Kilka słów o wdzięczności

Wdzięczność, która byłaby na miarę posłannictwa i dwudziestopięcioletniej pokojowej służby Jana Pawła II, nie może być ani frazesem, ani sentymentem. Więc dobrze, że nie ma oczekiwanego Nobla.

19.10.2003

Czyta się kilka minut

Raz jeszcze potwierdziło się, jak wiele niepotrzebnego zamieszania wnosi podniecenie i gorączka dziennikarska. Wypowiedziano i napisano setki komentarzy, nawet nie za bardzo opatrzonych znakami zapytania, antycypując jako niemal pewne przyznanie Janowi Pawłowi II tegorocznego pokojowego Nobla. Rozległy się nawet zapewnienia, że Papież nagrodę na pewno przyjmie (bo przecież zdarzało się, że wyróżnieni odmawiali). Stąd zaraz po ogłoszeniu norweskiego werdyktu w zmieszaniu i konsternacji próbowano jak najszybciej znaleźć słowa, które by zatarły poczucie niemiłego zaskoczenia, a dla jakże wielu rozczarowania, mogącego zaowocować postawami głęboko negatywnymi.

I tak w tym wszystkim nie sprostano postawie, jaka światu, poszczególnym społecznościom i Kościołowi najbardziej przystoi wobec nastającego oto jubileuszu. Myślę oczywiście o wdzięczności. Najbardziej oczywistej niby, ale jakże narażonej na to, że poszuka sobie wyrazu łatwego i mało kłopotliwego, gdy tak naprawdę winna być przecież bardzo świadomym podejmowaniem odpowiedzialności: za człowieka w świecie współczesnym. A więc także za pokój właśnie, dzisiaj na nowo zagrożony.

Naiwnie wyobraziliśmy sobie, że to właśnie “załatwi" za nas pokojowy Nobel. My co najwyżej podniesiemy radosny okrzyk, a potem skomentujemy. Tymczasem werdykt norweski obnażył słabość nawet tak szczytnych odznaczeń: zawsze są one grą uwikłaną w aktualną politykę, podległą wielorakim wektorom. Stąd ograniczony wymiar pokojowej nagrody Nobla, nawet ten symboliczny. Papieskie trudzenie się o pokój świata, trwające już ćwierć wieku, jest zupełnie niewspółmierne do tego, co roku na nowo adresowanego odznaczenia - nieraz wspomagającego dokonania dobrej woli, ale tylekroć adresowanego do ludzi, których dokonania okazały się chwilowe, albo którym nawet sami dziś zaprzeczają...

Papież, od ćwierćwiecza nauczając o pokoju, przywołuje zasady sprawiedliwości i żąda przemiany serc - ciągle na nowo, w każdym kolejnym konflikcie zwracając się do określonych adresatów, oczekując czegoś, co jest nad wyraz trudne, nigdy nie rezygnując ani z wymagań, ani z wiary w dobrą wolę stron. Ta jego wiara tyle razy została zawiedziona, wystawiona wręcz na szyderstwo. Tyle razy mogła prowokować do zwątpienia w ludzką uczciwość. Ale to nigdy nie miało miejsca. Dziś cierpiącego apostoła i świadka na nowo otacza zaciemniony horyzont i co dzień nowe świadectwa gwałtu, przemocy, nienawiści, grożącej, że pozostanie głucha na głos nawet tak dramatyczny jak jego, coraz słabszy, a zawsze tak samo szarpiący samym wnętrzem człowieka.

Wdzięczność, która byłaby na miarę tego posłannictwa i tej dwudziestopięcioletniej pokojowej służby, nie może być ani frazesem, ani sentymentem. Więc dobrze, że nie ma oczekiwanego Nobla. Możni zadowoliliby się gratulacjami i wygłaszaniem pochwał. Kochający Papieża - rodacy zwłaszcza - mnożeniem czułostkowego gawędzenia i tryumfalnych okrzyków, wśród których dominowałaby nieuprawniona duma z rzekomej partycypacji w tryumfie “polskiego Papieża". A to nie ma nic wspólnego z wdzięcznością należną prorokowi. Sentyment nie zamieni się w przemianę serc. Z anegdot nie wyniknie wola realizowania papieskich wymagań, wędrowania po jego śladach.. Pod wpływem gromkich okrzyków nie znikną ogniska nienawiści, które ciągle się w nas tlą, nie wyparuje bez poważnego wysiłku nasza nieustanna gotowość do różnienia się i poczytywania siebie tylko i swoich za sprawiedliwych.

Powinniśmy mnożyć nie albumy z fotografiami ani książeczki pełne rzewnych wspomnień, lecz kroki uczynione ku pojednaniu, miejsca spotkań z tymi, których już nie uznajemy za wrogów, prace podjęte wspólnie zamiast przeciw sobie. Nie pomniki i tablice pamiątkowe, lecz dzieła ewangelizacyjne. Może kościoły odbudowywane za wschodnią granicą? Ekipy nowych misjonarzy? Domy otwarte dla najmniej sympatycznych “obcych"?

A także oczywiście modlitwę o owoce papieskiej misji - tę, o którą prosi sam Jubilat. Niekoniecznie nagraną w telewizji, niekoniecznie opisaną w gazetach i ozdobioną fotografiami, za to wierną teraz i potem, i zawsze, tak jak Kościół, który został nam powierzony nie dopiero razem z polskim pontyfikatem i który nie przestanie być tak samo nasz w przyszłości, choćby w niczym niepodobnej do dnia dzisiejszego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2003