Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Opublikowane badania to tak naprawdę sondaż, czyli badanie opinii pacjentów, a nie stanu faktycznego. Nadto dotyczy jedynie publicznej służby zdrowia. Owszem, zmniejszenie liczby wizyt u specjalistów, a zwiększenie roli lekarza rodzinnego, było jednym z celów reformy. Czy Polacy rzeczywiście mniej bywają u specjalistów, czy też zrażeni długimi kolejkami - na co w badaniu narzekają - korzystają z porad prywatnych, nie wiadomo, bo takich danych nie zebrano. Lecz tak drastyczny spadek raczej niepokoi niż zadowala. Spadek ilości badań diagnostycznych też trudno ocenić, bo - jak stwierdzono - często przeprowadzane są... w szpitalu, gdzie kosztuje to więcej. O ile, nie wiadomo, bo tego też nie zbadano. Wiadomo za to, że tu akurat reforma zakładała wymuszenie tendencji odwrotnej.
Badanie ministerstwa przypomina wstępne pytanie lekarza: jak się pan czuje? Odpowiedź jest ważna, ale niekoniecznie wystarczająca do postawienia diagnozy, a właśnie z postawieniem diagnozy stanu ochrony zdrowia mamy problem. Nie działa bowiem w Polsce żaden system zbierania danych o ochronie i służbie zdrowia. “Gazeta Wyborcza" podała, że kolejna próba zbudowania Rejestru Usług Medycznych w oparciu o offset (czyli środki, które Amerykanie obiecali zainwestować w Polsce w zamian za zakup myśliwców F-16) zakończy się niczym i co ważniejsze dobrze, że tak się stanie, bo przygotowywany system jest bardzo drogi, a za to wadliwy. Tymczasem dysponując jedynie badaniami opinii pacjentów, zamiast naukowej diagnozy będziemy naprawiać system ochrony zdrowia jak pantofelki: metodą prób i błędów, rozbijając sobie głowy o kolejne przeszkody.