Komuna na sterydach

Seriale to nie tylko sztuka opowiadania historii. To też tworzenie światów. Jak sobie z tym poradził polski serial „1983”?

10.12.2018

Czyta się kilka minut

Kajetan na stacji warszawskiego metra cieszy się nową Traszką. Serial „1983”, odc. 1 / NETFLIX
Kajetan na stacji warszawskiego metra cieszy się nową Traszką. Serial „1983”, odc. 1 / NETFLIX

Wnastępstwie zamachów w 1983 r. nastąpiło pojednanie narodu, Kościoła i Partii. Polacy w tajemnicy wyprodukowali broń jądrową i zmusili ZSRR do wycofania wojsk poza granice kraju. Reżim nigdy nie upadł, lecz wybił się na niepodległość, skonsolidował, wypracował własną technologię i styl życia. Dwadzieścia lat później, w roku 2003, kiedy to dzieje się większość akcji „1983”, pierwszego polskiego serialu Netfliksa, Polska jest ciekawym miejscem do życia. Czy lepszym niż prawdziwa Polska w tym samym czasie?

Przedstawiony na ekranie świat jest zarazem znajomy i dziwnie obcy. Prezydentem USA jest Al Gore, a „Harry Potter” jest nielegalnie odbijany na opozycyjnych kserografach. Główny bohater (w tej roli Maciej Musiał) jest takim właśnie Harrym. Jego rodzice zginęli w zamachach, a on sam stał się ikonicznym „chłopcem z lilią” – chłopcem, który przeżył. Symbolem nadziei na przyszłość, teraźniejszego zjednoczenia i przebaczenia przeszłych win...

Plan metra

O „1983” powiedziano sporo gorzkich słów. Serial krytykowano za sztywne dialogi, poziom gry aktorskiej i fabularne niekonsekwencje. Nie chciałbym się tu opowiadać po żadnej ze stron histerycznego sporu „hit czy kit”. Chciałbym zamiast tego zaproponować zupełnie inną zabawę – spojrzenie na „1983” okiem strasznego mieszczanina, który wszystko widzi oddzielnie. Bo serial to dziesiątki szczegółów rozproszonych na przestrzeni wielu godzin. I to właśnie szczegóły przesądzają o jakości i wiarygodności wykreowanego uniwersum. A ponieważ nawet pisanie o szczegółach wymaga jakiejś formuły scalającej tekst, proponuję małą grę. Czy lepiej byłoby żyć w prawdziwej Polsce z roku 2003, czy tej serialowej, w której po przestawieniu zwrotnicy pociąg dziejów pomknął całkiem innym torem?

Oto na planie warszawskiego metra, który dostrzec można w pierwszym odcinku, dumnie pyszni się kilkanaście kolorowo zaznaczonych linii. Jak gdyby w alternatywnej rzeczywistości kandydaci na prezydenta stolicy postanowili spełniać swoje kampanijne zapowiedzi. Przypomnijmy – w prawdziwym roku 2003 nie była gotowa nawet pierwsza linia metra, w grudniu oddano do użytku stację Dworzec Gdański!

W ogóle miasto w fikcyjnym roku 2003 prezentuje się imponująco! Żagiel Libeskinda (Złota 44) wybudowano 14 lat przed oficjalnym otwarciem (w naszej rzeczywistości: 2017). Na potrzeby partyjnego wiecu do Warszawy przeniesiono też Halę Stulecia (dobry ruch). Obie rzeczywistości – nasza i alternatywna – spotykają się natomiast na Dworcu Centralnym. Scena pościgu na podziemnych peronach wygląda, jakby za grube pliki dolarów wybudowano do niej specjalną scenografię – zimną, mroczną, przesyconą atmosferą niebezpieczeństwa.

Niestety, twórcy raczej sugerują niż pokazują, jak wygląda miasto po dwudziestu latach rozwoju alternatywnym torem. Kluczowe znaczenie miał tu zapewne budżet. Nie widzimy tłumów, szerszych planów urbanistycznych, dłuższych ujęć na ulicach. Warszawę oglądamy niemal wyłącznie nocą. Z jednej strony potęguje to ciekawość i nastrój osaczenia, z drugiej – pozostawia pewien niedosyt w porównaniu chociażby z konkurencyjnym „Człowiekiem z Wysokiego Zamku” (Amazon), którego twórcy dali nam się napatrzeć i na centrum San Francisco, i na amerykańskie przedmieścia, i na Berlin w alternatywnej rzeczywistości. Mimo to dajemy mocny punkt dla rzeczywistości filmowej w „1983”. Choćby za samo metro.

Traszka

Długo przed premierą iPhone’a (2007) i debiutem Facebooka (2004) w fikcyjnej komunistycznej Polsce hitem jest Traszka – komunikator z dotykowym ekranem. „Zrozumieliśmy, że nowe pokolenie pragnie czuć się połączone” – mówi genialna polska programistka. Zakupem Traszek zainteresowani są Chińczycy, a do Polski przyjeżdża pewien młody, ambitny twórca komputerów osobistych z USA, żeby negocjować zakup naszych rewelacyjnych ekranów dotykowych. Te fantazje o cyfrowej potędze, podane głównie w postaci smaczków na marginesie głównej fabuły, są intrygujące, a zarazem niepokojąco znajome.

W fikcyjnym świecie Ministerstwo Cyfryzacji robi rewelacyjną robotę. Są już elektroniczne dowody. Wprawdzie trzeba przeciągnąć dokument przez czytnik (najwyraźniej technologia zbliżeniowa jeszcze się nie upowszechniła), ale za to połączenie z bazami jest błyskawiczne i niezawodne. Trwa intensywna digitalizacja wszystkich archiwów. Kolejny punkt dla alternatywnej rzeczywistości i mamy 2:0.

Samochody

Na tle tej cyfrowej nowoczesności smętnie przedstawia się polski przemysł motoryzacyjny. Na ulicach pustki. Trochę nie wiadomo, czy to znów budżet, czy zamierzona strategia przedstawiania świata. Ale przynajmniej o miejsce parkingowe łatwo. A na tych królują wciąż maluchy i polonezy, jeden z bohaterów porusza się też wysłużoną nubirą.

Oczywiście w komunistycznej dystopii nie ma mowy o egalitaryzmie. Córka ministra jeździ pięknym sportowym wozem. Ale jego maskę też zdobi znaczek FSO, kształty zaś są jak na rok 2003 mocno retro. I nic dziwnego. Robię stopklatkę i z zaskoczeniem przecieram oczy. Toż to syrena sport, a więc projekt polskich inżynierów z końca lat 50., który niestety zatrzymał się na etapie prototypu. Trochę ten przepiękny antyk razi w kontraście z ultranowoczesnym komunikatorem.

W rzeczywistości rok 2003 to moment, gdy najczęściej kupowanym modelem auta w Polsce staje się skoda fabia, detronizując panującego od kilku lat fiata sei­cento. Maluchy i polonezy są już raczej w odwrocie, a do dyspozycji ministrów i ich córek jest flota znacznie nowsza. Mamy więc pierwszy punkt dla naszej rzeczywistości. Na razie wynik 2:1.

Miska wietnamskiego jedzenia

Alternatywna Warszawa jest miastem dwóch kultur. Wietnamczycy tworzą tu własną dzielnicę zwaną Małym Sajgonem. Przedstawiciele mniejszości całkowicie zdominowali handel i uliczną kuchnię – bohaterowie nieustannie posilają się więc egzotycznymi przysmakami, a nawet popijają wódkę w wietnamskich barach. Wizualnie nieco upodabnia to „1983” do „Łowcy androidów”. Azjaci są też potentatami, jeżeli chodzi o nielegalne interesy, dominując w branżach handlu bronią, przemytu ludzi, a nawet potajemnej digitalizacji archiwów.

Stanowczo punkt dla alternatywnej rzeczywistości, bo wietnamskie wątki dodają jej kolorytu i aromatu, którego w prawdziwej Warszawie czasem jednak brakuje. 3:1 dla „1983”.

Szkło, meblościanki i werdykt

Wnętrza przestrzeni publicznych są w alternatywnej rzeczywistości przepiękne. Żadnych obskurnych komisariatów, ciemnych uniwersyteckich korytarzy, urzędów ze stłoczonymi petentami. Dominuje minimalistyczny styl, szkło i aluminium. Wszystko jest nowe, czyste i przestronne. Nawet budżet na kulturę jest wyraźnie większy – w roli budynku filharmonii z roku 2003 wystąpił piękny hol Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.

Warto podkreślić też przemyślaną, spójną identyfikację wizualną wszystkich instytucji fikcyjnego państwa polskiego. Od znaków MO i SB (nie UB!), przez przemyślany system logotypów poszczególnych ministerstw, aż po przedefiniowane secesyjną kreską godło państwowe, które stało się właściwie nowoczesnym logo, mocno zarazem osadzonym w tradycji polskiego wzornictwa. Może istniałaby możliwość, żeby prawdziwe państwo polskie wykupiło część tych świetnych pomysłów od autorów „1983”? My mielibyśmy wreszcie identyfikację wizualną z prawdziwego zdarzenia, a serialowi przed ewentualnym drugim sezonem dobrze zrobiłoby dodatkowe kilkaset tysięcy złotych budżetu.

Dla kontrastu w ukazanej na ekranie przestrzeni prywatnej dominuje ciasnota i rupieć. W mieszkaniach królują boazerie, meblościanki i toporne grzejniki żeberkowe. Przez dwadzieścia lat w kwestii wystroju wnętrz zmieniło się niewiele. Oglądana na ekranie brutalistyczna architektura z wielkiej płyty prezentuje się znacznie lepiej oglądana od zewnątrz.

Oczywiście są i tacy, którzy w alternatywnej rzeczywistości mieszkają pięknie. Willa ministra czy apartament wysokiej rangą funkcjonariuszki milicji przypominają estetyką raczej jasne przestrzenie publiczne niż ciasnotę mieszkań, twórczo rozwijając modernistyczną estetykę PRL. W prawdziwym roku 2003 mieszkało się nieco ładniej, lecz urzędowało – znacznie skromniej. W kategorii wystrój wnętrz jest więc remis. W końcu mamy więc wynik 4:2 dla fikcji.

Mimo to nie rozważałbym przeprowadzki do fikcyjnego 2003 roku. Można narzekać na polską politykę (rok 2003 to czas afery Rywina!), ale świat przedstawiony w „1983” to jednak mroczna dyktatura, gdzie SB porywa i morduje ludzi. Cały rozwój technologiczny okupiony jest brakiem wolności i służy inwigilacji oraz kontroli. Stąd właśnie nierównowaga między publicznym i prywatnym, między technologią służącą władzy a tą, która miałaby ułatwiać życie obywatelom.

Świat na ich barkach

O tworzeniu seriali często mówi się jako o formie opowiadania historii. Ale seriale są też wyzwaniem z zakresu tworzenia światów. Dotyczy to zarówno tych opartych na oryginalnym scenariuszu, jak i adaptacji literatury, przeniesienie na ekran oznacza bowiem konieczność wymyślenia całego pejzażu obrazów, dźwięków, miejsc i twarzy, które na kartach powieści mogły pozostać ledwie naszkicowane. Papier od stuleci zastawia pułapkę na wyobraźnię czytelnika, zmuszając go do samodzielnego wypełnienia białych plam. Ekran nie pozwala na taki wyzysk darmowej siły roboczej.

Tytaniczną pracę stworzenia świata muszą tu wykonać pomysłodawca (nazywany dziś często showrunnerem), scenarzyści i reżyserzy poszczególnych odcinków, scenografowie, kostiumografowie, dźwiękowcy i sztab skrytych w cieniu ekspertów odpowiadających za każdy materialny czy komputerowo wygenerowany detal. Od ich zgrania, rzemiosła, geniuszu, a także od dostępnego budżetu zależy bowiem stabilność i wiarygodność świata, który podziwiamy na ekranie. W „1983” poradzili sobie naprawdę nieźle. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2018