„Językoznawca”: molestowanie seksualne na UW

Profesor powiedział, że zdałam z wyróżnieniem. Podszedł do mnie, przycisnął do siebie, włożył mi język do ust. Dwa metry dalej stał drugi profesor, patrzył w okno.

21.03.2022

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

Kilkanaście kobiet połączyła jedna historia. Ci, którzy byli wokół, musieli coś wiedzieć, bo wymieniali spojrzenia, spuszczali wzrok, często milczeli. Czasami żartowali: „profesor i jego wianuszek”. Nie była to historia tajemna, przynajmniej nie dla wszystkich.


Z autorką tego artykułu można kontaktować się pod adresem: goc@tygodnik.com.pl


 

wianek m III, D. wianka […] 2. «pewna liczba jednakowych przedmiotów nanizanych na koliście związany sznurek lub takie przedmioty związane tak, że tworzą koło» […].

 

Przez ostanie dwa tygodnie spotykam się z grupą najpierw kilku, a potem kilkunastu kobiet. Siedem z nich podpisało się pod wnioskiem do Komisji Rektorskiej ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji, która działa na Uniwersytecie Warszawskim. Oskarżyły w nim znanego językoznawcę, profesora z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, o molestowanie seksualne.

Każda z kobiet pamięta pierwsze spotkanie z profesorem.

Izabela: – Tłumy na wykładach, wszystkie miejsca zajęte, ludzie stali w korytarzu.

Katarzyna: – Jego wykłady porywały, zmuszały do reakcji.

Magdalena: – Gdy wyłowił mnie z grupy i o coś zapytał, a potem zaprosił na indywidualną konsultację, czułam, że już wiem, co chcę robić w życiu. Moja mama była fanką jego audycji, ucieszyła się, że mnie zauważył.

Obecna wykładowczyni na UW: – Był przez wszystkich doceniany, zapraszany, fetowany. Każdy jego jubileusz, każda rocznica pracy akademickiej to było wydarzenie ogólnopolskie, na które zjeżdżali wszyscy czołowi językoznawcy kraju. Był bogiem.

Anna: – Świetny dydaktyk, bardzo zaangażowany w swoją pracę. Z jego seminariów wyniosłam zamiłowanie do językoznawstwa. Dla wielu z nas był mistrzem.

Profesor jest przez wiele lat dyrektorem Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego, równolegle kieruje Zakładem Leksykologii i Kultury Języka UW, jest też przez kilkanaście lat przewodniczącym Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Autorem kilkudziesięciu książek, kilkuset artykułów naukowych i popularnonaukowych. Trudno znaleźć stację radiową, telewizyjną czy tytuł prasowy, w którym by się nie wypowiadał. Albo uniwersytet, na który nie zostałby zaproszony z wykładem.

 

mistrz [wym. mistsz, pot. misczsz, miszczsz, nie: miszcz] m II, lm M. mistrzowie (mistrze tylko we frazeologizmie: Mistrz nad mistrze), DB. mistrzów (nie: mistrzy): […] ∆ Mistrzu, czy pozwoli Pan? «szczególna forma bezpośredniego zwrotu do dyrygenta, artysty malarza, aktora itp.» […].

 

Przestrzeń gabinetów profesora, o których mówi się najwięcej, kobiety dzielą na neutralną i niebezpieczną. W neutralnej jest biurko, duże krzesło profesora po jednej stronie i drugie dla nich – naprzeciw. Kobiety prawie zawsze próbują najpierw usiąść przy biurku. Ale zwykle już na pierwszej konsultacji są proszone, by przeniosły się na jedno z krzeseł, które stoi w rzędzie pod ścianą.

Na krzesłach zaczyna się groźna przestrzeń. – Siadał obok mnie na krześle lub na fotelu, blisko. Zajmowaliśmy się moją pracą. Profesor wyjaśniał, tłumaczył, dawał uwagi. Równocześnie kładł rękę na moim kolanie, gładził po dłoni, po plecach – mówi jedna z kobiet.

Są drzwi. Zarówno w gabinecie zakładu, jak i w gabinecie dyrektora otwierają się do wewnątrz.

Magdalena: – Zachodził drogę, gdy dziewczyna próbowała już wyjść. Jest wysoki, potężnej postury. Silny. Przyciskał do drzwi, blokując je kobiecym ciałem. Kiedyś zapukała do drzwi pani sekretarka, która miała swoje biurko tuż za tymi drzwiami, być może usłyszała szamotaninę.

Anna : – Przypartą do drzwi kobietę blokował rękami. Przywierał ciałem, wciskał się biodrami w miednicę. Łapczywie obcałowywał szyję, wkładał język do ust. Gdy ktoś nagle chciał wejść, mógł wytłumaczyć, że właśnie podawał płaszcz, bo obok drzwi stał wieszak.

Jest też okno.

Magdalena: – To był dzień obrony mojej pracy. Odpowiedziałam na pytania, wyszłam z gabinetu, profesorowie mieli się naradzić. Gdy wróciłam, profesor powiedział, że zdałam z wyróżnieniem, na piątkę. Podszedł do mnie, przycisnął mnie do siebie, włożył język do ust. Dwa metry dalej stał drugi profesor, patrzył w okno.

 

niebezpieczeństwo n III, lm D. niebezpieczeństw: Być znaleźć się w niebezpieczeństwie. Komuś grozi, zagraża niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo wisi nad kimś, nad czymś […]. 

 

Historie kobiet łączy najpierw to, że wszystkie były magistrantkami lub doktorantkami profesora.

Niektóre dostały na jego seminarium specjalne zaproszenie, dużo wcześniej niż zakładał to harmonogram studiów. Zdarzało się, że profesor przenosił kobiety od innych wykładowców, nie pytając ich o zgodę.

Historia Magdaleny zaczęła się około 17 lat temu. Profesor zaprosił ją na swoje seminarium, gdy była na drugim roku studiów, o rok wcześniej niż powinien. 

Magdalena: – To był bardzo zły czas w moim życiu. Zaszłam w ciążę, niechcianą. Przyszłam do profesora poradzić się, co mogę zrobić, żeby nie stracić studiów. Chciałam dopytać o urlop macierzyński i zapewnić, że nie zamierzam odpuścić pracy magisterskiej. Profesor niewiele mówił o uczelni, wypytywał za to o mojego partnera. Bardzo mnie to zdziwiło. Powiedział, że się mną zaopiekuje, choć nie oczekiwałam tego. Na koniec przytulił mnie, przyciskając do siebie. Czułam, że chce poczuć moje piersi. To był dla mnie krytyczny moment, bo już byłam w kiepskim stanie, a z tego spotkania wyszłam w jeszcze gorszym.

Magdalena decyduje się na zmianę promotora.

Magdalena: – Spotkałam mojego nowego promotora i profesora na korytarzu. Profesor powiedział, że właśnie o mnie rozmawiali i że podjęli decyzję, że jednak będę jego magistrantką. Wyławiał nas i nie pozwalał odchodzić.

Judyta ma w 2019 roku 19 lat, właśnie zaczęła studia na Wydziale Polonistyki UW. Podchodzi do profesora po pierwszym wykładzie, prosi o wspólne zdjęcie. Dotąd zna go tylko z książek. Profesor zaprasza ją na konsultację. Dopytuje o sprawy prywatne, także intymne. Pyta o partnerów seksualnych i o to, czy Judyta lubi alkohol. Judyta podchodzi do tych pytań z przymrużeniem oka, profesor jest od niej prawie cztery razy starszy. Rozmawiają też o językoznawstwie, ale nie dużo. Gdy dostaje zaproszenie na konsultacje, myśli, że profesor dostrzegł w niej potencjał naukowy.

Z relacji Judyty wynika, że profesor zaczyna wymieniać z nią prywatne wiadomości, piszą do siebie na mesendżerze. Na jednej z kolejnych konsultacji profesor wyznaje, że ma raka.


Czytaj także: Proces ujawniania mechanizmów przemocy i poniżenia działających w teatrze i na uczelniach jest konieczny i nie da się go zatrzymać. 


 

Judyta: – Powiedział, że jego penis krwawi. Dokładnie tak to ujął. Byłam zdziwiona tym zwierzeniem. Pomyślałam, że ja też muszę podzielić się z nim czymś osobistym. Powiedziałam więc, że w liceum miałam siedem prób samobójczych.

Po tym wyznaniu konsultacji jest jeszcze więcej.

Judyta.: – Zaczął mnie dotykać, zwykle wtedy, gdy byliśmy sami. Miałam wrażenie, że może ze mną zrobić, co zechce, wbrew mojej woli. Gdy w czasie kolejnych konsultacji powiedziałam, że interesuje mnie tylko relacja naukowa, rzucił się na mnie, przylgnął do mnie swoim ciałem i zaczął całować. Byłam sparaliżowana. Próbowałam odwracać głowę w prawo i w lewo, żeby nie dotknął moich ust. Ale był silniejszy. Nie wiem, jak udało mi się wyrwać z jego uścisku.

Judyta ucieka z gabinetu, siada tuż obok, nie może się ruszyć. Podchodzi do niej jedna z profesorek, znajdują ją koleżanki z roku, które czekały w bibliotece. Stoją nad nią, dopytują, co się stało. Judyta nie potrafi mówić, jest w szoku.

– Profesor … [podaje nazwisko] – wypowiada po chwili.

 

molestować ndk IV […] 2. «narzucać się z propozycjami seksualnymi; […] próbować wykorzystać kogoś seksualnie, z użyciem siły fizycznej lub psychicznej» […].

 

Opowieści o tym, co działo się na seminariach, są zbieżne, niezależnie od tego, w jakich latach się działy. Wyraźny jest też podział na seminaria magisterskie i doktoranckie. W tych pierwszych udział bierze zwykle kilkanaście studentek, w doktoranckich – kilka, wybranych. Zdarza się, że sale, w których się spotykają, są bardzo małe, siedzą ściśnięci.

Karolina: – Siedzieliśmy tak blisko, że czułam zapach oddechu profesora.

Wszystkie kobiety mówią o charakterystycznych elementach tych spotkań i o swoim „nie”.

Profesor proponuje niektórym, żeby byli po imieniu. „Karolinko, kotku” – mówi jednej ze studentek. „Kocie” – innej. „Kochanie” – słyszy jeszcze jedna. Kobiety: „nie wypada, nie chcę”. Wtedy profesor wraca do sprawy w czasie wykładu z kultury języka polskiego: jeśli starsza osoba i wyżej w hierarchii proponuje przejście na „ty”, odmowa jest brakiem grzeczności językowej – mówi.

Karolina: –  Gdy zwrócił się do mnie „Karolinko, kotku”, zmroziło mnie. Byłam w takim szoku, że nawet nie byłam w stanie wyjść z sali. To było w 2017 r., zaalarmowałam kilka osób na Wydziale Polonistyki UW. Poradzono mi, żebym zmieniła seminarium, a jako powód podała „zmianę zainteresowań naukowych”.

Profesor dla wybranych kobiet trzyma miejsce najbliżej siebie. Gdy próbują usiąść dalej, woła je, przesadza.

Z relacji wynika, że prowadzi zajęcia i równocześnie dotyka studentek, które siedzą najbliżej. Rzadziej gładzi po plecach, kładzie rękę na ramieniu, na siedzisku krzesła przy pośladkach lub na udzie. Zdarza się, że dotyka nogą pod stołem. „Pięknie wyglądasz”, dotknięcie w rękę. „Łady sweterek, w kolorze oczu”, położenie ręki na kolanie. Czasem poklepuje, innym razem gładzi. Zapisuje jakiś komplement na brzegu zeszytu. Przechodząc korytarzem, ociera się. Zatrzymuje, szepcze coś do ucha.

Na zajęciach używa przykładów odnoszących się do życia seksualnego. „Rozwodnik-recydywista” – mówi o sobie, gdy pyta o konieczność użycia dywizu. Wpada na jedną z doktorantek na korytarzu, rzuca: „można powiedzieć, że na ciebie lecę”. Jedna z wykładowczyń Wydziału Polonistyki UW opowiada, że gdy weszła do pokoju profesora, który był w trakcie indywidualnej konsultacji ze swoją seminarzystką, speszył się, a potem powiedział: „My tu mamy taki stosunek przerywany”.

Obecna wykładowczyni: – Byłam wtedy jeszcze jego studentką, stałam obok niego na kolacji po obronie doktoratu kogoś z wydziału. Zaprosił mnie tam i to było ogromne wyróżnienie, nie sposób było odmówić. Chodził kelner z tacą, były na niej ciasteczka. „No weź, weź” – powiedział do mnie profesor, a gdy odpowiedziałam, że dziękuję, nie chcę, sięgnął po ciastko i próbował mi je wepchnąć do ust. Wzdrygnęłam się, odsunęłam. „He, he – zarechotał – nie chce, bo potem będą mówili, że bierze do buzi”. Byłam oszołomiona, następnego dnia zadzwoniłam do kogoś z pracowników, bo nie mogłam sobie z tym poradzić. Usłyszałam, że „e tam, wszyscy wiedzą, że on taki jest”.

Jest więcej kobiet, które starają się interweniować. Szukają pomocy u innych profesorów i profesorek. Zdarza im się słyszeć, że ich reakcje „to różnica pokoleniowa”. Kilka osób z kadry akademickiej próbuje pomagać: zaleca przeniesie się do innego promotora.

Doktorantki, które wiedzą coraz więcej o tym, co dzieje się z ich koleżankami lub które same doświadczyły molestowania, mają strategię: chodzą parami, unikają zostawania z profesorem sam na sam. Zwracają uwagę na to, w co się ubierają na seminarium: „Tego białego swetra raczej nie zakładaj, bo w nim widać ci piersi” – radzą sobie nawzajem.

Karolina: – Profesor patrzył na piersi, nogi, zawieszał wzrok. To było celowe nawiązanie kontaktu z podtekstem seksualnym.

Magdalena i Katarzyna są w jednej grupie doktoranckiej. Obie doświadczyły molestowania. Ustalają strategię kontaktów z profesorem. Po konsultacjach muszą gdzieś szybko jechać, dlatego przychodzą na nie zawsze razem, spieszą się. Na konferencje naukowe starają się jeździć razem, wsiadają do innego pociągu niż profesor, wynajmują tanie hostele, odmawiają profesorowi, który zaprasza je do siebie. Wychodzą z konferencji, gdy trwa ostatni referat. Mówią, że umówiły się ze znajomymi, często nie przychodzą na konferencyjne kolacje.

Katarzyna na konsultację prywatną, która ma się odbyć w mieszkaniu profesora, zabiera ze sobą męża, który czeka pod drzwiami na wypadek, gdyby coś się działo.

Z relacji kilkunastu osób ze środowiska wynika, że profesor traktuje swoje doktorantki jak własność także publicznie. W czasie oficjalnych konferencji nazywa je swoimi „gwiazdami”, „stajnią”. „Mój wianuszek” – mówi. Przytula je publicznie, otacza się nimi.

Kinga: – Kilka miesięcy przed obroną pracy magisterskiej pojechaliśmy na konferencję do innego miasta. Po moim wystąpieniu profesor podszedł do mnie, powiedział: „Chodź, przejdziemy się. Ochłoniesz troszeczkę”. Było już ciemno, spacerowaliśmy wąskimi uliczkami. Nagle złapał mnie za rękę. Po chwili udało mi się wyrwać, uciekłam. Od tamtego momentu zmienił się, zaczął mnie krytykować. Obroniłam pracę, pożegnałam się z Wydziałem Polonistyki, choć to on był moim pierwszym wyborem.


Joanna Stryjczyk, psychoterapeutka: Poczucie słabości ofiary to pierwszy warunek mobbingu czy molestowania. Dlatego gdy widzę wykładowców przyjaźniących się ze studentami, zawsze zapala mi się czerwona lampka.


 

Pytam: jak to możliwe, że tyle osób widziało, co się dzieje, i nikt nie reagował? Jedna z wykładowczyń z Wydziału Polonistyki UW odpowiada, że nikt nie sądził, iż dochodzi do czegoś więcej: czyli do przemocy seksualnej. – Wszyscy wiedzieli, że profesor „ma lepkie rączki”, lubi otaczać się kobietami. Ale nikt nie podejrzewał, że jest drapieżcą seksualnym, bo wszystko działo się za zamkniętymi drzwiami – mówi.

Inna wykładowczyni przyznaje, że nie było wiadomo, co robić, bo pokrzywdzone nie zgłaszały oficjalnie sprawy: – Jeden z moich kolegów opowiedział mi kiedyś, że gdy był studentem, wszedł do gabinetu po wpis do indeksu. Oprócz wykładowczyni, która miała dać wpis, a była wówczas doktorantką profesora, zastał też jego. Profesor miał opuszczone spodnie i napierał na doktorantkę. Widać było, że kobieta jest przerażona. Kolega nie wiedział, jak zareagować. Chyba aż dotąd nikomu o tym nie opowiedział.

 

milczeć (nie: milczyć) ndk VIIb […] 2. «nie chcieć mówić, nie wypowiadać się na jakiś temat» […] Prasa wciąż rozpisuje się o przemocy, lecz milczy o jej przyczynach.

 

Anna trafia na seminarium profesora na trzecim roku. Profesor siada blisko niej, kolano w kolano. Coś tłumaczy, dotyka, obejmuje. Przekracza kolejne granice.

Anna: – Te gesty paraliżowały. Na początku bałam się zareagować, bo profesor mógł uznać, że coś sobie imaginuję. Trudno dziś wyjaśnić, na czym polegało to, że ja po prostu zastygałam. Czułam, jakby z każdym miesiącem zagarniał mnie pod siebie. Wydawało mi się, że daję znać otoczeniu, że proszę o pomoc. „Anna, było widać, że jesteś umęczona” – powiedział mi ktoś ostatnio. Ale wtedy, gdy to się działo, nikt nie reagował.

Do pierwszego ataku dochodzi, gdy Anna jest na drugim roku studiów doktoranckich.

Anna: – Pojechaliśmy z dwiema innymi doktorantkami na konferencję naukową. Po obradach i kolacji poszłam do swojego pokoju, który dzieliłam ze studentką z innego uniwersytetu. Profesor wyszedł za mną, dogonił mnie na schodach. Chciał, żebym poszła z nim do jego pokoju. Powiedziałam, że nie chcę. Złapał mnie za przegub ręki, zaczął ciągnąć. Opierałam się. Wszystko działo się na klatce schodowej, więc bałam się, że ktoś zobaczy, jak się szarpię z profesorem. Wciągnął mnie do swojego pokoju, kazał usiąść na tapczanie. Przewrócił mnie na łóżko, położył się w ubraniu na mnie, zaczął mnie obcałowywać po twarzy, po szyi, mówić, że jestem wspaniała, cudowna, piękna. Nie pamiętam, jak udało mi się wyjść spod niego.

Anna z trudem opowiada tamtą historię, choć minęło od niej ponad 20 lat. – Cały czas zastanawiałam się, dlaczego nie potrafiłam się bronić. Co sprawia, że byłam jak sparaliżowana. Czy to moja grzeczność? Obawa przed wielkim profesorem? Pisałam dalej pracę, unikałam jak się dało kolejnych ataków. Nie wiedziałam, gdzie jest czerwona linia, której profesor już nie przekroczy.

***

Swoją historię zgadza się opowiedzieć także kilka kobiet, które z różnych powodów nie mogły podpisać się pod wspomnianym na początku wnioskiem do Komisji Rektorskiej ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji.

Elżbieta: – Byłam osobą zagubioną, miałam stany lękowe, profesor musiał to wyczuć. Zdarzało się, że na zajęcia przychodziłam niewyspana, próbowałam pracować i studiować równocześnie, nie mogłam liczyć na pomoc rodziców. Podziwiałam profesora, lubiłam zajęcia z nim i starałam się do nich dobrze przygotować. Miałam wręcz poczucie, że na seminarium nie może paść pytanie, na które nie potrafiłabym odpowiedzieć. Profesor często mnie chwalił, w końcu zaproponował pracę w miejscu powiązanym z uniwersytetem.

Kończy się posiedzenie na wydziale, jest późny wieczór. Elżbieta ma rzeczy w sali na drugim piętrze, tym samym, na którym jest gabinet profesora. Wraca po kurtkę. Opowiada, jak profesor wchodzi do pokoju za nią, zamyka drzwi. Gasi światło. Elżbieta zaczyna się bać. On przyciska ją mocno do ściany. Napiera na nią całym ciałem.

Elżbieta: – Nie byłam w stanie nic zrobić. Całował mnie po szyi. Te pocałunki nie były delikatne, lecz nachalne i gwałtowne. Wyczuł, że jestem sztywna, więc przestał. Odsunął się trochę, zaczął mnie głaskać po ramieniu i uspokajać. Mówił: „Wiesz, że bardzo cię lubię i szanuję, że mi się podobasz”.

Znajduje krzesło, siada, ciągnie Elżbietę za rękę. Sadza ją sobie na kolanach. Jest od niej wyższy, waży pewnie dwa razy więcej.

Elżbieta: – Trzymał mnie za jedną rękę, drugą gładził po plecach. Potem dotykał obiema, znowu całował. Wtedy nie posunął się dalej, musiał wyczuć, że jestem przerażona. Powiedział, że nie mogę o tym, co się wydarzyło, nikomu powiedzieć.

Elżbieta nie pamięta, jak wyszła z budynku wydziału. Chodziła wokół niego, stawała, robiła kolejne okrążenie. Patrzyła w okna budynku, zastanawiała się, czy ktoś mógł widzieć, co zrobił jej profesor.

Po tym wszystkim profesor jest nadal bardzo serdeczny. Dopytuje Elżbietę, jak się ma. Drobiazgowo i uważnie sprawdza pracę magisterską. Molestowanie już się nie powtarza. Elżbieta broni pracę magisterską, odchodzi z uniwersytetu. Nie decyduje się na studia doktoranckie.

Kontakt z profesorem odnawia się kilka lat później. Profesor proponuje współpracę w jednym z wydawnictw. – Wtedy miałam już dziecko. Wydawało mi się, że jestem bezpieczna. Myślałam, że moje małe dziecko jest moją tarczą. Że jestem nietykalna. Poza tym miałam męża – mówi Elżbieta. – Gdy się spotkaliśmy, żeby omówić szczegóły, przytulił mnie. Znów zastygłam z przerażenia. Zaczął dotykać piersi. Myśli tłukły mi się po głowie, wśród nich: „Przecież ja karmię!”. Po powrocie do domu znowu czułam się brudna. I winna, że czerpię korzyści z tego, co mi robi. Dostaję pracę, której nie mam, a której potrzebuję.


Akademia przemocy: Ponad 40 procent studentek i studentów doświadczyło molestowania, co trzecia osoba – molestowania seksualnego.


 

Przez kilka lat doświadcza różnych form przemocy: – Dociskał mnie do ściany, do drzwi. Napierał na mnie całym swoim ciałem, przyciskał miednicę. Całował w miejscach intymnych. Próbował włożyć rękę za spódnicę. Brał moją rękę, żebym dotykała jego narządów. Nie słyszał słowa „nie”. Zawsze zastygałam, wyłączałam się z tego, co się dzieje. Myślałam tylko o tym, żeby to się już skończyło.

– Dlaczego nikt nas przed nim nie ostrzegł? – pyta Elżbieta.– Rozmawiałam ostatnio z koleżanką. Przypomniała mi pewną scenę: jechałyśmy na konferencję językoznawczą ze studentkami ze starszych lat, któraś z nich powiedziała: „Dobrze, że nie jedzie z nami profesor, bo z nim lepiej nie zostawać sam na sam”.

***

Historia Izabeli jest sprzed 4 lat. Jej kontakt z profesorem zaczyna się na drugim roku studiów doktoranckich.

Izabela: – Profesor uznał, że będzie mówił do mnie po imieniu. Najpierw byłam Izabelą, potem moje imię dodatkowo zdrabniał. Do pozostałych osób w grupie zwracał się „per pan/pani”. Nie czułam się komfortowo, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. W lutym prawie połowa wydziału pojechała na konferencję naukową. Profesor dosiadał się do mnie, zajmował mi miejsce w czasie kolacji, chciał ze mną wracać samochodem. Nie miałam jak uciec. Wykładowcy patrzyli na mnie wymownie, jakbym to ja zachowywała się względem profesora niestosownie. Czułam, że oni myślą, że ja chcę wejść z tym człowiekiem w romans. Wygłaszałam referat, poszło mi źle, nie potrafiłam odpowiedzieć na pytania. Jakiś czas później poprosił, żebym została po zajęciach. „Zaczekaj na mnie” – powiedziałam koleżance. Przyciągnął mnie do ściany, włożył mi język do gardła. Zrezygnowałam ze studiów. Jak to możliwe, że to dzieje się od 30 lat? Że to się dzieje wciąż?

***

Wśród świadectw są różne formy przemocy. Jedna z kobiet przyznaje, że profesor masturbował się w jej obecności.

 

przemoc ż IV, blm: Przemoc fizyczna, psychiczna. Używać przemocy. […] oficj. Dopuścić się przemocy. […] □ P. kogoś (czyjaś) – nad kimś, nad czymś a. wobec kogoś:  Przemoc silniejszego nad słabszym (wobec słabszego) […].

 

Bohaterkami tekstu są byłe studentki Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, niektóre z rozmówczyń to obecnie wykładowczynie na tym i innych wydziałach.

Kilka osób nie skończyło swoich prac doktorskich. Niektóre z kobiet przyznają, że są po wieloletniej terapii, inne w trakcie leczenia. Część kobiet dzieli się wątpliwościami: obwiniają siebie, obawiają się reakcji środowiska i tego, czy ktoś im uwierzy.

Elżbieta: – Komuś, kto poznaje tę sprawę, może się wydawać, że na to w pewnym sensie pozwoliłam. Ale to nie jest prawda. Nie miałam sił, żeby uciec.

Jedyną bohaterką, która do dziś studiuje na Wydziale Polonistyki, jest Judyta. To jej sytuacja skłoniła inne kobiety do interwencji. „Będziesz drugą Marysią” – słyszy Judyta od koleżanek. „Jak tam twój romans z profesorem?” rzuca ktoś. „Intrygantka”, „aferzystka” – mówią do niej dwaj profesorowie Wydziału Polonistyki UW.

Judyta: – Nasza sprawa nie jest oficjalnie zamknięta. Komisja wydała opinię, ale nie wszyscy mają do niej dostęp. Środowisko naukowe chyba się podzieliło. Jedni wspierają profesora, są z nim w kontakcie, inni – nas. Nigdy nie wiemy, z jaką reakcją się spotkamy.

Judytę najpierw odnalazła Anna, bo dowiedziała się, że dziś jakaś studentka ma problem z tym samym profesorem, od którego ona musiała uciekać. Zaczęły szukać innych kobiet skrzywdzonych przez niego. Miały pewność, że takie są. Tak powstała grupa siedmiu kobiet, które złożyły skargę do Komisji Rektorskiej ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji na UW, oskarżając profesora o molestowanie seksualne. Pokrzywdzonych jest jednak więcej.

Kobiety, które złożyły wniosek, otrzymały opinię Komisji, czekają na decyzję rektora UW.

– Prof. Alojzy Nowak, rektor UW, otrzymał opinię komisji ponad dwa miesiące temu. Opinia ta potwierdziła wiarygodność zarzutów molestowania seksualnego, które grupa kobiet skierowała przeciwko profesorowi [imię i nazwisko]. Jego czyny zostały nazwane molestowaniem, opisany został mechanizm działania, którego elementem było wykorzystywanie stanu psychicznego poszkodowanych. Wiemy, że profesor używał swojej władzy, która wynikała ze sprawowanych przez niego licznych funkcji, by stosować przemoc seksualną wobec kobiet. Od ponad dwóch miesięcy nie mamy żadnej informacji, by rektor podjął jakiekolwiek działania w tej sprawie. Ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych, które komisja udowodniła profesorowi, są podstawą do zaprzestania stosunku pracy. Profesor, z tego co wiemy, wciąż jest pracownikiem UW – mówi reprezentująca grupę kobiet mecenas Karolina Kędziora, prezeska zarządu Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.

Profesora wykluczyła ze swojego składu Rada Języka Polskiego.

Prof. Katarzyna Kłosińska, przewodnicząca Rady Języka Polskiego: – Jesienią ubiegłego roku do Rady wpłynęły informacje, że Komisja Rektorska ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji UW zajmuje się sprawą profesora oskarżonego przez grupę siedmiu kobiet o molestowanie seksualne. Po zapoznaniu się ze sprawą poprosiłam profesora, by w związku z toczącym się wobec niego postępowaniem zawiesił swoją działalność w Radzie. Profesor odmówił. Dopiero po rozmowie z prezesem PAN zrezygnował z członkostwa w Radzie.

Anna Modzelewska, rzecznika prasowa Uniwersytetu Warszawskiego, potwierdziła, że sprawę profesora prowadziła Komisja Rektorska ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji, która uznała złożoną skargę za wiarygodną. Z oświadczenia, które przesłała redakcji „Tygodnika” wynika, że „Umowa o pracę została rozwiązana. Rektor zwolnił pracownika z obowiązku świadczenia pracy, odsuwając go od prowadzenia zajęć dydaktycznych. Formalnie profesor przestanie być pracownikiem uczelni z dniem 31 marca, gdyż zgodnie z przepisami ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, rozwiązanie umowy o pracę z nauczycielem akademickim następuje z końcem semestru”.

***

Z opinii komisji wynika, że profesor zna stawiane mu zarzuty, nie przyznał się do części z nich, a niektóre uznał za wyraz „troski” i „sympatii” wobec swoich seminarzystek. Profesor nie odpowiedział na nasze kilkukrotne próby kontaktu telefonicznego, SMS-owego i mailowego.

 

troska ż III, lm D. trosk (nie: trosek) […] 2. «dbałość o kogoś, o coś»: Być przedmiotem czyjejś nieustannej troski. Ktoś wymaga ciągłej troski. □ T. o kogoś, o coś (nie: nad kimś, nad czymś): Troska o dziecko, o własne bezpieczeństwo.

Dwa dni po doniesieniach medialnych, 23 marca, rzeczniczka UW poinformowała, że prof. Alojzy Nowak, rektor UW, złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.

Głos zabrali także przedstawiciele Wydziału Polonistyki UW.

– Sprawa wywołała w naszym środowisku oburzenie, trudno mówić o niej bez emocji. Wiem, że wielu pracowników Wydziału Polonistyki dowiedziało się o zarzutach wobec profesora dopiero teraz, z doniesień medialnych. Ale nawet jeśli krąg osób, do których niepokojące sygnały docierały wcześniej, jest wąski, to i tak środowiskową odpowiedzialność ponosimy wszyscy – mówi prof. Zbigniew Greń, dziekan Wydziału Polonistyki UW, przewodniczący Rady Wydziału. – Informacje o sprawie dotarły do władz dziekańskich w maju zeszłego roku, gdy pokrzywdzone zdecydowały się poinformować o niej wybranych pracowników wydziału. Osoby pokrzywdzone otrzymały od nas bezwarunkowe wsparcie i zrobiliśmy wszystko, żeby ułatwić im zgłoszenie sprawy do rzeczniczki akademickiej, a w efekcie do Komisji Rektorskiej ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji. W czasie prac Komisji zadbaliśmy o to, by po świętach Bożego Narodzenia profesor nie miał już zajęć ze studentami. Informacje, które otrzymaliśmy z Komisji, miały charakter poufny, nie mogliśmy ich przekazać naszym studentom ani też upublicznić w jakiejkolwiek formie, bo Wydział Polonistyki nie był stroną w toczącym się wewnątrzuczelnianym postępowaniu.

– Jako środowisko nie kryliśmy profesora, nie odwracaliśmy wzroku – mówi prof. Izabela Winiarska-Górska. – Ci spośród nas, do których docierały niepokojące sygnały, mieli związane ręce, bo osoby pokrzywdzone, poza opowiedzeniem komuś z nas w zaufaniu, co je spotkało, nie decydowały się na oficjalne zgłoszenie sprawy władzom uczelni. Odebrałam tylko jedną skargę studentki, w 2019 roku, i natychmiast powiadomiłam władze Instytutu Języka Polskiego. Zebraliśmy się, by ustalić strategię działania, ale pokrzywdzona studentka prosiła nas o poufność. Przekazałam jej informacje, gdzie może swoją sprawę zgłosić, i zapewniłam o wsparciu. Po jakimś czasie studentka oficjalnie zgłosiła swoją sprawę Rozmawiałam wtedy również z oskarżanym profesorem – najpierw wszystkiemu zaprzeczył, a potem, gdy już studentka złożyła skargę, stwierdził, że pocałował ją „po ojcowsku”. W rozmowach ze mną studentka unikała szczegółów. Dopiero teraz dowiedzieliśmy się, z jak poważnymi zarzutami mamy do czynienia.

W tym samym tonie wypowiada się dr hab. Monika Kresa, kierownik studiów na kierunku filologia polska: – Próbowaliśmy namówić studentki do zgłoszenia sprawy prodziekanowi ds. studenckich. Kiedy, po kilkunastu dniach, się na to zdecydowały, towarzyszyłam im podczas tego spotkania. Wiem zatem, że prodziekan udzielił studentkom wszelkiego wsparcia i uruchomił procedury pomocowe.

***

Gdy wysyłaliśmy reportaż do drukarni 25 marca, trwał protest studentów, którzy zgromadzili się przed gmachem Uniwersytetu Warszawskiego. – Czasy, kiedy profesorowie mogą mieć „lepkie rączki”, minęły – mówili. Odnieśli się także do słów rektora UW, prof. Alojzego Nowaka, który powiedział w czasie trwającego w ubiegłym tygodniu Zjazdu Polonistów: „Wprawdzie w ostatnim czasie pisze się o naszej polonistyce dużo w gazetach, ale nie przejmujcie się państwo tym, że się pisze, uniwersytet porządkuje sprawy. To się zdarza, czy może się zdarzyć, choć nie powinno się zdarzyć, w każdym miejscu i na każdym wydziale. Powiedziałbym, że w połowie piszą nieprawdę (śmiech), ale z nieprawdą jest bardzo trudno dyskutować”. Studenci zapytali więc: – Której połowie pokrzywdzonych pan rektor nie wierzy?

Fragmenty haseł słownikowych użyte w tekście pochodzą ze słownika, którego redaktorem naukowym jest profesor, główny negatywny bohater tekstu.

Imiona niektórych kobiet zostały na ich prośbę zmienione.

Artykuł jest aktualizowany.

Z autorką można kontaktować się pod adresem: goc@tygodnik.com.pl


Zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa złożył rektor UW prof. Alojzy Nowak – poinformowała rzeczniczka UW. Uczelnia „bierze na siebie środowiskową odpowiedzialność”. Czytaj >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2022