Prawdziwy wzrost cen dopiero przed nami

Tarcza antyinflacyjna i obniżony VAT na żywność zatrzymały ceny towarów spożywczych jedynie na moment. Prawdziwy szok dopiero przed nami i tylko w części będzie miał on związek z wojną.

10.06.2022

Czyta się kilka minut

Przygotowanie nawozu do zastosowania w uprawie. Dergacze, Ukraina, 8 maja 2022 r. / FOT. MYKOLA KALYENIAK / PAP /
Przygotowanie nawozu do zastosowania w uprawie. Dergacze, Ukraina, 8 maja 2022 r. / FOT. MYKOLA KALYENIAK / PAP /

Według GUS w kwietniu artykuły żywnościowe oraz napoje bezalkoholowe zdrożały o niemal 13 proc. rok do roku i były najważniejszym motorem inflacji. W porównaniu do marca żywność zdrożała o przeszło 4 proc., co było niespotykanym od lat wynikiem i mocno odbiło się na nastrojach Polaków. Co prawda, w maju ceny trochę przystopowały, ale nie warto się do tego hamowania przyzwyczajać – to tylko cisza przed burzą.

– Przyczyną jest wzrost kosztów produkcji w przetwórstwie żywności i rolnictwie, który wcale nie zaczął się 24 lutego – tłumaczy Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. – Już w styczniu mieliśmy kolosalne podwyżki cen gazu, mimo że jeszcze nie wybuchła wojna. Doszły do tego wyższe ceny energii elektrycznej i materiałów do opakowań, które są nie tylko coraz droższe, ale też coraz trudniej dostępne. Kolejnym elementem jest silny wzrost kosztów transportu. Obecnie mamy wręcz galopadę cen paliw, ale pamiętajmy, że już wcześniej koszty rosły z powodu braku kierowców.

Tekst ukaże się w wydaniu papierowym 15 czerwca


 

Dyr. Gantner zwraca uwagę, że istnieją dwa rodzaje inflacji. Konsumencka, którą widzimy w finalnych cenach towarów na sklepowych półkach, oraz producencka. Ta ostatnia również jest podawana przez GUS, jednak nie wzbudza dużego zainteresowania opinii publicznej, gdyż nie przekłada się od razu na cenniki w sklepach. Obrazuje ona m.in. koszty materiałów, energii i towarów, które przedsiębiorstwa wykorzystują do produkcji. W kwietniu inflacja producencka wyniosła aż 23,3 proc., co jest najwyższym wynikiem od 1995 r. Może być jednak jeszcze gorzej, czego dowodzi przykład sąsiednich Niemiec, w których koszty producentów wzrosły o jedną trzecią w skali roku.

– Podwyżki nie następują z dnia na dzień, tylko stopniowo, chociażby ze względu na konieczność zmiany cenników w sieciach handlowych – tłumaczy Gantner. – Nie ma jednak możliwości, by wytwórcy żywności byli w stanie zamortyzować wzrost kosztów produkcji rzędu kilkudziesięciu procent, przy kilkuprocentowej marży. Część firm starała się je łagodzić, wykorzystując zapasy nabyte wcześniej w niższych cenach. Wszystkie te możliwości już się jednak skończyły, co było widać w kwietniowym skoku cenowym. W maju się nieco uspokoiło, jednak część producentów zapowiada, że kolejny skok może nastąpić jeszcze w tym miesiącu.

Inni mają gorzej

Spoglądając w dane OECD łatwo zauważyć, że ze wzrostem cen żywności zmaga się każde z 38 państw należących do tej organizacji, zrzeszającej najbardziej rozwinięte kraje świata. W kwietniu w całym OECD ceny żywności wzrosły o 11,5 proc., czyli ponad punkt procentowy mniej niż w Polsce. Jednak w naszym regionie nie wypadamy już tak źle. W krajach bałtyckich skok cen artykułów żywnościowych był dużo większy niż u nas i wahał się w przedziale 15-22 proc. Ceny żywności w sklepach węgierskich wzrosły o 16 proc., a w słowackich o 14 proc. Jedynie w Czechach żywność drożała nieco wolniej niż nad Wisłą.

Generalnie, dane z Europy Środkowo-Wschodniej wyraźnie pokazują wpływ wojny na koszty wytwarzania żywności (dla porównania: ceny artykułów spożywczych we Włoszech wzrosły w kwietniu „tylko” o 6 proc.). Nic dziwnego, kraje naszego regionu są bardziej uzależnione od dostaw paliw ze Wschodu, jak również zbóż, nawozów i innych surowców rolnych. Tymczasem celowe zablokowanie przez Rosję eksportu znad Dniepru doprowadziło do skokowego wzrostu cen na rynkach. W przypadku olejów jadalnych było to najbardziej dotkliwe, gdyż Ukraina jest ich czołowym eksporterem nie tylko w Europie, ale i na całym świecie.

– W wyniku wojny nastąpiło przerwanie łańcuchów dostaw, oszalały ceny energii oraz pojawiły się poważne problemy z zaopatrzeniem w surowce, m.in. z dostępem do oleju słonecznikowego, co od razu winduje ceny oleju rzepakowego – twierdzi Andrzej Gantner. – Warto też zauważyć, że ceny takich surowców jak zboże, mleko, tłuszcze roślinne czy mięso, są w dużej mierze ustalane na rynkach globalnych. Niemożliwe jest więc, by ceny na świecie były wysokie, a w Polsce niskie.

Zupełne szaleństwo panuje na półkach z mięsem. W samym kwietniu mięso zdrożało o 8,5 proc. w stosunku do marca. W skali roku wzrost cen wyniósł aż 18 proc. Szczególnie mocno dotyczy to wieprzowiny i drobiu. Za tę pierwszą w kwietniu musieliśmy zapłacić 12 proc. więcej niż w marcu, a za drób – 14 proc. Oznacza to, że w ciągu roku zdrożał o niemal połowę.

Jedną z przyczyn zjawiska jest fakt, że producenci obu rodzajów mięsa zmagali się ostatnio z dotkliwymi epidemiami – afrykańskiego pomoru świń i ptasiej grypy – co mogło ograniczyć produkcję. Według Gantnera to jednak nie choroby zaważyły na cenach wieprzowiny czy drobiu.


CZYTAJ TAKŻE: GDY SPICHLERZ ŚWIATA PŁONIE. CZY CZEKA NAS KRYZYS ŻYWNOŚCIOWY? >>>


– Główny wpływ miała niepewność na rynku pasz – wskazuje. – Pamiętajmy, że zboża, kukurydza czy soja to główne składniki pasz, które są niezbędne do produkcji mięsa. Nie da się wyprodukować drobiu bez paszy. Tymczasem jej składniki bardzo mocno zdrożały. Poza tym przedsiębiorstwa przewidują już złą sytuację na rynkach jesienią oraz ewentualne przyszłe niedobory. Wytwórcy gromadzą więc zapasy, co również wpływa na bieżące ceny.

Mniej nawozu, mniejsze plony

Ogarnięta wojną Ukraina to osobny rozdział. Według danych FAO, kraj ten jest piątym największym eksporterem pszenicy na świecie i trzecim największym eksporterem kukurydzy. Blokada portów czarnomorskich uniemożliwia jej eksport milionów ton surowców, co przekłada się na ceny na światowych rynkach. Między 24 lutego a połową maja na największej europejskiej giełdzie surowców rolnych MATIF cena kontraktu na dostawę pszenicy we wrześniu wzrosła z 296 do 438 euro za tonę. Czyli o prawie połowę w ciągu ledwie trzech miesięcy.

Dramatyczna sytuacja panuje również na rynku nawozów. Tutaj czołowym eksporterem na świecie jest Rosja, z której przed wojną sprowadzaliśmy jedną czwartą importowanych nawozów. Co prawda Polska również jest ich istotnym producentem, problem jednak w tym, że kluczowy surowiec do produkcji stanowi gaz, który na początku roku bił rekordy – warto przy tym pamiętać, że przedsiębiorstwa nie mają regulowanej ceny gazu, jak prywatni konsumenci, tylko płacą rynkową. M.in. dlatego na początku roku zanotowano drastyczny wzrost cen nawozów, rzędu 400 proc. w porównaniu do stycznia 2021 r. Według Gantnera dostęp do nawozów będzie miał ogromny wpływ na ceny żywności w najbliższej przyszłości.

– Na prognozy plonów w największym stopniu wpływa ilość nawozów użytych do produkcji, nawet bardziej niż susza rolnicza – wyjaśnia Gantner. – Część rolników ograniczyła ich zużycie z powodu zbyt wysokich kosztów. Zmniejszenie nawożenia skutkuje jednak przede wszystkim spadkiem plonów.

Obecnie kluczową kwestią jest udrożnienie ukraińskiego eksportu zbóż. Nad Dnieprem zalega 20 mln ton zboża, na które szczególnie czekają państwa Afryki Północnej (np. 100-milionowy Egipt), którym grozi nie tylko drożyzna, ale wręcz głód. Unia Europejska zamierza więc wdrożyć „korytarze ­solidarnościowe”, wykorzystując m.in. porty w Gdańsku czy rumuńskiej ­Konstancy. UE na rok zniosła też cło na eksport towarów z Ukrainy, co powinno pomóc tamtejszym producentom w sprzedaży zalegających surowców rolnych.

– Umożliwienie eksportu choć części ukraińskiego zboża oddali nas przede wszystkim od globalnego kryzysu żywnościowego. Ceny pozostaną jednak wysokie – rozwiewa nadzieje Marcin Klucznik, analityk zespołu makroekonomicznego Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Nie będzie bowiem szans na eksport całości tego zboża. Poza tym, według ministra rolnictwa Ukrainy, obsiewy w tym roku mogły być nawet o połowę mniejsze niż zazwyczaj.

Według PIE dynamika cen osiągnie swój szczyt latem. Będzie to wzrost o ok. 20-21 proc. – W dalszych miesiącach czeka nas powolna stabilizacja rynków żywności – przekonuje Klucznik.

Czarniejszy scenariusz przedstawił minister Kowalczyk w wywiadzie dla Radia Zet. Jego zdaniem szczyt wzrostu cen zobaczymy dopiero jesienią i może on osiągnąć poziom aż 25-30 proc.

– Gdyby sytuacja była normalna, bez czynników wojennych, pod koniec roku wzrost cen powinien wyhamować. Ale to wszystko będzie zależeć od tego, czy zostaną odblokowane kanały dystrybucji i łańcuchy dostaw, a także jaka będzie sytuacja na rynku energii – uważa z kolei Gantner. Zarazem uspokaja: w Polsce nie wystąpią ani głód, ani niedobory żywności dla klientów. 40 proc. produkcji żywności kierujemy bowiem na eksport. To jest nasza poduszka bezpieczeństwa. Obyśmy z niej nie musieli skorzystać.      ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Z głodu nie umrzemy, ale…