Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dlatego walka o kontrolę nad telewizją publiczną (i radiem) będzie zawsze zaciekła. W innych krajach demokratycznych prowadzi ona albo do wyrafinowanych i supercywilizowanych rozwiązań, jak nadzór nad BBC w Wielkiej Brytanii, albo do prostego podziału: najpotężniejszy kanał ma rządząca koalicja, kolejne następne - opozycja. Nie jest to rozwiązanie dobre, ale znośne. W Polsce jednak względy dodatkowe sprawiają, że telewizja publiczna jest wyjątkowo delikatnym narzędziem.
Pierwszy powód to obowiązkowy abonament. Każdy, kto płaci, ma prawo wymagać. Propozycje, jakie wnosi PiS, czyli zmniejszenie Krajowej Rady do trzech członków, nie były ani konsultowane publicznie, ani nawet rozważane w gronach specjalistów. Rozumiem, że trudno konsultować publicznie zmiany w służbach specjalnych, ale w KRRiT można. Nie grozi zamach, telewizja publiczna nie jest stronnicza i tylko pół roku dzieli nas od zmiany jej zarządu. Jednak - co znamienne - pierwsza ustawa, jaką PiS chce przeprowadzić, dotyczy właśnie zdominowania KRRiT. Mówi wprost: mamy rząd mniejszościowy, wobec tego musimy mieć poparcie mediów.
Jeżeli o mnie chodzi, niech sobie PiS rządzi telewizją; z wyjątkiem Kamila Durczoka i meczów piłkarskich jedynki ani dwójki nie oglądam. Ale czy nie jest to zwyczajny despotyzm pod fasadą demokracji? Niegdyś dzielny w KRRiT Jarosław Sellin powiada, że tych trzech mianowanych przez Prezydenta, Sejm i Senat to będą niezależni fachowcy. Nie rozumiem, co to znaczy? Kto jest fachowcem i od czego? Od treści telewizji publicznej - bo KRRiT powinna się odczepić od telewizji niepublicznych - od formy czy od politycznej poprawności? Czy fachowcy to profesorowie od analizy mediów, a kilku dobrych uczonych w tej dziedzinie mamy, czy fachowcy od elektroniki?
Zostawmy fachowców i zastanówmy się, po co w ogóle ma istnieć KRRiT. Czy nie wystarczyłoby nad dyrekcją telewizji i radia postawić rady nadzorczej, która interweniowałaby wyłącznie w przypadkach naruszenia uczciwości i merytorycznej niekompetencji? Od tego mamy wielu fachowców wśród artystów, uczonych lub publicystów. Po co komu Rada, jeżeli - jak to PiS słusznie planuje - inna instytucja ma się zająć rozdziałem częstotliwości i sprawami technicznymi? Proponuję w ramach akcji “oszczędne państwo" zlikwidować tę instytucję i powołać wspomniane rady, które nie będą się składały z pracowników etatowych.
Przestrzegam natomiast tych, którzy chcą, żeby telewizja broniła tylko wartości im bliskich; z telewizji publicznej zrobią telewizję moralną, co doprowadzi do błyskawicznego spadku oglądalności. Telewizja publiczna służy wszystkim Polakom, bez względu na ich światopogląd i tak musi zostać. Obawiam się, że zmiany w ustawie zmierzają do wprowadzenia tylnymi drzwiami pewnych form cenzury. Gdyby do tego miało dojść, wzywam do mojej ulubionej formy protestu, czyli obywatelskiego nieposłuszeństwa; w danym przypadku niepłacenia abonamentu. Jakie bowiem mamy inne środki walki z polityczno-moralnym despotyzmem medialnym?