Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stany Zjednoczone nie odrobiły lekcji ze szturmu na Kapitol, gdy rok temu tłum zwolenników Donalda Trumpa próbował zapobiec formalnemu zatwierdzeniu wyników wyborów prezydenckich: odpowiedzialny za podżeganie do tych zamieszek Trump ma wciąż silną pozycję i nie wyklucza walki o Biały Dom w 2024 r.
W pierwszą rocznicę szturmu, 6 stycznia, Joe Biden przypuścił na poprzednika frontalny atak. Przemawiając w Kongresie oskarżył go o szerzenie kłamstw na temat wyborów w 2020 r. i zarzucił mu, że „przedkłada swoje zranione ego nad demokrację i konstytucję”. Odnosząc się do Trumpa aż 16 razy, Biden wezwał naród do odróżniania prawdy od kłamstw i dbania o demokrację, która według 66 proc. Amerykanów jest zagrożona.
Obawy są uzasadnione: aż 71 proc. zwolenników Republikanów uważa, że to Trump wtedy wygrał. On sam, uniewinniony przez Senat od zarzutu podżegania do zamieszek, odgrzewa powyborcze kłamstwa i umacnia swą pozycję w partii. Testując szanse na reelekcję w 2024 r. organizuje wiece, promuje kandydatów w tegorocznych wyborach do Kongresu i mści się na tych, którzy głosowali za jego impeachmentem.
Tymczasem nie jest jasne, czy Trump usłyszy zarzuty ws. zamieszek. Choć prokurator generalny zapewnia, że śledczy chcą ukarać sprawców „na każdym szczeblu”, dotąd zarzuty postawiono szeregowym uczestnikom szturmu. Nie ma też przełomu w pracach parlamentarnej komisji śledczej. Po przesłuchaniu ponad 300 świadków (zabrakło kluczowych z otoczenia Trumpa) wciąż nie wiadomo, czy atak na Kapitol był planowany i jaki był w tym ewentualny udział Trumpa.
W podzielonym kraju jedno jest pewne: w zależności od poglądów Amerykanie inaczej interpretują tamte zamieszki. Polityczne aspiracje Trumpa i wspierający go Republikanie, którzy w dniu rocznicy stronili od wypowiedzi, tylko pogłębiają ten problem. ©