Kalifat pod Kabulem

Państwo Islamskie to nie tylko Syria i Irak. Jego zwolennicy chcieli zaistnieć także w Afganistanie. Spotkali się z oporem sił, które na co dzień ze sobą walczą: zachodniej koalicji i talibów.

24.02.2020

Czyta się kilka minut

Zia Gul i Naser z rodziną w obozie dla uchodźców wewnętrznych na przedmieściach Kabulu, sierpień 2019 r. / AGNIESZKA PIKULICKA-WILCZEWSKA
Zia Gul i Naser z rodziną w obozie dla uchodźców wewnętrznych na przedmieściach Kabulu, sierpień 2019 r. / AGNIESZKA PIKULICKA-WILCZEWSKA

W oczach tej kobiety nie było młodości, lecz pustka i smutek. – Nigdy wcześniej nie widzieliśmy takiego okrucieństwa – mówiła 35-letnia Zia Gul, gdy spotkaliśmy się jesienią 2019 r. w obozie dla uchodźców wewnętrznych na przedmieściach Kabulu.

Kobieta siedziała wprost na podłodze lepianki. Gdy opowiadała, starała się zasłaniać twarz, jakby chciała zniknąć dla świata. Pod bordową chustą skrywała łzy. Cały jej dobytek zmieściłby się w jednej walizce. Parę garnków i trochę ubrań to wszystko, co jej rodzina zgromadziła na paru zimnych metrach domku z gliny.

Pod czarną flagą

Cztery lata temu, kiedy w jej wiosce w prowincji Nangarhar we wschodnim Afganistanie zawisła czarna flaga Państwa Islamskiego, życie Zii Gul zmieniło się na zawsze. Choć zaczęło się niby niewinnie. W 2016 r. kontrolę nad jej wioską – dotąd talibską – przejęło Państwo Islamskie prowincji Chorasan (ang. Islamic State in the Khorasan Province, stąd używany zwykle skrót: ISKP). To lokalna odnoga salafickiej organizacji zbrojnej, która w 2014 r. ogłosiła powstanie „kalifatu” (państwa bożego) na terytorium Syrii i Iraku.

Zia Gul wspomina, że przez pierwsze dni rządów ISKP zmieniło się niewiele. Ale już wkrótce islamiści zakazali uprawy maku i konopi, dla wielu mieszkańców stanowiących główne źródło utrzymania. Potem zaczęli szukać ludzi, którzy współpracowali z talibami. We wsi zapanował strach. Podejrzanych brutalnie mordowali. Podobnie jak tych, którzy mieli posłuch wśród społeczności – chcieli wyeliminować potencjalnych liderów, którzy mogliby przeciwko nim wystąpić.

Przyszli też do domu Zii Gul. Jej męża Nasera zapytali, kto w wiosce współpracuje z talibami. Nie wiedział. Postrzelili go w nogę i podłożyli ogień pod dom. W pożarze zginął ich niespełna dwuletni syn. Naser trafił do szpitala, dziecko pochował szwagier, a Zia Gul nie chciała dłużej zostać w wiosce. Z szóstką dzieci i ojcem po kryjomu opuściła ją, by dołączyć do męża. Nie zabrała ze sobą niemal nic.

– Gdy myślę o tym, co się wtedy stało, dostaję ataków paniki. Miewam koszmary i budzę się w nocy, ciągle myśląc o tym, co nas spotkało – mówiła przez łzy. – Miałam piękny dom i dobre życie. Teraz mąż jest niepełnosprawny i nie może znaleźć pracy. Mamy szóstkę dzieci do wykarmienia. Moje życie jest zrujnowane.

Zia Gul postanowiła, że nigdy nie wróci do swej wioski.

Graniczne podglebie

W grudniu 2019 r. Stany Zjednoczone i afgański rząd ogłosiły sukces: po kilku latach walk udało się „zdziesiątkować” ISKP. Po intensywnych nalotach na przyczółki tej organizacji w prowincjach Nangarhar i Kunar jedna z najbardziej okrutnych organizacji działających na terytorium Afganistanu miała zostać pokonana. Część bojowników miała się poddać, część zginęła, reszta zeszła do podziemia.

Ale przeciwko ISKP walczyli nie tylko Afgańczycy i zachodnia koalicja, kierowana przez USA. Zalmay Khalilzad, główny negocjator Amerykanów w rozmowach pokojowych z talibami (toczą się one cały czas w stolicy Kataru), podkreślał, że w walce z afgańskim Państwem Islamskim znaczący udział mieli także talibowie.

To, czy ISKP zostało definitywnie pokonane, trudno dziś ustalić – jak to się często dzieje, gdy w grę wchodzi partyzantka. Natomiast pojawienie się tej organizacji w Afganistanie dobrze pokazuje sytuację kraju, w którym wojna trwa nieprzerwanie od 40 lat.

Podglebiem, na którym wyrosło ISKP, było pogranicze afgańsko-pakistańskie, będące tradycyjnie źródłem problemów dla rządu w Kabulu. Góry, łatwe do przekraczania granice i obecność lokalnych bojówek islamistycznych skutecznie utrudniają dostęp do tych terenów.

Tymczasem po sąsiedzku, w ramach walki z islamistami, od 2004 r. armia Pakistanu prowadziła działania przy granicy z Afganistanem, głównie w Północnym Waziristanie. Stąd rekrutowała się większość zamachowców, sprawców ataków terrorystycznych w Pakistanie. Do 2014 r. region został spacyfikowany. Pakistańska ofensywa sprawiła jednak, że setki bojowników uciekły do Afganistanu. Choć z początku lokalni talibowie, kontrolujący graniczne prowincje, przyjęli ich jak braci, to wkrótce ich obecność zaczęła uwierać. A z czasem pojawiły się konflikty, które zamieniły się w walkę o kontrolę nad terytorium.


Czytaj także: Agnieszka Rostkowska: Rewolucja rodzi się w górach


Jednym z powodów spięć były coraz bardziej agresywne praktyki przyjezdnych, którzy – uzbrojeni w broń przysyłaną z Pakistanu – zaczęli także wyłudzać pieniądze od miejscowych i organizować porwania dla okupu.

„Kalifat” kontra talibowie

Zbiegło się to z proklamacją Państwa Islamskiego na terytorium Syrii i Iraku w czerwcu 2014 r. Wkrótce jego wysłannicy mieli pojawić się w Afganistanie, a niecały rok później ogłoszono powstanie ISKP.

To właśnie niedawni uciekinierzy z Pakistanu mieli być pierwszymi, którzy wywiesili czarne flagi. Potem dołączyli Afgańczycy: jedni zwabieni ideologią lub perspektywą zysku. Byli też lokalni talibscy dowódcy, zmęczeni chaosem. Pojawili się Czeczeni, bojownicy z Azji Centralnej i krajów arabskich czy Ujgurzy uciekający przed chińską opresją. Jednak, jak twierdzą eksperci, zdecydowaną większość bojowników ISKP stanowili Afgańczycy.

Pierwszy atak samobójczy, do którego przyznało się ISKP, nastąpił w kwietniu 2015 r. W kolejnych latach ataków – w dużej mierze wymierzonych przeciw Hazarom, afgańskim szyitom, których Państwo Islamskie uważało za heretyków – było coraz więcej.

ISKP otworzyło też „front” konfliktu z talibami. Talibowie należą do hanafickiej szkoły islamu, a ISKP do salafickiej. Po proklamacji „kalifatu” w Iraku, jego lider Abu Bakr al-Baghdadi określił mułłę Omara (długoletniego przywódcę talibów, zmarłego w 2013 r.) mianem „niepiśmiennego watażki”, a talibów uznał za pogubionych religijnie.

Obok przyczyn natury religijnej powodem tego konfliktu była walka o terytorium, szlaki handlowe i dostęp do surowców. Obie grupy w dużej mierze utrzymują się z przemytu opium, a także talku, marmuru i chromitu, w które obfituje Afganistan. Według raportu Global Witness z 2018 r. ich złoża stanowiły istotne zaplecze finansowe ISKP.

Do tego doszły kwestie geopolityczne: talibowie od lat wspierani są przez Pakistan, z którym grupy tworzące ISKP walczyły w Północnym Waziristanie. Z kolei po tym, jak ISKP wydało wojnę szyickim Hazarom, talibowie zaczęli otrzymywać wsparcie od szyickiego Iranu – w ramach taktycznego sojuszu, bo Iran trudno posądzić o protalibskie sympatie.

Nieliczni, ale brutalni

Może to się wydać dziwne: na początku obecności ISKP w Afganistanie mieszkańcy niektórych wiosek pod ich kontrolą mieli odetchnąć z ulgą. Wcześniej rządy talibów obfitowały w chaos, brak działających instytucji i konflikty wewnętrzne. Jednak stronnicy talibów szybko przeszli do kontrofensywy. Zaczęły się lokalne powstania przeciwko ISKP.

Rząd afgański, za głównego wroga uważający talibów, długo ignorował problem ISKP. Choć brutalność bojowników Państwa Islamskiego szybko przeraziła nawet Afganistan, gdzie kolejne pokolenia nie znają pokoju, operacje armii amerykańskiej i afgańskiej przeciw ISKP zaczęły się dopiero wiosną 2017 r.

– ISKP przejmowała wioski i ważne szlaki handlowe, co pozwalało im istnieć, mimo że byli zwalczani i przez Amerykanów, i przez talibów – twierdzi Paweł Wójcik, niezależny analityk zajmujący się ISIS.

Szacuje się, że liczebność ISKP utrzymywała się na poziomie 2-3 tys. bojowników. To niewiele, biorąc pod uwagę fakt, że liczebność sił talibskich w kraju waha się między 40 tys. a 80 tys. (według szacunków Departamentu Stanu USA).

– ISKP nie jest znaczącą siłą militarną, natomiast chciało za taką uchodzić w społeczeństwie afgańskim. Byli w stanie organizować zamachy w Kabulu, przy czym ofiar wśród cywilów było więcej niż w atakach talibów, którzy starają się unikać ofiar cywilnych z powodów politycznych, gdyż chcą być mimo wszystko widziani jako siła bardziej mainstreamowa – mówi Graeme Smith, analityk International Crisis Group.

– W Afganistanie jest ok. 400 dystryktów, a ISKP działała prawdopodobnie w czterech z nich – dodaje analityk.

Weteran i uchodźca

Z Kabulu do Dżalalabadu, głównego miasta prowincji Nangarhar, wiedzie kręta górska droga nad brzegiem rzeki. Krajobraz daje wrażenie harmonii, lecz to pozory. Nangarhar przywykł do wojny.

Podjeżdżamy pod dom przysłonięty ścianą drzew na przedmieściach Dżalalabadu. W sadzie leniwie pasie się dobrze odżywiona koza. Tu, w zacisznym ogrodzie, spotykam dwóch mężczyzn, lat 30 i 24, którzy przedstawiają się jako Wali Zubaira i Abdul Wali. To pseudonimy, mężczyźni boją się o swoje bezpieczeństwo.

Zubaira większość życia spędził na walce z władzą w Kabulu. Ostatnia jego bitwa odbyła się w 2016 r., gdy stanął wraz z talibami przeciwko ISKP. – Jako nowego w grupie wysłano mnie na pierwszą linię. Moi towarzysze wypychali mnie do przodu i chowali się za mną. Z ISKP jest inaczej, oni nie boją się zginąć – mówi Zubaira. – Jeśli zginie dwudziestu z nich, zaraz pojawi się następnych czterdziestu. Nasz kraj jest otwarty, możesz wjechać bez dokumentów, ukryć się wśród gór. Ciężko jest powiedzieć, kto jest kim.

ISKP pojawiło się w wiosce Zubairy w 2016 r. Na początku nikogo nie dziwiło, że w jednej rodzinie i pod jednym dachem mieszkali rekruci ISKP i talibów. Ale wkrótce ISKP przejęło kontrolę nad wsią i zaczęły się walki z talibami. Ich posiłki przybywały z Helmandu, Kandaharu i innych regionów, aby powstrzymać ekspansję ISKP.

Zubaira zrezygnował z wojaczki po trzech dniach i nocach, zmienił miejsce zamieszkania. Dezercja nie jest mile widziana. Dziś jest kierowcą i mieszka w wiosce, którą kontrolują talibowie. Codziennie kursuje między Dżalalabadem a swoją wsią. Często musi spędzać noce w aucie, bo gdy talibowie prowadzą akcje przeciw armii rządowej, nie może wrócić do domu. Ale ma z czego żyć i nie narzeka: – Teraz mam samochód i źródło dochodu. Jeśli go stracę, pewnie będę musiał wrócić do walki, zrobię wszystko, by utrzymać moją rodzinę.

Abdul Wali nie miał tyle szczęścia. Mówi, że kiedyś był właścicielem sklepu. Dziś jest uchodźcą wewnętrznym i najmuje się do pracy na polach innych ludzi, choć za sprawą ISKP ma niesprawną rękę. Twierdzi, że w drodze na bazar jego oraz jego krewnych zaatakowali bojownicy, że dwóch kuzynów, bratanek i dwóch innych ludzi nie przeżyło. Jeszcze tego samego dnia wraz z całą rodziną uciekł z rodzinnej wioski.

Wali twierdzi, że na początku ISKP zyskało poparcie lokalnych talibów, którzy chętnie dołączali do ich szeregów. On sam dotąd nie rozumie, jak to się stało, że jego krewni i ludzie, których szanował, dali się omamić nowej ideologii. Bo ISKP to było zło w czystej postaci. Niedługo po przejściu wsi pod kontrolę ISKP większość mieszkańców uciekła.

Wspomina: – Oni zabijali i porywali, zabraniali upraw maku i konopi, jedynego źródła dochodu. Nie ma u nas szansy na inny zarobek. Zmuszali ludzi do regularnych modlitw w meczecie. Palili szkoły, zabijali nauczycieli. Talibowie nigdy nie terroryzowali ludzi, nie kontrolowali tak ich życia. A terytorium ISKP nie można tak po prostu opuścić.

Wali marzył o powrocie do swojej wioski. Gdy rozmawialiśmy, jesienią 2019 r., była wciąż pod kontrolą ISKP. – Chciałbym wrócić do życia, które miałem wcześniej. Chciałbym spokoju. Teraz nie mam nic.

W punkcie wyjścia

Czy ISKP – Państwo Islamskie prowincji Chorasan – zostało definitywnie pokonane? Trudno to zweryfikować. Nawet jeśli tak jest, to sytuacja w Afganistanie wraca poniekąd do punktu wyjścia sprzed kilku lat. Talibowie są dziś silniejsi niż kiedykolwiek – i to z nimi Waszyngton zmuszony jest negocjować. Do tej pory w rozmowach nie uczestniczył rząd w Kabulu, choć to wkrótce ma się zmienić.

Na razie efektem negocjacji amerykańsko-talibskich są chwilowe rozejmy, zawieszenie broni na kilka dni, czasem na tydzień lub trochę dłużej. Jeśli obie strony dojdą do takiego porozumienia, którego konsekwencją będzie wyjście zachodnich wojsk z Afganistanu, pozostawiłoby to kraj w próżni, którą z chęcią zajmą inni.

Czy wówczas do władzy wróciliby talibowie, obaleni przez Amerykanów w 2001 r.? I jakie byłyby teraz ich rządy? Czy rozpoczęłaby się kolejna odsłona wojny domowej? Wielu ekspertów uważa, że bez amerykańskiego wsparcia, militarnego i finansowego, słaby rząd w Kabulu – już teraz niekontrolujący sporej części kraju – nie byłby w stanie się utrzymać.

– Jeśli Stany Zjednoczone się wycofają, to nie widzę powodu, aby ISKP nie miało na powrót odzyskać większości Nangarharu. To głównie amerykańskie siły specjalne, walczące od czterech lat z ISKP, nie pozwalają ekstremistom realizować swoich ambicji – mówi Paweł Wójcik. Analityk dodaje, że talibowie nie będą w stanie prowadzić skutecznych operacji przeciw Państwu Islamskiemu w Afganistanie, nie mając wsparcia lotniczego. To natomiast pozwoliłoby ISKP stworzyć na nowo bezpieczne przystanie.

 

I tak koło się zamyka. Od początku istnienia Państwa Islamskiego – niezależnie, w Iraku czy w Afganistanie – chaos jest jego najlepszym sojusznikiem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2020