Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Festiwal trwa "tylko" 11 dni, ale żyje praktycznie przez cały rok. Zanim zdążymy odespać wrocławski maraton, na forum dyskusyjnym już trwają przymiarki, spekulacje i dysputy na temat przyszłorocznej edycji. Z każdym miesiącem, w miarę jak program festiwalu się zagęszcza, na forum temperatura rośnie. Przez lata w wirtualnym świecie stworzyło się coś w rodzaju mikrospołeczności Nowych Horyzontów - grupa młodych (niekoniecznie wedle metryki) ludzi, wymieniających między sobą poglądy nie tylko na temat ulubionego festiwalu, ale w ogóle kina, kultury czy spraw "życiowych". Organizatorzy z pewnością podgrzewają życie tej społeczności, ale fenomen i tak nie ma sobie równych.
Sztampy brak
A Roman Gutek, spiritus movens festiwalu, dalej nie zna litości ni umiaru. We Wrocławiu ilość i kaliber prezentowanych filmów sprawia, że o wakacyjnym odpoczynku należy zapomnieć. Ilość propozycji - od Zanussiego po Tsai Ming-lianga, od kina kanadyjskiego po Węgry, od animacji Piotra Dumały po klasykę kina, nowe filmy polskie czy eseje dokumentalne - zaiste przytłacza i stawia pytanie, czy twórcy festiwalu nie stali się przypadkiem wszystkożerni. Taka polityka maksymalnego rozrzutu ma jednak swój sens i zamyka usta tym wszystkim, którzy zarzucają festiwalowi robionemu przez Gutka wespół z Joanną Łapińską snobistyczne ciągoty i na siłę lansowany elitaryzm. ENH przestały być festiwalem dla snobów. Wielotysięczna publiczność, o ile wie, czego szuka w kinie, z pewnością zaspokoi we Wrocławiu swoje klasyczne gusta. Z jednym wyjątkiem: nie znajdzie tu sztampy zalewającej na co dzień ekrany kin.
Kiedy jeszcze w czasach cieszyńskich pokazany został film "12 jezior" Jamesa Benninga, kontemplujący w niemiłosiernie długich ujęciach pejzaże amerykańskich akwenów, w festiwalowym Hyde Parku radzono, by dyrektor lepiej wybrał się na ryby miast katować publiczność. Niezrażony Gutek poszedł za ciosem i zorganizował, w tym roku po raz pierwszy, konkurs filmów o sztuce, w którym oprócz dzieł Greenawaya (świetny dokument "Rembrandt: oskarżam..!", o wiele bardziej inspirujący od fabularnej "Nocnej straży") czy Agn?s Vardy (osobiste i autoironiczne "Plaże Agn?s") możemy zobaczyć kolejny, nie mniej radykalny film Benninga, "Casting a Glance". W cyklu "Trzecie oko" znajdziemy eksperymentalne filmy Katarzyny Kozyry czy Artura Żmijewskiego, a w osobnym przeglądzie - hipnotyczne wideoinstalacje Jennifer Reeves z żywym udziałem samej artystki i towarzyszących jej muzyków. I jakkolwiek można się zastanawiać nad sensownością łączenia sali kinowej z galerią czy klubem muzycznym, warto wskazać poszukującemu widzowi również tego rodzaju możliwości - przenikania się różnych mediów i różnych dziedzin sztuki współczesnej.
Chirurgiczna precyzja
Horyzont tegorocznej edycji ENH wyznaczył obraz pokazywany na otwarciu. "Biała wstążka" Michaela Haneke, nagrodzona tegoroczną Złotą Palmą w Cannes, to coś więcej niż studium faszyzmu. Czarno-biały film za pomocą półtonów i zdystansowanych mikroobserwacji życia niemiec-
kiej prowincji odsłania uniwersalny mechanizm zła, rodzącego się zwykle w banalnych dekoracjach. Chirurgiczna precyzja opowiadania stanowi przeciwwagę dla wielu tytułów "nowohoryzontowych": formalnie rozchełstanych, myślowo rozrzedzonych i otwartych na wszelkie możliwe interpretacje.
W zestawieniu z "Białą wstążką" filmy w rodzaju "Szirin" Abbasa Kiarostamiego wydają się sztubackim eksperymentem. Irański mistrz stworzył bowiem antyfilm: na ekranie nie oglądamy akcji, a jedynie reakcje odmalowujące się na twarzach widzów. Czyżby medytacja nad istotą kina, które jest zaledwie widmem materializującym się w naszym spojrzeniu? Można i tak. Zdecydowanie bardziej wzbogacającym doświadczeniem będzie tu jednak "wykolejone kino" Guya Maddina z Kanady, bohatera tegorocznej retrospektywy i gościa festiwalu. Stylizując się na przedwojenną klasykę, Maddin opowiada o kinie jako sublimacji odwiecznych ludzkich pożądań.
Ciekawym paradoksem wrocławskiego festiwalu jest fakt, że wielu widzów przyjeżdżających na ENH od lat coraz częściej odwraca się od doraźnych eksperymentatorów, szukając filmowych horyzontów u dawnych mistrzów. Stąd pewnie tak wielkie powodzenie w tym roku przeglądów kina węgierskiego z lat 60. i 70. z Miklósem Jancsó na czele - kina drapieżnego, zaangażowanego, ale też zdyscyplinowanego formalnie.
Inny paradoks to nieobecność w międzynarodowym konkursie filmów polskich. Czy rzeczywiście nie ma w naszym kinie tytułów na miarę "Głodu" Steve’a McQueena, "Tlenu" Iwana Wyrypajewa czy "Jeziora" Philippe’a Grandrieux? Nie tak dawno mówiło się o nowej jakości - wraz z premierą "Wojny polsko-ruskiej" Xawerego Żuławskiego. Małgorzata Szumowska w "33 scenach z życia" udowodniła, że niepoprawność i dojrzałość w mówieniu o śmierci wcale nie muszą się nawzajem wykluczać. Oryginalności nie można odmówić także "Lasowi" Piotra Dumały, łączącemu film aktorski z animacją. Tymczasem wszystkie wspomniane tytuły oddelegowane zostały do ligi krajowej. A przecież arcyciekawa byłaby konfrontacja naszego "innego kina" z tak starannie wyselekcjonowanymi propozycjami ze świata.
***
Jedno jest pewne: tłumnie oblegane festiwale pozwalają na moment odzyskać wiarę w polskiego widza. Tu bardzo często wyrabiają się nasze gusta i oczekiwania. Tutaj łapiemy kontakt z filmową zagranicą, która ciągle reprezentowana jest na naszych ekranach tendencyjnie i wybiórczo. Tu można spotkać osobiście Greenawaya, Wendersa czy Jana Troella.
Niedawno, podczas festiwalu filmowego w Ankarze, wdałam się w rozmowę o dzisiejszym kinie z kolegą ze Szwecji. Leif, wykładowca uniwersytecki i krytyk filmowy w jednym, mieszkaniec zamożnego kraju, w którym kultura nie jest słowem wstydliwym, był zdumiony, kiedy zarzuciłam go gradem ważnych, choć obco mu brzmiących nazwisk i tytułów. "Ale gdzie ty to wszystko widziałaś?!" - zapytał, spodziewając się Sundance, Cannes czy Wenecji. "We Wrocławiu" - odpowiedziałam nie bez dumy.
9. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty, Wrocław 23 lipca - 2 sierpnia 2009