Klerycy ostatniej godziny, czyli życie w seminarium 35+

Czy do seminariów przychodzić będą dojrzali mężczyźni, a nie młokosy po maturze? W Łodzi już to ćwiczą.

06.05.2023

Czyta się kilka minut

 / PHILIPP HORAK / ANZENBERGER / FORUM
/ PHILIPP HORAK / ANZENBERGER / FORUM

Dziadki” – mówią na nich żartobliwie ci z „młodego” seminarium. Rzeczywiście, od niektórych z nich są dwa razy starsi. Na zdjęciu z biskupem wyglądają, jakby świętowali dwudziestopięciolecie kapłaństwa. Ale są dopiero na piątym roku – arcybiskup Grzegorz Ryś wyświęci ich za chwilę na diakonów.

Ogólnopolskie Seminarium dla Starszych Kandydatów do Święceń od dekady przyjmuje mężczyzn, którzy mają co najmniej trzydzieści pięć lat. Na pierwszy rok zgłosiło się czternastu kandydatów. Tyle samo co do seminarium w Tarnowie, które ma najwięcej alumnów.

– Przychodzą do nas, choć zderzyli się z Kościołem dotkniętym kryzysem – ksiądz rektor Sławomir Szczyrba nie kryje zdumienia. Uważa, że to znak czasów.

***

Do pociągu zabieram „Wyborczą” i „Tygodnik Powszechny”. Na czołówce „Gazety” zdjęcie Jana Pawła II z pastorałem, tytuł: „Wojtyła krył pedofilów”. Na okładce „Tygodnika” zapowiedź głównego tematu: „Co Wojtyła wiedział naprawdę”.

CV

Zanim przyszli do seminarium:

– Kelnerowałem na weselach, pracowałem w stolarni, na stacji benzynowej, w gospodarstwie, nawet krowę umiem wydoić, po świecie jeździłem – Roman, trzydzieści pięć lat, z Wiśniowej koło Myślenic, rok pierwszy.


ARCHANIOŁ POMOŻE. WZRASTA POPULARNOŚĆ MODLITWY DO ŚW. MICHAŁA ARCHANIOŁA >>>>


– Po maturze pracowałem w McDonaldzie, zaocznie skończyłem zarządzanie i marketing, potem studia inżynieryjne, w Szkocji przez kilkanaście lat zmywałem gary w pubach, nalewałem piwo i whisky, chodziłem na mecze, pracowałem fizycznie w Anglii i Holandii – Przemysław, czterdzieści cztery lata, z Knurowa na Śląsku, rok pierwszy.

– Skończyłem studia techniczne, próbowałem robić doktorat, pracowałem jako urzędnik w agencji rolnej, w urzędzie gminy, byłem wicedyrektorem zarządu dróg miejskich w Nowym Sączu, zrobiłem studia z ratownictwa medycznego i brałem dyżury w pogotowiu ratunkowym – Dawid, trzydzieści dziewięć lat, z Nowego Sącza, też rok pierwszy.

Na roku są jeszcze między innymi: Marek, 63 lata, był świeckim misjonarzem w Ukrainie. Rafał, 55 lat, brat zakonny ze Zgromadzenia Świętego Ducha, który chce zostać księdzem. Bartek, 43 lata, pracował w PTTK, związany z harcerstwem. Tomasz, 42 lata, prawnik, pracował w kancelarii prawnej.

Rekrutacja

Tych, którzy zgłaszają się do seminarium, rektor dzieli na trzy grupy.

Jedni: w seminarium już kiedyś byli, próbowali życia w zakonie. – Nie wykluczam, że ich powołanie w końcu dojrzało – mówi Ks. Szczyrba. Choć gdy kandydat był już w seminarium, a potem w paru zgromadzeniach, zazwyczaj odradza mu kapłaństwo. – Bo jeśli ktoś w żadnej wspólnocie się nie odnalazł, to może być sygnał, że jest w nim jakiś mankament.

Drudzy: wciąż nie znaleźli pomysłu na życie. – Zastanawiam się, czy Kościół nie staje się dla nich przytuliskiem, rodzajem przechowalni. Często mam wrażenie, że taki kandydat myśli zachowawczo, bardziej o sobie niż o ewangelizacji.

Trzecia grupa: skończyli studia, pracowali, mieli zawodowe sukcesy, ale czują się niespełnieni. Ks. Szczyrba: – To szczególnie ciekawi kandydaci. Bo sprawdzili się w wielu środowiskach, a jednocześnie jest w nich pragnienie kapłaństwa.

Rektor takich przyjmuje najchętniej.

Zdanie

Czemu tak późno pomyśleli o kapłaństwie?

– Ze mną to nie tak było – mówi Dawid. O kapłaństwie myślał już na studiach. Zrezygnował z błahego powodu: przyjechał do Krakowa na mszę z Benedyktem XVI. Żeby dostać się na Błonia, musieli wstać o piątej rano. Dawid pomyślał, że ksiądz to musi wcześnie wstawać, a on pospać lubi – powołanie go opuściło. – O tak, w jednej chwili – pstryka palcami.

Rok temu wyczytał, że póki w Kijowie stoi cerkiew Michała Archanioła, to Ukraina nie upadnie. Pojechał do jego sanktuarium w Apulii, odwiedził San Giovanni Rotondo, gdzie żył ojciec Pio. Myśli o kapłaństwie wróciły. Ale rektor w Tarnowie powiedział mu, że spóźnił się o kilka lat. Podsunął Łódź. Dawid Łodzi nie lubi, ale co było robić.

– Zostawiłem dyrektorski stołek, kasę i przyjechałem – śmieje się.

Przemek przez większość dorosłego życia był daleko od Kościoła. Przez nieudaną miłość. Miał siedemnaście lat, gdy pierwszy raz się zakochał. Modlił się, żeby coś z tego wyszło. Nie wyszło. Zaczął mieć żal do Pana Boga. Choć w Szkocji kibicował Celticowi, bo to klub katolików. – Dużo się bawiłem, brałem używki – wspomina tamten czas. Czuję, że nie wszystko chce mi powiedzieć.

Spadł na niego kolejny cios: tato zmarł na nowotwór. Przemek pogubił się kompletnie. „Pan Jezus umarł za ciebie na krzyżu” – usłyszał wtedy od mamy. To zdanie go ratowało. Przeczytał Nowy Testament, znalazł polski kościół – był wtedy w Holandii, na niedzielną mszę jeździł po 70 kilometrów w jedną stronę. Wyspowiadał się, rzucił alkohol, papierosy. Wrócił do Polski i zaczął jeździć na rekolekcje.

„Proście Pana żniwa, aby wyprawił robotników na swoje żniwo” – słowa Jezusa z Ewangelii nie dawały mu spokoju. Aż wziął je do siebie. Myślał o augustianach, pojechał do ich klasztoru, ale stwierdził, że to nie dla niego. Na kolejnych rekolekcjach spotkał księdza z seminarium w Łodzi, dowiedział się, że przyjmują starszych kandydatów. Uznał, że nie ma co czekać.

– Miałem dziewczynę, chciałem mieć gromadkę dzieci, ale stwierdziłem, że to nie moja droga – mówi Roman o sobie. O kapłaństwie zaczął myśleć dwa lata temu: w Wielkanoc. Czemu? Roman przypuszcza, że zmieniły go choroby ­bliskich, zwłaszcza ojca, który niedawno odszedł.

Rektor seminarium w Krakowie (jego diecezja) powiedział mu o Łodzi. Myślał, że tam studiują sami pięćdziesięciolatkowie albo jeszcze starsi. Nie będzie do nich pasował. Ale w internecie znalazł wywiad z rektorem Szczyrbą, zrobił na nim dobre wrażenie. Przyjechał na rozmowę.

Roślina

Dziewięć lat temu biskupi uznali, że Kościół w Polsce potrzebuje specjalnego seminarium dla starszych kandydatów do kapłaństwa. Trzydziesto-, czterdziesto-, a nawet pięćdziesięciolatkowie zostawali już księżmi. Studiowali jednak z młodszymi alumnami.

„Chodziło o to, żeby zindywidualizować przygotowanie do kapłaństwa osób, które mają za sobą różne doświadczenia życiowe” – tłumaczyli zwolennicy rozdzielenia seminaryjnej formacji.

W 2014 r. episkopat powołał Ogólnopolskie Seminarium dla Starszych ­Kandydatów do Święceń. Zdecydowano, że wysyłać ich będą poszczególni biskupi, a po święceniach przyjmą do swoich diecezji. Biskupi fundują też czesne.

Pierwszą siedzibę międzydiecezjalne seminarium miało w Krakowie. Opiekunem z ramienia episkopatu został bp Grzegorz Ryś – wówczas biskup ­pomocniczy archidiecezji krakowskiej, wcześniej rektor seminarium krakowskiego. „To seminarium nie może przygotowywać kapłanów drugiej kategorii. Ich formacja musi być równie dobra albo lepsza” – tłumaczył.

Na pierwszy rok zgłosiło się dziewięć osób. Najmłodszy kandydat skończył 37 lat, najstarszy – 57. Kilku było po studiach, dwóch robiło doktorat. Jeden był już żonaty, ale kościelny sąd uznał jego małżeństwo za nieważne.

– To delikatna roślina – ówczesny rektor ksiądz Józef Morawa nie chciał oceniać, czy pomysł się sprawdzi.

Bankiet

Nasłuchał się Roman, gdy rozniosło się, że księdzem chce być. Że stary kawaler, ożenić się nie umie, to do seminarium idzie. Niektórzy mówili, że „szajba mu odbiła”. – To i tak było łagodne określenie – uśmiecha się. Część rodziny też mu odradzała. Część dopingowała. – Idź, spróbuj – mówili.

To wcale nie tak, że pomysłu na życie nie miał. Ma swoją ziemię, dom prawie wykończony, gospodarstwo, które brat z mamą teraz prowadzą, kurki ozdobne chowa. Miał propozycję wyjazdu do Australii: kuzynka ma w Sydney restaurację. – Mam gdzie i do czego wracać – mówi.

Przemysław złośliwych komentarzy nie słyszał. Ostatnio obracał się w religijnym środowisku, ze znajomymi jeździł na rekolekcje. W domu nikt nie próbował mu odradzać. – Widzieli, że jak coś postanowię, to zrobię – mówi.

– Masz poukładane życie, karierę przed sobą i zostawiasz to? – dziwili się znajomi Dawida. – Odbiło ci? – dopowiadali co niektórzy.

Prawda: nastudiował się, starał o dobre posady, naharował, bo jeszcze ta praca w pogotowiu. Zrozumiał jednak, że nie dla niego takie życie. – Ale wieczór kawalerski zrobisz? – bardziej stwierdzenie niż pytanie usłyszał, gdy rozeszło się, że do seminarium idzie. Wynajął restaurację i zrobił bankiet dla przyjaciół.

– To kiedy wracasz? – dopytuje najlepszy przyjaciel, który wciąż nie może uwierzyć w decyzję Dawida. – Odpowiadam, że to powołanie. I że tego nie rzuca się tak z dnia na dzień.

***

Z tą „Wyborczą” i „Tygodnikiem” przesadziłem chyba. W rozmównicy przy seminaryjnej furcie leżą same egzemplarze „Niedzieli”.

Rektor

– Jestem pokolenie JP2 – ks. Sławomir Szczyrba o sobie.

– Jak to? – dziwię się; określenie to przylgnęło do ludzi, którzy w chwili śmierci papieża byli młodzi, a to mówi człowiek po sześćdziesiątce.

– Moje doświadczenie Jana Pawła II jest głębokie – upiera się jednak ks. Szczyrba.

Karola Wojtyłę odkrył na długo przed wyborem na papieża. To przez zainteresowanie filozofią. Chodził do liceum, gdy zabrał się za „Osobę i czyn”. Raz tak się zaczytał w tramwaju, że jeździł od pętli do pętli. Aż motorniczy przyszedł mu uwagę zwrócić.


KNEBEL NA KSIĘŻY

Biskupi i przełożeni jezuitów wprowadzają dla księży zakazy, które w pierwszych wiekach chrześcijaństwa zabiłyby każdą teologię – i zabiłyby Kościół >>>>


Jako dojrzały kapłan związał się z ruchem Comunione e Liberazione. Założyciel ruchu ks. Luigi Giussani wychowywał do dojrzałego chrześcijaństwa, przekonywał, że chrześcijanin angażuje się w życie świata. Ks. Szczyrba poznał go osobiście.

– To są moje dwie ścieżki – mówi. – Pierwsza to filozoficzna ścieżka Karola Wojtyły. Druga – ks. Giussani. (Ciekawostka: Wojtyła i Giussani byli prawie rówieśnikami, zmarli w tym samym roku).

Klerykom każe czytać papieskie teksty: encykliki, listy, przemówienia. I rozmawia z nimi dużo o Kościele, tak jak robił to ksiądz Giussani: otwarcie, bez tematów tabu. Czasem się z nimi sprzecza.

Czas

Program dnia (ze strony seminarium):

6.10 – rozmyślanie, Anioł Pański

6.40 – Msza święta z Jutrznią

8.00-12.45 – wykłady (w sobotę sprzątanie i praca)

12.55 – modlitwy południowe

13.00 – obiad

13.30 – nawiedzenie Najświętszego Sakramentu

14.00-17.30 – studium/spacer/modlitwa indywidualna/lektura duchowa/praca

17.45 – Nieszpory (17.25 we wtorki i piątki – adoracja Najświętszego Sakramentu z Nieszporami)

18.00 – kolacja

18.30 – nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, Anioł Pański

19.00 – (poniedziałek) szkoła wspólnoty z Księdzem Rektorem, (wtorek) śpiew, (środa) konferencja ojca duchownego

20.00-22.00 – studium/modlitwa indywidualna/lektura duchowa

22.30 – spoczynek nocny.

Żeby porozmawiać, mam dzwonić późnym wieczorem – tak wszyscy są zajęci. – Macie w ogóle wolny czas? – pytam, gdy wreszcie udaje nam się spotkać. – Nie nudzimy się tutaj – zapewniają.

Pub

Jak dojrzały człowiek może wejść w seminaryjny rygor?

– Jeśli ktoś przywykł do własnych obyczajów i raptem z tego rezygnuje, wchodzi w tryb dużej dyscypliny, to musi się trochę przestawić – nie ukrywa ks. Szczyrba. – Tym ciekawsze jest to, że podejmują takie wyzwanie – dodaje z uznaniem.

Romek na przykład myślał, że nie da rady. – Bo ja wolnościowy i niezależny południowiec jestem – przypomina o swojej góralskiej naturze. Od dzieciaka krnąbrny. W przedszkolu pocałował koleżankę przy obiedzie, bo mu się podobała; do kąta za to poszedł. We wczesnej podstawówce nauczycielka kazała pisać w wąskich liniach, a on przyniósł w szerokie. „Romek, czy ty kiedyś posłuchasz kogoś? Czy po swojemu zawsze musisz?” – zezłościła się.

Ciężko było mu znajomych zostawić. – Wszystkie dyskoteki zaliczałem, hulaka i nicpoń byłem – Roman lubi być szczery. – Ja bym wcześniej pomyślał, że prędzej w kosmos polecę niż do seminarium pójdę – śmieje się.

Dla Dawida pierwsze dni były ciężkie. Trafił akurat na rekolekcje. Wszyscy rozmodleni. „Boże, przecież ja taki nie jestem, aż tyle się nie modlę”. Ale przyzwyczaił się. A w ogóle to myślał, że rygor będzie większy. – Nie czuję się tutaj niczym ograniczony – mówi.

– Myśmy już swoje przeżyli i łatwe rozrywki nas nie pociągają – Przemek rzadko się odzywa. – Ostatnio byliśmy w operetce.

– To nie więzienie i nikt nas tutaj na siłę nie trzyma – Romek jak zawsze rzeczowy.

Rektor powiedział im na początku: „Jesteście dorośli i sami wiecie, co wolno, a co nie”. – Mam dla nich duży kredyt zaufania – tłumaczy.

– Wiadomo, że nie pójdziemy na Piotrkowską do pubu i nie wrócimy o wpół do drugiej w nocy – mówi Dawid. Z rannym wstawaniem już dawno sobie poradził.

Roman do wczesnych pobudek przyzwyczajony jest od chłopaka. Na wsi wstawał przed szóstą, szedł pomagać do obory. – Najpierw krowy jadły, potem ja.

Przemek marudzi trochę na te pobudki. Żeby być na szóstą w kaplicy, musi się zerwać po piątej.

Salon

Cztery lata temu.

Pod koniec czerwca do księdza Szczyrby przychodzi arcybiskup Ryś (od dwóch lat już metropolita łódzki). Pyta, czy nie zostałby rektorem seminarium dla starszych alumnów, które przenosiło się właśnie z Krakowa do Łodzi.

Ks. Szczyrba na odpowiedź ma dobę. – Lepiej się zgódź, bo nie mam innego kandydata – mówi mu na odchodnym arcybiskup. Zgodził się.


CO BĘDZIE, JEŚLI KOŚCIÓŁ OBUMRZE

PROF. TOMASZ POLAK, teolog: System kościelny zneutralizował impuls Jezusa, który odwracał hierarchie społeczne, a relacje między ludźmi naznaczał prostotą >>>>


Od jesieni 2019 r. „starszym kandydatom” wydzielono część pomieszczeń w budynku Wyższego Seminarium Duchownego łódzkiej archidiecezji.

Zmieniło się dużo więcej. W Krakowie klerycy mieszkali w dawnym szkolnym internacie, który prowadzili cystersi w Nowej Hucie. Mieli wspólną łazienkę. Na zajęcia dojeżdżali do centrum Krakowa.

W Łodzi dostali trzecie piętro. Klerycy mówią na nie „Kanada”. To ze względu na lepszy standard: dwuosobowe pokoje z łazienką, mają swoją kuchnię, gdzie czasem coś pichcą, salon. Domowo.

Z młodymi chodzą na wykłady, jedzą obiady w seminaryjnej stołówce. Śniadania i kolacje lubią robić sobie sami. Na przyjazd dziennikarza Roman upiekł sernik. Za to kaplicę mają swoją. Tutaj zaczynają dzień z rektorem i ojcem duchownym.

– Na początku młodsi klerycy zadzierali trochę nosa – mówi ks. Szczyrba; jednym i drugim alumnom wykłada antropologię filozoficzną i teorię poznania. – Ale szybko się przekonali, że ich starsi koledzy nie znaleźli się tu z przypadku.

Siedzę w seminaryjnym refektarzu. Zwykły stołówkowy obiad: cienka jarzynowa, na drugie pulpety ze słoika. Nie domyśliłbym się, że to dwa różne seminaria, gdybym wcześniej nie wiedział.

Metafizyka

Aksjomat, ontologia, transcendencja, immanencja – te pojęcia Romanowi śniły się po nocach. Metafizyka wydawała się być ponad jego umysł. Szesnaście lat przerwy w nauce (tyle minęło od matury) swoje zrobiło. Orłem też nie był. Myślał, że nie podoła, chciał już dać sobie spokój.

– Ale sesję w końcu zaliczyłem – mówi z dumą. Chociaż z metafizyki miał poprawkę. Na własną prośbę. Ksiądz profesor chciał mu wpisać trójkę w indeksie, ale Roman honorem się ujął: powiedział, że douczy się i przyjdzie raz jeszcze na egzamin.

Dawid i Przemek też musieli się przebijać przez filozoficzne terminy. Studiowali już kiedyś, ale przedmioty techniczne. Romek myślał, że ksiądz to niedużo musi się uczyć. W seminarium przekonał się, że to nieprawda.

Rekolekcje

Dwa lata temu w Wielkim Poście trzech kleryków z Seminarium 35+ idzie na szkolne rekolekcje do katolickiego liceum na łódzkim Teofilowie. Młodzież traktuje zwykle te rekolekcje na luzie, myślami jest gdzie indziej.

Marcin był po ekonomii i psychologii, Michał skończył prawo i politologię, Marek po zarządzaniu i marketingu pracował do tej pory w polskim oddziale jednego z największych w świecie banków. Licealiści z „katolika” (tak mówią na mieście o łódzkim liceum) nie mogli uwierzyć, że ci trzej zostawili kariery i przyszli do seminarium.

Ksiądz profesor Szczyrba: – Zastanawiali się, co takiego jest w kapłaństwie, że przyciąga dorosłych, urządzonych już życiowo mężczyzn?

***

– Świeckich gazet nie macie? – w salonie siadamy do rozmowy, a ja chcę wiedzieć, co się czyta w seminarium. Na stoliku same kościelne tygodniki: oprócz „Niedzieli”, „Przewodnik Katolicki” i „Idziemy”. Do tego „Nasz Dziennik”. Mówię, że „Wyborczą” przywiozłem. – Tej gazety nie biorę do ręki – odpala Romek.

Atmosfery nie popsułem. Rektor powie mi potem, że klerycy mają w czytelni inne tytuły, a zestaw stolikowy to otrzymywane gratisy.

Winnica

– Kościół się wali, a wy do seminarium przyszliście?

Specjalnie na koniec to zostawiłem, żeby ich nie spłoszyć. Niepotrzebnie. Wzruszają tylko ramionami. A bo to nie wiedzą, co się o księżach mówi?

– Ludzie zawsze będą gadać. Czy będziesz księdzem, czy nauczycielem – Roman znowu rzeczowo. On na przykład chciałby być normalnym księdzem, do którego ludzie nie będą się bali przychodzić. – Otwartym, a nie takim księdzem księciem – dopowiada.

We Wszystkich Świętych kwestował w komży na cmentarzu – klerycy tradycyjnie zbierają tego dnia datki na seminarium. Podeszła starsza kobieta, dawno temu zraziła się czymś do Kościoła. Z nim wdała się w rozmowę. Roman wierzy, że będzie „księdzem dla ludzi”.

– Czas dla Kościoła jest trudny – zgadza się Przemek. – Ale może z tych trudności coś dobrego się zrodzi.

A że późno przyszli? Gdy ktoś pyta o to Przemka, odpowiada przypowieścią o robotnikach w winnicy: ci, co ­zostali ­później najęci do pracy, zarobili tyle samo, co pracujący od świtu.

Dawid w późnym kapłaństwie widzi szansę: – Doświadczenie, które mamy za sobą, może pokazać ludziom, że nie jesteśmy tacy świętoszkowaci, że znamy życie. Może nam łatwiej będzie rozmawiać z ludźmi o trudnych problemach: o aborcji, rozwodach, pedofilii. Przecież my wszyscy musieliśmy się zmierzyć z problemami, które spotykają każdego zwykłego człowieka.

– A nie boicie się hejtu, jaki spotyka księży?

Romek odpowiada za wszystkich: – Jak będą leciały pod moim adresem epitety, to się nie boję, bo wiem, na co się decyduję.

Absolwent

Parafia Matki Bożej Jasnogórskiej na łódzkim Widzewie. Ks. Szymon Brot był już po pięćdziesiątych urodzinach, gdy dwa lata temu po święceniach trafił tu jako wikariusz. To jeden z absolwentów Seminarium 35+.

– Ma to swoje dobre i złe strony – mówi o późnym kapłaństwie. – Na pewno ze względu na doświadczenie życiowe łatwiej jest być duszpasterzem. Człowiek wie, jak z ludźmi rozmawiać.

Do kapłaństwa podchodził trzy razy. Był w drugiej klasie liceum, gdy w 1987 r. do Łodzi przyjechał Jan Paweł II: podczas mszy na lotnisku półtora tysiąca dzieci przyjęło pierwszą komunię. Licealista Szymon tak mocno przeżył papieską pielgrzymkę, że dwa lata później poszedł do seminarium w Łodzi. Wytrzymał pół roku.

Dziesięć lat później Jan Paweł II był we Wrocławiu. Szymon Brot już po studiach ekonomicznych, pracował. Ale religijne przeżycia tak na niego wpłynęły, że znów poszedł do seminarium – tym razem we Wrocławiu. Wytrzymał cztery lata. „Znowu mi diabołek zakręcił ogonem i znowu tę sprawę zawiesiłem na hak” – opowiadał na YouTubie przed święceniami.

Zrobił magisterkę z teologii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, kilkanaście lat pracował w Bibliotece Miejskiej w Łodzi. Gdy przeczytał, że Seminarium 35+ przenosi się z Krakowa do Łodzi, powiedział sobie: „Nic, tylko wstąpić i ukończyć”.

Ksiądz Brot posługuje głównie w parafialnej kancelarii. Oprócz tego uczy religii w podstawówce. Ale uważa, że tam powinni pracować młodsi księża. – Bo łatwiej im nawiązać kontakt z dziećmi i młodzieżą – mówi.

Najbardziej lubi prowadzić grupy duszpasterskie. – To tutaj, oprócz oczywiście tabernakulum, bije serce każdej parafii. Droga Kościoła prowadzi przez człowieka, jak powiadał św. Jan Paweł II – ksiądz Szymon parafrazuje słowa papieskiej encykliki.

W ciągu ośmiu lat istnienia seminarium księżmi zostało dwudziestu absolwentów.

Dojrzewanie

– Późne kapłaństwo to przyszłość Kościoła?

– Niewykluczone, że do seminariów trafiać będą coraz częściej mężczyźni po studiach – mówi rektor Szczyrba. Kiedy pół wieku temu sam szedł do seminarium, na pierwszym roku byli sami osiemnastolatkowie, jak on zaraz po maturze. – Dziś wydłużył się proces dojrzewania. Ludzie chcą postudiować, rozejrzeć po świecie. Często dopiero po trzydziestce podejmują  decyzje na całe życie. To powszechny trend. Na kapłaństwo niektórzy też decydują się w późniejszym wieku – tłumaczy.


ZAKAZ KAPŁAŃSTWA KOBIET: DOKTRYNA Z KAPELUSZA

Coraz więcej biskupów dopuszcza możliwość kapłaństwa kobiet. Czy czeka nas w Kościele rewolucja? >>>>


Widzi korzyści z późnych powołań: – To ludzie, którzy zderzyli się już z życiem. Ktoś, kto takich doświadczeń nie ma, wydaje się uboższy.

Jeszcze bardziej fascynują go wdowcy, którzy przychodzą do seminarium. – Tacy, którzy przeżyli na przykład trzydzieści lat małżeństwa, dzieci mają dorosłe, a nie chcą zakładać kolejnej rodziny.

„Robotnicy ostatniej godziny” – tak nazywa ich rektor. – Ale są tak samo warci, jak ci, którzy pracują cały dzień – parafrazuje przypowieść z Ewangelii.

Zdumiewa go, że w czasach wielkiego kryzysu, przez jaki przechodzi Kościół, dojrzali ludzie chcą być księżmi. – Oni wiedzą, że będą kapłanami w zlaicyzowanym świecie. Że będą w cieniu podejrzeń po tym, jak w Kościele doszło do tylu nadużyć.

Papież

Rozmowę o Janie Pawle II czas zacząć. Wczoraj wyszła „Maxima culpa” Ekke Overbeeka, dwa dni wcześniej TVN pokazał „Franciszkańską 3”. Zagaduję o to moich rozmówców.

Reportażu nie widzieli. Książki nie przeczytają.

Na ławie w salonie stoi gipsowa figurka polskiego papieża: lekko przygarbiony, o lasce. Jan Paweł II to patron Seminarium 35+. Na półkach z książkami papieskie encykliki.

Rozmowa o kontrowersjach wokół papieża nie bardzo nam wychodzi. – Ja nie lubię lewackich mediów – Roman jak zawsze pierwszy. – Jak Jan Paweł II umarł, to wszyscy płakali, a teraz te same media atakują papieża.

Słucham dalej:

– Zło zawsze się dobrze sprzedaje.

– Oczernianie ojca świętego to jest wielka hańba.

Kryzys

„To jest ten, co znowu do domu jedzie” – żartują z Romana. – Bo ja już chyba ze sto razy się pakowałem – przyznaje sam. Pierwszy kryzys dopadł go na samym początku: pomyślał sobie, że za głupi jest, żeby studiować. Ostatnio pod koniec roku, kiedy tato zmarł. – Na moich rękach umierał – wciąż się wzrusza na wspomnienie.

No i czasem myśli go nachodzą, czy małżeństwo to nie jest droga dla niego. Ale na swoje wątpliwości patrzy bez lęku: uważa nawet, że to dobrze, że je ma. – Bo ja jeszcze nie jestem na sto procent pewny, czy zostanę księdzem. ©

Rektor Ogólnopolskiego Seminarium dla Starszych Kandydatów do Święceń ks. Sławomir Szczyrba odmówił ­autoryzowania swoich wypowiedzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Klerycy ostatniej godziny