Czy królowa zjadła konia

Skandal jest rozwojowy: kolejne kraje odkrywają, że to konina, zamiast deklarowanej wołowiny, trafiała do produktów żywnościowych. Wielkie sklepy wycofują tony żywności, klienci są zaniepokojeni. Co ta afera mówi o Europejczykach i o tym, co jemy?

25.02.2013

Czyta się kilka minut

Na najstarszym w Polsce targu końskim w Skaryszewie, luty 2013 r. / Fot. Wojtek Radwański / AFP PHOTO / EAST NEWS
Na najstarszym w Polsce targu końskim w Skaryszewie, luty 2013 r. / Fot. Wojtek Radwański / AFP PHOTO / EAST NEWS

Zaczęło się w Irlandii: pod koniec stycznia poinformowano tam, że w produktach mięsnych oferowanych w sklepach – rzecz dotyczyła potraw gotowych, mrożonych – wykryto domieszkę końskiego mięsa. Oczywiście, końskie mięso jest jadalne, w niektórych krajach traktowane nawet jak przysmak. Jednak rzecz w tym, że na etykietach zakwestionowanych produktów mowa była jedynie o wołowinie. O koninie ani słowa. W tym sensie jest to oszustwo. A także, jak się okazuje, przykład na mechanizmy szarej strefy, w jakiej funkcjonują znaczne obszary rynku żywności w Europie.

Przypadek irlandzki wywołał bowiem lawinę. Kontrole wykazały podobne oszustwa w Wielkiej Brytanii, a potem w kolejnych krajach: we Francji, Niemczech, Norwegii, Belgii, Szwecji, Finlandii... Ostatnio dołączyły Włochy i Czechy. Lista nie jest zamknięta.

KOŃSKIE SZLAKI

Sprawa jest zawiła i – mimo zaangażowania instytucji kontrolnych i śledczych, narodowych i ponadnarodowych, jak Europol – dość niejasna.

Wydawało się, że gdzie jak gdzie, ale w Unii Europejskiej z jej procedurami i standardami nie powinno być problemu z dokładnym ustaleniem, skąd pochodzi dany kawałek mięsa. Tymczasem nadal nie wiadomo, gdzie i kto dodawał koniny do wołowiny (mielonej). Nie wiadomo nawet, czy mowa jest o jednym źródle, jednym miejscu, gdzie dochodziło do oszustwa, czy też o wielu, w różnych krajach i z udziałem wielu podmiotów (producentów, firm pośredniczących itd.).

W pierwszym odruchu, w pierwszym komunikacie, irlandzki minister rolnictwa Simon Coveney oskarżył o to Polskę. Jednak polskie kontrole nic nie wykazały. Również Rumuni, którzy zostali wywołani do tablicy, sprawdzili i zapewniają, że konina, owszem, była eksportowana z ich kraju, ale jako konina – czyli oficjalnie i legalnie.

Do ewentualnej zamiany etykiet lub/i przemieszania różnych rodzajów mięsa musiało więc dojść później, na którymś z licznych szlaków, jakimi mięso wędruje z rzeźni na sklepowe półki, już w postaci przetworzonej, po drodze z udziałem wielu pośredników.

Także internetowych: jeśli ktoś chce posmakować, jak globalny charakter ma rynek żywności, niech otworzy choćby stronę www.alibaba.com – to jedna z większych internetowych giełd żywności, gdzie w ilości hurtowej kupić lub sprzedać można wszystko, czego tylko podniebienie zapragnie. Wszelako bez gwarancji, skąd naprawdę pochodzą produkty, użyte do produkcji mrożonych potraw.

FIKCJA KONTROLI

Europejskim kontrolerom być może nigdy nie uda się wiążąco ustalić, w którym momencie końskie mięso – czy też, precyzując: mielone końskie odpady rzeźnicze – zostały dodane do mielonej wołowiny, aby następnie trafić na półki europejskich supermarketów, pod postacią wołowych (rzekomo) burgerów, klopsików i pulpetów, lasagni i cannelloni, chilli con carne itd., itp.

Tropy prowadzą do Holandii, Francji, na Cypr... W Wielkiej Brytanii aresztowano kilku pracowników rzeźni w północnej Walii i Anglii. Na razie jednak niczego nie można powiedzieć z całą pewnością, poza tym, że etapów, na których mogło dojść do oszustwa, jest wiele, jak i wiele jest dróg, którymi końskie mięso wędrowało na talerze europejskich konsumentów.

To przede wszystkim długi łańcuch pośredników pokazuje, że skuteczność unijnych kontroli jest fikcją, bo zawsze można je ominąć. To w całej historii jest najbardziej niepokojące: że ktoś gdzieś może dodać coś do produktów żywnościowych, które trafiają potem na półki największych sieci handlowych – jak w tym przypadku Tesco i Lidl w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Co więcej, okazuje się, że proceder mógł trwać latami. Oskarżają się firmy, oskarżają państwa. Mówi się o mięsnej mafii i nieuczciwej konkurencji. W tym sporze chodzi, jak zawsze, o pieniądze.

Ponieważ problem dotyczy wielu krajów, Komisja Europejska uważa, że we wszystkich państwach Unii powinny być przeprowadzone testy na przetworzonych produktach mięsnych na obecność koniny – w tym badania DNA.

ZDROWE MIĘSO

Obecna afera mięsna nie jest pierwszym skandalem w Unii dotyczącym żywności.

W ubiegłym roku lęk padł na konsumentów ogórków, a całkiem niedawno mieliśmy aferę z trującym alkoholem metylowym w Czechach. Trefna żywność odbija się na zdrowiu konsumentów – i to drugi ciekawy aspekt końskiego skandalu. Bo mimo oburzenia i szoku w wielu krajach, nikt z powodu końskich burgerów przecież nie ucierpiał. Nie ma ku temu powodu, bo konina jest mięsem zdrowym, zdrowszym niż wołowina czy wieprzowina, zawierającym mniej tłuszczu i rzadziej wywołującym alergie.

Jedynym potencjalnym ryzykiem dla zdrowia może być obecność w końskim mięsie fenylobutazonu – leku stosowanego u koni przeciwzapalnie i przeciwbólowo. Żeby stworzyć zagrożenie dla konsumentów, musiałoby go jednak być pewnie więcej niż to, co wykryto w niektórych partiach badanego mięsa.

Niemniej Komisja Europejska zaproponowała, żeby przeprowadzić serię testów sprawdzających, czy wprowadzona do obrotu w Unii konina zawiera fenylobutazon, zakazany w hodowli zwierząt, których mięso ma trafić do konsumpcji.

Tymczasem w rzeczywistości konina – która, sądząc po niektórych tytułach w prasie i internecie, wydawać może się dziś czymś zgoła trującym – jest mięsem wiele zdrowszym niż mięso kurczaków, świń i innych masowo hodowanych zwierząt, za życia faszerowanych antybiotykami, środkami przyspieszającymi wzrost masy itd. Fakt, że nie jest mięsem tak popularnym, ma przede wszystkim przyczyny kulturowe.

KWESTIA OBYCZAJU

W efekcie informacje o burgerach i lasagnach z dodatkiem koniny wstrząsnęły rzeszą europejskich konsumentów – mimo że nikt nie zachorował.

Bowiem w wielu krajach Europy koniny po prostu się nie jada, a koń ma tam status zbliżony do psa czy kota – czyli zwierząt-przyjaciół człowieka, trzymanych dla towarzystwa, a nie dla mięsa. Świadomość, że smaczny burger powstał z miłego kucyka, na którym jeździły dzieci, dla wielu okazała się trudna.

Z szoku nie mogą wydobyć się zwłaszcza Brytyjczycy, gdzie jedzenie koni zwyczajnie nie uchodzi. W ostatnich dniach największa brytyjska firma cateringowa Sodexo przyznała, że w jej mielonych produktach wołowych wykryto koninę. Sodexo zaopatruje setki szkół, domów opieki, stołówek. Firma nie ujawniła, w jakiej potrawie wykryto końskie mięso ani jaki był jego procent w wołowinie. Ale bije się w piersi, że jest to „absolutnie nie do zaakceptowania”, i wycofuje swoje mrożone produkty.

Sodexo dostarczało jedzenie podczas wielu spektakularnych imprez w Wielkiej Brytanii – także w czasie olimpiady w Londynie albo podczas słynnych wyścigów konnych w Ascot, na których tradycyjnie pojawia się brytyjska śmietanka towarzyska i rodzina królewska. Pada więc pytanie, dla Brytyjczyków poważne: czy królowa Elżbieta II zjadła koninę?!

Tym samym okazuje się, że sprawa dotyczy nie tylko brytyjskich „mas”, kupujących najtańsze mrożonki, ale wszystkich. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez brytyjską organizację Consumer Intelligence, skandal wpłynął na nawyki zakupowe Brytyjczyków: 20 proc. z nich kupuje teraz w ogóle mniej mięsa.

Ale afera końska nie wszędzie wywołuje awersję do mięsa. We Francji, gdzie konina jest jedzona, reakcja jest wręcz odwrotna. Jak podaje francuskie stowarzyszenie końskich rzeźników Interbev Equins, sprzedaż koniny od początku skandalu wzrosła o 15 proc. Ale dotyczy to świeżego mięsa, kupowanego u wyspecjalizowanych rzeźników – bo sprzedaż gotowych, mrożonych potraw spadła o 5 proc.

A może warzywa?

„Koński skandal” nie jest pierwszym przypadkiem oszustwa w branży żywnościowej.

Zdziwilibyśmy się zapewne, jak często kupując np. droższego indyka, w istocie jemy tańszego kurczaka. Zdarza się też, że zamiast tzw. MOM (mięso oddzielane mechanicznie), dostajemy rozdrobnione odpady mięsne, np. tłuszcz, drobne kości czy skórę. W mięsie mielonym bywa więcej tłuszczu, niż zapisano na etykiecie, itd., itp.

Dlaczego więc ta afera miałaby być inna? Może dlatego, że boleśnie pokazuje nam, co jemy, lub raczej, że zjeść możemy wszystko. Mięso kupowane prosto od lokalnego rzeźnika (jak niewielu takich już zostało...) musi być droższe od tego z supermarketu. Być może jednak warto zapłacić więcej, aby wiedzieć, co się w zamian dostaje. Skoro też przyjmiemy, że mięso jest drogie i nie stać nas na nie codziennie, to może po prostu trzeba kupować je rzadziej. Współczesny świat nieustannie przekonuje nas, że możemy mieć wszystko i od razu. Ale ta zachłanność ma swoje granice – ekolodzy mogliby wiele powiedzieć, jak wyniszczająca dla planety jest hodowla wołowiny na wielką skalę (wymaga coraz większych obszarów zielonych i zwiększa emisję gazów cieplarnianych). Założenie, że mięso powinno być jak najtańsze i powszechnie dostępne, okazuje się zgubne w skutkach.

W rozważaniach na temat skutków afery końskiej można też pójść krok dalej – bo obnaża ona nie tylko ciemne strony masowej produkcji żywności, ale też naszą hipokryzję. Bo tak naprawdę, dlaczego zjedzenie koniny jest dla konsumentów szokiem, podczas gdy kotlet cielęcy jest normalnością? Jemy burgery i steki, ale nie chcemy wiedzieć, że to kawałek zwierzęcia i jak trafił na nasz talerz. Można z dużą pewnością założyć, że gdyby współczesny Europejczyk miał swój obiad zabić własnymi rękami, poprzestałby na ryżu z warzywami...

***

Głosów, że po aferze końskiej jedynym uczciwym wyjściem jest przejście na wegetarianizm, nie brakuje. Miałoby to uzasadnienie etyczne, ale też ekonomiczne i ekologiczne.

Ciekawe, jak będą wyglądać za rok statystyki: czy i o ile spadnie w Unii spożycie mięsa? 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2013