Jeszcze bardziej Dziki Zachód

Western jest wiecznie żywy. Nawet jeśli ten najbardziej amerykański z gatunków filmowych od półwiecza chętniej spiera się i przekomarza z własną tradycją, aniżeli składa jej hołd.

01.05.2016

Czyta się kilka minut

Kurt Russell i Matthew Fox / Fot. Materiały Dystrybutora
Kurt Russell i Matthew Fox / Fot. Materiały Dystrybutora

Po filmach Sama Peckinpaha, Sergia Leone czy Clinta Eastwooda nie ma już powrotu do niewinności. Po Korei i Wietnamie przyszedł Afganistan i Irak, które kazały na powrót zrewidować amerykańską kulturę broni, prześwietlić tamtejszą mitologię założycielską, podważyć stereotypy związane z męskością czy rasą. „Tajemnica Brokeback Mountain”, „To nie jest kraj dla starych ludzi”, „Zabójstwo Jesseʼego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” czy „Prawdziwe męstwo” wykorzystywały westernowe rekwizytorium, by raz jeszcze podyskutować o Ameryce i mierzyć się z różnego kalibru moralnymi komplikacjami, których unikał czarno-biały świat klasycznego westernu. Jednocześnie takie filmy, jak ostatnio „Nienawistna ósemka” Quentina Tarantino i „Zjawa” Alejandra Gonzáleza Iñárritu obnażyły mimowolnie całą dwuznaczność dzisiejszych wypraw studyjnych na Dziki Zachód, najbezwstydniej w świecie eksploatujących to, co rzekomo miały krytykować. Zabawa w western trwa więc w najlepsze, przybierając czasem formy czysto rozrywkowe, czasem zwodnicze, ale bywa też, że całkiem wyrafinowane, jak na przykład w bardzo nieamerykańskim „Slow West” Johna Macleana.

„Bone Tomahawk” jest pod tym względem ciekawym przypadkiem, bo czerpie z tego, co popkultura ostatnich lat zrobiła z westernem, zaludniając go wampirami i kosmitami, a jednocześnie stanowi inteligentną grę z rozmaitymi cywilizacyjnymi lękami współczesnego „białego człowieka”. Formalnie najbliżej filmowi S. Craiga Zahlera do wspomnianego „Slow West” i nowego Tarantino – podobna nieśpieszna, acz misternie tkana narracja, podobny rodzaj bezinteresownego gawędziarstwa. Pomysłowości i brawury mogliby jednak pozazdrościć debiutującemu reżyserowi nawet westernowi wyjadacze. Do klasycznej opozycji – broń palna kontra indiańska strzała – dochodzi bowiem tytułowy kościany tomahawk – symbol prymitywnych ludożerców, którzy porywają mieszkańców pogranicza. Aż się prosi, by „Bone Tomahawk” czytać jak film o współczesnej cywilizacyjnej krucjacie.

Wszystko zaczyna się od zbezczeszczenia pogańskiego cmentarza i efektownego poderżnięcia gardła w odwecie – potem stężenie przemocy będzie już tylko rosło. Ten pierwotny, arogancją i ignorancją podszyty akt gwałtu na „obcych” (choć to biali są tu de facto przybyszami) zyskuje natychmiastowe usprawiedliwienie. Po drugiej stronie stoi wszak plemię troglodytów, którzy chodzą na golasa, żyją w jaskiniach, nie posługują się ludzką mową, nie uznają żadnych tabu. Przeciwko nim wysyła Zahler „czterech wspaniałych”: starzejącego się szeryfa, jego jeszcze bardziej wiekowego zastępcę, zarozumiałego bawidamka oraz męża porwanej kobiety, wlokącego za sobą unieruchomioną nogę. Czy kulejący kowboj, przemierzający piechotą dziką prerię, dotrze wreszcie do celu i da odpór prymitywnym kanibalom? Odpowiedź wydaje się oczywista. Pytanie tylko, w jaki sposób. Amerykański reżyser odpowiada na nie absurdalnym poczuciem humoru i hiperrealistycznym chrzęstem kości.

Zahler wyraźnie licytuje się tu ze swoimi poprzednikami – Dziki Zachód jeszcze nigdy nie był aż tak dziki, a „dzikusy” aż tak barbarzyńskie. Nic dziwnego, że nawet konie są tu rasistami. Rzadko też wśród „białych” bohaterów westernu można spotkać dżentelmenów, którzy przemierzając wrogie terytoria dyskutowaliby o wadach i zaletach czytania w wannie, będąc w największej opresji spieraliby się na temat fenomenu pchlego cyrku, a swoje żony kochaliby na zabój również po ich śmierci. Warto też zajrzeć do filmografii grających w „Bone Tomahawk” Kurta Russella czy Patricka Wilsona, by zobaczyć, jak przemyślny klucz obsadowy zastosował Zahler w swoim filmie. Nie trzeba dodawać, że westernowa retoryka ma u niego wyraźnie satyryczne brzmienie. Jeszcze niedawno weteran gatunku Clint Eastwood sięgał po nią całkiem na serio i w tonie jak najbardziej apologetycznym, realizując współczesnego „Snajpera”. Dużo młodszy kolega nie wstydząc się zabawowej konwencji i przykurzonego sztafażu, wali kościanym tomahawkiem w wyobrażenia związane z cywilizacyjnym misjonarstwem. Nawet jeśli przy tym waleniu nie odkrywa Ameryki, udaje mu się wbić nam do głowy przynajmniej jedno – swoje nazwisko. Na pewno warto je zapamiętać. ©


„BONE TOMAHAWK” – reż. S. Craig Zahler. Prod. USA/Wielka Brytania 2015. Dystryb. Wistech Media.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016