Wiosenna pora wojenna w Afganistanie

Trwająca pół wieku afgańska wojna przycichła latem ubiegłego roku, gdy władzę objęli talibowie. Nie minął jednak rok, a wróciła – w podkabulskiej dolinie Pandższiru.

30.05.2022

Czyta się kilka minut

Modlitwa podczas święta Id al-Fitr na koniec ramadanu. Przed meczetem w Kabulu, 1 maja 2022 r. / WAKIL KOHSAR / AFP / EAST NEWS
Modlitwa podczas święta Id al-Fitr na koniec ramadanu. Przed meczetem w Kabulu, 1 maja 2022 r. / WAKIL KOHSAR / AFP / EAST NEWS

Walki wybuchły tu w pierwszych dniach maja, gdy w dolinie znów pojawili się partyzanci wrogiego wobec talibów Narodowego Frontu Oporu. Siedem miesięcy temu, we wrześniu 2021 r., Pandższir jako ostatni zakątek Afganistanu poddał się talibom. Jego obrońcy zaszyli się w górskich kryjówkach, a ich przywódcy wyjechali z kraju, by na wygnaniu przygotować się do wiosennej wojny.

To właśnie wiosną, gdy tają śniegi i górskie przełęcze stają się przejezdne, w Afganistanie ożywają wojny. Przez ostatnie ćwierćwiecze wiosenne natarcia ogłaszali talibowie, walczący przeciwko Amerykanom. Tegoroczna wiosna jest pierwszą od lat, gdy to przeciwnicy talibów podnoszą bunt przeciwko ich rządom.

W północnych dolinach

Majowe walki wywołał miejscowy imam – ogłosił, że talibowie błędnie wskazali termin końca miesiąca postu, ramadanu, i że odprawiane z tej okazji święto Id al-Fitr wierni powinni zacząć dzień później, 2 maja. Talibowie kazali aresztować imama, ale w jego obronie stanęli partyzanci Narodowego Frontu Oporu, którzy ściągnęli do doliny. Na południu Pandższiru, a nawet wokół Bazaraku, stolicy prowincji, doszło do ciężkich walk. Przywódcy Frontu Oporu utrzymują, że zabili kilkudziesięciu talibów i przejęli kontrolę nad kilkoma powiatami.

Choć talibowie narzucili swoją władzę Pandższirowi, to przez całą zimę dochodziło tam do zbrojnych potyczek, a talibowie urządzali w dolinie operacje pacyfikacyjne i obławy na ukrywających się partyzantów.

Mieszkańcami doliny są Tadżycy – drugi po Pasztunach najliczniejszy lud Afganistanu, żyjący głównie na północy i w centrum kraju. Z kolei Pasztunowie, stanowiący prawie połowę 40-milionowej ludności kraju, zamieszkują południe i wschód. Talibowie wywodzą się głównie spośród Pasztunów, Tadżycy zaś, zwłaszcza ci z Pandższiru, sprzyjają opozycji.

Talibowie zaprzeczają, że do Pandższiru wróciła wojna – choć przyznają, że w dolinie pojawili się partyzanci. Zaprzeczają też oskarżeniom przywódców Frontu, że w odwecie za nieposłuszeństwo mszczą się na ludności cywilnej.

Pod koniec maja do doliny zjechał sam minister obrony talibów, mułła Muhammed Jagub – syn Omara, założyciela ruchu i jego pierwszego emira (Omar umarł w 2013 r. na wygnaniu w pakistańskim Karaczi). Minister zapowiedział pandższirskiej starszyźnie, że jeśli nie będzie dawać wiary plotkom, rozpuszczanym przez wrogów talibów, słuchać ich wezwań do buntu ani udzielać im wsparcia, to talibowie zapewnią dolinie porządek i święty spokój.

Partyzanci z rządowej armii

Ruchowi Oporu przewodzi Ahmad Massud – syn Ahmada Szaha Massuda, pandższirskiego Tadżyka, najsławniejszego z partyzanckich komendantów z czasów wojny z armią sowiecką (1979-89) i potem z talibami (1993-2001). Jako minister wojny z lat 1992-96, Ahmad Szah Massud był faktycznym przywódcą Afganistanu (choć oficjalnie był nim jego polityczny zwierzchnik, prezydent Burhanuddin Rabbani). Zginął 9 września 2001 r. w pierwszym w Afganistanie samobójczym zamachu, jakiego w przeddzień ataków na Amerykę dokonali na niego partyzanci Al-Kaidy.


AFGANISTAN. TALIBOWIE, PRAWA KOBIET, NARKOTYKI

Afganistan przetrwał pierwszą zimę pod rządami talibów. Czy krajowi grozi klęska głodu? Jak żyje się w państwie talibów? Jak powstał i jaką rolę odgrywa afgański biznes narkotykowy? Posłuchaj w podkaście STRONA ŚWIATA>>


32-letni Massud-junior, rocznik 1989 (jego ojciec w podobnym wieku dowodził w Pandższirze partyzancką wojną przeciw żołnierzom sowieckim), zebrał pod komendą dawnych partyzantów, którzy służyli jeszcze u jego ojca, a także żołnierzy z byłej armii rządowej, która latem 2021 r. rozpierzchła się pod natarciem talibów.

Wprawdzie przejąwszy władzę, talibowie ogłosili amnestię i zapowiedzieli, że nie będą karać urzędników, żołnierzy ani policjantów, którzy służyli rządowi ustanowionemu przez Amerykanów w Kabulu, ale w rzeczywistości prześladują niedawnych wrogów i w niespełna rok zabili prawie pół tysiąca oficerów i żołnierzy z byłej armii rządowej. Pozostali ukrywają się (wielu uciekło też z kraju), a nie widząc dla siebie przyszłości pod rządami talibów, coraz liczniej przystają do partyzantki.

Narodowy Ruch Oporu jest najstarszą i najsilniejszą z działających dziś w Afganistanie partyzanckich armii, a Massud-junior dzieli w nim przywództwo z byłym wiceprezydentem Amrullahem Salehem. Frontowcy twierdzą, że poza Pandższirem, Baghlanem i Taharem działają jeszcze w dziesięciu innych prowincjach kraju, głównie na jego północy, a także że nawiązują przymierza z innymi partyzantkami.

Krajobraz oporu

W sąsiadującej z Pandższirem dolinie Andarabu (w prowincji Baghlan) walczy też sprzymierzony z Massudem-juniorem Front Oporu Andarabu. Dowodzi nim były minister policji Massud Andrabi. Dalej na północy, w górzystym Badachszanie, Frontem Wolności Afganistanu przewodzi inny Tadżyk, Jasin Zia – były towarzysz broni Massuda-seniora, a także były minister obrony i dawny szef sztabu rządowego wojska.

Z kolei w Balchu, przy granicy z Uzbekistanem, działają partyzanci Atty Mohammeda Nura – Tadżyka i kolejnego dawnego towarzysza broni Massuda-seniora. Atta, wcześniej gubernator Balchu, uciekł za miedzę do Uzbekistanu, skąd dowodzi dziś swoimi zwolennikami w kraju.

Również w Balchu, a także w pobliskich Samanganie i Dżauzdżanie, w partyzanckie wojsko skrzykują się zwolennicy marszałka Abdula Raszida Dostuma – weterana wojen i uzbeckiego watażki (Uzbecy stanowią piątą część ludności kraju i mieszkają na jego północy). Sam Dostum przebywa w Turcji, a jego zwolennikami dowodzi jego syn Jar Mohammed. Partyzanci pojawili się też w Bamjanie, podkabulskich Kapisie i Parwanie, a w Heracie na zachodzie kraju partyzantkę zawiązali oficerowie z dawnego afgańskiego wojska.

Bunt tli się nawet na pasztuńskim południu i wschodzie, dotąd twierdzach talibów. W Kandaharze, ich kolebce, w partyzantkę skrzykują się dawni podwładni watażki i komendanta policji Abdula Razeka Aczakzaja, zabitego w 2018 r. przez talibów. Z kolei w Nangarharze, na wschodzie, już walczy Muzułmański Narodowo-Wyzwoleńczy Ruch Afganistanu, dowodzony przez byłego komandosa z rządowego wojska Abdula Matina Sulejmana Khela.

Do walki zamierza się włączyć też inny komandos, Sami Sadat, absolwent zachodnich akademii, który generalskiego stopnia dorobił się jeszcze przed czterdziestką. Latem 2021 r. jako jeden z nielicznych w armii walczył z talibami do ostatka, a prezydent Aszraf Ghani mianował go nawet dowódcą wszystkich komandosów. Jednak gdy Sami Sadat przyjechał do Kabulu, żeby odebrać awans, u bram stolicy stali już talibowie, a prezydent uciekł z kraju. Wiosną Sadat ogłosił, że niecały rok wystarczył, by przekonać się, iż talibowie nie nadają się do rządzenia, i że jedynym ratunkiem dla Afganistanu jest odebrać im władzę siłą.

Nowe Przymierze Północy

Żadna z tych afgańskich grup partyzanckich nie stanowi w pojedynkę zagrożenia dla rządów talibów. Zresztą najaktywniejszym – a także najkrwawszym – z wszystkich partyzanckich ugrupowań w Afganistanie pozostaje miejscowa filia Państwa Islamskiego.

Zdając sobie z tego sprawę, w połowie maja w domu Dostuma w tureckiej Ankarze zebrało się pół setki afgańskich polityków i komendantów. Utworzyli Ruch Oporu i Ocalenia Afganistanu – nowe Przymierze Północy, jakie przed laty zakładał Massud-senior do walki z armią sowiecką, a potem z talibami.

Nowe Przymierze Północy zawiązali – i weszli w skład jego Rady Najwyższej – weterani afgańskich wojen: Dostum, Ismael Chan z Heratu i Abdurrab Rasul Sajjaf, który ściągnął do Afganistanu arabskich ochotników Osamy ibn Ladina, szyiccy przywódcy Muhammad Mohakek i Karim Chalili, bracia Massuda-seniora Ahmad Zia i Ahmad Wali (występujący w imieniu nieobecnego w Ankarze bratanka Ahmeda), Atta Mohammed i Salahuddin Rabbani (syn byłego prezydenta). Ogłosili, że wojna przeciw talibom jest sprawiedliwa i konieczna, i że uda się jej uniknąć tylko jeśli Pasztuni, z których wywodzą się talibowie, podzielą się władzą z ludami północy.

Sąsiedzi tracą cierpliwość

Najlepszą dla talibów gwarancją, że nic nie zagrozi ich panowaniu, było dotąd to, że żaden z sąsiadów nie wspierał ich przeciwników. Chiny, Pakistan, Iran, Turkmenia i Uzbekistan nie uznały wprawdzie dotąd talibów za prawowite władze, ale gotowe są z nimi – dla świętego spokoju – współpracować.

Jednak dobre sąsiedztwo z talibami okazuje się trudniejsze, niż sądzono. Szyicki Iran ma do nich pretensje, że nie potrafią lub nie chcą zapewnić bezpieczeństwa Hazarom (afgańskim szyitom). Cierpliwość do talibów tracą Pakistańczycy, którzy – przyjmując ich na swej ziemi – pomogli im przetrwać 20 lat obecności Amerykanów. Dziś wypominają swoim afgańskim dłużnikom, że wciąż nie potrafią (lub nie chcą) pozbyć się z Afganistanu pakistańskich talibów i grożą, że jeśli talibski rząd nie zaprowadzi porządku na swoim pograniczu, poślą tam lotnictwo, by zbombardowało kryjówki pakistańskich partyzantów.

Natomiast Tadżykistan, najsłabszy i najuboższy z sąsiadów, udzielił schronienia Massudowi-juniorowi i jego partyzantce, i odmawia jakiejkolwiek współpracy z talibami, dopóki nie podzielą się władzą z przywódcami tadżyckiej i uzbeckiej północy. Talibowie grożą Tadżykistanowi, że udzielą wsparcia tadżyckim dżihadystom, którzy po wojnach w Iraku, Syrii i Afganistanie schronili się – w liczbie kilku tysięcy – na afgańskiej północy i marzą tylko, by przenieść „świętą wojnę” do Tadżykistanu.

Gorąco w Tadżykistanie

Za okazję do talibskiego odwetu może posłużyć rebelia, jaka w maju znów wybuchła w Górnym Badachszanie – pamirskiej krainie rozdzielonej między Tadżykistan i Afganistan. Buntownicy z tadżyckiego Górnego Badachszanu są co prawda ismailitami, których talibowie uważają za heretyków. Ale rządzący w Kabulu mogą uznać, że zemsta jako cel uświęca nawet grzeszne metody.

Tadżycki satrapa Imam Ali Rahman, który jesienią będzie obchodził 30-lecie rządów, już dziś dopomina się od sojuszniczki Rosji obietnicy, że mimo wojny przeciw Ukrainie w razie czego nie zostawi go w potrzebie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2022