Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niemniej konina jest z Polską silnie związana: jesteśmy największym eksporterem tego mięsa do państw Unii. Polskie konie i konina trafiają głównie do Włoch i Francji. I choć od lat eksport żywych koni na rzeź spada, nadal eksportujemy ich ok. 40 tysięcy rocznie.
Z tragicznymi warunkami podczas transportu koni walczy szereg polskich organizacji, na czele z Fundacją Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! – argumentują one, że transport zwierząt trwa nawet pięć dni i często jest przedłużany w celu ominięcia kontroli granicznych w Austrii (nie wpuszcza ona na swe terytorium ciężarówek z żywymi zwierzętami). Transportowane konie doznają urazów, są ściśnięte w ciężarówkach, ciasno uwiązane, podróżują bez postojów z rozładunkiem. Lista zaniedbań nie zmienia się od lat. Koszmarna droga do rzeźni zaczyna się czasem w takich miejscach jak targ koński w Skaryszewie, oprotestowywany przez obrońców praw zwierząt, którzy oskarżają organizatorów o dopuszczanie do ich maltretowania.
To wszystko dzieje się w Polsce, gdzie koń ma pozycję szczególną: towarzysza walk, przyjaciela; od dziecka słyszymy opowieści o husarzach i ułanach. Pewnie dlatego koniny w zasadzie w Polsce się nie je. Jednocześnie „ułańska tradycja” nie przeszkadza w wysyłaniu koni, które całe swe życie pracowały dla człowieka, na śmierć – i to w okropnych warunkach. Można powiedzieć, że końskiego przyjaciela wprawdzie nie zjemy, ale bez skrupułów pozbędziemy się go, gdy stanie się niepotrzebny.
„Widziałem łzy w oczach koni wiezionych na rzeź. Tego nie da się zapomnieć” – te słowa Daniela Olbrychskiego przytacza Viva!, która dąży do wykreślenia koni z listy zwierząt rzeźnych.