Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wywalczyliśmy prawdę i spełniliśmy nasz obowiązek obrony historycznej prawdy o Zagładzie” – napisał na Facebooku premier Benjamin Netanjahu, ogłaszając zwycięstwo w sprawie ustawy o IPN (zwanej w Izraelu „prawem o Szoah”). Swój wpis opatrzył filmikiem z fragmentami środowego przemówienia i dramatyczną muzyką, co ciekawe – z pominięciem odczytanej wspólnej deklaracji premierów Polski i Izraela.
To, czego zabrakło w filmiku Netanjahu (i czego premier najwyraźniej się zawstydził), nie uszło uwadze izraelskiej prasy. Dziennik „Jediot Ahronot” komentuje, że zmiana tego prawa w Polsce jest oczywiście dużym osiągnięciem, ale deklarację obu premierów uznać już należy za skandal. Próbuje ona ustalić jednolitą wersję historii z jednego z najciemniejszych okresów w dziejach ludzkości, szczególnie narodów żydowskiego i polskiego. „Z historycznej perspektywy jest niemądrą próbą obniżenia wagi polskiego wątku w historii Zagłady poprzez sprowadzenie morderczej aktywności wielu Polaków w stosunku do żydowskich sąsiadów do niewłaściwej postawy konkretnych osób (…) Nie leży w roli, autorytecie czy zdolności polityków podpisywanie deklaracji historycznych. Tak jak żadne prawo nie może zamazać prawdy o Szoah, tak samo nie zrobi tego żadna polityczna deklaracja”.
Autor zauważa, że w deklaracji jest tyle błędów i złego smaku, że potrzeba teraz długich historycznych badań, by je nazwać. „Na przykład po raz pierwszy premier Izraela mówi coś o antypolonizmie – słowie, które zostało wymyślone przez polskich nacjonalistów jako przeciwwaga do słowa antysemityzm”. Jak ocenia dalej komentator dziennika, „w bitwie o to prawo poddali się nie tylko Polacy, ale też my”. Zauważa również, że szybkość, z jaką zmiana tego prawa odbyła się w Polsce, była czymś właściwym niedemokratycznym rządom.
W podobnym tonie sprawę komentuje „Haaretz”, ogłaszając zwycięstwo Warszawy w walce o historyczną narrację. Dziennik zwraca uwagę na wątek ceny, jaką może wśród swojego elektoratu ponieść polski premier i partia rządząca. „Pod naciskiem obcego rządu wycofał się z prawa uchwalonego przez swój parlament i prezydenta. Premier Netanjahu dał Polsce w zamian prawdziwy skarb – uznanie dla polskiej narracji o II wojnie światowej. (…) Izrael ewidentnie ustąpił Polsce, z powodu nieujawnionych dyplomatycznych okoliczności”. Komentator punktuje historyczne nieścisłości deklaracji, zauważając, że wspólnemu oświadczeniu brakuje szczerego rozliczenia z polską częścią historii Zagłady, która przecież jest znana z wielu historycznych badań, także tych prowadzonych w Polsce. „Mimo tego wszystkiego, rezultat tej wspólnej deklaracji jest mile widziany i pożądany. Od teraz rozpatrywanie polskich wątków w II wojnie światowej będzie należało do historyków, dziennikarzy, postaci życia publicznego i polityków – bez zagrożenia więzieniem wiszącego nad każdym, kto ośmieli się wyrazić poglądy niemiłe dla danego ucha”.
„Jerusalem Post” z kolei zbiera komentarze polityków. Najostrzejszy z nich padł z ust głównego rywala politycznego Netanjahu Jaira Lapida, który nazwał zmianę prawa „złym żartem” i nawoływał do całkowitego odwołania tego „skandalicznego prawa” i przeprosin. „Powinni prosić o wybaczenie zmarłych” – komentuje Lapid. Gazeta zauważa też, że instytut Yad Vashem przyjął zmianę z zadowoleniem i nazwał ją „pozytywnym rozwojem sprawy w dobrym kierunku”.
Kanał 10 izraelskiej telewizji przytoczył z kolei wypowiedź wysokiego rangą urzędnika państwowego, który twierdzi, że deklaracja została zaakceptowana przez grupę izraelskich historyków, prowadzoną przez prof. Dinę Porat – główną historyk Yad Vashem. ©
Czytaj także: Po co nam to było? - Paweł Bravo o ustawie o IPN