Isadora jesienią

Zawsze, gdy lato gorące, mnie nachodzi Jesienin. Nie ma żadnej mistyki. Zwyczajnie – jego nazwisko kojarzy mi się z gasnącymi kolorami, chłodem wieczoru i przemijaniem.

03.07.2016

Czyta się kilka minut

Paweł Reszka /  / Fot. Grażyna Makara
Paweł Reszka / / Fot. Grażyna Makara

I tak, gdy inni w beztrosce smażą się na piachu, ja spaceruję po wąskich uliczkach dzielnicy, w której mieszkam. I zamiast się cieszyć, że przez kilka tygodni mam za oknem Riwierę, maniakalnie szukam pierwszego zeschłego liścia. Dowodu, że to wszystko nie będzie trwać długo.

Idę, a w uszach majaczą mi się strzępy, Bóg wie po co, wykutego kiedyś na blachę wiersza S.J. Jest w nim bezlistny, oszroniony klon. Podobny do wstawionego stróża, co utonął w zaspie. Jest i sam Jesienin. Jak zwykle na chwiejnych nogach. Jak zwykle niemający jeszcze ochoty wracać do domu. Jak zwykle marzący, by przytulić kobietę – choćby była cudzą żoną.
Kilka strofek, które nie mają nawet tytułu, bardzo pasuje mi do S.J.

Bo niby wiemy, że jest chuliganem bijącym interlokutorów kuflem centralnie w łeb. Niby wiemy, że on nigdy się nie czesze i robi to umyślnie, oraz jest zatraconym pijakiem, o którego ekscesach informowano samego towarzysza Dzierżyńskiego. I wiemy, że to bohater licznych romansów, w których gubią się nawet uważni biografowie.
Tylko że to tylko mocno przyrosłe do twarzy maski. Nie szukamy przecież u S.J. skandalu. A czego? No, trudno powiedzieć! Każdy po swojemu.

Ale może opowieści o nieuniknionym przemijaniu? Pierwszego zeschłego liścia. Nie macie czegoś takiego? Czytacie sobie wieczorkiem od niechcenia – krótko, strofkę lub dwie. I nagle wzrok zatrzymuje się między zadrukowanymi liniami. Myśli biegną ku obrazom, które już tysiąc razy powinny zatrzeć się w pamięci. Widzimy najpierw miejsca. Ulica. Knajpa. Pokój. Nagle wydaje się wam: czujecie czyjś oddech albo ciepło dłoni. Widzicie zarys postaci, ale chcielibyście odwrócić głowę. Przecież to już nawet nie wspomnienie, to coś, co nigdy się nie zdarzyło. To dawno zdecydowane. A jednak nie macie ochoty odwracać wzroku. Spojrzeć chociaż na chwilę – jak wygląda dzisiaj, po latach.

I głos dochodzi jak z zaświatów: – Czy coś się stało? – Słucham? – Pytam, czy coś się stało, znieruchomiałeś tak nagle. – Nie, nie. Czytam po prostu.

A więc macie tak czasami? Nie? Ja też nie mam.

Moim zdaniem zdjęcia S.J. (wyjąwszy dwa pośmiertne) są pospolicie takie same. Jasnowłosy chłopak o pucułowatej twarzy śmiało patrzy w obiektyw. Jest to wzrok zdobywcy świata. Trafiają się też inne warianty: Jesienin w kapeluszu albo Jesienin w futrze – ale w istocie to ciągle ta sama, pokazująca jedynie maskę, fotografia.

Jedno zdjęcie wydaje mi się inne. Poeta w kaszkiecie znów patrzy w obiektyw. Jednak jego twarz jest spokojna, nie ma w niej stałego i oczekiwanego przez publiczność buntu. Obok niego Isadora Duncan – amerykańska tancerka, twórczyni nowej filozofii tańca i przez krótki czas żona Jesienina. Siergiej Aleksandrowicz nie mówił po angielsku, pani Duncan słabiutko znała rosyjski – co zbudowało krótkotrwałą, ale jednak harmonię tego związku?

Uwagę przyciąga jeden szczegół. Zakręcony wokół szyi Isadory kraciasty szal spływa w dół i owija się wokół przedramienia poety. Szczegół mrozi krew w żyłach, jeśli wie się, że w 1927 r., dwa lata po samobójczej śmierci S.J., pani Duncan spędzała czas w Nicei, na Riwierze. Była u szczytu zawodowej sławy. Ale chyba miała dość świata. Popijała tęgo i miała wszędzie długi. Tego dnia, 14 września, chwilę przed początkiem jesieni Isadora owinięta w jedwabny szal wyruszyła na wycieczkę kabrioletem Amilcar. Gdy auto miało ruszać, rzuciła: „Żegnajcie przyjaciele! Odjeżdżam ku miłości!”. Zginęła, gdy szal wkręcił się w tylne koło samochodu.

„Odjeżdżam ku miłości” – mogłoby zabrzmieć tu wyjątkowo pięknie. Tyle że Isadora, niestety, nie miała wówczas na myśli poety Jesienina, który w stanie głębokiej depresji powiesił się w apartamencie leningradzkiego hotelu Angleterre. O ile wiadomo, jej myśli zaprzątał kierowca – mechanik Benoît Falchetto – właściciel kabrioleta, który siedział za kierownicą i był najzupełniej żywy.
Jak to pisał Jesienin? „Straciwszy skromność, jak bela wstawiony, brzózkę jąłem ściskać niby cudzą żonę”.

A więc Isadora miała podobnie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2016