Kobieta do zjedzenia

Ta „baśń zrodzona z tragedii” płynie sobie elegancko, nieśpiesznie, wręcz onirycznie, lecz pod jedwabną podszewką, tkaną z szeptów i krzyżujących się spojrzeń, skrywa autentyczny koszmar.

08.11.2021

Czyta się kilka minut

Kristen Stewart jako księżna Diana w filmie „Spencer” w reżyserii Pabla Larraína / CLAIRE MATHON / FORUM FILM POLAND
Kristen Stewart jako księżna Diana w filmie „Spencer” w reżyserii Pabla Larraína / CLAIRE MATHON / FORUM FILM POLAND

W masowej wyobraźni zapisała się po prostu imieniem, na dodatek zdrabnianym arystokratyczno-familiarną zbitką „Lady Di”. Była przecież własnością tłumów: ulubienicą mediów, ikoną stylu, „królową ludzkich serc”. Chilijski reżyser Pablo Larraín w filmie „Spencer” już na wejściu tytułuje ją panieńskim nazwiskiem i tym samym wyciąga księżną Dianę z popkulturowego kontekstu. Działa trochę na przekór jej filmowym, czy serialowym, przedstawieniom, nie interesują go więc dworskie intrygi ani śliskie tajemnice alkowy. Czyli cały ten tabloidowy przemysł, gdzie najlepiej sprzedaje się splendor i skandal.

Zamiast tego dostajemy studium kobiecej obcości – w królewskiej scenerii Bożego Narodzenia, a zarazem w niedogrzanych wnętrzach wiejskiej posiadłości Sandringham, w otoczeniu ludzi, którzy wyglądają niczym z gabinetu woskowych figur, i wśród wykwintnych potraw, na które brak apetytu. Oraz pomiędzy duchami, bowiem ekranowa fantazja na temat trzech dni z życia Diany Spencer-Windsor to przede wszystkim transowa, intensywna emocjonalnie metafora świata zakonserwowanego w przeszłości. Reżyser i jego scenarzysta Steven Knight opowiadają historię wiecznej dziewczynki, która desperacko pragnęła dorosnąć, żyć „bliżej krwiobiegu” i jakoś wychynąć w przyszłość. Pewnie dlatego tak bardzo nie chciała zostać królową.

Brytyjska royal family niby jest w obiektywie, ale schodzi na dalszy plan. Mamy rok 1991 i najbliżej Diany są ci, którzy uczuciowo coś dla niej znaczą: dwaj małoletni synowie, na poły fikcyjna postać garderobianej Maggie (Sally Hawkins) czy... Anna Boleyn, druga żona Henryka VIII, stracona ongiś pod zarzutem zdrady, teraz będąca dla osamotnionej księżnej Walii ostrzegawczym zwierciadłem. Całą resztę stanowią ludzie nie do końca żywi, kustosze monarchii, zakładnicy protokołu. Już na początku filmu Diana próbuje wyłamać się z jego reguł. Rezygnując z szofera i ochrony siada za kółkiem, żeby błądzić po angielskiej prowincji, śladami swych rodzinnych korzeni, i spóźnia się na przygotowania do Wigilii. Przepraszające „ups!” będzie towarzyszyć jej przez cały okres pobytu na wsi, wywołując irytację strażnika ceremonii, majora Gregory’ego (Timothy Spall), milczącą dezaprobatę księcia Karola (w tej roli Jack Farthing) i z trudem powściągany gniew jego matki (Stella Gonet). Warto dodać, iż filmowi royalsi swą powierzchownością czy ekspresją nie imitują na siłę oryginałów, odtwarzają po prostu ich opatrzone ikoniczne sylwety. Inaczej jest w przypadku Diany, którą Kristen Stewart mimo doskonałej charakteryzacji również nie stara się ślepo naśladować. Próbuje raczej, zgodnie z literą scenariusza, odsłaniać to, co z dużą dozą prawdopodobieństwa zakrywał jej publiczny wizerunek. Właśnie owe przesunięcia i pogłębienia okazały się w filmie najbardziej fascynujące.

Widzowie „Spencer” znają prawdziwe zakończenie, lecz prawem poetyckiej licencji twórcy igrają z przeznaczeniem. Co by było, gdyby Diana – notorycznie lekceważona, traktowana jak fotogeniczna maskotka, doprowadzona przez hipokryzję dworu na skraj załamania nerwowego – zrezygnowała w porę z roli królewskiej męczennicy? Przez cały film niewiele wskazuje na alternatywny finał. Historia toczy się wzdłuż równi pochyłej czy raczej spirali, która wciąga bohaterkę w szaleństwo. Ten, kto pierwszy nazwał obraz Larraína klaustrofobicznym thrillerem, trafił w punkt. Celebrowane na ekranie rytuały (kulinarne, ubraniowe, myśliwskie) nie potrzebują karykatury, by osaczać. Kreacje noszone podług ustalonego harmonogramu czy naszyjnik z pereł, który okazuje się upokarzającym kagańcem, współtworzą opresyjny porządek. Gastronomiczny poligon pracujący non stop na pałacowym zapleczu i czysty porn food konsumowany przy smyczkach dopełniają obrazu świata, w którym króluje przerost formy i najmniej znaczą czyjeś psychiczne udręki. Stąd nawet stara poczciwa tradycja, polegająca na obowiązkowym ważeniu się gości przed i po świętach (należy przytyć trzy funty!), wydaje się okrucieństwem. Zwłaszcza w odniesieniu do zaburzeń odżywiania, z którymi Diana zmagała się od początku swojego małżeństwa.

Larraín obserwuje ów skansen oczami kosmitki. Czytaj: osoby zaszczutej, nawiedzonej przez własne demony, chorej z niemiłości. Reżyser, który przed pięcioma laty w podobny, impresjonistyczny sposób portretował z bliska owdowiałą „Jackie” Kennedy, wszystkie elementy świata przedstawionego: kostium, scenografię, topografię pałacu, muzykę, podporządkowuje cierpieniu swej bohaterki. W tym filmie suknie ciążą, kotary izolują, ściany mają uszy, jedzenie rośnie w ustach, a ekspresyjna ścieżka dźwiękowa Jonny’ego Greenwooda rozregulowuje świąteczny nastrój. Raz dźwięki wiją się barokowo, by za chwilę uciekać w niespokojne jazzowe frazy, czasem zaś brzmią zgrzytliwie niczym strojenie instrumentów przed koncertem. To wszystko sprawia, iż przestajemy rozróżniać, co rozgrywa się naprawdę, a co dzieje się w skołatanej głowie Diany. Zwłaszcza że zjawy, wizje dzieciństwa, rozmowy ze zwierzętami czy przedmiotami coraz bardziej wypierają realność. I paradoksalnie wyglądają bardziej prawdziwie niż dworskie życie zamienione w sztywny ceremoniał. „Musimy grać podwójne role” – przypomina małżonce książę Karol.

Larraín widzi w Dianie luksusową „kobietę do zjedzenia”, jakkolwiek metafora bażanta, hodowanego po to tylko, by go kiedyś ustrzelić i oporządzić, potraktowana została zbyt dosłownie. Kobiecą wrażliwość czuje się szczególnie w pracy kamery, balansującej między „angielskim” dystansem a maksymalną bliskością – w końcu Claire Mathon odpowiada za zdjęcia do takich filmów, jak „Portret kobiety w ogniu”, „Atlantyk” czy „Mała mama”. Na zewnątrz pyszni się haute couture, pod spodem są samookaleczenia i wymioty. Przed nami rzecz o rozpadzie osobowości, na tyle jednak sugestywna, że łatwo dopatrzyć się w niej zawoalowanej społecznej krytyki. Filmowa Diana w swojej tęsknocie za normalnością i desperackiej walce o siebie demaskuje absurdy anachronicznego systemu, opartego na sukcesji, celebryctwie i grze pozorów. ©

SPENCER – reż. Pablo Larraín. Prod. Niemcy/Wielka Brytania/Chile 2021. Dystryb. Forum Film.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2021