Inteligencja katolicka

Odnoszę wrażenie, że wiele „katolickich” poczynań zmierza dziś wprost do produkcji półinteligentów. Słuchacze różnych wykładów i spotkań nie grzeszą wiedzą o swojej wierze. Stąd skłonność do agresji wobec inaczej myślących.

26.01.2015

Czyta się kilka minut

 /
/

W wydanych pod redakcją zespołu kierowanego przez prof. Jerzego Jedlickiego „Dziejach inteligencji polskiej do roku 1918” nic o „inteligencji katolickiej” jako takiej nie ma – z czego nie wynika, że w tej stopniowo rozwijającej się kategorii społecznej nie było katolików. Co więcej, profesor Jedlicki zastanawiał się, czy w ogóle genezy polskiej inteligencji nie należałoby szukać w środowisku ludzi Kościoła. Tę ewentualność jednak odrzucił. Prawdopodobnie trudno w tym okresie mówić o istnieniu grupy inteligentów wyróżniającej się jako katolicka.

Pojawia ona już poza czasową granicą PAN-owskiego opracowania, krystalizuje się w końcowym okresie rozbiorów i w II Rzeczypospolitej. Jako jej matecznik wymienia się zwykle Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”, kwartalnik „Verbum” i środowisko Lasek. W dwudziestoleciu międzywojennym inteligencja katolicka formowała się również w takich miejscach, jak Akcja Katolicka, Juventus Christiana i inne organizacje katolickie, także wokół Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Zaraz po drugiej wojnie starano się te tradycje kontynuować. Do tradycji „Odrodzenia” i Lasek nawiązywało środowisko „Tygodnika Powszechnego”, miesięcznika „Znak” i „Tygodnika Warszawskiego”. Oczywiście, w czasach PRL-u wszystko to musiało wyglądać inaczej niż w dwudziestoleciu. Za katolicką inteligencję uważano ludzi wyróżniających się integralną formacją katolicką: duchową, doktrynalną, kulturalną oraz znajomością nauki społecznej Kościoła, angażujących się w sprawy publiczne. Środowisko inteligencji katolickiej tworzył Pax, po październikowej odwilży 1956 roku inne stowarzyszenia o różnej orientacji politycznej i oczywiście Kluby Inteligencji Katolickiej. Formowaniu katolickiej inteligencji miały służyć duszpasterstwa akademickie, które, nawiązując do przedwojennych tradycji, rozpoczęły działalność zaraz po wojnie. W systemie dyskryminującym Kościół polska inteligencja katolicka była na tyle znacząca, że reżim musiał się z jej istnieniem pogodzić, oczywiście robiąc wszystko, żeby ją wewnętrznie poróżnić z hierarchią i w rezultacie sobie podporządkować. Ten pobieżny rzut oka na przeszłość prowadzi do pytania o dziś.

Zamieszczona w tym numerze rozmowa z profesorem Władysławem Stróżewskim o inteligencji katolickiej pomija aspekty socjologiczny i polityczny. Rozmówcy nie kuszą się o nakreślenie mapy naszych środowisk inteligencji katolickiej. Znajdujemy za to szkic do duchowego i intelektualnego portretu katolickiego inteligenta. To ważne, bo odnoszę wrażenie, że wiele „katolickich” poczynań zmierza dziś wprost do produkcji półinteligentów. Słuchacze różnych wykładów i spotkań nie grzeszą wiedzą o swojej wierze. Stąd skłonność do agresji wobec inaczej myślących, typowa dla ludzi nie całkiem pewnych swoich racji. Myślę, że obok porządnej formacji duchowej i intelektualnej istotny dla rzeczywiście katolickich środowisk inteligencji jest stosunek do Kościoła. Nie chodzi oczywiście o bezkrytyczny klerykalizm, lekkomyślna swoboda w wygłaszaniu sądów np. o papieżu na podstawie byle jakich informacji prasowych urąga obu członom określenia, zarówno „inteligencja”, jak „katolicka”.

Mieliśmy tego przykład w komentarzach do wypowiedzi Franciszka z królikami w tle. Gdyby Rafał Ziemkiewicz odsłuchał dostępne w internecie nagranie rozmowy papieża z dziennikarzami, wiedziałby, że papież nie odpowiadał na pytanie – jak napisał – „o model katolickiej rodziny wielodzietnej”, lecz polemizował z opinią, jakoby – tu przeprosił za zacytowanie ulubionego przez przeciwników Kościoła wyrażenia – katolickim ideałem zawsze była wielodzietność. Nazajutrz papież raz jeszcze to wyjaśniał, by zaradzić nieporozumieniu. Kto jak kto, ale inteligencja katolicka zanim zacznie papieża komentować, powinna poznawać jego słowa z pierwszej ręki. „Kościół, w który wierzę, schodzi na dziady” – napisał Rafał Ziemkiewicz. A może nie Kościół schodzi, lecz „inteligencja katolicka”?

Na szczęście nie cała, lecz jej część najbardziej zarozumiała i hałaśliwa. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2015