeniu.

Jeszcze inną drogą poszedł ks. Mirosław Drozdek. Niedawno "Tygodnik Podhalański" zarzucił kustoszowi sanktuarium na Krzeptówkach i pierwszemu kapelanowi "Solidarności" w Zakopanem, że jako tajny współpracownik o pseudonimie "Ewa" donosił m.in. na Lecha Wałęsę i ks. Stanisława Dziwisza. Za dobry sygnał należy uznać zapowiedź wniesienia przez ks. Drozdka pozwu przeciwko wydawcy gazety. Kapłan może się przy tym powołać na przysługujące mu roszczenia, wynikające z przepisów kodeksu cywilnego o ochronie dóbr osobistych.

Art. 23. kodeksu stanowi: "Dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach". Z kolei następny artykuł precyzuje, że pomówiony ksiądz może domagać się m.in. publicznych przeprosin i zadośćuczynienia pieniężnego albo wpłaty na wskazany cel społeczny. Naturalnie, musi proces wygrać.

Co w przypadku, gdy ksiądz nie otrzyma statusu pokrzywdzonego? Jest jeszcze jedno wyjście: poprosić o zbadanie archiwów IPN przez niezależnych historyków. I wyrazić zgodę, aby opublikowali potem szczegółowy raport.

A co, gdy ksiądz rzeczywiście był tajnym współpracownikiem? Pozostaje jedno: prosić o wybaczenie. To wcale nie oznacza publicznego samobójstwa, przeciwnie: może zostać przyjęte z pełnym zrozumieniem, zważywszy np. na dramatyczne nieraz okoliczności werbunku.

***

Problem księży współpracujących z bezpieką dotyczy nie tylko konkretnych kapłanów, ale także Kościoła w ogóle. Na początku ubiegłego roku, gdy wybuchła debata o agentach wśród duchownych, pojawiły się głosy, że Episkopat mógłby opublikować list poświęcony tym bolesnym wydarzeniom. Apelował o to m.in. przełożony wielkopolsko-mazowieckiej prowincji jezuitów, ks. Dariusz Kowalczyk.

Jako wzorzec można było przyjąć dokumenty ogłoszone przez biskupów węgierskich i słowackich. W marcu 2005 r. Episkopat Węgier poprosił Boga i ludzi o wybaczenie krzywd wyrządzonych przez księży, którzy współpracowali ze służbami bezpieczeństwa. W oświadczeniu biskupów czytamy, że złamanych i zmuszonych do współpracy kapłanów uznać należy za ofiary zbrodniczego systemu. Węgierski Episkopat przypomina także, że niektórzy dawni komunistyczni mocodawcy nadal piastują wysokie urzędy i należy im odmówić moralnego prawa do piętnowania tajnych współpracowników.

Także w orędziu Episkopatu Słowacji z lutego 2005 r. znalazła się prośba o przebaczenie - skierowana do wszystkich, którym agenci z szeregów Kościoła wyrządzili szkodę (ale biskupi poprosili o wyrozumiałość i przebaczenie również tych, których zgorszyła słabość duchownych). Na tym jednak nie koniec: Episkopat zdefiniował pięć rodzajów współpracy z czechosłowacką służbą bezpieczeństwa (StB). Pierwszą grupę stanowili księża, którzy dobrowolnie poszli na współpracę - ich biskupi nie zamierzają bronić. Inni stali się donosicielami ze względu na karierę albo wynagrodzenie - biskupi ich potępili. Trzecią grupę tworzą szantażowani, przede wszystkim na tle obyczajowym - biskupi uznali ich za godnych politowania. Są także księża, których zastraszono - im należy okazać współczucie. Piąta kategoria obejmuje tych, którzy nie wiedzą, dlaczego znaleźli się w aktach bezpieki. Tych słowaccy biskupi chcą bronić.

Wątpliwości budziła np. sprawa greckokatolickiego biskupa Jána Hirki. Pod pseudonimem "Vladimir" zapisano go 24 listopada 1989 r., w tydzień po upadku komunizmu w Czechosłowacji. Słowacki Instytut Pamięci Narodu nie ma żadnych akt agenta "Vladimira". Jest wyłącznie teczka personalna Hirki, założona w 1974 r. Duchownego uznano wówczas za "osobnika nieprzyjacielskiego". Można zatem podejrzewać, że u schyłku sytemu bezpieka dopuściła się prowokacji.

W orędziu Episkopatu Słowacji przypomniano również rzecz fundamentalną: od 1949 r. Kościół był celem nieprzerwanych nacisków i prześladowań, dlatego docenić należy tych wszystkich księży, którzy nie dali się złamać.

Jak widać, schemat listu składa się z trzech zasadniczych elementów. Po pierwsze: prośba o wybaczenie za szkody i krzywdy wyrządzone przez agentów w sutannach. Nazwanie zła złem. Jak bardzo taka postawa wzmacnia społeczny autorytet Kościoła, dowiódł Jan Paweł II, który z mea culpa uczynił centralny punkt Roku Jubileuszowego.

Po drugie, warto - jak słowaccy biskupi - wskazać na różne odmiany współpracy z bezpieką. Bo każdy przypadek należy traktować indywidualnie. Jest zasadnicza różnica między księdzem zwerbowanym w latach stalinowskich, który po wcześniejszych przeżyciach w hitlerowskich kacetach ugiął się przed groźbami Urzędu Bezpieczeństwa, a duchownym, który zgodził się na współpracę ze względów finansowych.

Po trzecie, należy przywrócić wydarzeniom sprzed lat właściwy kontekst. To kuriozalne, że certyfikat niewinności wystawia ks. Drozdkowi... major Andrzej Szczepański, szef bezpieki

w Zakopanem, którego jednym z zadań było zwalczanie Kościoła. Warto przypomnieć, że już samo wstąpienie do seminarium uruchamiało machinę inwigilacji. Każdemu kapłanowi automatycznie zakładano TEOK, czyli teczkę ewidencji operacyjnej księdza.

Episkopat Polski odrzucał dotąd pomysł opublikowania listu. W maju ub.r. abp Józef Michalik oświadczył: "Nie lubię słów pustych, chcę i powinienem przepraszać za moje zaniedbania oraz złe czyny. Mogę i pragnę ogłosić wobec wszystkich, że boleję nad złem, które wyrządzono komukolwiek w moim, naszym (Kościół to my) imieniu. Nie sądzę jednak, aby jakieś ogólne stwierdzenie czy przeproszenie byłoby w tym momencie najbardziej potrzebne".

Jedno nie ulega wątpliwości: prośba o przebaczenie nie zaszkodzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2006