Komando "lub czasopisma"

Śledztwa dobiegają końca i wszystko wydaje się jasne: jeżeli ludzie, którzy wysłali Lwa Rywina do Agory, naprawdę chcieli ubić interes, musieli mieć wpływ na ustawę będącą kluczowym elementem tej propozycji. Musieli mieć znaczenie w ugrupowaniu dominującym w rządzie i Sejmie, czyli być Grupą Trzymającą Władzę, oraz dysponować komandem lub czasopisma, które w razie czego mogło w ustawie poprawić coś więcej niż przecinki.

18.09.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Jeszcze niedawno wydawało się, że komisja śledcza powołana do wyjaśnienia “afery Rywina" nic nie wyjaśni. Posłowie przyjęli raport Anity Błochowiak, która twierdziła, że Rywin działał sam. Również skazujący Rywina Sąd uznał, że Grupa Trzymająca Władzę nie istniała, a warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie fałszowania ustawy medialnej, której zapisy zaoferował Agorze Rywin. Ale ostatecznie Sejm przyjął raport Ziobry, w którym podano skład GTW, sąd drugiej instancji uznał, że GTW istniała, choć nie znamy jej składu, a prokuratura w Białymstoku, która przejęła śledztwo w sprawie ustawy, zakończyła właśnie dwa jego wątki.

Janinie Sokołowskiej, szefowej departamentu prawnego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, jej zastępczyni Iwonie Galińskiej oraz Tomaszowi Łopackiemu, prawnikowi z resortu kultury, postawiono zarzut bezprawnego wykreślenia z ustawy słów “lub czasopisma". Aleksandrze Jakubowskiej zarzucono dokonanie bezprawnych zmian w tej ustawie, uniemożliwiających prywatyzację TVP 3. Prokuratorzy nadal pracują nad wątkiem dotyczącym składu GTW.

Fałszerstwa miały miejsce wiosną 2002 r., gdy rząd przyjmował ustawę i przesyłał ją do Sejmu, czyli cztery miesiące przed wizytą Rywina u Michnika, prawie rok przed powstaniem komisji i w rok po rozpoczęciu prac w KRRiT, kiedy to wszystko się tak naprawdę zaczęło.

Mobilizacja

Była wiosna 2001. Jeszcze rządził AWS, ale było wiadomo, że ustawę medialną, którą zaczęła przygotowywać Krajowa Rada, akceptować będzie już nowy rząd. Przewodniczący KRRiT Juliusz Braun powołał grupę ekspertów, z których część wpadła na niezaakceptowany ostatecznie pomysł, by prace toczyły się w tajemnicy (!). Czterech ekspertów związanych było z mediami publicznymi, tylko jeden - z komercyjnymi. To w tym gronie zrodziły się pierwsze pomysły zapisów o dekoncentracji kapitału, czyli regulacje, jak duży udział w rynku medialnym mogą mieć poszczególne koncerny. Tu też zasugerowano możliwość prywatyzacji niektórych publicznych programów radiowych i telewizyjnych.

Sprawa zmian własnościowych przestała być tajemnicą poliszynela, gdy późną jesienią w wywiadzie dla “Rzeczpospolitej" Włodzimierz Czarzasty przyznał, że jest zwolennikiem prywatyzacji Programu 3 TVP. Takie rozwiązanie zgłosił na forum KRRiT, proponując również zaostrzenie przepisów o koncentracji: wydawca ogólnopolskiej gazety nie mógłby nabyć ogólnokrajowej telewizji lub radia.

Prywatyzacja TVP 3 (w tym ośrodków regionalnych) miałaby się odbyć w sposób szczególny. Ustawa powoływała do życia Polską Telewizję Regionalną jako spółkę-córkę TVP. Do sprzedaży PTR wystarczyłaby zgoda zarządu TVP lub jak później zapisano - zgoda ministra skarbu państwa.

Chrzest bojowy

O ile jednak możliwość prywatyzacji PTR widoczna była gołym okiem, o tyle możliwość prywatyzacji np. Programu 2 pojawiła się cichaczem. KRRiT przyjęła zapis, że TVP ma nadawać dwa programy ogólnopolskie. Taki zapis został skierowany do przepisania. Gdy wrócił, mowa była już tylko o... programach ogólnopolskich, ale nie wiadomo ilu. Przez kolejny rok nikt nie zwrócił na tę zmianę uwagi. Później, przed komisją śledczą, część świadków dowodziła, że to “taki chochlik". Jednak nie chodziło tylko o zniknięcie słowa “dwóch" - pomimo jego usunięcia całe zdanie brzmiało poprawnie. Ktoś je przeredagował. Być może to właśnie wtedy komando “lub czasopisma" zadziałało po raz pierwszy.

Dlaczego z pozoru drobne zmiany w zapisach miały tak zasadnicze znaczenie? Otóż w tym czasie w światku medialnego biznesu było powszechnie wiadome, że Agora, potentat na rynku prasowym i radiowym, zamierza zainwestować w telewizję. Popyt był mały, a podaż jeszcze mniejsza. Wszystkie dostępne częstotliwości zostały rozdysponowane. Żeby ktoś mógł kupić, ktoś musiał chcieć sprzedać. W rachubę wchodziły tylko kanały TVP, co wymagało zmian ustawowych, lub Polsat, który akurat szukał inwestorów, ale miał pewną wadę: kończyła mu się koncesja, którą przydziela KRRiT. Cała sytuacja była wymarzona dla Grupy Trzymającej Władzę.

Dopuszczenie możliwości prywatyzacji TVP zwiększało podaż. Zamknięcie takiej możliwości zwiększało wartość Polsatu. Łagodne przepisy o koncentracji dawały Agorze szanse ekspansji. Restrykcyjne ją zamykały. Dlatego tak ważne było ustalenie progu udziału w rynku prasowym (20 lub 30 proc.), którego przekroczenie uniemożliwiało transakcję, oraz czy istniał zapis o “gazetach ogólnopolskich", czy też o “gazetach lub czasopismach".

"Błąd techniczny"

Sprawa “lub czasopisma" wypłynęła już w pierwszych tygodniach działania komisji śledczej. Juliusz Braun przyznał, że w trakcie prac nad ustawą doszło do mataczenia, a jako przykłady podał sprawę słowa “dwóch" oraz “lub czasopisma": rząd przyjął ustawę z “lub czasopisma", ale gdy projekt trafił do Sejmu, już ich nie było. Po kilku dniach rząd skorygował “pomyłkę", ale i tak pojawiły się dwa druki sejmowe o tych samych numerach, ale różnej zawartości (!).

Indagowany przez komisję premier Miller wyjaśnił, że doszło do “błędu technicznego". Sekretarz Rady Ministrów Aleksander Proksa przyznał, że chodziło raczej o błąd merytoryczny, popełniony przez pracownicę Rządowego Centrum Legislacyjnego Bożenę Szumielewicz, która została za to ukarana. Jednak wezwana przed komisję Szumielewicz stwierdziła nie tylko, że nie był to jej błąd, ale że to właśnie ona wykryła brak feralnego sformułowania, co później bezskutecznie wyjaśniała przełożonym.

Na razie nikt nie przeczuwał, że mamy do czynienia z jednym z najciekawszych wątków afery Rywina. Wszyscy zajęci byli burzą, jaką wywołały inne zeznania Brauna. Prezydent wezwał członków KRRiT do podania się do dymisji. Posłowie opozycji zaczęli bojkot prac nad ustawą medialną w komisji kultury, a Jakubowska odeszła z ministerstwa kultury i została szefową gabinetu politycznego premiera.

Zagłębiający się w sprawę zniknięcia “czasopism" śledczy odkrywali coraz dziwniejsze fakty. Redakcja ostatnich poprawek trwała 6 godzin, z czego połowę komando (już bez Szumielewicz) spędziło w siedzibie KRRiT zamiast w budynku Ministerstwa Kultury (ministerstwo odpowiadało za projekt, a Krajowa Rada na tym etapie nie powinna mieć z nim nic wspólnego). Okazało się też, że Janina Sokołowska brała udział w pracach zespołu bez żadnego upoważnienia i nie wiadomo, kogo właściwie reprezentowała. Szef komisji śledczej podsumował: “Pani dyrektor Sokołowska funkcjonuje w tych pracach jak kapitan Nemo w »Tajemniczej Wyspie«".

Zasada domina

Ponieważ zeznania Galińskiej, Łopackiego i Sokołowskiej były sprzeczne z zeznaniami Szumielewicz, doszło do pierwszej przed komisją konfrontacji legislatorki z komandem “lub czasopisma". Konfrontacja wypadła jednoznacznie korzystnie dla Szumielewicz. Komisja złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu sfałszowania ustawy, a ta wszczęła śledztwo. Premier Leszek Miller zapowiedział, że rząd zwróci się do marszałka Sejmu o wstrzymanie prac nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji lub o wycofanie projektu z prac sejmowych. Wsparła go Danuta Waniek, już jako przewodnicząca KRRiT. Szef komisji Tomasz Nałęcz stwierdził, że zeznania świadków stawiają pod znakiem zapytania etyczną wiarygodność projektu. Nawet przewodniczący komisji kultury Jerzy Wenderlich przyznał wreszcie, że nowelizacja jest obarczona “jakimś grzechem pierworodnym".

Powszechnie oglądane w telewizji konfrontacje w sprawie “lub czasopisma" spowodowały, że poparcie dla ustawy wycofały UP i Samoobrona, a w tej beznadziejnej sytuacji - również SLD. Nowelizacja już nigdy nie wróciła do Sejmu.

Kto dowodzi

Kolejna bomba wybuchła półtora miesiąca później. Jan Rokita przyniósł do komisji depesze Polskiej Agencji Prasowej z marca 2002 - a więc z czasu, gdy legislatorzy mieli popełnić “błąd techniczny". Wynikało z nich, że dziennikarka PAP Anna Wojciechowska odkryła, że w wersji, która trafiła do Sejmu, nie ma owego zapisu, po czym skontaktowała się z Jakubowską i otrzymała potwierdzenie, że nie chodzi o pomyłkę, lecz że taką właśnie wersję podpisał premier.

Komisja przesłuchała dziennikarkę, a przy okazji jej zeznań po raz kolejny wróciła sprawa tajemniczego zniknięcia z ustawy możliwości prywatyzacji PTR. To w związku z tym fałszerstwem prokuratura stawia obecnie zarzuty Jakubowskiej.

Wersja przedstawiona rządowi przez ministerstwo zakładała możliwość prywatyzacji za zgodą ministra skarbu. Obecny na posiedzeniu gabinetu Millera jako gość przewodniczący KRRiT Juliusz Braun zaprotestował, ale nikt go nie poparł. Według prawników wnioski Brauna, który nie był członkiem rządu, to tylko opinie, więc bez poparcia ministrów nie mogły być uwzględnione jako przyjęta zmiana w ustawie. Według Aleksandry Jakubowskiej brak sprzeciwu oznaczał wyrażenie zgody na wprowadzenie zmiany. Do parlamentu trafił projekt umożliwiający prywatyzację PTR jedynie za zgodą Sejmu. Komisja śledcza skierowała do prokuratury kolejny wniosek o wszczęcie śledztwa.

Co się odwlecze...

Śledztwo w prokuraturze, kilkakrotnie przedłużane, wlokło się niemiłosiernie. Jego szczegółów nie ujawniano. “Lub czasopisma" powoli znikały z czołówek gazet. Choć zdarzały się ciekawe rodzynki. W styczniu 2003 KRRiT przedstawiła projekt kodeksu etyki urzędnika Rady, przygotowany w departamencie prawnym, którym dalej kierowała... Janina Sokołowska. Odeszła z pracy dopiero w sierpniu. Mając olbrzymie długi i w obawie, że do KRRiT trafi pismo komornika, przejmowała całą korespondencję departamentu, ukrywając ją przed podwładnymi i przełożonymi. Spowodowało to bałagan, na skutek którego Rada przegrała jeden z procesów sądowych.

W lutym “Gazeta Wyborcza" doniosła, że “lub czasopisma" zniknęły w KRRiT w komputerze Iwony Galińskiej. Potem TVN podał, że dysk Sokołowskiej został sformatowany (usunięto z niego dane) tuż po powołaniu komisji śledczej. Również dysk Jakubowskiej został “wyczyszczony" w tym samym czasie.

W marcu prokuratura apelacyjna w Warszawie stwierdziła, że “nie widzi obecnie podstaw do podjęcia z urzędu czynności wobec Aleksandry Jakubowskiej". Jakubowska przestała jednak być szefem gabinetu politycznego premiera. W lipcu prokuratura umorzyła wprawdzie śledztwo w sprawie “lub czasopisma", “gdyż nikt w tej sprawie nie został uznany za pokrzywdzonego", ale wkrótce Prokuratura Krajowa wydała Prokuraturze Apelacyjnej pisemne polecenie, by w sprawie “lub czasopisma" postawić zarzuty trzem osobom i by śledztwo zostało wznowione przez prokuraturę białostocką. Ta po miesiącu przedstawiła zarzuty już czterem osobom.

Wyniki śledztwa w sprawie składu Grupy Trzymającej Władzę w październiku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2005