Gospodarka trzeszczy do wstrzyknięnia

Za nami kolejna podwyżka stóp procentowych, tym razem do 6 proc. Przyznaję, że nie zajrzawszy uprzednio do źródeł, nie potrafię już odpowiedzieć na pytanie, ile było ich od początku roku. Pięć? Może sześć? Czy to zresztą ważne? Każdy, kto śledzi działania Narodowego Banku Polskiego – czy to w ramach obowiązków zawodowych, czy w trosce o stan swojego konta – zaczyna dostrzegać, że NBP nie kontroluje sytuacji w Polsce, a jedynym namacalnym rezultatem serwowanych przezeń podwyżek stóp procentowych jest coraz trudniejsze położenie kredytobiorców.
Inflacji na poziomie 13,9 proc. – bo do tylu dobiła w maju – nie było w Polsce od lutego 1998 r. Ile wyniesie pod koniec obecnego roku? Kilka miesięcy temu większość ekonomistów obstawiała najwyżej 12 proc., dlatego teraz oficjalnie formułują prognozy na najbliższe miesiące z wielką ostrożnością. W rozmowach kuluarowych pojawia się za to obawa, że na Gwiazdkę dostaniemy wskaźnik inflacji na poziomie 20 proc. Może nawet więcej.
NBP uspokaja, że z końcem roku zaczniemy obserwować hamowanie tempa wzrostu cen, ale to samo prezes Adam Glapiński obiecywał przecież parę miesięcy temu – mówiąc o połowie tego roku. Wskaźnik oczekiwań inflacyjnych, który wylicza GUS, od miesięcy utrzymuje się na rekordowo wysokich pułapach i nawet majowy spadek trzeba uznać za chwilowe wahnięcie, spowodowane chyba tylko tym, że konsumentom trudno wyobrazić sobie, iż może być jeszcze drożej. Benzyna za ponad 8 zł za litr, truskawki w szczycie sezonu po 15-17 zł za kilogram – rok temu większość z nas uznałaby taki scenariusz za kiepską dystopię.
Odbieramy właśnie tyleż bolesną, co sugestywną lekcję ekonomii, która pokazuje, że inflacja może mieć różnorakie źródła i nasilenie, ale poważnym problemem dla gospodarki staje się wtedy, kiedy większość konsumentów traci wiarę w to, że da się ją opanować w przewidywalnej perspektywie. Sprzedaż detaliczna w cenach bieżących w kwietniu 2022 r. była o 33,4 proc. wyższa niż w kwietniu 2021 r. – podał pod koniec maja GUS. To nowy rekord w historii tych statystyk, czyli od roku 2006. Część ekonomistów tłumaczy to zjawisko obecnością około 1,4-1,5 mln Ukraińców, którzy schronili się przed wojną w Polsce i wydają u nas swoje oszczędności. Może to jednak świadczyć również o tym, że kto może, ten właśnie próbuje pozbyć się gotówki i przyspiesza planowane inwestycje, bo „będzie tylko drożej”. Dla gospodarki ten drugi scenariusz oznaczać może tylko jedno – nadchodzący kryzys.
Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Masz konto? Zaloguj się
365 zł 115 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)