Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Drugie rozmnożenie chleba przez Jezusa: jesteśmy po pogańskiej stronie Jeziora Galilejskiego (zob. Mt 15, 29-39; por. Mk 8, 1-9). Wydarzenie zaczyna się i kończy dziełami miłosierdzia. Otwiera je Jezusowe spotkanie z chorymi, których uzdrowił, a kończy nakarmienie siedmioma chlebami czterech tysięcy mężczyzn wraz z towarzyszącymi im kobietami i dziećmi. Inicjatywa jest w obu przypadkach po stronie Jezusa. „Tłumy” przyprowadzają chorych, ale nie mają odwagi poprosić o ich uzdrowienie; to Jezus ich uzdrawia. I to On dostrzega głód towarzyszących Mu ludzi, i sam go zaspokaja. Nie potrzebuje niczyjej podpowiedzi. To, co widzi, dotyka głęboko Jego wnętrza i „zmusza” do działania. A kiedy już je podejmuje, okazuje się ono w przepiękny sposób „przezroczyste”: ci, którzy doznali pomocy, „wielbią Boga Izraela”. Właśnie tak: poganie wielbią Boga Izraela. Nie Jezusa. On jest pierwszym Wykonawcą zalecenia, którego udzielił w Kazaniu na Górze: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 16).
Oba czyny Jezusowego miłosierdzia rozdzielają trzy dni („już trzy dni trwają przy Mnie”). Co zatrzymało tłumy przy Jezusie? Wdzięczność? Zachwyt? Ciekawość? Co takiego zyskali w ciągu owego „triduum”? Czy były to dni wypełnione nauczaniem? A może indywidualnymi spotkaniami? Mateusz i Marek mówią tylko (i aż tyle), że między Jezusem i tymi ludźmi doszło do tak intensywnego, wciągającego spotkania, że zapomnieli o jedzeniu. Wszystko inne stało się nieważne. To dopiero On musiał im uświadomić, że potrzebują coś zjeść.
Co więcej, spotkanie to było ważne również dla Niego. Mówi o tym słowo, które obydwaj ewangeliści wkładają Jezusowi w usta – już przytoczone wyżej: „trwają”. W greckim tekście mamy tu termin prosmeno, składający się z dwóch części: meno – „trwać”, „zostać”, „wytrwać”; i pros – „blisko”, „w kierunku”, „przy”.
Ciekawe, że św. Hieronim, tłumacząc ten czasownik na łacinę, oddał go różnymi słowami: u Mateusza mamy łacińskie perseverant, co najlepiej oddaje nasze tłumaczenie: „trwają”. Ale w wersji Markowej wielki Ojciec i Doktor Kościoła używa słowa sustinent, co można by przetłumaczyć jako „podtrzymują”: „już trzy dni Mnie podtrzymują”. Jakby Jezus chciał powiedzieć: „to, że są przy Mnie blisko już trzeci dzień, dodaje mi sił”; „jestem mocny dzięki temu, że trwają przy Mnie”. On ich obdarował, ale i sam czerpie od nich siły do życia i dalszego działania. Tak naprawdę to On (a nie uzdrowienia i pokarm) jest dla nich darem, a oni są darem dla Niego. To relacja, która się urodziła, relacja wytrwała, nie chwilowa i interesowna, pielęgnowana przez dłuższy czas – była darem. Ten dar nazywa się wiara. ©