Choroba z nawrotami

Mamy kolejny kryzys w ochronie zdrowia. Właściwie kryzysy w tej sferze to nasza specjalność, ale tym razem ich liczba stworzyła nową jakość. Nasza składka na Narodowy Fundusz Zdrowia może stać się Funduszem Wspierania Komorników.

27.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Po sześciu latach nieustannego reformowania służby zdrowia mamy niestety dużo negatywnych doświadczeń oraz niepełną i nieuporządkowaną wiedzę o skutkach ciągle zmienianych mechanizmów. Jedynym zaś poważnym sukcesem jest fakt, że ten system jeszcze się nie rozpadł, co po wyroku Trybunału Konstytucyjnego nam groziło.

Echolalia

W pewnym sensie znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Powszechna zgoda panuje jedynie co do zasadniczych dla systemu pytań, niestety tych samych, które zadawaliśmy sobie przed 1999 r., kiedy rozpoczęliśmy reformę. Ich niepełna lista mogłaby wyglądać tak: z jakich źródeł ma być finansowana ochrona zdrowia: z budżetu czy ubezpieczeń? czy system ma być scentralizowany czy zdecentralizowany? czy ubezpieczyciel publiczny ma być monopolistą? czy dopuszczamy prywatyzację publicznych szpitali? czy publiczne zakłady opieki zdrowotnej mogą pobierać opłaty? co zrobić ze szpitalnymi długami?

Problem polega na tym, że odpowiedzi, które słyszymy, też do złudzenia przypominają te sprzed reformy. Można je podzielić na trzy kategorie: sprzeczne, niejasne i takie, których nie ma.

Sprzeczne są odpowiedzi na pytanie o źródła finansowania. Z tych, którzy maszerują do władzy, Prawo i Sprawiedliwość chce finansowania z budżetu, a Platforma Obywatelska opowiada się za systemem ubezpieczeniowym. Niejasne odpowiedzi dotyczą np. stopnia zdecentralizowania publicznego ubezpieczyciela czy zgody na pobieranie opłat przez publiczne szpitale. Natomiast zupełnie nie wiadomo, jaką przewidywać przyszłość w kwestii dopuszczenia na rynek innych ubezpieczycieli niż NFZ.

Przyczyny tego stanu rzeczy są następujące. Każda partia polityczna uznaje za jeden z podstawowych elementów programu wyborczego wyrazistą krytykę zawsze niezadowalającego systemu ochrony zdrowia, a za punkt honoru posiadanie własnych, niepodobnych do innych, pomysłów na cudowną zmianę. Pomysłów, bo niekoniecznie musi się to przekładać na konkretne projekty. Jednak takie zachowanie polityków nie bierze się znikąd. Odpowiadają oni na oczekiwania wyborców, rozdrażnionych nowymi kryzysami i skandalami, żądających kolejnych radykalnych rozwiązań i wbrew swej woli szkodzących samym sobie.

Wojna religijna

Ten mechanizm wytwarza następny problem - niestabilność prawa. Jego stanowienie w kwestii ochrony zdrowia przypomina zasadę “czyja władza, tego religia". A początki były takie obiecujące... Dziś mało kto jednak pamięta, że Kasy Chorych powołano do życia w 1997 r. głosami tak lewicy, jak prawicy. Sielanka trwała krótko: zdecentralizowane Kasy Chorych, które zastąpiły system budżetowy, musiały ustąpić miejsca skrajnie scentralizowanemu Funduszowi Zdrowia Łapińskiego. Ten z kolei, po zdelegalizowaniu przez Trybunał Konstytucyjny, zastąpiono przejściowym NFZ-bis. Kasy przetrwały cztery lata, pierwszy NFZ już tylko półtora roku, a drugi Fundusz zapewne polegnie po wyborach parlamentarnych. Ustawodawca przypomina małoletniego telewidza z pilotem w ręce i zespołem nadpobudliwości w głowie.

Tak samo, tylko jeszcze gorzej, co wydawałoby się niemożliwe, wygląda polityka kadrowa. Kto dziś jest w stanie odtworzyć z pamięci długą listę ministrów zdrowia i prezesów NFZ z ostatnich lat? Kolejni ministrowie i prezesi odchodzą, bo albo protestują przeciwko jakiemuś skandalowi, albo sami stają się jego bohaterami. Z powodu tak gwałtownych zmian kadrowych i prawnych nie sposób przeprowadzić jakiejś długofalowej operacji ani zebrać informacji o dobrych i złych stronach kolejnych rozwiązań. Nie mówiąc już o ich analizie.

Do mankamentów należy też doliczyć jakość stanowionego prawa. Konkurencja w kategorii “bubel reformy" jest duża. Niestety, uchwalenie sprzecznej z Konstytucją ustawy o NFZ nie może zająć pierwszego miejsca. Liderem pozostaje słynna “ustawa 203". Uchwalenie w 2000 r. (wybory były już blisko) podwyżek dla pracowników służby zdrowia bez wskazania źródła ich finansowania zaowocowało lawinowym wzrostem zadłużenia szpitali i serią skutecznych pozwów sądowych przeciwko Skarbowi Państwa. Warto tu zwrócić uwagę na mechanizm, jaki muszą zastosować szpitale, by uzyskać pieniądze na podwyżki. Najpierw muszą je wypłacić, czyli zaciągnąć kredyt, a potem miesiącami dochodzić praw w sądzie, płacąc za obsługę zadłużenia. Niewypłacenie podwyżek nic nie zmienia, bo wtedy swoich praw w sądzie skutecznie dochodzą pracownicy, a wyrok egzekwuje komornik. W przypadku niektórych szpitali długi wynikające z “ustawy 203" stanowią lwią część całego zadłużenia.

Pojawił się jednak poważny konkurent dla “ustawy 203" w postaci nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego. Nowe uprawnienia, jakie otrzymali komornicy, mogą uniemożliwić pracownikom odzyskanie zaległych podwyżek, zmniejszyć ich realne dochody do poziomu najniższego ustawowego uposażenia lub nawet sparaliżować pracę szpitala. Skutki uchwalenia nowelizacji kpc są szczególną lekcją zachowania parlamentarzystów i prezydenta. Najpierw nie dostrzeżono skutków, potem Ministerstwo Zdrowia starało się je bagatelizować, by na koniec w pierwszym szeregu walczących ze zgubnymi skutkami przyjętego rozwiązania znaleźli się ci sami posłowie, którzy je uchwalili.

Dialog i arogancja

Wprowadzając destrukcyjny w skutkach NFZ rząd, parlamentarna większość i prezydent wykazali się wyjątkową arogancją. Protestował bowiem kto żyw. Związkom zawodowym, ekspertom, samorządom zawodowym i terytorialnym wtórowały media. Wszystko bez skutku. Dziś prezydent kreuje się na wielkiego ratownika obiecując, że z jego inicjatywy ponownie trafi pod obrady Sejmu nowa wersja właśnie odrzuconej ustawy o pomocy publicznej i restrukturyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej, ale ponad dwa lata temu nie skorzystał z przysługującej mu możliwości zablokowania szalonych pomysłów ministra Mariusza Łapińskiego. Taka postawa spowodowała, że wkrótce po tym lekarze i dyrektorzy zachowali się równie stanowczo i walcząc o przyzwoite kontrakty posunęli się do powieszenia kłódek na swoich gabinetach. Obojętność na interes publiczny i na argumenty “innych" stała się wzorem i jedynym sposobem dochodzenia swoich racji. Tę lekcję, przerabianą wcześniej podczas protestów związkowych, które doprowadziły do uchwalenia “ustawy 203", widać dobrze zapamiętano.

Minister Marek Balicki miał przywrócić ducha dialogu. Fakt, prowadzono różne negocjacje, np. przez półtora roku w sprawie ustawy restrukturyzacyjnej. Efekt? Ostateczna wersja zaproponowana przez ministra w niczym nie przypominała początkowej, a i tak w przeddzień głosowania doszło do radykalizacji poglądów polityków, głodówki związkowców, komornicy zaś stanęli u bram. Co najgorsze, żadna ze stron nie była uczciwa. Minister Balicki usiłował wmówić opinii publicznej, że wykładnia prawna przygotowana przez jego resort może być obowiązująca dla komorników. Związkowcy tak naprawdę wykorzystali groźbę zajęć komorniczych do zorganizowania strajków przeciw prywatyzacji szpitali, chociaż ta nam nie groziła, a poza tym nie musi być ona nieszczęściem. Część opozycji gotowa była nawet poprzeć ministra, ale w przeddzień wyborów ostatecznie wolała zagłosować przeciw, obiecując w zamian przedstawienie alternatywnych rozwiązań, których na razie nie ma. Koalicja zaś zrobiła to, co robi od dawna, tzn. niepomna obietnic i własnej bezsilności, postanowiła trzymać się władzy, jak długo pozwoli Konstytucja.

Nikt tylko nie wyjaśnił opinii publicznej, w jaki sposób uruchomienie 2,2 mld złotych doprowadzi do spłaty długów, które być może wynoszą 6 mld, a być może przekraczają 8 mld. Nie wyjaśnił, bo media, czy tego chcą czy nie, też uczestniczą w ogólnej wrzawie.

Nadzieja

Czy w tym pochodzie niesprecyzowanych koncepcji, dezynwoltury ustawodawczej, interesów związkowych, partyjnych, lobbystycznych, a niestety i korupcyjnych, jest jakieś światełko nadziei? Pewnie tak, bo kilka spraw udało się doprowadzić do końca.

Sztandarowy element reformy w postaci lekarza pierwszego kontaktu przetrwał wszystkie zawirowania. Skomercjalizowane przychodnie działają lepiej. Mimo narzekań na wysokość kontraktów liczba prywatnych firm medycznych rośnie. Zawieranie kontraktów na rok bieżący w niczym nie przypominało bałaganu sprzed roku. Na czele NFZ stoi Jerzy Miller - człowiek akceptowany przez opozycję, zaś organizowane przez niego konkursy na dyrektorów oddziałów zostaną rozstrzygnięte jeszcze przed wyborami, jest więc nadzieja, że zmiana ekipy rządzącej nie będzie oznaczać kompletnej wymiany kadr. Wreszcie, dość wiarygodna zapowiedź prezesa NFZ wprowadzenia elektronicznego Rejestru Usług Medycznych daje szansę, że administratorzy Funduszu przestaną zarządzać nim po omacku. Czy to dużo? Na pewno nie. Ale, patrząc z drugiej strony, jak na “krajobraz po Łapińskim i SLD-UP", całkiem sporo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2005