Tragedia indiańskich milionerów

Siali strach wśród innych Indian, unikali wojny z białymi. Zaczęli ginąć, gdy na ich ziemi odkryto ropę. Dziś honor Osedżom próbuje oddać Hollywood w filmie „Czas krwawego księżyca”.

17.10.2023

Czyta się kilka minut

Najbogatszy lud na świecie

Jako pierwsi zetknęli się z Osedżami Francuzi w drugiej połowie XVII wieku u ujścia rzeki Arkansas. Ich przodkowie przybyli tu zapewne z doliny Ohio, wypchnięci przez Irokezów.

W wiekach XVII i XVIII Osedżowie dominowali w zachodniej dolinie rzeki Missisipi, czyli na preriach Arkansas i Mis-souri, kontrolując jedną z największych sieci handlowych w Ameryce Północnej. Trzymali na dystans Francuzów i Hiszpanów, siali postrach wśród Paunisów, Delawarów, Caddo i Czoktawów, walczyli z Komanczami i Czirokezami. Indiańscy niewolnicy chwytani przez Osedżów byli cennym towarem poszukiwanym przez Francuzów – Osedżowie wymieniali ich na broń palną, dzięki której podbijali kolejne ludy.

Za swoje uznawali też ziemie dzisiejszej Oklahomy i Kansas, docierali aż do Gór Skalistych, rzucając wyzwanie Siuksom. Byli co najmniej tak potężni jak lud Czerwonej Chmury, Siedzącego Byka i Szalonego Konia – równie jak on wojowniczy i okrutni. Mówili zresztą spokrewnionymi językami.

Jednak nawet w części nie zyskali podobnej chwały jak Siuksowie. W plemiennym rodowodzie nie mają ani bohaterskich, ani rozpaczliwych walk z amerykańską kawalerią. Mimo to należą do największych ofiar chciwości białych Amerykanów.

Ale też Amerykanie nie kryli podziwu dla Osedżów. „Nie mogę nie wspomnieć o wyglądzie tych mężczyzn. Są wysocy, dobrze zbudowani i mają nie mniej naturalnej inteligencji, co inne ludy świata. Golą wszystkie włosy z głowy z wyjątkiem małego miejsca z tyłu głowy wielkości dłoni” – notował amerykański handlarz w 1806 r.

Ich wzrost podziwiali też w pierwszej połowie XIX w. prezydent Thomas Jefferson i malarz George Catlin („Rasa najwyższych ludzi w Ameryce”). Catlin dodawał, że „ich ruchy są szybkie i pełne gracji”.

 

DALEJ I DALEJ | W 1825 r. Osedżowie zgodzili się opuścić ziemie w Missouri, Arkansas i Oklahomie i przenieść się do rezerwatu w południowym Kansas. Od wschodu i południa ich sąsiadami byli Czirokezi. Jedni i drudzy, podobnie jak wiele innych ludów tubylczych ze wschodniej części USA, migrowali na zachód, ustępując naporowi białych osadników i Waszyngtonowi. Ten za każdym razem przekonywał, że oddanie rodzimej ziemi jest jedyną gwarancją pokoju.

Niespełna pół wieku później Osedżowie zdecydowali się zamieszkać w rezerwacie w północnej Oklahomie. Określenia „zdecydowali się” używam celowo, bo w odróżnieniu od wielu innych grup indiańskich, osadzonych siłą w rezerwatach przez żołnierzy USA, Osedżowie sami sobie wybrali ziemię i zapłacili za nią jej właścicielom – Czirokezom – własnymi pieniędzmi.

Opuszczali Kansas z powodu tłumnie wkraczających na ich ziemię osadników, głównie weteranów wojny secesyjnej, szukających dla siebie miejsca do życia. Biali kradli ich konie, ogradzali dla siebie kolejne kawałki ich terytorium, palili ich wioski.

 

„IDŹMY NA POŁUDNIE” | Dla Osedżów w ich własnym rezerwacie zabrakło miejsca. Wybierali między Wielkimi Równinami na Zachodzie a Terytorium Indiańskim na południu, czyli Oklahomą – ziemiami, które dobrze znali.

„Biali nie zdołają wsadzić tam swego żelaza. Tam jest mnóstwo wzgórz – przekonywał ich wódz Wah-Ti-An-Kah. – Biały człowiek nie lubi wzgórz i tu nie przyjdzie. Jeśli pójdziemy na zachód, gdzie ziemia jest równa jak podłoga naszego domu, zaraz przyjdzie biały człowiek, kupi ją od nas, posadzi różne rzeczy, ziemia szybko się skończy i Osedżowie zostaną bez domu. Idźmy na południe”.

Tak zrobili. Był rok 1871. Gdyby poszli na zachód, podzieliliby zapewne los swoich niedawnych rywali Siuksów i po kilku latach zaczęliby gnuśnieć w rządowych rezerwatach. Ich przeznaczeniem było jednak zostać najbogatszym ludem świata – i najczęściej mordowanym.

Albowiem wbrew nadziejom Wah-Ti-An-Kaha biali przyszli i tutaj. Osedżowie drogo sprzedali rządowi USA ziemię w Kansas, dzięki czemu po raz pierwszy stali się bogaczami. To – i symboliczna obecność federalnego wymiaru sprawiedliwości – sprawiło, że na kilka kolejnych dekad rezerwat Osedżów stał się magnesem przyciągającym nielegalnych osadników, handlarzy whisky, białych bandytów (do najsłynniejszych należeli bracia Daltonowie). Pojawili się też biali hodowcy bydła, którzy od Indian wynajmowali ziemie na wypas. A także zawodowi wyłudzacze indiańskiej ziemi.

 

ROPA, CZYLI PRZEKLEŃSTWO | Pod koniec XIX w. Osedżowie odkryli na swych ziemiach ropę. W ciągu kilkunastu kolejnych lat pojawiły się tu nowe kategorie białych: pracownicy naftowi, a także służący i szoferzy limuzyn pracujący dla bogatych Indian.

Sześć lat temu David Grann, reporter dziennika „New York Times”, napisał książkę „Czas krwawego księżyca” – thriller o serii morderstw sprzed wieku dokonanych wśród Osedżów. Dzięki tej wstrząsającej opowieści świat się dowiedział o makabrze, która spotkała to plemię w latach 20. XX wieku, a reżyser Martin Scorsese postanowił książkę sfilmować.

W okresie zwanym przez ówczesną prasę Rządami Terroru Osedżowie ginęli dziesiątkami, setkami. W ciągu paru lat. Truto ich, strzelano do nich, wysadzano ich domy. Oficjalnie najczęstszą przyczyną śmierci było zapicie się na śmierć albo samobójstwo. Tyle że koronerzy rzadko przeprowadzali sekcję zwłok, rzekomo z szacunku dla zmarłych.

Wydobycie ropy, która stała się przekleństwem Osedżów, ruszyło pełną parą w czasie I wojny światowej, a rezerwat najeżdżały coraz większe chmary przedsiębiorców i bandziorów, wietrzących szybki i łatwy zarobek. Trzeba było tylko znaleźć sposób na przeniknięcie w szeregi plemienia…

BOGACTWO I TRAGEDIA | Wcześniej, na przełomie XIX i XX w., rezerwat Osedżów został poszatkowany na parcele, zgodnie z ówczesną polityką przerabiania Indian na prywatnych właścicieli ziemskich. „Kapitalizm” równał się „cywilizacja”. Ale Osedżowie mieli przewagę nad innymi plemionami. Ponieważ za rezerwat zapłacili własnymi pieniędzmi, nie dali się oskubać rządowi w Waszyngtonie – w przeciwieństwie do większości innych grup, których rezerwaty pokawałkowano, działki przypisano rodzinom, a nadwyżkę przekazano białym osadnikom. Osedżowie zatrzymali nadwyżkę dla siebie. A co najważniejsze, zachowali pełne prawo – jako plemię – do wszystkiego, co było pod ziemią.

Kilka dekad później okazało się to źródłem ich niezmierzonego bogactwa – i równie niezmierzonej tragedii. Według oficjalnych szacunków do 1923 r. zamordowano 60 Osedżów, ale w aktach FBI istnieje opinia jednego z wyższych rangą oficjeli, który mówi o „setkach morderstw” – w sytuacji, gdy plemię liczyło kilka tysięcy członków.

„Prawdziwa liczba zamordowanych nigdy nie będzie znana, ponieważ pracujący dla hrabstwa Osage lekarze regularnie fałszowali świadectwa zgonu” – podsumował Dennis P. McAuliffe Jr., dziennikarz „Washington Post” i autor książki „The Deaths of Sybil Bolton” z 1994 r. Książka jest zapisem jego prywatnego śledztwa w sprawie śmierci babki autora – Indianki Osage, która została zamordowana w 1925 r.

 

„OŻENIŁEM SIĘ Z INDIANKĄ” | Gdy na terenie rezerwatu odkryto ropę, każdy z Osedżów otrzymał równe prawo do dywidend z jej wydobycia. Nie mógł tego prawa odsprzedać, było dziedziczone w rodzinie. Ten przepis stał się źródłem tragedii Osedżów. Nagle zjawiło się wielu chętnych do ożenku z Indianką – byleby należała do plemienia Osedżów. W gazetach pojawiły się ogłoszenia: „Chcę dobrą indiańską dziewczynę. Za każde pięć tysięcy, które jest warta, dam 25 dolarów”. Znana jest sytuacja, gdy biały, który w śledztwie przyznał się do zabijania Osedżów, zapytany przez sędziego o wykonywaną pracę, odparł: „Nie pracowałem. Ożeniłem się z Indianką”.

W 1907 r. sporządzono spis wszystkich Osedżów. Było ich dokładnie 2229 i każdy z nich, niezależnie od wieku i „procentu” krwi indiańskiej, otrzymał równe prawo do zysku z wydobycia surowców spod plemiennej ziemi.

W ten sposób niemal z dnia na dzień każdy z tych 2229 Osedżów stał się milionerem – i potencjalnym celem bandytów, którzy pozazdrościli tego „niesprawiedliwego” bogactwa Indian. Od 1907 r. do 1 lipca 1923 r. zmarło aż 605 z nich. Podczas gdy rosły populacje wszystkich innych grup etnicznych w Stanach, i tak niewielki lud Osedżów kurczył się w zastraszającym tempie.

 

SIATKA OPRAWCÓW | W swojej książce David Grann opisuje część z tych zbrodni. A także siatkę oprawców, którzy wżenili się do osedżskich rodzin tylko po to, żeby likwidować ich członków jednego po drugim i przejmować ich headrights, prawa do ziemi i zysków z wydobycia ropy.

Najbardziej szokujące jest to, że w procederze uczestniczyli przedstawiciele władz, szanowni obywatele miasteczek, burmistrzowie, adwokaci, lekarze, federalni agenci ds. Indian, których obowiązkiem było chronić Osedżów.

Książka McAuliffe’a wyprzedziła pracę Granna, który wykorzystał i rozwinął wiele zawartych w niej wątków (a także napisał wstęp do nowego wydania „The Deaths of Sybil Bolton”). Np. Grann opisał śledztwo agentów FBI skrupulatnie odszyfrowujących zbrodnicze powiązania w kraju Osedżów i demaskujących bandytów.

Jednak McAuliffe ocenia pracę FBI zgoła odmiennie: uważa, że ich opieszałość doprowadziła do śmierci jego babki. Przypomina, że udało się skazać zaledwie kilku najbardziej prymitywnych bandytów, podczas gdy zleceniodawcy i autorzy zabójstw setek Osedżów nigdy nie zostali ustaleni.

Najbogatszy lud na świecie

UZNANI ZA „DZIKICH” | Śledztwo McAuliffe’a rzuca światło na to, jak wyglądała rzeczywistość w kraju Osedżów w latach boomu naftowego. Autor opisuje wymyślony przez Waszyngton w 1924 r. system białych „opiekunów”, którzy mieli pilnować, by Osedżowie nie szastali pieniędzmi. W kilka miesięcy „ochroną” interesów 2 tys. osedżskich bogaczy zajęło się aż 600 „opiekunów”.

Ci, których biali „opiekunowie” – mogli nimi być miejscowi adwokaci albo urzędnicy federalnej Agencji ds. Indian – ocenili jako obywateli podążających słuszną chrześcijańską ścieżką, a więc rokujących nadzieje na ucywilizowanie, mieli wolną rękę w dysponowaniu swoim bogactwem. Z kolei uznani za „dzikich” otrzymywali tylko niewielką część przysługujących im pieniędzy. Resztą dysponowali „opiekunowie”, którzy za swoją pracę otrzymywali wynagrodzenie – nie od rządu, lecz pobierane z kont ich indiańskich „podopiecznych”.

Tak oto w imię strzeżenia interesów Indian rząd federalny pomógł ustanowić system wyzysku Indian – przez osoby, które miały ich chronić (przed nimi samymi). McAuliffe komentuje, że „w tamtych czasach nieznany był jeszcze koncept konfliktu interesów”.

Na Osedżach zdołało się wzbogacić nawet FBI, bo Edgar J. Hoover, szef agencji, bez skrępowania pobierał za czynności swoich agentów opłaty od władz plemienia. Te płaciły, bo zależało im na złapaniu morderców.

 

RODZINNE OPOWIEŚCI | Jedną z ofiar tego systemu była Sybil Bolton, babka McAuliffe’a. Dziennikarz opisuje jednak coś więcej niż system przemocy instytucjonalnej zaaplikowany plemieniu indiańskiemu przez białych. Opowiada o Osedżach, o losach tego ludu i poniekąd zadaje pytanie, kim właściwie się oni stali.

Na przykładzie własnej rodziny pokazuje, jak bardzo w tkankę plemienia od przełomu wieków XIX i XX wrośli biali Amerykanie. Niektórzy tylko korumpowali urzędników, by dostać się na listę członków plemienia. Inni żenili się z Indiankami po to tylko, żeby otrzymać prawo do współudziału w bogactwie plemienia.

Ale podział na Osedżów-ofiary i białych-katów nie zawsze był jednoznaczny. Nie wszyscy biali wiązali się z Indianami w niecnych celach. Z kolei niektórzy członkowie plemienia przymykali oczy, gdy ich biali małżonkowie działali na szkodę plemienia.

McAuliffe odkrył np., że jego osedżska prababka Kate Conner najpierw wyszła za białego adwokata, wysłannika Waszyngtonu, Johna A. Gormana, który w 1894 r. usiłował namówić Osedżów do parcelacji ziem rezerwatu. Jako środka perswazji używał wódki. Jej kolejnym mężem był biały agent hodowców bydła Sewell Beekman, który zbił fortunę na wyłudzaniu plemiennej ziemi. Trzecim zaś adwokat Arthur T. Woodward, któremu na początku XX w. rząd wyznaczył zadanie sporządzenia rejestru członków plemienia.

To on dopuścił, że znalazło się w nim kilkaset osób nieposiadających nawet kropli osedżskiej krwi. Współcześni historycy oceniają, że „napakowanie” plemiennego spisu nie-Osedżami oznaczało przejęcie 100-200 mln dolarów należnych plemieniu.

 

„JESTEŚ INDIANINEM. WYBACZ MI” | McAuliffe opowiada też, jak pielęgnowany w mieszanych rodzinach rasizm białych powodował wstyd i ukrywanie tubylczej tożsamości. On sam dopiero jako dorosły, wychowany w świecie białych na Wschodnim Wybrzeżu, dowiedział się od matki, że jest po części Osedżem. „Jesteś Indianinem. Wybacz mi” – wyznała zrozpaczona.

Dla niektórych, jak Sybil, która wyszła za białego, a także dla jej dzieci oznaczało to pasmo tragedii. Sybil, córka Kate z drugiego małżeństwa, została zamordowana w wieku 21 lat. McAuliffe nie ma wątpliwości, że stał za tym ojczym Arthur T. Woodward, ustanowiony jej opiekunem.

Fakty zebrane przez McAuliffe’a są takie: Waszyngton mianował Woodwarda „plemiennym doradcą”, a więc miał działać jako rzecznik interesów Osedżów. W istocie czerpał też zyski z bycia ich „opiekunem” – poza Sybil także czterech innych Osedżów. Żaden z tej czwórki nie dożył roku 1923.

Po śmierci Sybil jej prawa do plemiennych pieniędzy przeszły na matkę-Indiankę i na Woodwarda, jej ówczesnego męża. Uciekli oboje z Oklahomy w 1925 r., gdy zaczął im się palić grunt pod nogami. Nigdy nie zostali nawet oskarżeni.

W żyłach dzisiejszych Osedżów płynie krew zarówno ich indiańskich przodków, jak i ich białych prześladowców.

 

BIALI PRZYJACIELE INDIAN | Wróćmy do książki Davida Granna, będącej podstawą filmu Martina Scorsese „Czas krwawego księżyca”, który ma właśnie polską premierę [recenzję filmu opublikujemy w następnym numerze – red.].

Książka ta w sporej mierze koncentruje się na najbardziej bezwzględnym z bandytów, który kreował się na przyjaciela Indian, rzekomo pomagał w śledztwach mających ustalić winnych i brał udział w pogrzebach – choć to on wydawał zlecenia śmierci. William Hale był bogatym i wpływowym hodowcą bydła, bez jego poparcia nikt nie miał szans zostać wybrany szeryfem. Był też organizatorem ohydnego spisku: podstawiał swoich ludzi, by żenili się z Indiankami, a potem je zabijali. W filmie Scorsese w jego rolę wcielił się Robert De Niro.

Bardziej skomplikowana jest rola jego kuzyna Ernesta Buckhardta, który na polecenie Hale’a poślubił Indiankę Mollie Kyle. Hale i Buckhardt zabijali kolejnych członków rodziny Mollie, by przejąć ich prawa do zysków z ropy, a ona była systematycznie podtruwana. Ale z zapowiedzi wynika, że film skupia się na uczuciu, jakie połączyło Kyle i Buckhardta.

Leonardo DiCaprio miał zagrać Toma White’a, agenta FBI, który obnażył sieć Hale’a i doprowadził do skazania jego i Buckhardta (White jest też bohaterem książki Granna). W wywiadzie dla brytyjskiego pisma „Vogue” DiCaprio opowiada, że po przeczytaniu scenariusza „nie czuł, że dotarł do sedna sprawy”, że „nie wniknęliśmy w historię Osedżów”. Zażądał dla siebie roli Buck-hardta.

„Była pewna niewielka scena między Mollie i Ernestem, która wywołała w nas takie emocje podczas czytania, że zaczęliśmy wnikać w to, czym była ta relacja, ponieważ była tak pokręcona i dziwaczna i niepodobna do niczego, czego kiedykolwiek wcześniej doświadczyłem” – mówił DiCaprio.

Dodał, że wraz ze Scorsese naciskali, by na pierwszy plan wysunęła się postać Mollie.

Można więc sądzić, że film Scorsese będzie mniej kryminałem, a bardziej rozprawą na temat skomplikowanych więzi oplatających Osedżów i hołdem dla umęczonego ludu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Najbogatszy lud na świecie