Kino wykolejone, kino zdyscyplinowane

Wielbiciele "innego" kina mogą uwolnić się od prowincjonalnych kompleksów. Letnie festiwale filmowe obrodziły w tym roku jak nigdy, ale i tak Era Nowe Horyzonty pozostaje imprezą niedościgłą.

28.07.2009

Czyta się kilka minut

Festiwal trwa "tylko" 11 dni, ale żyje praktycznie przez cały rok. Zanim zdążymy odespać wrocławski maraton, na forum dyskusyjnym już trwają przymiarki, spekulacje i dysputy na temat przyszłorocznej edycji. Z każdym miesiącem, w miarę jak program festiwalu się zagęszcza, na forum temperatura rośnie. Przez lata w wirtualnym świecie stworzyło się coś w rodzaju mikrospołeczności Nowych Horyzontów - grupa młodych (niekoniecznie wedle metryki) ludzi, wymieniających między sobą poglądy nie tylko na temat ulubionego festiwalu, ale w ogóle kina, kultury czy spraw "życiowych". Organizatorzy z pewnością podgrzewają życie tej społeczności, ale fenomen i tak nie ma sobie równych.

Sztampy brak

A Roman Gutek, spiritus movens festiwalu, dalej nie zna litości ni umiaru. We Wrocławiu ilość i kaliber prezentowanych filmów sprawia, że o wakacyjnym odpoczynku należy zapomnieć. Ilość propozycji - od Zanussiego po Tsai Ming-lianga, od kina kanadyjskiego po Węgry, od animacji Piotra Dumały po klasykę kina, nowe filmy polskie czy eseje dokumentalne - zaiste przytłacza i stawia pytanie, czy twórcy festiwalu nie stali się przypadkiem wszystkożerni. Taka polityka maksymalnego rozrzutu ma jednak swój sens i zamyka usta tym wszystkim, którzy zarzucają festiwalowi robionemu przez Gutka wespół z Joanną Łapińską snobistyczne ciągoty i na siłę lansowany elitaryzm. ENH przestały być festiwalem dla snobów. Wielotysięczna publiczność, o ile wie, czego szuka w kinie, z pewnością zaspokoi we Wrocławiu swoje klasyczne gusta. Z jednym wyjątkiem: nie znajdzie tu sztampy zalewającej na co dzień ekrany kin.

Kiedy jeszcze w czasach cieszyńskich pokazany został film "12 jezior" Jamesa Benninga, kontemplujący w niemiłosiernie długich ujęciach pejzaże amerykańskich akwenów, w festiwalowym Hyde Parku radzono, by dyrektor lepiej wybrał się na ryby miast katować publiczność. Niezrażony Gutek poszedł za ciosem i zorganizował, w tym roku po raz pierwszy, konkurs filmów o sztuce, w którym oprócz dzieł Greenawaya (świetny dokument "Rembrandt: oskarżam..!", o wiele bardziej inspirujący od fabularnej "Nocnej straży") czy Agn?s Vardy (osobiste i autoironiczne "Plaże Agn?s") możemy zobaczyć kolejny, nie mniej radykalny film Benninga, "Casting a Glance". W cyklu "Trzecie oko" znajdziemy eksperymentalne filmy Katarzyny Kozyry czy Artura Żmijewskiego, a w osobnym przeglądzie - hipnotyczne wideoinstalacje Jennifer Reeves z żywym udziałem samej artystki i towarzyszących jej muzyków. I jakkolwiek można się zastanawiać nad sensownością łączenia sali kinowej z galerią czy klubem muzycznym, warto wskazać poszukującemu widzowi również tego rodzaju możliwości - przenikania się różnych mediów i różnych dziedzin sztuki współczesnej.

Chirurgiczna precyzja

Horyzont tegorocznej edycji ENH wyznaczył obraz pokazywany na otwarciu. "Biała wstążka" Michaela Haneke, nagrodzona tegoroczną Złotą Palmą w Cannes, to coś więcej niż studium faszyzmu. Czarno-biały film za pomocą półtonów i zdystansowanych mikroobserwacji życia niemiec-

kiej prowincji odsłania uniwersalny mechanizm zła, rodzącego się zwykle w banalnych dekoracjach. Chirurgiczna precyzja opowiadania stanowi przeciwwagę dla wielu tytułów "nowohoryzontowych": formalnie rozchełstanych, myślowo rozrzedzonych i otwartych na wszelkie możliwe interpretacje.

W zestawieniu z "Białą wstążką" filmy w rodzaju "Szirin" Abbasa Kiarostamiego wydają się sztubackim eksperymentem. Irański mistrz stworzył bowiem antyfilm: na ekranie nie oglądamy akcji, a jedynie reakcje odmalowujące się na twarzach widzów. Czyżby medytacja nad istotą kina, które jest zaledwie widmem materializującym się w naszym spojrzeniu? Można i tak. Zdecydowanie bardziej wzbogacającym doświadczeniem będzie tu jednak "wykolejone kino" Guya Maddina z Kanady, bohatera tegorocznej retrospektywy i gościa festiwalu. Stylizując się na przedwojenną klasykę, Maddin opowiada o kinie jako sublimacji odwiecznych ludzkich pożądań.

Ciekawym paradoksem wrocławskiego festiwalu jest fakt, że wielu widzów przyjeżdżających na ENH od lat coraz częściej odwraca się od doraźnych eksperymentatorów, szukając filmowych horyzontów u dawnych mistrzów. Stąd pewnie tak wielkie powodzenie w tym roku przeglądów kina węgierskiego z lat 60. i 70. z Miklósem Jancsó na czele - kina drapieżnego, zaangażowanego, ale też zdyscyplinowanego formalnie.

Inny paradoks to nieobecność w międzynarodowym konkursie filmów polskich. Czy rzeczywiście nie ma w naszym kinie tytułów na miarę "Głodu" Steve’a McQueena, "Tlenu" Iwana Wyrypajewa czy "Jeziora" Philippe’a Grandrieux? Nie tak dawno mówiło się o nowej jakości - wraz z premierą "Wojny polsko-ruskiej" Xawerego Żuławskiego. Małgorzata Szumowska w "33 scenach z życia" udowodniła, że niepoprawność i dojrzałość w mówieniu o śmierci wcale nie muszą się nawzajem wykluczać. Oryginalności nie można odmówić także "Lasowi" Piotra Dumały, łączącemu film aktorski z animacją. Tymczasem wszystkie wspomniane tytuły oddelegowane zostały do ligi krajowej. A przecież arcyciekawa byłaby konfrontacja naszego "innego kina" z tak starannie wyselekcjonowanymi propozycjami ze świata.

***

Jedno jest pewne: tłumnie oblegane festiwale pozwalają na moment odzyskać wiarę w polskiego widza. Tu bardzo często wyrabiają się nasze gusta i oczekiwania. Tutaj łapiemy kontakt z filmową zagranicą, która ciągle reprezentowana jest na naszych ekranach tendencyjnie i wybiórczo. Tu można spotkać osobiście Greenawaya, Wendersa czy Jana Troella.

Niedawno, podczas festiwalu filmowego w Ankarze, wdałam się w rozmowę o dzisiejszym kinie z kolegą ze Szwecji. Leif, wykładowca uniwersytecki i krytyk filmowy w jednym, mieszkaniec zamożnego kraju, w którym kultura nie jest słowem wstydliwym, był zdumiony, kiedy zarzuciłam go gradem ważnych, choć obco mu brzmiących nazwisk i tytułów. "Ale gdzie ty to wszystko widziałaś?!" - zapytał, spodziewając się Sundance, Cannes czy Wenecji. "We Wrocławiu" - odpowiedziałam nie bez dumy.

9. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty, Wrocław 23 lipca - 2 sierpnia 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2009