Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Owszem, np. "Gość Niedzielny" prowadzi kącik "Wencel poleca", "Wencel odradza", i to już jest troska o odbiorców, których są przecie miliony, spędzające co dzień godziny przed domowym ekranem. Ale gdzie odbywa się poważne studium nad pytaniem, do jakiego odbiorcy adresowane są poszczególne telewizje, a w nich najbardziej oglądane obrazy i treści? Co tak naprawdę przekazują? Co w widzu i słuchaczu pozostawiają?
Pisałam kiedyś parę słów o bezskuteczności uwag przekazywanych telefonicznie do studia od ludzi błagających o rezygnację na przykład z najbardziej kłótliwych rozmówców. Nic się tu nie zmienia, widocznie zasada "my wiemy lepiej" jest nadrzędna. A jakby tak raz spojrzeć na seriale i telenowele w telewizji publicznej? Przecież oglądane są tak masowo jak może żaden inny program poza zawodami sportowymi. Ich twórcy chwalą się, że to świat przyjaciół dla ludzi znużonych życiem. A tak naprawdę? To bajki dla dorosłych, programowo niemające nic wspólnego z życiem, w którym niby to tkwią bohaterowie. Bywa to aż upokarzające, gdy akcja toczy się tu i teraz, na przykład w stolicy, ale nic nie odnosi się do czegokolwiek, co w tym samym czasie zajmuje, niepokoi albo cieszy żywych ludzi. Tak jakby autorzy tych obrazków uważali swoich odbiorców za bezmyślnych połykaczy kolejnej anegdoty. Potem jeszcze między jednym a drugim scenariuszem długie dziesięć minut strawione na kilkunastu reklamach, adresowanych do rozpaczliwej gotowości uwierzenia w pokazywane "dobro" - i oto misja telewizji publicznej w jednym ze swoich najważniejszych dziś wątków. Kiedy zaczniemy się bronić?