Jak wybielano Kanadę. Prawdziwy obraz tubylczej rzeczywistości

Obsypana nagrodami książka tubylczej reporterki wprowadza nas w świat kanadyjskich Indian. Czy ich los jest przesądzony? Czy demony nigdy ich nie opuszczą?

26.02.2023

Czyta się kilka minut

Thunder Bay nad Jeziorem Górnym w Kanadzie. / ALAMY / BE&W
Thunder Bay nad Jeziorem Górnym w Kanadzie. / ALAMY / BE&W

Nazywała się Robyn Harper. Pochodziła z Keewaywin, rezerwatu Odżi­buejów w północno-zachodnim Ontario, zamieszkałego przez 350 osób. W grudniu 2006 r. przyleciała do Thunder Bay nad Jeziorem Górnym, jakieś dwie godziny lotu na południe. Miała tu zacząć naukę w szkole średniej.

„Robyn należała do tych cichych, lubiła czytać książki, spędzać czas z rodzicami” – relacjonuje reporterka Tanya Talaga. Po ukończeniu nauki zamierzała wrócić do domu, by opiekować się niepełnosprawnym ojcem. W Thunder Bay zamieszkała w domu Bryana Kakegamica i Cheyenne Linklater, która jest siostrą jej matki. Bardzo się cieszyła z perspektywy nauki w Thunder Bay, bo do tej samej szkoły, Dennis Franklin Cromarty, wybierała się także jej najlepsza przyjaciółka Karla. Ale na Thunder Bay nie chciała zgodzić się jej matka Tina, bo wiedziała, że w ciągu kilku lat zmarło trzech uczniów tej szkoły. Robyn się uparła.

Nie wszystko jest OK

Kilka dni po przylocie do Thunder Bay Robyn i sześcioro innych uczniów spotyka się wieczorem w lokalnym centrum handlowym. Robią zrzutkę i, jak chce tradycja, przekazują ją „gońcowi”, starszej osobie, która im kupi alkohol. Gońcem jest Peter, pochodzi z Keewaywin jak Robyn, znają go w okolicy także jako ­dealera narkotyków. Peter kupuje dwulitrową butelkę wódki Smirnoff, trzy duże puszki Smirnoff Ice i sześć ponadlitrowych piw Olde English. Nastolatkowie idą do parku, upijają się, wypalają marihuanę, a gdy robi się ciemno, wracają do domów, brnąc przez głęboki śnieg. Robyn nie daje rady, wymiotuje, przewraca się. Ważącą dużo ponad 100 kg dziewczynę próbuje podtrzymywać koleżanka, inni już sobie poszli. Dziewczyny docierają do ulicy, jakiś kierowca zwalnia po to tylko, by rzucić w ich stronę odpadkami z McDonald’sa i krzyknąć: „Wracajcie do domu, Indianki!”.

Wreszcie udaje im się wgramolić do autobusu, którym jadą na pętlę, miejsce spotkań indiańskich dzieciaków. „Wszyscy szukali tam wszystkich” – wyjaśnia Talaga.

W poczekalni Robyn znowu się przewraca. Przyjaciółka dzwoni po oficjalnego opiekuna – osobę pracującą dla zarządu szkoły. Przyjeżdża też Cheyenne, ciotka Robyn. Odwożą dziewczynę do domu Cheyenne, jest godz. 22.30, układają ją na podłodze w korytarzu, opartą plecami o ścianę. O drugiej w nocy Bryan Kakegamic, wujek Robyn, wstaje – pracuje przy rozwożeniu gazet, więc wychodzi wcześnie. Po drodze trąca ją stopą, żeby sprawdzić, czy „wszystko jest OK”. Dziewczyna porusza się. Wujek wraca nad ranem, zamierza położyć się spać i dowiaduje się, że Robyn nie żyje. Już się nie obudziła.

Demony przeszłości

„Siedem opadłych piór. Rasizm, śmierć i brutalne prawdy o Kanadzie” napisała reporterka (ponad 20 lat pracy w ­„Toronto Star”, obecnie „Globe and Mail”) Tanya Talaga, mająca odżibuejsko-polskie korzenie. Opowiada siedem historii „zgubionych piór”, takich jak Robyn, siedmiorga nastolatków, którzy z braku odpowiednich szkół w odległych osadach północnego Ontario przylecieli do leżącego nad Jeziorem Górnym Thunder Bay kontynuować naukę. I którzy, nie znajdując w nim dla siebie miejsca, zniknęli.



Talaga opisuje równie tragiczne, co bezsensowne odejścia tych „młodych duchów”. Ciała pięciu nastolatków znaleziono w rzekach otaczających Jezioro Górne, inni umierali w domach: Robyn na skutek ostrego zatrucia etanolem, Paul Panacheese z rezerwatu Mishkeegogamang po prostu upadł w domu i zmarł, a jego śmierci nie wyjaśniono do dziś.

Do wszystkich siedmiu tragedii doszło w ciągu niespełna jedenastu lat, od 28 października 2000 r. do 10 maja 2011 r. W żadnej nie stwierdzono sprawstwa osób trzecich, ale każda wzbudziła gniew rodzin, które uznały, podobnie jak autorka, że można je było wyjaśnić, a może nawet im zapobiec, o ile w odpowiednim czasie podjęto by stosowne działania. Talaga oskarża lokalną policję o zbyt późne wszczynanie śledztw, koronera o niedbałość, a nie­indiańską społeczność Thunder Bay – a pośrednio całej Kanady – o rasizm.

Autorka przeplata swoją opowieść długimi publicystycznymi raportami na temat kolonizacji, tzw. szkół rezydencjalnych (znanych polskim czytelnikom z „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko), plagi samobójstw w rezerwatach Odżibuejów na początku XXI wieku, dyskryminacji tubylczych społeczności w procesach sądowych (obszerny fragment poświęca ławom przysięgłych, do których tradycyjnie wybiera się białych). Indiańskie dzieci miały zostać „odsunięte od wpływu rodziców”, umieszczone w dalekich szkołach, żeby „przyswoiły nawyki i sposób myślenia białych” i przestały być „dzikusami” (słowa pierwszego premiera Kanady sir Johna A. Macdonalda, który w 1883 r. uzasadniał ideę szkół z internatem dla Indian).

Książka Talagi to w gruncie rzeczy opis kolonialnej spuścizny, która na całe pokolenia naznaczyła tubylczą ludność. Za śmierć „siódemki z Thunder Bay”, a także wielu innych – powiada Talaga – winę ponosi cała historia „wybielania Kanady”: przejmowanie tubylczych ziem, izolowanie tubylczych społeczności w nienadających się do życia rezerwatach, rozdzielanie rodzin poprzez przymusowe wysyłanie dzieci do odległych szkół z internatem, obojętność instytucji białego człowieka (od szkół, przez policję, po rząd), codzienna pogarda wobec „dzikusów”, pielęgnowana przez tzw. dominujące społeczeństwo po dziś dzień.

Wniosek jest przygnębiający: zgony tych dzieci były nieuniknione. Kolejne „pióra” wciąż będą się gubić. Kolonizacja najpierw przejechała jak walec po autochtonicznych wspólnotach, a przetrąciwszy im kręgosłup, sprawiła, że już nigdy nie zdołają się odrodzić. Talaga kreśli ponury obraz kilku takich rezerwatów: przemoc rodzinna, masowe wąchanie benzyny przez nastolatków, alkoholizm, do tego brak bieżącej wody, kanalizacji i placówek oświatowych. Upadek i nędza istnieje w Kanadzie, ostoi demokracji, kraju uważanym za lidera światowej walki o prawa człowieka i postęp.

To nie jest reportaż śledczy, który zmierzałby do rozstrzygnięcia czegokolwiek (niedoścignionym wzorem jest „Czas krwawego księżyca” Davida Granna, dziennikarza „New Yorkera”, wydany u nas przez W.A.B. w 2018 r.). Moc przytoczonych przez Talagę szczegółów z ostatnich godzin przed każdą z tragedii nie rzuca światła na przyczyny śmierci – do dziś np. nie ustalono, w jaki sposób pięć ofiar znalazło się w rzece. Dziennikarka ma inne ambicje: „Problemem, którego nie przewidzieli wychowawcy, było to, że każde z dzieci przyniosło ze sobą duchy przeszłości. Niektóre wprawdzie przeżyły sielskie dzieciństwo, ale większość miała trudne doświadczenia. Wiele pochodziło z rodzin dotkniętych straszliwą traumą szkoły rezydencjalnej i zderzyło się z nadużyciami, skrajnym ubóstwem, uzależnieniami i zagubieniem”.

Najważniejsze jest pieczołowite odtworzenie losów tych konkretnych siedmiu chłopaków i dziewczyn, zrelacjonowanie bólu ich rodzin. To opowieść oddająca im sprawiedliwość, kojąca – za to przede wszystkim cenię książkę Talagi.

Nieczułość bliskich

Warto zauważyć, że ofiary nie uczęszczały do prowadzonej przez białych szkoły rezydencjalnej. Rzecz dzieje się już po tym, jak ostatnia z tych dysfunkcjonalnych placówek została zamknięta.

Szkoła Dennis Franklin Cromarty była i jest zarządzana przez Northern Nish­nawbe Education Council, radę reprezentującą dwadzieścia społeczności tubylczych północno-zachodniego Ontario, a jej uczniami są wyłącznie nastolatkowie pochodzący z tych społeczności. Niestety z reportażu Talagi nie dowiadujemy się niemal nic na temat programu i faktycznie przekazywanej w tej szkole wiedzy. Na stronie Wikipedii czytamy, że celem szkoły jest „zapewnienie, iż studenci wykształcą silne poczucie tożsamości w odrębnym języku, kulturze i tradycjach”. A „Siedem opadłych piór” można by czytać zarówno jak oskarżenie kolonizacji, jak i opowieść o upadku tubylczego projektu. I mam na myśli nie tylko samą placówkę, która najwyraźniej nie potrafiła sprostać swoim ideałom, ale i cały system wokół niej: edukatorów, doradców, opiekunów, nie mówiąc o rodzinach i znajomych ofiar.

Talaga opisuje proces przeprowadzony kilka lat po ostatnim z siedmiu zgonów na skutek interwencji rodzin, prawników i działaczy społecznych, żądających lepszego naświetlenia przypadków i wyjaśnienia opieszałości policji. Autorka przypomina o chłopaku, który został pobity przez trzech białych mężczyzn w Thunder Bay i wrzucony do rzeki. Uważa, że jest mało prawdopodobne, aby inni młodzi ludzie – bohaterowie jej książki – sami wpadali do rzeki, nawet pijani. Być może ma rację. Zapewne przyczyny ich śmierci nigdy nie zostaną w pełni wyjaśnione.

Uważam jednak, że przynajmniej jeden z opisanych przez autorkę przypadków, właśnie Robyn Harper, pozwala skierować oskarżenie w innym kierunku, niż robi to autorka. Talaga wskazuje, że fatalnego wieczoru Harper wypiła nieprzyzwoitą ilość alkoholu – ale to samo zrobili pozostali uczestnicy libacji, a tylko Harper zmarła. Zatrucie alkoholowe nie musiało więc doprowadzić do zgonu. Ale nie zadaje pytania, dlaczego przewracającej się, półprzytomnej dziewczyny nikt nie zawiózł do szpitala? Co jest bardziej winne jej śmierci: kilkaset lat kolonizacji, rasizm białych mieszkańców i indolencja policji czy zastraszająca obojętność najbliższych, rodaków, którzy nie zaopiekowali się dziewczyną tak, jak powinni byli z racji pełnionych ról?

Nieczułość krewnych i przyjaciół, których opieka ograniczyła się do ułożenia nieprzytomnej dziewczyny na podłodze w korytarzu i trącenia stopą, jest wręcz dojmująca. Robyn umierała, podczas gdy reszta za ścianą spała.

Jonathan Rudin, adwokat sześciu z siedmiu rodzin ofiar, uznał podczas nowego procesu, że w przypadku Robyn Harper należy mówić o zabójstwie, obarczając odpowiedzialnością zarząd szkoły. Tę uwagę adwokata odnotowuje autorka, ale pomija część wypowiedzi, w której wskazuje on konkretne osoby: opiekunkę i pracownika szkolnego, którzy zatrutą alkoholem dziewczynę odwieźli do domu zamiast do szpitala.

W dużym mieście (Thunder Bay liczy ok. 100 tys. mieszkańców) młodzi ludzie pochodzący z zapadłych wiosek toczonych chorobami społecznymi nie znaleźli nic, co by pomogło porzucić wzory zachowań znane z dzieciństwa, przegnać „duchy przeszłości”. Dla bohaterów opowieści Talagi – a nie pochodzą oni z rodzin patologicznych i są przedstawieni jako normalni nastolatkowie, uczuciowi i pełni marzeń – wyprawa pod most albo na polanę w parku, żeby się urżnąć we wspólnym gronie, była naturalnym wyborem, normalnym sposobem spędzania czasu. Autorka nie do końca pomogła w zrozumieniu tego zjawiska. Może jednak Thunder Bay należało uczynić głównym bohaterem tej opowieści? A może tylko samą szkołę?

Z pokolenia na pokolenie

To kolejna wydana w ostatnich latach w Polsce książka o tubylczych mieszkańcach Kanady. W przeciwieństwie do literatury poświęconej Indianom Stanów Zjednoczonych, która najczęściej (choć zdarzają się istotne wyjątki) dotyczy XIX wieku, czyli czasów podboju kontynentu, wojen z Indianami i osadzania ich w rezerwatach, książki kanadyjskie opowiadają o sytuacji współczesnej. I każda z nich rysuje smutny obraz tubylczej rzeczywistości.

„27 śmierci Toby’ego Obeda” to wstrząsający reportaż historyczny (ale dotyczący historii niedawnej, głównie XX-wiecznej) o szkołach rezydencjalnych – procederze, zgodnie z którym rząd kanadyjski, przy pomocy Kościołów, tłamsił tubylcze społeczności, nieraz siłą odbierając rodzinom dzieci i umieszczając je w odległych szkołach z internatem. Tam próbowano przerobić je na „cywilizowane” osoby, lecz ogrom uchybień i przestępstw sprawił, że najważniejszym efektem było rozbicie rodzin i wspólnot tubylczych, a propagowaną asymilację zastąpiła izolacja i poddaństwo wobec Ottawy.

W 2022 r. ukazała się „Autostrada łez” Jessiki McDiarmid, poruszająca opowieść o przemocy wobec tubylczych kobiet w Kolumbii Brytyjskiej, mocno przypominająca książkę Talagi zarówno jeśli chodzi o styl narracji, jak i ponurą diagnozę „projektu Kanada”. Również w zeszłym roku do rąk polskiego czytelnika trafiła powieść „Pięcioro małych Indian” Michelle Good, udany debiut pisarski adwokatki z ludu Kri – jej treścią są losy młodych ludzi borykających się ze zmiennym szczęściem z traumą, której doświadczyli w szkole rezydencjalnej. No i trzeba wymienić chronologicznie pierwszą: „Kanadę, ulubiony kraj świata” Katarzyny Wężyk, dzięki której już w 2017 r. mogliśmy poznać ten kraj od strony jej tubylczych mieszkańców i już wtedy przeczytać więcej o koszmarze wspomnianych szkół i horrorze tubylczych kobiet.

Jakże odmienny jest świat Odżibuejów z publicystyczno-reportażowej opowieści Davida Treuera „Witajcie w rezerwacie” (Czarne 2020 r.), żyjących w rozrzuconych po Minnesocie osiedlach, w sumie niewiele na zachód od Thunder Bay. Nie, nie jest to świat z Disneylandu, ale też nie jest tak czarny jak świat Odżi­buejów kanadyjskich, jeśli mielibyśmy brać opowieść Talagi za streszczenie ich losu czy wręcz losu wszystkich kanadyjskich tubylców. Treuer nie naszkicował obrazu nędzy i rozpaczy, ale wzlotów i upadków tubylczych społeczności, świadomych swoich praw i o nie walczących. Z lektury książki Talagi, i innych tutaj wymienionych, można odnieść wrażenie, że kanadyjscy Indianie są i na zawsze pozostaną biernymi ofiarami kolonizacji, zinternalizowanej przemocy, a demony złej przeszłości nigdy ich nie opuszczą.

Terra incognita

W większości przypadków spolszczania książek indiańskich nasze wydawnictwa tworzą produkt od zera, zdając się na intuicję tłumaczy (zazwyczaj różnych, nawet w tym samym wydawnictwie) i rzadko korzystając z konsultacji indianistów. Rezultatem jest powtarzanie tych samych błędów, a czasem także automatyzm translatorski, również w „Siedmiu opadłych piórach”.

Przykład? Tłumaczenie słowa „cedar” jako „cedr”, podczas gdy „cedar” to żywotnik olbrzymi, należący do rodziny cyprysowatych, wręcz symbol topografii i kultury kanadyjskich Indian, niemający nic wspólnego z cedrami (rodzina sosnowatych) z Azji i Afryki. „Industrial school” to szkoła zawodowa, a nie „przemysłowa”; „boarding house” to nie „pensjonat”, lecz prywatny dom, w którym wynajmowano pokoje uczniom; „bush” w przypadku Kanady nie może być „buszem”, bo ten występuje w Australii i Afryce Południowej. „Anishinaabe” to nie „plemię”, jak chce tłumaczka, lecz wielka grupa kilku tubylczych ludów. „Powwow” to po prostu powwow, termin, który już dawno wszedł do polskiej literatury indianistycznej, i w żadnym razie nie oznacza „rady plemiennej”. „Inuit” to nie „Eskimos”, lecz Inuita.

I wreszcie „native” to nie „rdzenny”, lecz tubylczy – przymiotnik od „tubylec”. „Rdzenny” nie ma swojego rzeczownika, który można by odnieść do ludzi. Nie istnieją więc „rdzenni uczniowie”, „rdzenne rady plemienne”, „rdzenne władze edukacyjne”, „rdzenne ośrodki zdrowia”, „rdzenni nastolatkowie”, „nierdzenne dzieci” etc. O tubylczych społecznościach Kanady można pisać, nie degradując języka polskiego. Także wyznawcy mody na nieużywanie słowa zaczynającego się na „I” powinni o tym pamiętać. ©

Tanya Talaga SIEDEM OPADŁYCH PIÓR. RASIZM, ŚMIERĆ I BRUTALNE PRAWDY O KANADZIE Przeł. Emilia Skowrońska, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2023

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Zgubione pióra