Kanał ulgi

Ponad 40 proc. rodaków to antysemici, ponad 50 proc. mężczyzn ma tu nadwagę, w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców ginie w Polsce trzy tysiące osób rocznie, a większość z nas leczy swe choroby za pomocą wyszukiwarki internetowej.

03.06.2014

Czyta się kilka minut

To statystyki opublikowane w ostatnim tygodniu, w którym to – nawiasem – pochowaliśmy hucznie generała Jaruzelskiego.

Złożenie tych informacji w dwóch zdaniach przynosi spostrzeżenie najprostsze, że znaczna część, a może nawet połowa społeczeństwa stawia na ulżenie sobie za pomocą różnych sposobów. Najprostsze byłoby, bez szczegółowych badań, namalowanie takiego obrazu rodaka, na którym ulgi te spotykają się w jednym egzemplarzu – otyłym, pijanym, a zmotoryzowanym antysemicie, który zamiast pójść z dowolną boleścią do doktora, surfuje w internecie, a na dodatek uczestniczy czynnie w pogrzebie Jaruzelskiego. To uproszczenie badawcze: by sobie ulżyć, wystarczy uprawiać zaledwie jedną z tych rozrywek. Złudzeniem byłoby też twierdzenie, że mamy do czynienia z podziałem na ulgi dawane ciału i rozumowi osobno. Nic z tych rzeczy – gdy już folgujemy, to na całego. Folga ciału folguje umysłowi, i na odwrót.

Zacznijmy od ulgi, którą przynosi picie i jedzenie, oczywiście w nadmiarze. Są to w istocie czynności całkowicie niewinne, z punktu widzenia jednostki zwykłe. Ważne są konsekwencje ogólne. Otyłość jest u nas wciąż oceniana w kategoriach estetycznych, a nie zdrowotnych, picie takoż. Kac grubasa kładzie się cieniem na pięknie narodu. Nic by też nadmierne chlanie nikomu nie przeszkadzało, gdyby nie konsekwencja, jaką jest narodowy mus prowadzenia w tym stanie auta. Mus jest, trup ściele się gęsto, a to już problem. Dodać tu wypada, że ciemną jest prawdziwa liczba pijanych kierowców, bo jasna jej część to oczywiście wynik pracy policjantów. Złapanie w Polsce pijanego za kierownicą jest najprostszą czynnością organów ścigania w historii zadań tych formacji. Wystarczy stanąć na poboczu dowolnej drogi w kraju i machnąć – za przeproszeniem – lizakiem. Czy połowa złapanych ma nadwagę? To pytanie retoryczne. Ma.

Przejdźmy teraz do wyklinania na Żydów. Liczne badania, prowadzone nad antysemityzmem od lat, nieraz szalenie zaawansowane, przynoszą wyniki podawane w cyfrach, mniej lub bardziej precyzyjnie. Popatrzmy, że wnioski i diagnozy wynoszą badaczy ponad poziom prostego kojarzenia. Są trudne do ogarnięcia i trudno przyswajalne. A wystarczy przecież, dla przykładu, pochylić się nad opinią owej Marysi ostatnio sławnej, wedle statystyk bohaterki blisko połowy rodaków, która opublikowała na swym modowym blogu opinię, że Żydzi sami się zgładzili i rozpijają naród polski.

Otóż niepotrzebne tu są skomplikowane narzędzia badawcze: wystarczy machnąć lizakiem i stwierdzić, że Marysia solidnie sobie ulżyła. Ów sposób na komfort jest – jeżeli tak można powiedzieć – zapewne podglądnięty i zmałpowany: takoż najpewniej relaksuje się jej środowisko albo mamusia z tatusiem. Różnica polega na tym, że jej metoda relaksacyjna została upubliczniona, któż jednak nie marzy o ulepszeniach, w tym przypadku o zrelaksowaniu się pełniejszym, czyli mówieniu do większej publiczności niźli tej zebranej w kółku ogniska domowego. Aerobik uprawiany samemu jest niczym w porównaniu z uprawianiem go w grupie. Antysemityzm to aerobik, aerobik to powtarzanie. Repetitio est mater studiorum. Pytanie do wpisu Marysi: czy trzy tysiące trupów wynikłych z chlania Polaków to wina Żydów? Jest to kolejne pytanie retoryczne, a odpowiedźna nie brzmi: tak. Odpowiedź daje ulgę? Daje.

Powtarzające się zbiorowe krzyki na pogrzebach, na cmentarzach i pod kościołami to w Polsce absolutna nowość, takoż w świecie goniącym za ułatwianiem życia i doskonalącym sztukę relaksu. Czy ma coś wspólnego z kacem, otłuszczeniem, surfowaniem w sieci w poszukiwaniu zdrowia, w tym psychicznego, i antysemityzmem? To ostatnie pytanie retoryczne. Ma. Jest bowiem niezbędnym elementem zestawu. To szeroki kanał ulgi narodowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2014